Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Steczkowska: Czuję się dobrze ze wszystkimi latami na sobie

Dorota Abramowicz
materiały prasowe
"Niczego bym w swoim życiu nie zmieniła, bo wtedy nie byłabym tym, kim jestem" - mówi Justyna Steczkowska. O czasie, karierze, dzieciach i tym, co w życiu ważne, rozmawia z nią Dorota Abramowicz

Co u Pani słychać?
Przygotowuję się do występu w Gdańsku. Za tydzień zaśpiewam na koncercie charytatywnym "Głosy dla Hospicjów". Towarzyszyć mi będą fantastyczni muzycy, w tym moje rodzeństwo, oraz znani trójmiejscy tancerze Andrzej Chorab i Krzysztof Baliński. Wybieram się też na wielki koncert "Kilar the Best", który się odbędzie 27 października w Toronto. Tam zostanie zaprezentowana muzyka uwielbianego przeze mnie kompozytora, wspaniałego człowieka, którego miałam okazję poznać - Wojciecha Kilara. Poza tym już dziś zapraszam do obejrzenia koncertu z mojej najnowszej płyty "XV" w Telewizji Polonia o godz. 15. To retransmisja z Przystanku Woodstock.

Osiemnaście lat minęło od programu "Szansa na sukces", który przyniósł Pani szansę na dużą karierę. Jak przez ten czas zmieniła się tamta Justyna?
Cóż może powiedzieć kobieta w wieku 40 lat? Nauczyłam się życia. W miarę upływu lat człowiek staje się bardziej dojrzały, bardziej tolerancyjny. Trudno wymagać od człowieka w dwudziestym roku życia tego, co od człowieka w czterdziestym. Czuję się dobrze ze wszystkimi latami na sobie i mapą drobnych zmarszczek, które są moją historią.

I niczego Pani nie żałuje?
Niczego bym nie zmieniła, bo wtedy nie byłabym tym, kim jestem. Każde doświadczenie, nawet bolesne, staje się dla nas lekcją. W takiej pracy jak moja nie zawsze jest się odpowiedzialnym za wszystko, chociaż odpowiedzialność spada głównie na mnie, bo chcąc nie chcąc, jestem najbardziej widoczna. Czasami miałam dużo szczęścia, czasami - nie. Wyciągając wnioski z tych lekcji, uczyłam się na błędach, starając się nie popełnić ich po raz drugi.

Czy zna Pani metodę pozwalającą łączyć role żony i mamy dwóch chłopców z życiem artystki, wypełnionym koncertami, spotkaniami, próbami?
Nie ma na to uniwersalnej recepty. Większość kobiet, które spełniły swoje marzenia zawodowe, ma własny dobry i sprawdzony sposób na radzenie sobie z obowiązkami rodzinnymi. Myślę, że udało mi się zachować proporcje między życiem rodzinnym a pracą artystyczną. Jeśli już dochodzi do zachwiania równowagi, to raczej w stronę mojej rodziny. Nie pozwalam, żeby mój zawód, pomimo że naprawdę go lubię i wykonuję z pasją, zabierał mi cenną energię pozwalającą w każdym dniu znaleźć choćby mały promyk słońca dla swoich bliskich.

Czy jak Jennifer Lopez wozi Pani dzieci na koncerty?
Jennifer Lopez jest gwiazdą światowego formatu i jeździ w wielomiesięczne trasy koncertowe, więc się nie dziwię, że zabiera dzieci. Kiedy moje dzieci były małe, po prostu brałam je ze sobą. Teraz chłopcy chodzą do szkoły, mają przyjaciół, obowiązki, słuchają innej muzyki niż wykonywana przeze mnie. A ja staram się wracać z każdego koncertu, chyba że się on odbywa dalej niż 400 kilometrów od domu. Rano, kiedy dzieci się budzą, mama jest już w domu i życie toczy się swoim rytmem.

Plotkarskie media opisują znanego reżysera bijącego żonę, Katarzyna Figura opowiada o maltretującym ją mężu. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" powiedziała Pani, że publiczna debata na takie tematy jest błędem. Czy dalej Pani tak uważa?
Gdyby był to zwykły rozwód, podczas którego znana osoba zdradza mediom szczegóły pożycia i wykorzystuje do walki z byłym małżonkiem dzieci, sprawa byłaby oczywista. Jednak w przypadku Kasi Figury, wspaniałej aktorki, którą znam od lat, nie jest to błąd. To, o czym powiedziała w programie Tomasza Lisa, jest rzeczą straszną. Koszmarem. Jest wiele kobiet, które znajdują się w podobnej sytuacji, które latami nie potrafią się wyrwać z kręgu przemocy. Znana osoba, mówiąca publicznie o sprawach tak drastycznych, pokazuje im, że nie są same. I że trzeba walczyć o własną godność i bezpieczeństwo.

Coraz częściej osoby publiczne opowiadają też o swoich chorobach. Jerzy Stuhr napisał książkę o walce z nowotworem, Maria Peszek mówi otwarcie przy promocji płyty o walce z depresją. Czy to autopromocja, czy forma terapii społecznej?
Nie jest rzeczą złą, jeśli ktoś jest chory i ma potrzebę mówienia na ten temat. Zgadzam się z opiniami, że może być to forma społecznej terapii. Jeśli jednak nie chce o tym mówić, tym bardziej ma do tego pełne prawo. Dlatego tak niechętnie reagowałam i reaguję na pytania dziennikarzy o walkę mojego męża z chorobą. To tylko nasza sprawa. Jest olbrzymia różnica pomiędzy Jerzym Stuhrem, który opowiadając o swojej chorobie, daje siłę innym chorym, a Justyną Steczkowską, która chora nie była i nie przeżyła tego osobiście, a tylko towarzyszyła w drodze przez chorobę każdego dnia swojemu mężowi. A wracając do ostatnich ataków na Marię Peszek za wywiad o nękającej ją depresji - błędem jest formułowanie przez niektórych dziennikarzy tak radykalnych i negatywnych ocen. Płyta, która powstała pod wpływem tego stanu, przekazuje towarzyszące artystce emocje i jest odzwierciedleniem tego, co czuła. Pytanie - czy człowiek zdrowy ma prawo to oceniać? Moim zdaniem - nie.

Dlaczego zdecydowała się Pani wziąć udział w gdańskim koncercie "Głosy dla Hospicjów"?
Nie jest to mój pierwszy kontakt z ruchem hospicyjnym. Jestem ambasadorką jedynego w Polsce stacjonarnego Podkarpackiego Hospicjum dla Dzieci. Przyjmuje ono nieuleczalnie chore dzieci z całego kraju na czas pozwalający rodzinom na zaczerpnięcie oddechu. Te dzieci potrzebują starannej opieki i miłości przez 24 godziny na dobę. Nawet najbardziej wytrwali rodzice powinni mieć chociaż chwilę czasu na nabranie sił. Publicznie zachęcam do przekazywania jednego procentu podatku na ten cel i zaśpiewałam w koncercie charytatywnym na rzecz tego hospicjum.

Zetknęła się Pani wcześniej z działalnością hospicjów?
W mojej rodzinie dziecko zachorowało na białaczkę. Miałam możliwość zobaczyć, jak choroba bratanicy zmieniła funkcjonowanie rodziny, jak pobyt jej w szpitalu przełożył się na lata wyjęte z życia. W tym przypadku wszystko na szczęście skończyło się dobrze, ale nie wszystkie dzieci leczone w tym samym czasie w szpitalu udało się uratować. To bardzo trudna sytuacja nie tylko dla rodziców, ale także dla całego społeczeństwa, które powinno być solidarne wobec chorych i ich bliskich. Każdy powinien pomóc tak, jak umie. Ja mogę zaśpiewać, inni mogą przekazać jeden procent podatku.

Czego możemy się spodziewać na sobotnim koncercie?
Pięknego, wzruszającego spektaklu muzycznego o życiu człowieka od świtu do nocy, o potrzebie miłości i nieuchronnej świadomości jej końca, o przemijaniu świata i radości życia. To stara hebrajska i sefardyjska muzyka, z tłumaczonymi i specjalnie napisanymi przez Romana Kołakowskiego tekstami, w aranżacji Mateusza Pospieszalskiego. Spektakl ten świetnie pasuje do sytuacji, miejsca i celu sobotniego koncertu. Mam nadzieję, że wzruszy on ludzkie serca i sprawi, że więcej osób będzie chciało pomóc pacjentom hospicjów. Każdy kupiony przez Państwa bilet to informacja dla świata "jestem i chcę pomóc". Razem możemy zbudować piękny dom ludzkiej życzliwości i zrozumienia, wystarczy dodać do budowli jedną małą cegiełkę i poprosić o to rodzinę i przyjaciół.

Rozm. Dorota Abramowicz

W tym roku już po raz ósmy znani artyści wystąpią, by wspomóc Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza, otaczające opieką tysiąc osób z Pomorza. W sobotę, 13 października, o godz. 19, w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku, przy ul. Ołowianka 1, usłyszymy standardy w wykonaniu zespołu Kassak Brass Ensemble. Gwiazdą wieczoru będzie Justyna Steczkowska z programem "Alkimja". W przerwie koncertu w foyer odbędą się loteria fantowa i licytacja.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki