Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stefan Chwin: Kiedy życia nie da się znieść

Jarosław Zalesiński
Ze Stefanem Chwinem o jego książce Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni - rozmawia Jarosław Zalesiński


Pańską książkę przeczytałem jako intelektualną prowokację. Zastanawia się Pan w niej: a może samobójstwo jest racjonalne?

Pytanie takie nie jest wcale moim odkryciem. Przekonanie o racjonalności samobójstwa pojawia się już w kulturze antycznej. Wystarczy sięgnąć do Seneki, by zobaczyć, że starożytni uważali samobójstwo za akt w pewnych sytuacjach uzasadniony i sensowny. Nawet Platon, który skądinąd potępiał samobójstwo, brał pod uwagę możliwość usprawiedliwienia go w pewnych ekstremalnych sytuacjach.

Zawsze jednak chodziło o jakieś konkretne powody. Pana jednak interesuje najbardziej to, co nazywa pan "samobójstwem egzystencjalnym". Popełnia się je, kiedy życie jako takie uważa się za nie do zniesienia, a nie jakiś jego szczególnie przykry wariant.

Rzeczywiście, ten sposób myślenia doszedł do głosu jawnie dopiero na przełomie wieku XVIII i XIX, to znaczy w czasach rewolucji romantycznej, która była rewolucją nie tylko obyczajową, ale także teologiczno-moralną. Podejmowano wtedy próby nowego odczytania Starego Testamentu. Pisano biblijne apokryfy, czyli własne wersje biblijnych wydarzeń. Na przykład Byron napisał wtedy swoje słynne misteria biblijne, "Kain" oraz "Niebo i Ziemia". Pojawia się w nich myśl, że być może w samej naszej zgodzie na istnienie zawiera się jakiś rodzaj zła. Wprowadzam nawet w mojej książce pojęcie "grzechu istnienia", by opisać ten sposób rozumowania. Pojęcie pewnie dziwne i dla wielu ludzi niezrozumiałe. Biblia stwierdza przecież wyraźnie, że istnienie jest darem, więc jakże może być ono grzechem? Od końca XVIII wieku w kulturze zachodniej pojawiają się jednak pisarze, także malarze, którzy w swoich dziełach krążą wokół tych niepokojących myśli.

Kiedy w życiu spotykamy się z samobójstwem, nasze pierwsze pytanie zawsze brzmi "dlaczego?".

Bo czujemy palącą potrzebę, by znaleźć natychmiast jakąś jednoznaczną, konkretną przyczynę tego, co się stało. Na przykład - rzuciła go żona albo rzucił ją mąż, albo straciła wszystkie pieniądze. W przypadku "samobójstwa egzystencjalnego" sprawa wygląda zupełnie inaczej. Na przykład Kain z dramatu Byrona stawia szokujące pytanie: czy warto powoływać do istnienia człowieka, wiedząc o tym, że rodząc dziecko, skazujemy je na nieuchronne cierpienia i śmierć? Tego rodzaju pytania prowadzą właśnie prosto w stronę "samobójstwa egzystencjalnego".

Są to też pytania, które stawia wielu późniejszych bohaterów literackich. Również Pańskich książek.

Moja książka o samobójstwie jest backgroundem moich wcześniejszych powieści. Zacząłem myśleć o jej napisaniu w tym samym czasie, kiedy pracowałem nad "Hanemannem".

Tym razem wydał Pan książkę naukową, a nie powieść. Jedna czwarta jej objętości to przypisy, a z dziewięćdziesiąt procent przypisów to pozycje anglojęzyczne. W polskiej kulturze nie jest to popularny temat.

Mam rzeczywiście wrażenie, że wchodzę na teren w Polsce raczej niezwiedzany przez badaczy. Napisano u nas sporo książek o socjologii samobójstwa, o jego etiologii medycznej i psychiatrycznej. Jest wiele statystycznych opracowań problemu samobójstwa wśród nieletnich. Kilku autorów rozważa etyczne aspekty prawa do samobójstwa. Natomiast spojrzeć na samobójstwo z punktu widzenia doświadczenia wyobraźni - tego chyba w Polsce nikt nie próbował.

Bo dotyka to pewnego tabu.

Żyjemy w nieprawdziwie zdefiniowanej rzeczywistości. Nie chciałbym nikogo urazić, ale w znacznym stopniu sprawcą tego nieprawdziwego opisania naszej sytuacji jest Jan Paweł II. Ogłosił on, że w Europie toczy się walka między cywilizacją życia i cywilizacją śmierci. To nieprawda. W Europie jest wojna między cywilizacją, która zmusza człowieka do długotrwałej śmierci i cywilizacją, która zezwala na śmierć krótkotrwałą.

Ta długotrwała śmierć to życie do granicy biologicznej, a ta druga to taka, w której człowiek sam decyduje o tej granicy?

Tak. I to jest rzeczywisty konflikt naszej kultury. Objawia się on dyskusjami na temat aborcji, eutanazji, a także samobójstwa.

W każdym przypadku chodzi o to, czy człowiekowi przysługuje prawo do decydowania o granicy życia?

W przypadku samobójstwa ująłbym to inaczej: Czy możemy mówić, że istnieje coś takiego, jak próg ludzkiej wytrzymałości i życie nie do zniesienia. Wiele wskazuje na to, że tych pojęć świadomie unikał święty Augustyn, kiedy budował fundamenty cywilizacji chrześcijańskiej. W obrębie jego teologii moralnej pojęcie progu ludzkiej wytrzymałości w ogóle nie występuje, bo mogłoby zburzyć całą jego hierarchię norm moralnych.

Dla Augustyna nie człowiek decyduje o tym, co jest do zniesienia, tylko Stwórca.

Dlatego właśnie w ogóle nie pojawia się u niego problem progu ludzkiej wytrzymałości. Przesłanie św. Augustyna jest kategoryczne: Wszyscy mają obowiązek wytrzymać wszystko! Taka pewność moralistów i teologów wynika, jak myślę, z ograniczenia ich wyobraźni. Bo nikt z nas nie potrafi sobie wyobrazić od środka, co to znaczy wytrzymać wszystko, to znaczy, czym są prawdziwe sytuacje ekstremalne w ludzkim życiu. Nie wiemy, czym to jest, dopóki sami się w takiej sytuacji nie znajdziemy. To jest całkowicie dla nas nieprzeniknione. Niepokoi mnie pewna bezlitosność teologii, jeśli chodzi o sprawę życia i śmierci. Z jednej strony myśl chrześcijańska jest pełna miłosierdzia, ale w pewnych momentach zmienia się w coś stalowego i ostrego jak brzytwa. Wtedy gdy mówi, że obowiązkiem każdego człowieka jest wycierpieć do końca nawet najpotworniejsze męczarnie.

Pana głos współbrzmi z wieloma podobnymi głosami, z pewną nadchodzącą kulturą.

To może nie jest aż cała kultura, to znaczy jakaś potężna siła, która stanowi przeciwwagę dla obecnej. Niemniej jednak to wisi w powietrzu. Nasza cywilizacja poszła w kierunku kultury empatii. Tymczasem w myśli św. Augustyna charakterystyczny jest brak tego rodzaju prób empatycznego wchodzenia w sytuacje, w których zdruzgotany człowiek czuje, że jego życie staje się nie do zniesienia, to znaczy przekracza próg ludzkiej wytrzymałości.

Co do Augustyna o tyle przyznałbym Panu rację, że na przykład przeżycia kobiety i dziecka, opuszczonych przez niego, jakoś go nie zajmują. Nie znamy nawet imienia tej kobiety.

W "Wyznaniach" nie ma miejsca na tego rodzaju refleksję. Nasza współczesna wrażliwość jest inna. Uważam, że formacja cywilizacyjna, do której już weszliśmy, mimo że tak wiele mówi się - i nie bez powodu - o znieczulicy, jest formacją empatyczną. Widać to już nawet na poziomie kultury masowej. Clint Eastwood nakręcił film "Za wszelką cenę", o młodej kobiecie, która próbowała sił w boksie, a kiedy po ciężkim urazie została całkowicie sparaliżowana, błaga, żeby odłączono ją od aparatury podtrzymującej życie. Ten film jest tak zrobiony, żeby widzowie mogli wejść od środka w sytuację tej kobiety.

"Za wszelką cenę" nie jest jeszcze tak bulwersujące jak film "W stronę morza". Jest tam scena podania trucizny sparaliżowanemu człowiekowi. Uzasadnione to jest miłością, ale czyją do kogo? Chodzi o chęć ulżenia temu człowiekowi czy samemu sobie w patrzeniu na jego cierpienie? Gdzie tu biegnie granica między głębokim współczuciem a fałszywą litością? Pan to wie?

To, jak pan o tym mówi, jest dla mnie dowodem, że nie jest panu bliska cywilizacja empatii. Opisuje pan tę scenę nie z punktu widzenia człowieka, który leży sparaliżowany i błaga o truciznę, tylko z perspektywy trzeciej osoby, która stoi sobie obok tych dwojga ludzi i się im przygląda. Nie jest pan zainteresowany wejściem ani w uczucia kobiety, podającej truciznę, ani w uczucia błagającego o nią człowieka. Drażni pana to, że ktoś narusza normę moralną.

Nie tyle drażni mnie, ile trwoży empatia, która jest tylko szukaniem własnej ulgi moralnej.

Dla mnie istotniejsze jest to, że ten człowiek błaga o to. A co robi i z jakich motywów robi ta druga osoba, jest dla mnie kwestią drugorzędną. W jednym ma pan rację: ta sytuacja jest dla nas absolutnie nieprzejrzysta. Ale uważam, że równie absolutną utopią jest twierdzenie, że można wobec tej sytuacji zająć jakąś niewątpliwą, jednoznaczną postawę potępienia. Dla mnie postawa obserwatora, który interesuje się tylko tym, czy norma moralna nie została naruszona i zupełnie nie pyta, czy sytuacja, w której się znajduje ten człowiek, jest dla niego sytuacją nie do zniesienia, to ciąg dalszy augustyńskiej bezlitosności. Uważam, że rozstrzygająca jest wola człowieka, który chce odejść. Oczywiście pojawia się pytanie, czy ta wola powinna być brana pod uwagę przez innych ludzi.

Może być krzykiem o pomoc.

Tak, może pojawić się pytanie, czy to jego autentyczna wola, czy może tylko wola chwilowa, która zaraz się zmieni. Ale w ten sposób znów wkraczamy w nieprzejrzystość całej sytuacji. Nie da się tego z zewnątrz rozstrzygnąć. Trzeba w to wejść od środka.

Tylko jak? Pan też nie ma możliwości pełnej identyfikacji z przeżyciami tego człowieka.

Z pewnością. Ale wiele zależy od tego, jak ukierunkujemy naszą postawę. Możemy
przyjąć taką postawę jak pan, czyli całkowicie zewnętrzną postawę obserwatora, który pilnuje, czy przestrzegana jest norma moralna, albo podjąć pewną próbę wejścia w odczucia osoby znajdującej się w sytuacji nie do zniesienia. Jestem po stronie tych, którzy próbują zrozumieć, co dzieje się w kimś takim, choć wiem, że leży to poza granicami wyobraźni i pańskiej, i mojej.

Spór jest nierozstrzygalny?

Nie. Różnica między nami jest zasadnicza. Albo jest w nas nastawienie na empatię, albo nastawienie normatywne. Są przed nami te dwie możliwości. Jeśli dochodzi teraz w Europie do konfliktu dwóch cywilizacji, to nie jest to konflikt między cywilizacją śmierci i cywilizacją miłości, tylko konflikt między cywilizacją empatii i cywilizacją normy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki