Praktycznie na każdym oddziale wewnętrznym leży kilkoro starszych pacjentów, którzy powinni już dawno wrócić do domów. Coraz więcej osób szuka też wolnych miejsc w zakładach opiekuńczo-leczniczych. Ostatnio gdański szpital wystąpił do sądu o ustanowienie kuratora dla kobiety, której syn odmówił odebrania z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego (ZOL). A MOPR w Gdańsku złożył doniesienie do prokuratury w sprawie rodziny, która umieściła w domu pomocy schorowaną starszą panią, opłacając jej pobyt jedynie na miesiąc. W tym czasie sprzedano mieszkanie, uniemożliwiając kobiecie powrót do domu.
Nikt na nich nie czeka
Pan K., wiedząc, że już niedługo będzie musiał opuścić zakład opiekuńczo-leczniczy, otwierał okno i stawał w przeciągu, by zachorować na zapalenie płuc i jeszcze trochę zostać. W domu nikt na niego nie czekał.
Pani Z., wypisana z oddziału internistycznego w poniedziałek, wróciła po tygodniu ze skrajnym odwodnieniem, bo jako stary człowiek nie odczuwała potrzeby picia, a rodzina nie miała potrzeby, by jej podać szklankę herbaty.
Syn pani O. roześmiał się kierowniczce oddziału w twarz, gdy spytała, czy w końcu odbierze ze szpitala matkę - właścicielkę mieszkania spółdzielczego z niezłą emeryturą. Dla pani O. znaleziono miejsce w Domu Pomocy Społecznej, syn zaopiekował się mieszkaniem.
Pani J. przewróciła się i połamała. Do zamkniętej w mieszkaniu kobiety pomoc wezwali sąsiedzi, zaniepokojeni jękami dochodzącymi zza ściany. W szpitalu nikt jej nie odwiedził. Z synem i córką od dawna nie było kontaktu. Wyjechali do Anglii, telefonu nie zostawili. Interweniował miejski ośrodek pomocy społecznej. Dla pani Z. załatwiono miejsce w ZOL, sto kilometrów od domu.
Czy ma pani kogoś?
Dr Jacek Surwiło, ordynator oddziału wewnętrznego szpitala w Kościerzynie, mówi, że problem sędziwych pacjentów - i tak duży - narasta zwłaszcza latem.
- Wydawało się, że w prowincjonalnym szpitalu, na tradycyjnych, szczycących się wielopokoleniowymi rodzinami Kaszubach, nie powinno występować takie zjawisko - zastanawia się dr Surwiło. - A jednak i tu dotarła atomizacja społeczeństwa. Co najmniej raz w tygodniu z 35-łóżkowego oddziału nie możemy wypisać osoby, która mogłaby wrócić do domu, pod warunkiem że będzie tam otoczona opieką. Pytamy więc, czy ma rodzinę, koleżanki, może wsparcie w parafii. Pielęgniarka socjalna, pani Czesława Kulas, ma pełne ręce pracy, próbując ustalić sytuację socjalno-rodzinną pacjenta, wydzwaniając do ośrodków pomocy społecznej, Caritasu, szukając miejsca, gdzie można umieścić chorego.
Bywa, że nawet cztery na 60 łóżek oddziału chorób wewnętrznych i hipertensjologii w szpitalu Copernicus w Gdańsku zajmowane są przez chorych, których nie ma gdzie wypisać. - Rodziny tłumaczą się zbyt małym mieszkaniem, chorobą, pracą - wylicza ordynator dr Jacek Drozdowski.
Jolanta Obara, pielęgniarka socjalna z gdyńskiego szpitala św. Wincentego a Paulo, mówi, że nagminnie rodziny proszą, by choć na kilka dni pozostawić bliskiego w szpitalu. - Do każdej sytuacji podchodzimy indywidualnie, dając im czas na zorganizowanie się - wyjaśnia.
Nauka dla dzieci
„Zorganizowanie się” to często poszukiwanie miejsca dla osoby bliskiej w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Elżbieta Rojek, kierująca ZOL w Copernicusie (36 łóżek), mówi, że informacja o braku miejsc czasem wywołuje nawet agresję u pytających. Podobnie jak prośba o zabranie pacjenta po zakończonym leczeniu, gdy potrzebna mu jest jedynie opieka bliskich.
- Zdarza się, że pacjenci nie chcą iść do domu, bo syn lub córka nie zamierzają się nimi zająć - mówi Elżbieta Rojek. - Najbardziej przykre jest, gdy między rodzeństwem dochodzi do kłótni, bo przecież mama przekazała mieszkanie na wnuczkę, a nie na nich. Pytam wtedy - czy przestała być już waszą matką? Czy to, że was wychowała, urodziła, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie?
Kara za porzucenie
Jednak nie tylko boskie, ale i polskie prawo nakazuje troszczyć się o swoich krewnych. Szczególne obowiązki mamy wobec własnych rodziców. Mówi o tym wprost kodeks rodzinny. Kto mieszka z rodzicami czy dziadkami, ma obowiązek dokładania się do wspólnego utrzymania. To nie wszystko, bo prawo nie pozwala dzieciom zostawiać rodziców w niedoli. Rodzic żyjący w niedostatku może się upomnieć o alimenty od swojego dziecka. A jeśli schorowany ojciec czy matka nie mogą już zawalczyć o swoje, to w ich imieniu może się upomnieć wyznaczony przez sąd kurator.
Obowiązki wobec rodziców reguluje także kodeks karny. Porzucenie najbliższej osoby ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny to przestępstwo z artykułu 210 k.k., za co grozi do trzech lat więzienia. I wcale nie musi dojść do tragedii, żeby wyrodnego syna czy córkę ścigał prokurator. Sąd Najwyższy dał jasną wykładnię, że już samo porzucenie nieporadnego bliskiego i zaprzestanie troski o niego, bez zapewnienia opieki ze strony innych osób, podpada pod ten artykuł.
Inna sprawa, że nie każdy, zwłaszcza osoba pracująca i zarabiająca średnią krajową, jest w stanie zapewnić całodobową opiekę bliskim. Wynajęcie prywatnej opiekunki to koszt rzędu nawet 3-4 tys. zł. Rodziny często stają więc wobec dramatycznych wyborów, z których żaden nie będzie dobry.
Cały artykuł na ten temat przeczytasz w czwartkowym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego"z 14.07.2016 r. albo kupując e-wydanie gazety
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?