Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażacy są jak druga rodzina [ROZMOWA]

Joanna Surażyńska-Bączkowska
Z bryg. Wiesławem Kiedrowiczem, zastępcą komendanta KP PSP rozmawia Joanna Surażyńska

To ostatnie dni Pana pracy. Dlaczego zdecydował się Pan przejść na emeryturę?
Po 30 latach pracy, zgodnie z Ustawą o PSP, jest taka możliwość. Skorzystałem z niej. Mam ogółem 32-letni staż pracy w straży.

Pamięta Pan swoją pierwszą strażacką akcję?
Jako 18-latek byłem członkiem OSP w Liniewie. Pierwsza akcja, w jakiej uczestniczyłem, miała miejsce w Młynku, niedaleko Grabowa. Był to pożar gospodarstwa. Pamiętam, że jechaliśmy Starem 25. Wszystko działo się w porze wieczornej, nikt nie zginął, ktoś z gospodarzy był ranny. Jednak budynek stodoły ze słomą i sianem uległ spaleniu. Ucierpiał częściowo inwentarz wraz z chlewem. Wtedy w Liniewie nie było zbyt wielu atrakcji dla młodych ludzi. OSP skupiało wielu członków, którzy działali i pragnęli pomagać innym. Chętnie też jeździliśmy na zawody strażackie gminne i powiatowe. Działała drużyna piłkarska oraz sekcja podnoszenia ciężarów przy LZS Liniewo.

Jak to się stało, że został Pan jednak zawodowym strażakiem?
Skończyłem technikum rolnicze, czyli szkołę w ogóle niezwiązaną ze strażą. Rodzice mieli małe gospodarstwo, ojciec z zawodu był mleczarzem. Podobało mi się rolnictwo, ale ostatecznie nie poszedłem w ślady rodziców. Pierwszą pracę w roku 1983 podjąłem w Wojewódzkim Ośrodku Postępu Rolniczego w Lubaniu. Byłem tam na rocznym stażu, zajmowałem się m.in. produkcją roślinną (praca w polu), produkcją zwierzęcą (praca w oborze, chlewni czy owczarni), część stażu to praca w dziale doradztwa rolniczego (sad, selekcja ziemniaków, wyjazdy do rolników na poletka doświadczalne itp.). Po ukończeniu stażu w 1984 roku zostałem przyjęty do pracy w dziale doradztwa pod fachowym okiem specjalisty - Pana Pogorzelskiego. Działałem na terenie gm. Nowa Karczma. We wrześniu jednak dostałem wezwanie do zasadniczej służby wojskowej w oddziale obrony cywilnej w Gdańsku. Dostałem skierowanie do Portowej Straży Pożarnej. Tam byłem do ślubowania. Potem zostałem oddelegowany do kościerskiej jednostki na czas przygotowania i do zakończenia Mistrzostw Polski w sporcie pożarniczym. W zgrupowaniu kadry wojewódzkiej brali udział również strażacy z rejonu kościer-skiego. Dlatego zostałem oddelegowany z dwoma jeszcze strażakami do Komendy Terenowej Zawodowej Straży Pożarnej w Kościerzynie. Dzień 30 grudnia 1984 roku to moja pierwsza służba w kościerskiej komendzie w systemie 24-godzinnym, do której wprowadził mnie śp.ppłk. poż. Ryszard Jabłoński.

Pierwsze poważne zadanie?
Jeszcze w Portówce będąc na podziale bojowym wybuchł pożar Elektrociepłowni w Gdańsku. Ogień wybuchł na wysokości czwartego piętra, dojście tylko bocznymi schodami. Dopiero nad ranem wróciliśmy do jednostki, wszyscy czarni, tylko oczy nam było widać. Za wzorową postawę oraz pełne zaangażowanie się przy pożarze dostaliśmy przepustkę 48-godzinną. Po dwóch miesiącach skoszarowania mogliśmy pojechać do domu.

A jednak wkrótce trafił Pan za biurko.
W czasie, w którym odbywałem służbę wojskową, pracowałem w systemie: 24 godziny w pracy, 24 wolne. Zwolniło się miejsce w biurze w prewencji w systemie ośmiogodzinnym, skorzystałem przy namowie wspaniałego kolegi już śp. Mirka Podjaskiego. W 1986 roku skończyłem służbę wojskową. Mogłem wówczas wrócić do Lubania albo zostać w straży. Ostatecznie pozostałem w służbie. W 1986 roku zostałem przyjęty do zawodowej straży przez komendanta ppłk.poż. Mariana Szuckiego. Do 1995 roku pracowałem w dziale prewencji. W 1987 roku skończyłem kurs podoficerski w Gdyni. W 1989 roku ukończyłem w systemie zaocznym Szkołę Chorążych Pożarnictwa w Poznaniu. W 1995 roku zaproponowano mi stanowisko kwatermistrza, które zajmowałem przez 12 lat. W zakresie moich obowiązków należały m.in. przetargi na rozbudowę strażnicy, wymiany okien, drzwi garażowych, remonty kotłowni itp. zamówienia odzieży specjalnej dla strażaków, sprzętu specjalistycznego, zakup armatury wodnej itd). Musiałem też uzupełnić kwalifikacje na zajmowanym stanowisku. Ukończyłem Szkołę Główną Służby Pożarniczej w Warszawie, gdzie otrzymałem tytuł magistra inżyniera oraz pierwszy stopień oficerski młodszego kapitana. W 2007 roku komendant powiatowy st.bryg. Jerzy Rożek powierzył mi stanowisko swojego zastępcy. Przez ponad 20 lat byłem też rzecznikiem prasowym komendy, gdzie bardzo często współpracowałem z mediami i tu w tym miejscu chciałbym im bardzo gorąco i serdecznie podziękować za miłą i ciepłą współpracę

Jaka była najtrudniejsza akcja?
Odpowiadałem za wydział operacyjno-kontrolno-rozpoznawczy oraz Jednostkę Ratowniczo-Gaśniczą. W przypadku długotrwałych akcji ratowniczych czy ratowniczo-gaśniczych brałem w nich udział. Pełniłem również służbę oficera operacyjnego w dyspozycji komendanta powiatowego PSP. Najtrudniej wspominam dwa wypadki kolejowe, podczas których na torach zginęli młodzi ludzie. Trudny był również tragiczny wypadek drogowy w Lubaniu, gdzie zginęły trzy młode osoby. Pożar stodoły z chlewem, gdzie rodzina straciła cały dobytek, ocalał jedynie dom mieszkalny.

Jak w takich sytuacjach radzić sobie ze stresem?
Mamy psychologa w KW PSP Gdańsku, który jest dostępny w każdej takiej sytuacji. Oczywiście trudno poradzić sobie z traumą. To zawsze ogromne przeżycie, kiedy ginie ktoś bliski i nie tylko. Czasem akcje trwają nawet kilkanaście godzin i wtedy jest potrzebna też pomoc psychologa.

Został Pan kiedyś ranny podczas jakiejś akcji?
Byłem ranny na ćwiczeniach. Inscenizacja wybuchu przy jeziorze w Garczynie z udziałem zespolonych służb ratowniczych oraz młodzieży. Byłem oddalony ok. 200 metrów, stałem w grupie, obserwowałem ćwiczenia. Dostałem kamieniem w głowę. Zaczęła mi lecieć krew, ale w pierwszym momencie tego nawet nie zauważyłem. Po chwili jednak zrobiło mi się słabo. Karetka zabrała mnie na pogotowie szpitalne. Skończyło się na trzech szwach.

Co uważa Pan za swój największy sukces?
Sukces to każda udana akcja, z której strażacy wracali cali i zdrowi. Sukcesem była akcja w 1997 roku, kiedy zostałem wraz z kompanią COO zadysponowany do Górzycy (woj. gorzowskie), gdzie mieliśmy podwyższyć na odcinku 15 km przy pomocy worków z piaskiem koronę wałów przeciwpowodziowych i nie dopuścić do wylania rzeki Odry. Byłem tam miesiąc, pierwsze trzy noce w ogóle nie spałem. Umacnialiśmy wały, dowoziliśmy pontonami wodę pitną oraz jedzenie do wiosek, w których dojazd drogą asfaltową był utrudniony przez długotrwałe ulewy. Udało się opanować sytuację. W 1998 roku zalało Kościerzynę. Ta sytuacja powodziowa trwała 21 dni. To była sprawna akcja zespołowa wszystkich służb. Kontrola, monitorowanie, budowa dużego koryta drewnianego, którym ze zbiornika w okolicach ulicy Małej Kolejowej spuszczano wodę do rzeki Bibrowej. Pomoc w sprawnej organizacji przeprowadzenia zawodów pożarniczych gminnych i powiatowych OSP bez kontuzji i urazów. Udział młodzieży z powiatu kościerskiego w turniejach wiedzy pożarniczej na szczeblu powiatowym, wojewódzkim czy krajowym. Wspólnie ze st.bryg. Jerzym Rożkiem brałem udział w tworzeniu i wyposażaniu sekcji ratownictwa wodnego. Obecnie grupa kościerska liczy 17 nurków i jest wiodącą wśród trzech jednostek specjalistycznych grup wodno-nurkowych województwa pomorskiego. Za swoją pracę otrzymałem wiele medali, odznaczeń państwowych i resortowych. Otrzymałem również dyplom uznania Komendanta Głównego PSP oraz wojewody gdańskiego.

Czy nie żałuje Pan czasami, że jednak nie związał się Pan z rolnictwem?
Będąc strażakiem nie porzuciłem do końca rolnictwa. Pomagałem rodzicom na gospodarstwie.

W takim razie proszę powiedzieć, co będzie Pan robił na emeryturze?
Przede wszystkim zajmę się „odbudową” relacji rodzinnych. Nie będę ukrywać, że praca w straży to służba, w której pracy nie da się odłożyć na później. Kiedy jest wezwanie, trzeba jechać i koniec. Strażacy są jak druga rodzina. Nieraz były łzy, ale też dużo wsparcia. Trzeba było szybko podejmować decyzje. Czasem powiedziało się słowa, których potem się żałowało. Może to dobry moment, by przeprosić, jeśli kogoś kiedyś uraziłem, czy wyrządziłem komuś jakąś krzywdę - przepraszam. Dziękuję tym wszystkim, którzy stanęli na mojej drodze.

Rodzina pewnie się cieszy?
Na pewno teraz zajmę się domem. Nie zamierzam jednak rezygnować z pracy społecznej w ZOSP na terenie powiatu kościerskiego. Jeśli będzie potrzeba pomocy w sprawach dotyczących ochrony przeciwpożarowej, chętnie służę pomocą. Moje marzenie to wyjazd z całą rodziną na południe w polskie góry na narty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki