- Właściwie w ciągu ostatnich dwóch tygodni udało nam się uzbierać trzy czwarte potrzebnej kwoty - informuje Beata Stawicka, mama Stasia. - Jesteśmy w szoku, że się udało, bo -szczerze powiedziawszy - nie dowierzaliśmy, że to możliwe - opowiada.
Mama Stasia podkreśla, że operacja ich synka jest możliwa dzięki wielu ludziom dobrej woli. - Jest wiele osób, którym jesteśmy bardzo wdzięczni. Udało się dzięki dużym fundacjom i organizacjom, jak na przykład dzięki Fundacji Caritas, która użyczyła nam swojego konta. Ale to również zasługa setek ludzi, którzy wysyłali nawet drobne kwoty - 20, 40 złotych. I to dało razem ogromną sumę - mówi.
Staś i jego rodzice w najbliższy poniedziałek wyjeżdżają do Lille we Francji. 5 stycznia będą już na oddziale szpitala Hospital Jeanne de Flandre na diagnostyce, ale to 10 stycznia jest najważniejszym dniem - wtedy będzie operacja. - Prosimy wszystkich, żeby w tym czasie trzymali kciuki za Staśka, modlili się za niego i myśleli o nim - prosi jego mama.
Operacja może potrwać nawet ponad osiem godzin i jest bardzo ryzykowna. W uproszczeniu: polega na odcięciu kanalików łączących przełyk z tchawicą, żeby nie było między nimi komunikacji. Chodzi o to, żeby połykany pokarm nie wpadał do oskrzeli i tchawicy.
Choć operacja daje Stasiowi szansę na życie, wiąże się z dużym ryzykiem i możliwością powikłań. - Może się zakończyć nawet tym, że uszkodzone będą nerwy krtani i Staś nie będzie mówić. Pod uwagę brana jest też możliwość przeszczepienia fragmentu jelita i wstawienie go zamiast przełyku - tłumaczy mama chłopca.
Po operacji Staś i jego rodzice przez kolejny miesiąc będą musieli zostać w szpitalu - pierwszy tydzień na intensywnej terapii i trzy tygodnie na oddziale chirurgii.
- Po miesięcznym leczeniu, jeśli wszystko pójdzie planowo, wracamy do domu, gdzie Stasia czeka długa i ciężka rehabilitacja.
Na konto ciągle wpływają pieniądze, a Beata Stawicka zapewnia, że wszystkie będą wydane na rehabilitację jej synka. - Nawet dzisiaj dzwonią ludzie i pytają, ile mają jeszcze wpłacać. A my bardzo prosimy: jeśli ktoś może i chciałby nam pomóc, z pewnością przyda się każdy grosz, bo spodziewać możemy się wszystkiego. Po zabiegu stan naszego syna może być bardzo trudny. Wszystko będzie miał jeszcze raz sparaliżowane i poprzez rehabilitację będzie trzeba to rozruszać - tłumaczy.
Rodzice próbowali rozmawiać ze Stasiem o operacji, ale chłopiec nie chce.
- Jak mu mówimy, że jedziemy naprawić gardełko do szpitala, to Stanisław nie chce jechać, nie zgadza się na to - relacjonuje jego mama. - Dlatego tego tematu już z nim nie poruszamy. Mówimy tylko, że wyjeżdżamy, żeby wiedział, co go czeka w najbliższym czasie. Ale on już tyle przeżył, że dokładnie wie, czego może się spodziewać.
Przypomnijmy, że Staś Stawicki urodził się cztery i pół roku temu z poważną wadą dróg pokarmowych. Dlatego przez 18 godzin w ciągu doby jest podłączony do pompy żywieniowej.
- Od pompy odłączamy go mniej więcej między 10 a 16. Wtedy Staś robi to, co lubi najbardziej - gra w piłkę i bawi się samochodami. I jeszcze uwielbia oglądać filmy przyrodnicze. Wie na ten temat zdecydowanie więcej niż niejeden dorosły - mówi mama chłopca.
Staś ma również duże problemy z mówieniem. Oprócz tego, że jest podłączony do pompy, musi być inhalowany kilka razy dziennie.
W Polsce przeszedł pięć operacji, ale żadna nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. - W wyniku jednej zostały uszkodzone dwa nerwy, przez co żołądek Staśka w ogóle nie pracuje. Ale o tym problemie będziemy mogli pomyśleć dopiero po udanej operacji we Francji - tłumaczy Beata Stawicka.
Przeprowadzenia operacji podjął się dr Arnold Coran z Univesity of Michigan, specjalista od chirurgii dziecięcej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?