Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stefan Chwin: Mit Solidarności? To trudne i niebezpieczne pytanie

Jarosław Zalesiński
Przemek Świderski
O stanie wojennym wciąż mówimy z ogniem w oczach, a Sierpień '80 mało kogo dziś obchodzi. To wina naszych gdańskich elit. Przyznaję, moja także - mówi pisarz Stefan Chwin

Gdańsk miastem "zawsze polskim", "miastem wielokulturowym", "miastem tolerancji" - takie były tworzone w przeszłości mitologiczne opowieści o Gdańsku w różnych czasach. Czy ich wspólną cechą nie było to, że pozostawały w dość luźnym związku z realną historią miasta?
Gdańsk nigdy nie był miastem wielokulturowym w pełnym sensie tego słowa. Dotyczy to zresztą nie tylko Gdańska. Również Wilno, które chętnie dzisiaj nazywamy miastem wielokulturowym, tak naprawdę miastem wielokulturowym nie było nigdy. Przez sporą część swojej historii to było miasto polskojęzyczne, z pewną ilością mniejszości etnicznych i religijnych - litewskich, białoruskich, rosyjskich, żydowskich, tatarskich. Statystycznie Polacy stanowili większość, która dominowała nad resztą.

Tak jak Gdańsk przez sporą część swej historii był miastem niemieckojęzycznym, z domieszką paru mniejszości.
Nie zawsze oczywiście, ale przez dość długi okres język niemiecki tu dominował, a świadectwa polskiej kultury były tylko jednym z wielu elementów krajobrazu kulturowego miasta. Co jest prawdą dość mało popularną. Śledząc pojawiające się w internecie opinie na temat Gdańska, zauważam, że pewna część internautów bardzo źle reaguje np. na informację, że na Pachołku do dziś stoi pomnik ku czci królowej Luizy, władczyni Prus, przemianowany po wojnie na pomnik Bitwy Oliwskiej z 1627 roku. Przypominanie o tym traktuje się jako ukrytą propagandę proniemiecką.

Widział Pan takie wpisy?
Widziałem takie wpisy nie dalej niż kilka dni temu, co mnie zdumiało. Myślałem, że to już przeszłość, ale okazało się, że ten sposób myślenia trzyma się mocno. Kiedy więc teraz mówię, że w pewnych okresach historii na ulicach Gdańska dominował język niemiecki, to już słyszę internautów, którzy ogłoszą, że prowadzę ukrytą propagandę proniemiecką. Tak samo działo się zresztą, kiedy ukazała się moja powieść "Hanemann". Ponieważ książka przywracała pamięć o niemieckiej przeszłości miasta, znaleźli się tacy, którzy pisali, że porzuciłem polski punkt widzenia. A naszą rzeczą jest bronić z całych sił polskiego punktu widzenia bez względu na to, jak przedstawiają się fakty, ponieważ na tym polega prawdziwy patriotyzm.

Nie odrobiliśmy do końca tej lekcji, której zaczęliśmy sobie udzielać w latach 80., gdy odkrywaliśmy niemiecką przeszłość Gdańska?
Oczywiście trudno jest mi się wypowiadać na temat całości gdańskiego społeczeństwa, trzeba by przeprowadzić gruntowniejsze badania socjologiczne. Ale obawiam się, że ta zmiana świadomości, o której w tej chwili rozmawiamy i która dokonała się pomiędzy rokiem 1980 a mniej więcej 1995, dotyczyła jedynie niewielkiej części gdańskiej zbiorowości. Inteligencja, środowiska studenckie, artystyczne, dziennikarze - mniej więcej taki krąg.

Krąg czytelników albumów Donalda Tuska i Grzegorza Fortuny, ze zdjęciami dawnego Gdańska.
Między innymi. To się rozgrywało w ramach dość wąskiej grupy. Jak przypuszczam, duża część gdańszczan tymi sprawami w ogóle się nie interesuje, bo nasze miasto ma w dużym stopniu charakter - nazwijmy - proletariacko-plebejski. Polityka władz peerelowskich, której skutki w jakimś stopniu obserwujemy do dzisiaj, była pod tym względem bardzo konsekwentna. Chodziło o to, by na gruzach miasta niemieckiego powstało polskie miasto robotnicze. A ten typ zainteresowań, o jakich teraz mówimy, jest charakterystyczny dla inteligencji. O ile można mówić o gdańskim środowisku inteligenckim, to rzeczywiście w tym kręgu nastąpiła bardzo istotna zmiana wyobrażeń. Ale czy poza tym kręgiem także, to już nie wiem. Mam też wrażenie, że to się dzisiaj cofa, np. sporo gdańskich studentów nie za bardzo się interesuje gdańską przeszłością. Dzisiaj albumy "Był sobie Gdańsk" nie odniosłyby takiego sukcesu jak w tamtym momencie historycznym.

Skoro dochodzimy do teraźniejszości, zapytam o kolejną gdańską mitologię - mit miasta Solidarności. Na ile odpowiada ona prawdzie, w imię jakich celów jest tworzona.
Stawia Pan trudne i niebezpieczne pytanie.

Wiem.
Sam bardzo żałuję, że nie udało nam się - mówiąc nam, mam na myśli środowiska intelektualno-artystyczne Gdańska - zrobić tego, co udało się dokonać warszawiakom. Oni osiągnęli rzecz niezwykłą. Po pierwsze: mit Powstania Warszawskiego stał się prawdziwym, gorącym mitem prywatnej warszawskiej pamięci…

Negatywnym albo pozytywnym, ale rzeczywiście żywym.
…a ponadto oni doprowadzili do czegoś, co nazwałbym ogólnopolską uniwersalizacją wydarzenia lokalnego. Bo jednak Powstanie Warszawskie, co jest określeniem trochę może heretyckim, było wydarzeniem lokalnym. Nawet w skali samej Warszawy. Zawsze uderza mnie, jak to wyglądało na mapie, jak niewielką część stolicy Polski udało się zająć powstańcom. To nawet nie była jedna trzecia miasta.

Ale mit rozszerzył to na całą Warszawę.

To już zasługa warszawiaków, którzy potrafili narzucić ten mit także całej Polsce. Mam wrażenie, że w polskiej pamięci nasz Sierpień nie ma jednak takiej siły wyobraźniowej i emocjonalnej. Nie udało nam się tego osiągnąć.

Z jakich powodów?
Z powodu zaniedbań, także moich. Nie zechcieliśmy czy nie potrafiliśmy stworzyć takiej opowieści o Sierpniu, która miałaby ogólnopolską nośność. Bo właściwie jedynym ważnym budowaniem sierpniowego mitu w skali ogólnopolskiej i międzynarodowej był film Andrzeja Wajdy "Człowiek z żelaza". Ale poza tym? Janusz Głowacki napisał o gdańskim strajku z 1980 roku powieść "Moc truchleje", ale ona opowiada nie o heroicznej stronie strajku sierpniowego, tylko o gdańskim stoczniowcu, który najpierw został wytresowany przez władzę komunistyczną, a potem powoli budzi się w nim świadomość wolnościowa. Ale budzi się niekonsekwentnie. On raz stoi po stronie wolności, raz po stronie władzy. To jest książka bardzo obrazoburcza, cenię ją za ostrość spojrzenia, ale ona żadną miarą nie buduje ogólnopolskiego mitu Sierpnia.

Tak jak "Kolumbowie" stworzyli mit powstania?
Tak, w dużym stopniu to "Kolumbowie" stworzyli ogólnopolski mit powstania. Czego byśmy nie powiedzieli o Romanie Bratnym, który był postacią niejednoznaczną, on jednak stworzył w swojej powieści mitologię Kolumbów głównie jako powstańców warszawskich, która weszła do świadomości ogółu Polaków. Nam się nie udało stworzyć podobnej epickiej opowieści. Mówię o naszym środowisku intelektualnym, o pisarzach, dziennikarzach, artystach, ludziach teatru. Nie stworzyliśmy wielkiej narracji sierpniowej. Ani gdański Grudzień '70 nie stał się przedmiotem wielkiej ogólnopolskiej opowieści, ani Sierpień '80. Bardzo żałuję i trochę sobie to wyrzucam, ale nie moje to tylko zaniedbanie.

A czy Sierpień stał się mocnym elementem prywatnej gdańskiej pamięci, tak jak Powstanie Warszawskie stało się mocną częścią prywatnej pamięci mieszkańców Warszawy?
Znowu trzeba by przeprowadzić gruntowniejsze badania socjologiczne, ale moje wrażenie jest takie, że to się nie stało. Sierpień nie jest mocnym, wielkim wspomnieniem współczesnych gdańszczan. Może coś się zmieni po powstaniu Europejskiego Centrum Solidarności, być może dokona się jakaś zmiana. Ale kiedy rozmawiam w Gdańsku z młodymi ludźmi na temat Sierpnia, nie czuję w tych rozmowach żadnej podwyższonej temperatury. Gdy o powstaniu rozmawia się w Warszawie, o tym, co robili wtedy matka czy ojciec, temperatura zawsze rośnie. Natomiast tutaj coś, owszem, mówi się, że np. ojciec był w stoczni, ale nie budzi to żywszych emocji. A czasem słyszę nawet żartobliwo-ironiczne komentarze na temat strajkującego taty, który w młodości spał na styropianie.

Dlaczego?
Dlatego, że Sierpień polegał na pokojowym zwycięstwie. To zresztą nieszczęście polskiej historii, że kiedy przydarzy nam się pokojowe zwycięstwo, polska mitologia nie potrafi tego ani przyswoić, ani uwznioślić. Fundamentem mitu Powstania Warszawskiego jest ofiara krwi, która zawsze bardzo silnie działała na polską wyobraźnię. A w czasie Sierpnia nie przelano kropli krwi. Jak w Polsce budować mit na czymś, co nie zostało obficie skropione krwią? W naszej kulturze nie jest to proste. Już znacznie silniejsze wspomnienia budzi stan wojenny, z charakterystycznym pragnieniem mnożenia liczby krwawych ofiar. O Grudniu 1981 Polacy wciąż potrafią mówić z ogniem w oczach. O Sierpniu tak się nie mówi.

A jak żyć w mieście, które nie wytworzyło o sobie jakiejś mitologicznej historii?
Obawiam się, że większości ludzi nic to nie obchodzi. Pamięć Sierpnia nie wzmacnia się, tylko raczej słabnie. Staliśmy się cząstką społeczeństwa globalnego, jesteśmy formatowani przez ponadnarodowe telewizje. W znacznie większym stopniu na wyobraźnię szerokich rzesz wpływają wyobrażenia kina amerykańskiego, niż rozmaite braki pamięci lokalnej. To zresztą problem nie tylko Gdańska i nie tylko Polski.

Ma Pan na myśli także to, jak polski Sierpień istnieje w pamięci społeczeństw europejskich?
Europejską pamięć Sierpnia bardzo skutecznie przyćmił mit upadku muru berlińskiego. W świadomości zachodnich społeczeństw to jest prawdziwy symbol końca komunizmu, nie Sierpień. Niemcom udało się to osiągnąć.

Ale jeśli trzymać się Gdańska: czy miasto bez silnego własnego mitu nie zmienia się z czasem w miasto z Pańskiej powieści "Złoty Pelikan", w którym mieszają się bez ładu i składu różne tradycje i kultury.

W "Złotym Pelikanie" opisuję to, jak Gdańsk będzie być może wyglądał w przyszłości. Na przykład, jak to ponad miastem, na Biskupiej Górce, zostanie ustawiona dokładna kopia nowojorskiej Statui Wolności, podarowana "dzielnym Polakom" przez naród amerykański w pięćdziesiątą rocznicę Sierpnia. Co jest akcentem mocno ironicznym. Zawiera się w tym obrazie pewna refleksja na temat stosunków polsko-amerykańskich po roku 1989.

Wspomniane przez Pana Europejskie Centrum Solidarności na 34 rocznicę Sierpnia otworzy swoje podwoje. Nie za późno? Tak jak za późno powstał film "Wałęsa. Człowiek z nadziei" Andrzeja Wajdy?

Oczywiście, że to wszystko jest spóźnione. Jeżeli zastanawiamy się, dlaczego nie pojawiła się mocna mitologia Sierpnia w Gdańsku, to powiem jeszcze jedną rzecz, która chyba obecnie nie jest zbyt poprawna politycznie.

Co ma Pan na myśli?
Sierpień miał dwie strony. Z jednej był to bunt Polaków przeciwko opresji komunistyczno-sowieckiej. Z drugiej był to bunt pracowników najemnych przeciwko pracodawcy, połączony z żądaniem radykalnej podwyżki. Ta druga strona jest obecnie maksymalnie tonowana. Robi się dzisiaj wiele, by ukryć lewicowy, robotniczy charakter Sierpnia i zamiast tego silnie wyeksponować obraz Sierpnia jako "ogólnonarodowej, zgodnej, pokojowej walki Polaków o wolność Polski i Europy". A obok ogólnych dążeń wolnościowych to był niewątpliwie ruch lewicowy, ruch żądań robotniczych, walki o prawa pracownicze czy rewindykacje materialne. Nikt już nie pamięta, że nad słynną bramą Stoczni im. Lenina obok obrazu Madonny Częstochowskiej i portretu papieża wisiał rozpięty transparent z napisem "Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się!". Nikt też nie chce pamiętać, że gdańscy stoczniowcy byli jak najdalsi od tego, by domagać się, żeby stocznia stała się prywatną własnością kogokolwiek. W tej chwili bardzo trudno w Polsce zbudować wzniosły mit sierpniowego strajku jako strajku pracowników najemnych przeciwko pracodawcy.

Volker Schlöndorff próbował czegoś takiego w swoim filmie "Strajk". Ale Schlöndorff jest niemieckim lewicowcem.

Schlöndorff pokazał, przynajmniej do pewnego stopnia, prawdziwy charakter Sierpnia. Ale jego film nie przemówił do polskich serc. Polska kultura woli mit "pokojowej walki o wolność świata" niż mit pokojowej walki o podwyżkę, samorząd w firmach, zmniejszenie liczby godzin pracy w tygodniu roboczym i prawa pracownicze. Robi się dzisiaj wiele, by ukryć, że Sierpień był ruchem antykomunistycznym, a równocześnie wcale nie prokapitalistycznym.

Może trudno ten lewicowy charakter Sierpnia przypominać w kraju, w którym tak a nie inaczej rozwinął się kapitalizm.
Oczywiście, że tak. Prawdziwa opowieść o roku 1980 to przecież opowieść o robotnikach, którzy w swoim zakładzie pracy podnoszą bunt, bo uważają, że zarabiają za mało i chcą w swojej firmie oraz w całej Polsce zaprowadzić samorządność, co było jedną z głównych idei Sierpnia. Myślę, że kapitalizm takich pomysłów raczej mocno nie lubi.

30 sierpnia Europejskie Centrum Solidarności otwiera podwoje, każdy gdańszczanin będzie mógł je odwiedzić. Spotkamy się tam?

Jak najbardziej. Jestem tym bardzo zainteresowany, wręcz podekscytowany. Bardzo jestem ciekaw, jak to wszystko będzie tam w środku wyglądało i jaki obraz Sierpnia zobaczymy.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki