Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa zabójstwa gdańskiego bursztynnika. Co się wydarzyło w domu Jarosława N.?

Łukasz Kłos
Dotarliśmy do szczegółów umorzenia w sprawie zabójstwa znanego gdańskiego bursztynnika. Nie znaleziono żadnych dowodów obciążających bezpośrednio domowników zamordowanego.

Gdy 23 kwietnia do willi małżeństwa N. przyjechali pierwsi policjanci, bezwładne ciało Jarosława leżało już wyłowione na brzegu basenu. Wokół niego kręciła się ekipa pogotowia ratunkowego. W pobliżu był też syn zmarłego Alexander w mokrych od wody ubraniach. Miejsce na leżaku zajmowała zalana łzami Dorota, żona denata.

Wypadek

Pierwsze wrażenie nie pozwalało przypuszczać, że w domu N. doszło do zbrodni. Żadnej krwi, żadnych zniszczeń, śladów walki. Ciało Jarosława także nie zdradzało oznak zabójstwa. Podczas pierwszych oględzin nie odnaleziono bowiem żadnych ran czy zadrapań, a pośmiertne plamy opadowe wskazywały, że ciało Jarosława N. przez kilka godzin unosiło się na wodzie w pozycji na brzuchu.

- Z tego właśnie powodu niemożliwe było dostrzeżenie przekrwienia twarzy czy zaczerwienień w okolicy szyi, charakterystycznych dla uduszenia - słyszymy w prokuraturze.

Tym samym sprawcy, kimkolwiek byli, zyskali cenne godziny, nim organa ścigania wdrożyły procedury i środki przewidziane dla zabójstw.

Uduszony

Sekcja zwłok została przeprowadzona dopiero 24 kwietnia. Z opinii biegłego z medycyny sądowej: "masywny galaretowaty wylew krwawy błony śluzowej części krtaniowej gardła. Także wylew krwawy w głębokich mięśniach szyi po obu stronach bez uszkodzenia kości gnykowej i chrząstek krtani". Dodatkowo pod powiekami denata lekarz zauważył charakterystyczne wybroczyny.

Diagnoza: uduszenia gwałtowne o mechanicznym podłożu. Innymi słowy, ktoś zacisnął dłonie bądź ramię (ekspertyza tego nie precyzuje) na gardle Jarosława N. i w ten sposób spowodował jego uduszenie. Biegły nie wykluczył też wersji, w której sprawca podtapiał bądź wręcz utopił mężczyznę. Najważniejszy wniosek, jaki płynął z pierwszej sekcji zwłok, był taki, że do śmierci Jarosława N. przyczyniła się inna osoba.

- Na tym etapie śledztwa, jeszcze gdy było ono prowadzone przez gdańską prokuraturę, upadła roboczo przyjęta wersja o nieszczęśliwym wypadku - tłumaczy Remigiusz Signerski, prokurator nadzorujący postępowanie, a zarazem wiceszef Prokuratury Rejonowej w Kartuzach.

Jeszcze tego samego dnia została przesłuchana córka zamordowanego Katarzyna (imię zostało zmienione). Tamtej dramatycznej nocy przebywała wraz z rodzicami i bratem w domu. Choć nie była świadkiem bezpośrednim, to jej zeznania miały być przełomowe dla śledztwa. To właśnie jej słowa, w połączeniu z ustaleniami lekarza sądowego, skupiły uwagę śledczych na hipotezie wskazującej, że za zabójstwem stał syn zamordowanego. Za takim przebiegiem wypadków miały przemawiać nie tylko wspomniane zeznania Katarzyny, ale też ślady na ciele Jarosława, drobne zatarcia na dłoniach Alexandra oraz... rozbite lustro w jego pokoju.

DNA i inne tropy

Wskutek tego zarzut zabójstwa Jarosława usłyszał Alexander N., zaś Dorocie zarzucono nieudzielenie pomocy mężowi oraz mataczenie w sprawie. To nastąpiło jednak dopiero 25 kwietnia. Wtedy też, dopiero dwie doby po wyłowieniu zwłok z basenu, do domu rodziny N. ponownie wysłano policję. Tym razem w celu szczegółowego przeszukania pomieszczeń, ale też wszystkich trojga domowników.

- Przy użyciu zaawansowanego sprzętu kryminalistycznego sprawdzono dokładnie pokój Alexandra oraz ścieżkę do pomieszczenia, w którym znajdował się basen. Jeśli w istocie to tam doszło do zabójstwa, można by się spodziewać na przykład śladów krwi - tłumaczy prok. Signerski.

Dodatkowo pobrano materiał biologiczny od obojga podejrzanych. Analiza DNA pozwoliłaby np. zweryfikować wersję o kłótni i szamotaninie między mężczyznami. Choć w przypadku rodziny to dowód kłopotliwy - wszak domownicy na co dzień przebywają ze sobą - w zestawieniu z innymi poszlakami pomógłby ustalić, co się tak naprawdę wydarzyło tamtej tragicznej nocy.

Policja i prokuratura równolegle zadecydowały też o zbadaniu wątku ewentualnego włamania i dokonania zabójstwa przez osobę z zewnątrz. Postanowiono więc zabezpieczyć nagrania z kamer firmy ochroniarskiej.

Zeznania w koszu

Kolejne tygodnie upływały pod znakiem oczekiwania na wynik pracy specjalistów. W tym czasie śledztwo zostało przeniesione do prokuratury w Kartuzach. Powodem były zbyt bliskie kontakty Doroty N. ze środowiskiem gdańskich prokuratorów. Wkrótce okazało się jednak, że wraz z kolejnymi w tej sprawie ustaleniami biegłych organa ścigania zostały... z niczym.

W czerwcu do kartuskiej prokuratury zgłosiła się Katarzyna N. Oświadczyła, że odmawia składania zeznań w tej sprawie, powołując się na prawo przysługujące najbliższym krewnym. Tym samym pierwszy z ważniejszych dowodów w sprawie trafił dosłownie do... kosza. - Osoba najbliższa dla podejrzanego ma prawo odmowy składania zeznań na każdym etapie postępowania. Jeżeli z tego uprawnienia skorzysta, to wcześniej złożone przez nią zeznania nie mogą być wykorzystane jako dowód w sprawie - tłumaczy prok. Signerski.

Za to obrońca podejrzanych podkreśla, że na zeznaniach tych, mimo iż okazały się bezużyteczne, i tak nie można by oprzeć linii oskarżenia.

- Nie była ona naocznym świadkiem zdarzeń, o których mówiła, a okoliczności przez nią podane nie były bezpośrednio obciążające. Poza tym zeznania zostały złożone pod silną presją przesłuchujących ją policjantów, a sam świadek był pod wpływem silnych leków - twierdzi mec. Łukasz Isenko.

Mało tego, analiza zapisu z monitoringu nie pozwoliła posądzić o zbrodnię nikogo spoza kręgu domowników.
- Co prawda nie można wykluczyć włamania, niemniej w świetle tego materiału wtargnięcie kogoś na teren posesji należy uznać za nieprawdopodobne - twierdzi Remigiusz Signerski.

Obrońca nie zgadza się z takim wnioskiem: - Wręcz przeciwnie. W świetle zgromadzonego materiału to właśnie wersja o włamaniu się sprawcy zabójstwa zdaje się być najbardziej prawdopodobna. Obraz z kamer rejestruje tylko to, co się dzieje od frontu domu oraz na jego tyłach. Pozostaje długa część ogrodzenia dzielącego posesję moich klientów od sąsiadów - argumentuje Isenko.

Żadnych śladów DNA

Niemniej największym "ciosem" w przyjętą hipotezę śledczą był wynik analizy DNA materiału biologicznego. Okazało się, że na ciele Alexandra... nie było śladów DNA ojca. Analogiczne wyniki przyniosła analiza materiału pobranego od Doroty. Oznaczało to, że należy wykluczyć cielesny kontakt między członkami rodziny. Tym bardziej - jakąkolwiek szamotaninę czy walkę.

- Jest prawo i jest sprawiedliwość. Moim zadaniem jest stosowanie prawa. Nie mogę oskarżyć nikogo tylko na podstawie tego, że przebywał w inkryminowanym czasie w domu, w którym dokonano zbrodni. Nie mogę też kierować się ludowym przeczuciem - podkreśla Signerski.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki