Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stocznia Gdańska: Zachować historyczną dzielnicę czy kontynuować jej eksterminację?

Tomasz Korzeniowski, konserwator Bazyliki Mariackiej
Tomasz Korzeniowski, konserwator Bazyliki Mariackiej w Gdańsku
Tomasz Korzeniowski, konserwator Bazyliki Mariackiej w Gdańsku Przemek Świderski
Jak to się stało, że nagle wielki zakład przemysłowy po powolnym upadku gospodarczym staje się w świadomości społecznej ważną pamiątką narodową?

O zachowanie dziedzictwa Stoczni Gdańskiej nawołują parlamentarzyści, członkowie rządu, organizacje społeczne i setki sygnatariuszy petycji kierowanej do premiera. Wszyscy, poza właścicielami terenu i władzami miasta. Wydaje się, że jako społeczeństwo stajemy przed historycznym wyborem. Zachować pozostałości cennej historycznej dzielnicy miasta czy może kontynuować jej eksterminację w imię zysku kilku inwestorów? Miliony obywateli Polski i Europy tracą właśnie najcenniejszą pamiątkę czasów najnowszych. Dlaczego jednak urzędnicy państwowi odpowiedzialni za jej ochronę nie wykonują swoich podstawowych obowiązków? Fakty towarzyszące zeszłorocznym wyburzeniom w stoczni ukazują obraz anarchii panującej w strukturach państwa.

Dawne deklaracje

Artykuł 5 konstytucji głosi, że Rzeczpospolita Polska strzeże dziedzictwa narodowego, kierując się zasadami zrównoważonego rozwoju. Strażnikami tej zasady, zgodnie z ustawą o ochronie zabytków, są minister kultury i dziedzictwa narodowego oraz odpowiedni wojewoda. Obaj urzędnicy realizują swoje obowiązki ochrony dziedzictwa narodowego za pośrednictwem podległych im służb. Kwestią podstawową jest odpowiedź na pytanie, czy minister i wojewoda kontrolują podległe im służby. Rzeczywistość nie napawa optymizmem. W praktyce mamy do czynienia z niedowładem lub wręcz rozkładem instytucji państwa, czemu towarzyszy organizacyjny chaos panujący w obu instytucjach odpowiedzialnych za ochronę naszego dziedzictwa. Państwo, zamiast chronić najcenniejsze nawet zabytki, bezczynnie obserwuje ich dewastację.

W listopadzie 2008 roku poseł Arkadiusz Rybicki zaproponował wpisanie dźwigów Stoczni Gdańskiej do rejestru zabytków. Już dwa miesiące później, w styczniu 2009 roku, media donoszą, że wojewódzki konserwator zabytków rozpoczął procedurę wpisu do rejestru zabytków czterech dźwigów suwnicowych widocznych w panoramie Gdańska. Rzecznik urzędu precyzował, że procedura potrwa cztery miesiące. W październiku 2009 roku wojewódzki konserwator oświadcza w prasie: "Nie mam wątpliwości, że obszar ten należy chronić. Dlatego zaczynamy postępowanie w sprawie wpisu Stoczni Cesarskiej do rejestru zabytków. Zebraliśmy całą niezbędną do wykazania wartości tego obszaru dokumentację historyczną i architektoniczną, w tym oryginalne projekty budowlane XIX-wiecznych hal". Pomimo upływu ponad trzech lat prace urzędników nie przyniosły zapowiadanych efektów. W międzyczasie niektóre dźwigi pocięto na złom, a wiele cennych budynków zrównano z ziemią.

Obecna bezczynność

Kompromitacja administracji publicznej to zbyt łagodne określenie tych działań. Po niedawnej zmianie na stanowisku wojewódzkiego konserwatora zabytków następca, zapytany w programie TVP Gdańsk o zaangażowanie w ochronę terenów stoczniowych, odpowiedział wymijająco, iż są one pod opieką urzędników miejskich.

W 2009 roku minister kultury i dziedzictwa narodowego przysłał do Gdańska powołany przez siebie Komitet ds. Światowego Dziedzictwa Kulturowego w Polsce. Eksperci orzekli, że nie tylko dźwigi, ale cały obszar stoczni trzeba chronić jako dziedzictwo o znaczeniu światowym. Raport koncentruje się na terenach dawnej Stoczni Cesarskiej. Jednak oczywiste jest, że opisane w dokumencie wartości związane z dziedzictwem Solidarności dotyczą też sąsiadujących terenów dawnej stoczni Schichaua, która także tworzyła późniejszą słynną Stocznię Gdańską. Eksperci nie pozostawili złudzeń, stwierdzając: "Teren Stoczni jest miejscem wyjątkowym dla historii i dziedzictwa narodu, które swym znaczeniem wykracza poza granice kraju. Ranga miejsca, którego autentyzm jest wciąż odczuwalny, wymaga wyjątkowych starań o jego zachowanie i ochronę." Od momentu powstania rządowego raportu możemy traktować kwestię wartościowania dziedzictwa stoczni jako rozstrzygniętą i pozadyskusyjną. Od tego momentu działania wojewody pomorskiego jako organu pierwszej instancji ochrony zabytków powinny być oczywiste i polegać na niezwłocznym wpisie stoczni do rejestru zabytków. Rzeczywistość jednak ukazała bezczynność wojewody. W takiej sytuacji jedyną osobą mogącą przeciąć ten istny węzeł gordyjski jest zwierzchnik administracji państwowej.

Gdy w ubiegłym roku, pomimo licznych protestów społecznych, rozpoczęła się rozbiórka monumentalnego budynku XIX-wiecznej stoczniowej projektowni, wystąpiłem z listem otwartym do wojewody pomorskiego o niezwłoczne wstrzymanie prac przez uruchomienie procedury wpisu obiektu do rejestru zabytków. Takie działania przewiduje art. 46 ustawy o ochronie zabytków. W odpowiedzi wojewoda, powołując się na wyjaśnienia podległego mu konserwatora zabytków, informuje, że postulaty dotyczące ochrony obiektów na terenie dawnej Stoczni Gdańskiej "znajdują odzwierciedlenie w zastosowanych formach ochrony konserwatorskiej". Wojewoda stwierdza, że "obiekty postoczniowe zostały poddane przez organ ochrony zabytków szczegółowej analizie oraz wartościowaniu z uwzględnieniem niepodważalnych walorów architektonicznych, historycznych i kulturowych. Takie obiekty jak plac Solidarności, Brama nr 2 i magazyn torped z tzw. salą BHP wpisane zostały do rejestru zabytków decyzją Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków już w 1999 r. Należy jednak obiektywnie stwierdzić, iż nie każdy obiekt czy budynek poindustrialny zasługuje na zastosowanie szczególnych form ochrony zabytków".

Pismo wojewody jest o tyle niepokojące, że nie tylko stwierdza nieprawdę, ale również całkowicie ignoruje oficjalne stanowisko Ministerstwa Kultury. W tej sytuacji, po podobnej odpowiedzi wojewody w sierpniu 2012 roku, wysłałem skargę do ministra kultury i generalnego konserwatora zabytków w związku z wprowadzeniem w błąd wojewody przez podległych mu urzędników. Pismo skierowałem również do wiadomości wojewody, wnosząc o zweryfikowanie stanowiska. W odpowiedzi udzielonej we wrześniu wojewoda stwierdza, że owszem, spoczywa na nim ustawowy obowiązek kontroli podległych mu służb, jednak "…pracownicy urzędu wojewódzkiego, przy pomocy którego Wojewoda wykonuje swoje zadania, nie posiadają specjalistycznej wiedzy w zakresie, jakiego dotyczy Pana skarga. Mając powyższe na uwadze, Wojewoda nie jest władny odnieść się do zasadności zarzutów podnoszonych w skardze; uczynić to może Generalny Konserwator Zabytków, do którego skierował Pan oryginał swojego wystąpienia."

Wojewoda oficjalnie odmawia wypełnienia ustawowych obowiązków, zasłaniając się najsłabszymi z możliwych argumentów. Dowodzą one niekompetencji. Jeżeli tak wygląda sytuacja zwierzchnika wojewódzkiej administracji, co dopiero się dzieje w podległych mu jednostkach?
Wojewoda wskazuje na generalnego konserwatora zabytków, którego obowiązkiem, podobnie jak wojewody, jest nadzór nad wojewódzkim konserwatorem zabytków. Problem w tym, że o ile wojewoda odpowiedział na pismo, urzędnicy Ministerstwa Kultury najwyraźniej uznali sprawę Stoczni Gdańskiej za zbyt błahą. Pomimo upływu ośmiu miesięcy ministerstwo nie udzieliło żadnej odpowiedzi.

Bezduszna ignorancja

Historia zna wiele przypadków dewastowania zabytków na skutek krótkowzroczności lokalnych władz. W 1687 roku, po przekształceniu przez Turków ateńskiego Partenonu na magazyn prochu, doszło do eksplozji, która zamieniła najwspanialszą świątynię starożytności w ruinę. W latach 1801-1804 Prusacy dokonali masowych wyburzeń zamku w Malborku, przekształcanego na wielkie magazyny wojskowe. Protesty społeczne doprowadziły do decyzji władz o zaprzestaniu dewastacji i rozpoczęciu odbudowy zabytku. Wystarczy też wspomnieć dewastację Zamku Królewskiego na Wawelu, przebudowanego przez Austriaków na koszary. W wymienionych przypadkach doszło do niepowetowanych strat, jednak budowle przetrwały do dziś. Pomimo zniszczeń udało się je ocalić.

Czy Stocznię Gdańską można porównać do ikon światowej historii? Zdecydowanie tak. I nadal nie jest za późno, aby przetrwała czas bezdusznej ignorancji. Petycję w tej sprawie, opublikowaną na stronie petycje.pl pod nazwą Ocalmy gdańskie dźwigi, podpisało już ponad 900 osób z niemal całej Polski i zagranicy. Dokument skierowany jest do premiera, którego osobista interwencja wydaje się w obecnej sytuacji jedyną szansą na ocalenie części narodowego i światowego dziedzictwa.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki