Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa byłego burmistrza Debrzna. Łagodny człowiek i niewierny Tomasz. Tu nie Wilkowyje

Tomasz Słomczyński
Wszystko dlatego, że burmistrz B. z radnym Markiem nie lubili się od dawna. Bo po tylu latach rządzenia byłemu burmistrzowi coś się w głowie poprzekładało. Bo im tylko o stołki chodzi, a nie o zwykłych ludzi.

Słyszy się to wszystko po publikacji w lokalnym tygodniku, z której ludzie dowiedzieli się, że były burmistrz Debrzna, Mirosław B., ma prokuratorskie zarzuty. Że ponoć najął zbirów, żeby zmusić przewodniczącego Rady Miasta, by ten załatwił mu pracę. Że zbiry obrzucały kamieniami dom radnego, że miały nawet mu chałupę podpalić.

To się w głowie nie mieści. Bo przecież:
Burmistrz B. to taki spokojny, łagodny człowiek. Inteligentny bardzo. I pomocny był, nie odprawił nikogo z kwitkiem. Połowa gminy na niego głosowała, trochę mniejsza połowa, bo ta większa - na nowego burmistrza, który przyszedł po B.

No i jeszcze jedno - tak się roboty nie załatwia. Nie rzuca się kamieniami, tylko bierze flaszkę i idzie pogadać. B. dobrze o tym wie, taki głupi nie jest.

Ludzie nie wiedzą, co myśleć. Wszyscy znają serial "Ranczo". Mają teraz Wilkowyje u siebie.

***

Debrzno, pierwsze, co rzuca się w oczy, to spojrzenie pana Brodatego. Być może dla miejscowych jest jak element małej architektury, coś w rodzaju narzutowego głazu, który ma tylko urozmaicić krajobraz.

Dla przyjezdnego jest jednak widzialny. Wprowadza w niepokój - bo stoi, jakby na coś czekał, a przecież w tym miasteczku niczego doczekać się nie może. Po co więc tak stoi na parkingu, gdzie ludzie parkują swoje drogie samochody?

***

Debrzno liczy sobie około pięciu tysięcy mieszkańców i niespełna siedemset lat historii. Pod fragmentem krzyżackiego muru stoją dwa miecze i informacja, że Kazimierz Jagiellończyk w 1461 roku przywrócił te ziemie do polskiej macierzy.

Dziś, w poniedziałek, 30 marca, odbędzie się sesja Rady Miasta, na której włodarze uchwalą nazwy dla dwóch rond. Pierwsze z nich będzie nosić miano "Miast frydlandzkich". To miasta, które kiedyś w swojej nazwie miały "Frydland". Jest ich w Europie kilkanaście, leżą w Czechach, Niemczech i Polsce. Debrzno zajmuje tu należne sobie miejsce, hołubiąc kontakty zagra-niczne z europejskimi partnerami.

Drugie rondo będzie nosić nazwę "Bramy Pomorza".
Tuż za granicami miasteczka, wzdłuż rzeczki Dobrzynki, przebiega granica województwa. Za miedzą jest już Wielkopolska. Stąd do Bydgoszczy jest godzina drogi z okładem. Do stolicy województwa, Gdańska, prawie trzy, może dwie, zależy, jak kto tiry po drodze wyprzedza.

Ludzie mówią, że ani to Pomorze, ani Wielkopolska. Bory Tucholskie tu się już skończyły, lasów za wiele nie ma, a znajdujące się jeziora jakoś letników nie zachęcają. Znaczy, znajdzie się jeden czy drugi, ale masówki tu nie ma. To i pieniądza z turysty nie ma. Są za to wspomnienia. Lata świetności Debrzno ma za sobą, a widoki na nową prosperitę - nie za bardzo. Kiedyś był PGR, była jednostka wojskowa. Ale to kiedyś. Dziś młodzi wyjeżdżają. Nie, nie do Bydgoszczy, nie do Poznania czy Gdańska. Do Holandii, Niemiec i Szwecji. Mało kto wraca.

***

- Kurczę pieczone, słucham?

Pani z "Kurczę pieczone" do Debrzna wróciła. Robiła w Anglii, w Holandii, w sumie to głównie ze względów rodzinnych zdecydowała się na powrót. I jeszcze dlatego, że miała dość. Bo za granicą Polak Polaka za jedno euro sprzeda. A tu nie, tu normalnie, ma pracę, to i nie narzeka.

Budka z kurczakami stoi na centralnym placu obok supermarketu. Tego z sympatycznym owadem w nazwie.
- Kurczę pieczone, słucham? - co jakiś czas rozmowę przerywa telefon od klienta. Jeszcze nie przyszedł pan do rozwożenia posiłków (minęła dopiero dwunasta). Klient sam podjedzie po swoje kurczę pieczone.
- Szok, normalnie szok, jak żeśmy o tym przeczytali w lokalnym tygodniku .

Pani bufetowa od kurczaków ma swoją teorię. Bo jak ktoś tyle lat był burmistrzem i nagle zostaje bez pracy, to wiadomo, że różne rzeczy do głowy przychodzą. A inna sprawa, że przecież to wiadomo, o co im wszystkim chodzi, tak samo B., jak i Markowi. No przecież nie o zwyczajnych ludzi.

Mirosław B. był burmistrzem Debrzna od 1990 roku, z przerwą na lata 1998-2002.

***

Przez okno budki z kurczakami widać pana Brodatego. Stoi przy parkingu. Krople deszczu spływają mu po kurtce, po czole, kapią z brody. Pan Brodaty powoli przesuwa się pod drzewo. Ma opuchniętą od alkoholu twarz. Spogląda do góry, w niebo, szukając zlitowania. Patrzy tak, jakby się bał.

***

Na rozmowę zgodził się przewodniczący Rady Miejskiej Zdzisław Marek, który w tej sprawie ma status pokrzywdzonego.
Zaczyna od tego, że:

Radnym jest już ósmą kadencję, na kartach historii się już zapisał, na stołku mu nie zależy, na pewno nie dla tych 900 złotych diety, zresztą ma swoje gospodarstwo, 70 hektarów, a syn jeszcze 50, mają z czego żyć, ludzie go wybierają, no to jest radnym, a nawet teraz przewodniczącym rady.

Ale do rzeczy:
- Z burmistrzem Mirosławem B. nigdy się nie umawiałem na jakieś załatwianie pracy. Nigdy nie rozmawiałem z nim na ten temat.

- Pewnie, że czasem różniliśmy się w kwestiach merytorycznych, ale nigdy nie było między nami żadnych awantur.
- 31 stycznia nie było nas z żoną w domu. Syn, ma 26 lat, dzwoni, że ktoś kamieniem rzucał w okno, chciał je wybić, trafił we framugę, od strony sypialni, mówi, że policja była, wszystko obejrzeli. No i od tego się zaczęło. Po dwóch dniach dostałem telefon. Słyszę w słuchawce pytanie: "Czy pan wyciągnął konsekwencje? Wiemy, gdzie pana dziecko chodzi do szkoły". Moja córka chodzi do drugiej klasy gimnazjum. A ja dalej się zastanawiam, o co chodzi. Ni z gruszki, ni z pietruszki, takie rzeczy...
- Znowu po dwóch dniach telefon. I ktoś mi mówi, że "Mirka B. masz na najwyższe stanowisko w gminie albo w powiecie wsadzić". Nie wiem, z kim rozmawiam, ale tłumaczę, że nie mogę tego zrobić, nawet jakbym chciał, to nie mam takich możliwości, że to nie ja daję pracę w gminie. A on na to: "Co ty pierdolisz, ty możesz w gminie wszystko!". Ja mówię, że czasy możenia to już się skończyły. Teraz nie ma, że ktoś może wszystko. "Jak nie załatwisz mu pracy, to zobaczysz, co będzie" - i na tym się skończyło. Cała rozmowa trwała z minutę, może dwie.

- Poszedłem do nowego burmistrza, mówię, żeby coś może poradził B., bo ja chcę mieć święty spokój. A nowy burmistrz mówi, że nie, że on ma swoje zasady.

- Minął miesiąc, może niecały, policja o wszystkim wiedziała. I naraz, wieczorem po 22.00, ktoś wszedł przez płot i rzucił. Tym razem wywalił okno. Kamień duży, jak cegła. Jakbyś pan dostał czymś takim w głowę, to placek, leżysz. Nie ma zmiłuj. Dobrze, że akurat nikogo nie było w kuchni. Pod oknem stoi stół, jakby ktoś jadł, to by tym kamieniem dostał, no i odłamkami szkła. Syn wyskoczył w majtkach i z kijem od szczotki. A ten ktoś przez płot uciekał. I zgubił na płocie but - nowiutkiego adidasa Nike, i rękawiczkę. I policja to zabezpieczyła.

- Po dwóch dniach znowu telefon: "Myślałeś, że żartujemy? Nie, my nie żartujemy. Ja już nie będę dzwonił, sam zobaczysz, co się będzie dalej działo". I poszedłem do starosty, mówię: "Weź pan, pomóż temu B., bo ja nie chcę mieć problemów". Ale rozmawiałem, tak jak z panem rozmawiam. A nie na zasadzie: "masz mi to załatwić". To nie ten model, nie ten gatunek. A starosta powiedział, że tak, ale trzeba czekać, może coś się znajdzie.

Zdzisław Marek bardzo chce podziękować policji, która dała ochronę, każe wężykiem to w artykule podkreślić.
- Pilnowali nas. A my sami dzień i noc staliśmy przy oknie. Baliśmy się. Proszę pana, gdyby ten kamień kogoś trafił... Jak w rękę, to złamana, jak w głowę, to ktoś byłby zabity. Ja uważam, że to była napaść na nasze życie.

Na koniec rozmowy radny Zdzisław Marek podsumowuje: - Ktoś komuś coś po wyborach obiecał, takich ktosiów, co naobiecywali, to jest tu w Debrznie więcej. Ciekawe, czy przy tej okazji wyjdą jeszcze inne sprawy...
Ale radny Marek nie uściśla, co konkretnie ma na myśli. Mówi za to: - No tak, wychodzi na to, że mamy tutaj swoje Wilkowyje. No tak, wychodzi na to, no nie?

***

Małe miasteczka mają swój urok. Albo przekleństwo - jak kto woli. Nic się nie dzieje poza tym, że ktoś wchodzi i wychodzi z Biedronki. Siedząc na placu, ma się oko na wszystko. Kto i co kupuje, jakim samochodem podjeżdża, jakim odjeżdża.
Pan Brodaty, z miną zbitego psa, stoi. I tylko tyle, po prostu stoi. Jest tego stania wręcz alegorią. Pomnikiem ku czci stania bez celu.

Z nieba sypnęło gradem.
Pan Brodaty porusza się drobnymi kroczkami. Chowa się do budynku urzędu gminy, widać go przez szybę tuż za wejściem. Teraz każdy, kto przekroczy próg urzędu, poczuje specyficzny, kwaśny zapach bezdomności.

***

W jednym ze sklepów, w chwili, gdy z nieba leją się strugi wody, kiedy akurat nie ma klientów: - W ogóle nie mam zielonego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Burmistrz B., znaczy się były już burmistrz, nic nie zrobił aczkolwiek jest nieprzeciętnie inteligentny. Nie jest głupi. Nie jest prostakiem. Zresztą nie znamy relacji burmistrza na tę całą sprawę. Zdarzyło mi się, że potrzebowałam pomocy, kiedy zostałam zwolniona po dwudziestu latach, bez żadnego "ale" przyjął mnie burmistrz, wykonał kilka telefonów. Miałam załamanie nerwowe, i on wtedy ze mną porozmawiał. Na pewno był przyjazny ludziom. Bo w ogóle to ja go znam osobiście, bo mieszkał na mojej ulicy. Powiem panu, to co ja wiem. Na pewno, gdyby ktoś potrzebował pomocy, gdy chodziliśmy od domu do domu i zbieraliśmy pieniądze, zawsze był pomocny. Nie, nie wyobrażam sobie, żeby jakichś zbirów najmował, żeby kamieniami rzucali. Nie, to nie jest taki człowiek. Taki kulturalny człowiek on jest. Pieniądze to on ma, więc jakby chciał, to mógłby to zrobić w inny sposób... To nie w jego stylu. Ja osobiście, powiem panu, podeszłabym w inny sposób do całej tej sytuacji...

Chwila zastanowienia, jak to powiedzieć, żeby nie powiedzieć za dużo.
- Gdyby to nie Zdzisław Marek go oskarżał, to może i bym uwierzyła... Jemu nie wierzę. Teraz to może i coś robi, więc może nawet i dobrze ludzie o nim powiedzą, ale wie pan... Tu się ludzi zna całe życie. Niech pan sobie internet przewertuje. To się pan dowie, jak Marek ludziom jajkami płacił, jak coś tam w starostwie... A zresztą! Nie, Markowi nie wierzę. A niech pan nie pisze, że ja to powiedziałam. Tu się teraz nie można narażać Markowi.

***

Dwie osoby jeszcze mogą coś powiedzieć o Mirosławie B. Państwo X. i były sekretarz gminy, najbliższy współpracownik poprzedniego burmistrza, Mirosław Świderski.

Mieszkańcy kierują do państwa X. Na podwórze wychodzi zażywny starszy pan (jak mówią: dobry, mądry człowiek).
- Co? A co ja mogę wiedzieć o B.? O co mnie pan pyta? A co to ja? Kolega jakiś jego czy co? Daj pan spokój. Mirosław Świderski mieszka w Człuchowie. Odbiera telefon. - Co? Ja od pół roku już nie mam kontaktu z B.! Co ja mogę o nim wiedzieć? Nic nie wiem! Nie mam nic do powiedzenia. Do widzenia panu.

***

Wyszło słońce, pan Brodaty się suszy. Wiatr rozwiewa poły jego płaszcza. Znieruchomiały dalej uprawia jogę powiatową: stoi. Kontempluje znajdującą się naprzeciw Biedronkę. Łączy się z kosmosem miasteczkowego placu.

***

Mirosław B. mieszka w domku nad jeziorem. Zadbane podwórze. Dom wysmakowany, choć nie do końca pasuje swoim stylem do pomorsko-wielkopolskiego królestwa mieszkalnych klocków otoczonych zagraconymi podwórzami. - Nie, nie mogę z panem rozmawiać. Adwokat mi zabronił. Do widzenia.

***

Policja dotarła do czterech mężczyzn, którzy brali udział w zastraszaniu radnego Zdzisława Marka. Są to trzej "wykonawcy" - to ludzie spoza Debrzna, którzy rzucali kamieniami i dzwonili do niego. Czwarty mężczyzna - nazwijmy go "pośrednikiem" - jest mieszkańcem Debrzna, to znajomy zarówno B., jak i Marka. To on zwerbował "wykonawców". Piątym zamieszanym w sprawę jest były burmistrz - Mirosław B. Swoimi zeznaniami obciążył go "pośrednik", który powiedział śledczym, że polecenie werbunku i wykonania "zadania" na posesji radnego Marka otrzymał bezpośrednio od B.

Były burmistrz usłyszał zarzut kierowania grupą przestępczą. Oraz nielegalnego posiadania broni. Policja znalazła u niego broń myśliwską, na którą miał pozwolenie (jest aktywnym myśliwym) oraz pistolet gazowy i amunicję, na które pozwolenia już nie miał.

Prokuratura złożyła wniosek o areszt dla B. i dla "pośrednika". Sąd oddalił wniosek o areszt dla B., natomiast "pośrednik" siedzi za kratkami.

Prokurator rejonowy w Człuchowie Tomasz Klukowski złożył zażalenie na decyzję sądu, która pozwoliła Mirosławowi B. pozostać na wolności. Twierdzi, że uda mu się byłego burmistrza osadzić w areszcie tymczasowym.

Bo prokurator nie przyjmuje argumentu, że Mirosław B. to przecież kulturalny człowiek, spokojny, inteligentny, pomocny.
Prokurator Tomasz Kluko-wski: - Nigdy nie wiemy, co w człowieku drzemie. Mirosław B. wydaje się być osobą grzeczną, łagodną. A przynajmniej dwa razy w miesiącu idzie na polowanie. Po co idzie na polowanie? Głodny jest? Skóry potrzebuje na ubranie? Nie. Idzie na polowanie po to, żeby zabijać. Zabijać Bogu ducha winne stworzenia. To świadczy o jakiejś cesze charakteru. Ja nie mówię, czy to jest dobre, czy złe. Na pewno jest to legalne, więc nic mi do tego... Poza tym Mirosław B. przez wiele lat posiadał broń. Oprócz myśliwskiej, jeszcze bojową. Pytam - po co? Pistolet gazowy najprawdopodobniej okaże się "nieszkodliwy". Ale znaleziona amunicja - to naboje do rewolweru. Mirosław B. miał wcześniej pozwolenie na broń bojową, podobno swój pistolet zdał, sprawdzamy to. Ale znaleziona u niego amunicja jest do innego typu broni, niż ta, na którą Mirosław B. ma pozwolenie. Znaleziono u niego sto sztuk nabojów do rewolweru, którego nigdy nie miał, i nigdy nie miał pozwolenia na taką broń. Po co więc mu były te naboje? To też sprawdzamy. Widzi pan... Czy to na pewno jest taka łagodna osoba, taki brat łata, kochający wszystkich? Ja, jako podejrzliwy z natury Tomasz, mam informacje, takie "okruchy", które skłaniają mnie do niewiary w tę łagodność Mirosława B.

"Ranczo" to ulubiony serial pana prokuratora. Twierdzi, że w naturalny sposób, również i jemu, analogie nasuwają się same.

***

Znowu pada. Woda spływa panu Brodatemu po płaszczu. Debrzno to jednak nie Wilkowyje. Nie ma tu skąpanej w słońcu ławeczki, na której usiedliby czterej panowie i przerzucali się bon motami. Nie jest tu śmiesznie ani interesująco. Jest za to uporczywe trwanie pana Brodatego, w milczeniu, bez nadziei na jakiegokolwiek powiatowego Godota, który zresztą i tak - jak wiadomo - nigdy by się nie pojawił. I to właśnie milczenie i trwanie jest komentarzem Brodatego do rzeczywistości miasteczka. Komentarzem, który pewnie niczego nie wyjaśnia, ale też nie sili się na spektakularną puentę.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki