Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Staszek dostał szansę aby żyć

Anna Dąbrowska
Staś nie zna smaku słodyczy, nigdy też nie przespał całej nocy. Teraz jest szansa na zmianę
Staś nie zna smaku słodyczy, nigdy też nie przespał całej nocy. Teraz jest szansa na zmianę archiwum prywatne
- Udało się nam zebrać pieniądze - jedziemy do Lille! - ogłosiła mama czteroletniego chłopca kilka dni temu. 16 grudnia w naszej gazecie pisaliśmy o Stasiu Stawickim, który potrzebował około 200 tys. złotych na skomplikowaną operację we Francji.

- Właściwie w ciągu ostatnich dwóch tygodni udało nam się uzbierać trzy czwarte potrzebnej kwoty - informuje Beata Stawicka, mama Stasia. - Jesteśmy w szoku, że się udało, bo -szczerze powiedziawszy - nie dowierzaliśmy, że to możliwe - opowiada.

Mama Stasia podkreśla, że operacja ich synka jest możliwa dzięki wielu ludziom dobrej woli. - Jest wiele osób, którym jesteśmy bardzo wdzięczni. Udało się dzięki dużym fundacjom i organizacjom, jak na przykład dzięki Fundacji Caritas, która użyczyła nam swojego konta. Ale to również zasługa setek ludzi, którzy wysyłali nawet drobne kwoty - 20, 40 złotych. I to dało razem ogromną sumę - mówi.

Staś i jego rodzice w najbliższy poniedziałek wyjeżdżają do Lille we Francji. 5 stycznia będą już na oddziale szpitala Hospital Jeanne de Flandre na diagnostyce, ale to 10 stycznia jest najważniejszym dniem - wtedy będzie operacja. - Prosimy wszystkich, żeby w tym czasie trzymali kciuki za Staśka, modlili się za niego i myśleli o nim - prosi jego mama.

Operacja może potrwać nawet ponad osiem godzin i jest bardzo ryzykowna. W uproszczeniu: polega na odcięciu kanalików łączących przełyk z tchawicą, żeby nie było między nimi komunikacji. Chodzi o to, żeby połykany pokarm nie wpadał do oskrzeli i tchawicy.
Choć operacja daje Stasiowi szansę na życie, wiąże się z dużym ryzykiem i możliwością powikłań. - Może się zakończyć nawet tym, że uszkodzone będą nerwy krtani i Staś nie będzie mówić. Pod uwagę brana jest też możliwość przeszczepienia fragmentu jelita i wstawienie go zamiast przełyku - tłumaczy mama chłopca.

Po operacji Staś i jego rodzice przez kolejny miesiąc będą musieli zostać w szpitalu - pierwszy tydzień na intensywnej terapii i trzy tygodnie na oddziale chirurgii.
- Po miesięcznym leczeniu, jeśli wszystko pójdzie planowo, wracamy do domu, gdzie Stasia czeka długa i ciężka rehabilitacja.

Na konto ciągle wpływają pieniądze, a Beata Stawicka zapewnia, że wszystkie będą wydane na rehabilitację jej synka. - Nawet dzisiaj dzwonią ludzie i pytają, ile mają jeszcze wpłacać. A my bardzo prosimy: jeśli ktoś może i chciałby nam pomóc, z pewnością przyda się każdy grosz, bo spodziewać możemy się wszystkiego. Po zabiegu stan naszego syna może być bardzo trudny. Wszystko będzie miał jeszcze raz sparaliżowane i poprzez rehabilitację będzie trzeba to rozruszać - tłumaczy.

Rodzice próbowali rozmawiać ze Stasiem o operacji, ale chłopiec nie chce.
- Jak mu mówimy, że jedziemy naprawić gardełko do szpitala, to Stanisław nie chce jechać, nie zgadza się na to - relacjonuje jego mama. - Dlatego tego tematu już z nim nie poruszamy. Mówimy tylko, że wyjeżdżamy, żeby wiedział, co go czeka w najbliższym czasie. Ale on już tyle przeżył, że dokładnie wie, czego może się spodziewać.

Przypomnijmy, że Staś Stawicki urodził się cztery i pół roku temu z poważną wadą dróg pokarmowych. Dlatego przez 18 godzin w ciągu doby jest podłączony do pompy żywieniowej.
- Od pompy odłączamy go mniej więcej między 10 a 16. Wtedy Staś robi to, co lubi najbardziej - gra w piłkę i bawi się samochodami. I jeszcze uwielbia oglądać filmy przyrodnicze. Wie na ten temat zdecydowanie więcej niż niejeden dorosły - mówi mama chłopca.

Staś ma również duże problemy z mówieniem. Oprócz tego, że jest podłączony do pompy, musi być inhalowany kilka razy dziennie.

W Polsce przeszedł pięć operacji, ale żadna nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. - W wyniku jednej zostały uszkodzone dwa nerwy, przez co żołądek Staśka w ogóle nie pracuje. Ale o tym problemie będziemy mogli pomyśleć dopiero po udanej operacji we Francji - tłumaczy Beata Stawicka.
Przeprowadzenia operacji podjął się dr Arnold Coran z Univesity of Michigan, specjalista od chirurgii dziecięcej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki