W Światowym Dniu Bezpieczeństwa i Ochrony Zdrowia w Pracy rozpoczęli kampanię walki z niszczącym stresem. We wtorek na znak protestu pracownicy ośmiu pomorskich sądów przyczepili do strojów naklejki z napisem "Stop stresowi w sądzie!". Będą je wkładać też w kolejnych tygodniach.
- Komuś może wydawać się, że praca urzędnika sądowego to kawka, ciasto i plotki. To bzdura - mówi Marek Madaj z Solidarności, pracujący w Sądzie Rejonowym Gdańsk-Południe. - Podstawowy problem to nawał pracy. Z roku na rok przybywa spraw, ale obsada kadrowa pozostaje na tym samym poziomie.
Zadań jest sporo. Każde zarządzenie czy postanowienie sędziego musi być przelane na papier i rozesłane do stron postępowania. Przed każdą rozprawą, należy dopilnować zawiadomień. Do tego odbierać telefony lub przyjmować petentów, którzy pojawili się w sądzie. Wysłuchać ich, wyjaśnić ewentualne wątpliwości, a na końcu sporządzić urzędową notatkę z rozmowy. Wreszcie pilnować obiegu akt i protokołować rozprawy. Pracę trudno zaplanować, bo trzeba reagować na bieżące obrót spraw - nowe wnioski dowodowe, niezapowiedziane absencje czy choroby. Także współpracowników. W wielu sądach panuje niepisana zasada, że chorobowego nie bierze się.
- Ludzie z grypą siedzą w pracy, bo nie chcą robić innym problem wienia ileś tam swoich pilnych spraw. Zajmie się nimi, jak zejdzie "z wokandy" (tj. skończy protokołować rozprawę - dop. red.). Na zwolnienie chodzą ci, którzy już nie wyrabiają - tłumaczy pracownica jednego z gdańskich sądu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?