Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stocznie przetrwają dzięki kryzysowi

Tomasz Ł. Rożek
Gdańscy stoczniowcy prawdopodobnie nie będą musieli już protestować
Gdańscy stoczniowcy prawdopodobnie nie będą musieli już protestować Grzegorz Mehring
Kryzys finansowy uratował polskie stocznie. Nie będą musiały zwracać pomocy publicznej, ale rząd sprzeda je w przetargu i jednocześnie spłaci około miliarda złotych ich zadłużenia wobec wierzycieli - m.in. armatorów, ZUS i fiskusa - dowiedziała się "Polska Dziennik Bałtycki".

Wczoraj wieczorem o planie ratunkowym dla stoczni dyskutowali polscy eurodeputowani w Parlamencie Europejskim. - Robimy wszystko, by uchronić stocznie przed bankructwem. Mamy kilka wariantów, które pozwolą przetrwać tym zakładom - mówi enigmatycznie wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik.

Koło ratunkowe jest pilnie potrzebne, bo na początku października unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes odrzuciła plany restrukturyzacji stoczni, przygotowane przez inwestorów. Wydawały się całkiem sensowne - ukraińska spółka ISD miała połączyć stocznie w Gdyni i Gdańsku i zainwestować w nie 545 mln zł, a konsorcjum Mostostal Chojnice & Ulstein Verft miało wyłożyć na Stocznię Szczecińską 620 mln zł.

Kością niezgody między Polską a Komisją stała się jednak wysokość pomocy państwa dla stoczni - rząd chciał bowiem pomóc inwestorom i wyłożyć dodatkowo 1,2 mld zł. Komisarz Kroes gwałtownie zaprotestowała, bo rząd od 2004 r. wydał na stocznie już ok. 5 mld zł, co nie poprawiło ich wyników finansowych.

Odrzucenie planów inwestorów oznaczało, że stocznie musiały zwrócić 5 mld zł pomocy do budżetu. W tej sytuacji firmy zbankrutowałyby, zostawiając na lodzie ponad 15 tys. pracowników. Paradoksalnie wyrok na stocznie został odsunięty z powodu kryzysu gospodarczego. Państwa europejskie musiały wydać 2,2 bln euro na pomoc bankom, zagrożonym kryzysem finansowym. Tak gigantyczna pomoc państwowa zbladła przy 1,2 mld zł pomocy polskiego rządu dla stoczni. 

Dlatego komisarz Kroes przyznała, że stocznie nie muszą zwracać pomocy, pod warunkiem, że rząd znajdzie inwestorów, którzy zapewnią im finansowanie.
Plan komisarz Kroes wygląda w skrócie tak: majątek dwóch stoczni wystawiony byłby na przetarg (Stocznia Gdańsk została sprywatyzowana już rok temu, więc jej ten spór nie dotyczy).
Zostałaby firma-wydmuszka, która za pieniądze ze sprzedaży majątku spłaciłaby długi wobec państwa i wkrótce zostałaby zlikwidowana. Ci, którzy nabyliby majątek, mogliby prowadzić na terenie stoczni działalność gospodarczą bez ogromnego obciążenia, jakim byłaby konieczność zwrócenia pomocy publicznej.

- Ten plan jest jednak bardzo niejasny. Boimy się, że nikogo nie będzie stać na zakup całej stoczni, więc majątek będzie wyprzedawany kawałkami i skończy się produkcja statków, wejdą tu np. deweloperzy czy małe firmy, produkujące części do okrętów - uważa Dariusz Adamski, szef Solidarności w Stoczni Gdynia. 

Cały problem w tym, że majątek stoczni w Gdyni i Szczecinie jest zabezpieczony na poczet wierzytelności. Stocznia Gdynia jest zadłużona na ok. 1,2 mld zł, a Szczecin - na ok. 400 mln zł. Według polskiego prawa - zabezpieczonego majątku nie można sprzedać.
Właśnie dlatego rząd wpadł na pomysł, by przynajmniej częściowo spłacić wierzycieli - resztę długów spłaciłby już inwestor, wyłoniony w przetargu. Na równych prawach mogliby w nim wystartować ISD Polska, Mostostal i Ulstein.

- Nie wiemy jeszcze, na jaką wysokość kolejnego rządowego wydatku zgodzi się Unia Europejska, ale chcemy to zrobić tak, by zakłady nie upadły, tylko mogły zostać przejęte przez inwestorów i dalej prowadziły działalność - mówi Maciej Wewiór, rzecznik resortu skarbu.
Związkowcy wolą, by resort prowadził negocjacje z jednym inwestorem, który miałby pomysł na kontynuowanie działalności stoczniowej.
- To jest jedyne rozwiązanie - przekonuje Krzysztof Fidura z Solidarności Stoczni Szczecińskiej. Kłopoty z powodu kryzysu może mieć za to Stocznia Gdańsk. Ukraiński Donbas, spółka matka ISD Polska, właściciela stoczni, chce zwolnić aż jedną trzecią pracowników w swoich hutach na Ukrainie.

Huty mają problemy, bo spadł światowy popyt na stal i jej ceny. ISD chce też sprzedać dwa największe kombinaty.
- Niewykluczone, że nie będziemy mogli sobie pozwolić na ogromne inwestycje w stoczni z powodu recesji gospodarczej - przyznał Jacek Łęski z ISD Polska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki