A to Komisja Europejska chce szybszej prywatyzacji, a to trzeba policzyć pomoc publiczną od nowa, a to stoczniowcy twierdzą, że zarząd przed laty wyłudził od nich po 400 zł.
Wbrew pozorom, najbardziej niepokoi ta ostatnia informacja. Niby 400 zł to niewiele. Suma roszczeń - 3 mln zł - wobec miliardowych potrzeb branży, też jest w sumie niewielka.
Problem jest inny - a mianowicie sprowadza się do pytania: Ile jeszcze takich "drobiazgów" odkryjemy w najbliższych latach. I nie ma się co pocieszać, że to jakiś fundusz dziwnego pochodzenia, a nie stocznia naciągała pracowników. Bo dla destabilizacji sytuacji w stoczniach wystarczy ten fundusz i niezadowolenie ludzi.
Ten "drobiazg" rodzi pytania. Czy do końca wiemy jak wyglądały przepływy finansowe, kto i na czym zarabiał, jakie są realne zobowiązania całej branży i poszczególnych stoczni.
Tymczasem ryzykujemy, że nie znamy całej prawdy. A w skrajnej sytuacji, ta niewiedza może być niezwykle kosztowna. Nie znajdziemy bowiem inwestorów, którzy kupią "kota w worku", czy raczej "stocznię bez wyjaśnionych problemów". W Gdańsku stocznię sprywatyzowano i już dochodzi do nieporozumień inwestora z rządem. A w Gdyni i Szczecinie była dużo bardziej złożona. Z niepokojem czekam na dalsze "szczegóły i drobiazgi" Bo to w nich tkwi przysłowiowy diabeł.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?