Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stare recepty i stare lęki

Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
A jednak chyba wraca Keynes. Zapowiedź prezydenta elekta Baracka Obamy o uruchomieniu ogromnych publicznych środków na ratowanie amerykańskiej gospodarki jest tego kolejnym silnym dowodem. Poprzednie ingerencje administracji amerykańskiej i niektórych rządów europejskich miały charakter interwencyjny, ale ograniczały się do sektora finansowego.

Obama, tak jak w latach trzydziestych Roosevelt, a jeszcze nieco wcześniej Hoover, zamierza ingerować w gospodarkę w sposób bezpośredni, generując dodatkowy popyt. Finansowanie przez państwo budowy i remontów dróg, mostów, budynków użyteczności publicznej itp. wyciągnęło przed ponad siedemdziesięciu laty z kłopotów gospodarkę USA, niemiecką i włoską. Ci, którzy nie poszli tą drogą, skutki recesji odczuwali dużo dłużej.

Główny nurt ekonomii, wtedy i dzisiaj, zakłada, że kryzysy są nieuniknione i choć są kłopotem, odgrywają w gospodarkach pozytywną rolę. Dzięki nim następuje "oczyszczenie" rynku z najsłabszych graczy. Tworzy się przestrzeń dla nowych, sprawniejszych. To oni, wraz z tymi, którzy przetrwali załamanie, wyciągną gospodarkę z dołka. I tak przeważnie jest. Niekiedy jednak głębokość i zakres kryzysu są tak duże, że automat rynkowy zawodzi. Ogarnięta pesymizmem gospodarka staje.

Inwestorzy przestają wierzyć w szybką poprawę, wstrzymują się z finansowaniem obliczonym na przyszły rozwój. A konsumenci, pozbawieni części swych dochodów (niskie płace, bezrobocie), nie mają za co kupować. Popyt spada, a w ślad za nią podaż. Spadają też ceny. Tak było w latach trzydziestych. Wygenerowanie przez państwo dodatkowego popytu, co zalecał Keynes, a czynili m.in. Roosevelt, Hitler i Mussolini, przynosiło efekty, zwiększając produkcję, ale też i ceny. I tu zaczyna się problem.
Keynes zawsze miał wielu przeciwników, a wspomniani wyżej politycy nie znajdowali początkowo wielu naśladowców. W wielu krajach, w tym i w Polsce, politycy i ekonomiści panicznie bali się powrotu wyniszczającej hiperinflacji. Powstrzymywali się więc z interwencją, polegającą na stymulowaniu popytu, czyli również stymulowaniu cen. Strach przed jedną chorobą utrudniał walkę z chorobą inną. Nasza gospodarka tkwiła w marazmie do wybuchu wojny.

Teraz czasy są inne, kryzys też na razie niezupełnie taki sam, ale dylematy polityczno-ekonomiczne podobne. W Polsce, doświadczeni przez silną inflację lat dziewięćdziesiątych, mamy powody, by lękać się jej powrotu. Trzymanie w ryzach cen ma zdecydowany priorytet nad wspomaganiem popytu. Chyba na razie słusznie. Inflacja pewnie jeszcze trochę wzrośnie, bezrobocie jest o połowę mniejsze niż kilka lat temu. Ale czy jest plan awaryjny? Co będzie, gdy inflacja, na skutek słabnącego popytu krajowego i zagranicznego zacznie spadać, a bezrobocie ponownie wzrośnie do kilkunastu procent?

Będziemy czekać, jak przed wojną, aż rynek sam wyciągnie się z dołka. Nawet wierząc w jego siłę, nie możemy jednak lekceważyć czasu. Współczesne społeczeństwa są mniej cierpliwe niż kilkadziesiąt lat temu. Nie chcemy pogodzić się z pogorszeniem sytuacji. To dotyczy wszystkich krajów wysoko i średnio rozwiniętych. Bystrzy i odważni politycy to rozumieją. Wiedzą, że naturalne rynkowe regulacje wymagają czasu, którego wyborcy im (politykom) nie chcą dawać. Niecierpliwość to nasza wspólna cecha.

Niecierpliwość połączona z chciwością przyczyniła się do obecnej sytuacji na rynkach finansowych. Czy obawa przed niecierpliwością wyborców zmusi rządy do szybkich interwencji, w tym do wydawałoby się dawno przebrzmiałych idei Keynesa?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Stare recepty i stare lęki - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki