Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spór o lotnisko w Kosakowie. Pomysł budowy lotniska był elementem strategii województwa [ROZMOWA]

rozm. Jacek Wierciński
Tomasz Bołt
Decyzja ws. pomocy publicznej dla portu lotniczego Gdynia Kosakowo będzie najprawdopodobniej negatywna. - Kosakowo jest przez komisję oceniane nie z punktu widzenia transportu, ale konkurencji, jaką jest dla Gdańska - mówi prof. dr hab. Włodzimierz Rydzkowski z Katedry Polityki Transportowej Uniwersytetu Gdańskiego.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Komisja Europejska podejmie negatywną decyzję w sprawie lotniska w Gdyni. Wtedy pieniądze trzeba będzie zwrócić. Kto jest winien?
Można odnieść wrażenie, szczególnie po liście pana prezydenta Wojciecha Szczurka, że to jego inicjatywa, jego pomysł, a może nawet "samowola". Tymczasem lotnisko zostało już lata temu wpisane w przygotowywaną na wniosek Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego strategię rozwoju transportu do roku 2020. To nie jest pomysł, który zaświtał w głowie prezydenta Gdyni, ale element szerszej strategii województwa.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Jan Kozłowski: Gdyńskie lotnisko to sprawa ambicji prezydenta Szczurka [ROZMOWA]

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz tłumaczy, że dokumenty - jak list intencyjny podpisany m.in. przez władze Trójmiasta, ówczesnego marszałka województwa, dziś europosła Jana Kozłowskiego - mówiły o "intencji wprowadzenia funkcji cywilnej w Gdyni i stworzenia dobrej bazy do rozwoju tanich linii lotniczych na Pomorzu". Może Kosakowo powinno powstać za kilkanaście lat, a gdyńska decyzja była zbyt pochopna?

Nie mówmy w sferze intencji, mówmy o faktach. Mamy dokument strategiczny, w którym padają wyraźne stwierdzenia o stworzeniu Pomorskiego Węzła Lotniczego i lotniskach w Gdańsku, Gdyni i Pruszczu Gdańskim. Nie mówmy o intencjach, bo faktem był plan "ucywilnienia" lotniska wojskowego w Gdyni, teraz możemy tylko mówić o skali tego przedsięwzięcia.


Może ta była zbyt duża, a lotnisko powinno być przygotowane raczej na awionetki, transport cargo...

Jeśli cofniemy się do roku 2005, to istotą porozumienia było, że podmiotem wiodącym miał być port lotniczy w Gdańsku. Budowa lotniska w Gdyni nie była wymierzona w Gdańsk. Wręcz przeciwnie - to port w Rębiechowie miał realizować inwestycję, nadzorować ją, a później zarządzać Kosakowem.
Ówczesny prezes Rębiechowa mówił mi wtedy wyraźnie, że chętnie natychmiast odda małe samoloty i loty czarterowe, bo one mu "zawadzały" na lotnisku. Pamiętajmy, że było to sześć lat przed oddaniem nowego terminalu w Gdańsku. Nic się nie działo, więc w 2007 r. prezydent Szczurek zadecydował o budowie Kosakowa przez Gdynię.

Tak, ale w tym czasie sytuacja się zmieniła. Gdańskowi przyznano prawo współorganizacji Euro 2012 i w oczekiwaniu na najazd kibiców rozbudował swoje lotnisko. Powstał port lotniczy z prawdziwego zdarzenia, który może obsłużyć nawet pięć milionów pasażerów, a dziś obsługuje trzy miliony. Czy w takiej sytuacji drugie lotnisko w ogóle było potrzebne?
Kiedy decyzje zapadały, rozbudowa Rębiechowa była w sferze planów. Dziś rzeczywiście jest inaczej, ale terminal w Kosakowie nie powstał przez jedną noc. Zresztą ważne jest także, by zobaczyć, w jakiej dyrekcji w Komisji Europejskiej sprawa dziś się rozgrywa - to dyrekcja ds. konkurencji, nie transportu. Chodzi o to, że Kosakowo może być konkurencją dla Gdańska. Jeśli powstałoby pod Białymstokiem, nikt w Brukseli nie miałby nic przeciwko temu, mimo że chodziłoby o pieniądze publiczne.
Gdyby prezydent Wojciech Szczurek miał świadomość ewentualnych obiekcji Komisji Europejskiej, może terminal zbudowany w Kosakowie nie byłby taki duży. Pamiętajmy jednak, że Gdynia staje się ofiarą tego, że Komisja Europejska jest uczulona na lotniska, których wiele powstało w Hiszpanii i Niemczech w okresie boomu budowlanego, a dziś stoją puste. To złożony problem.

Prezydent Szczurek popełnił błąd, przejmując inicjatywę w sprawie budowy Kosakowa i nie zwracając uwagi na realia?
Zapoznałem się z dokumentami w sprawie Kosakowa. Są solidne. Prognozę ruchu lotniczego wykonała renomowana firma York Aviation, a inna znana firma analityczna - PricewaterhouseCoopers - wykonała tzw. test prywatnego inwestora, czyli egzamin tego, czy jeśli prywatny inwestor podjąłby się tej inwestycji, to ona by się zbilansowała. Te dokumenty trafiły do Komisji Europejskiej, ale najwyraźniej urzędników nie przekonały.
Widziałem te prognozy - one nie były jakieś hurraoptymistyczne, dość racjonalne, mówiły o 200-300 tysiącach pasażerów w Gdyni za kilka-kilkanaście lat. Powstaje pytanie, czy od razu budować terminal mogący obsłużyć 500 tysięcy pasażerów, czy zaczynać skromniej. Ale są dokumenty pokazujące racjonalność przedsięwzięcia, nie było tak, że ktoś przyszedł i powiedział "no to budujemy".

Jeśli Komisja Europejska wyrazi negatywną opinię, to będzie to w czyimś interesie, wbrew Gdyni - jak sugeruje w opublikowanym niedawno liście prezydent Szczurek? A może urzędnicy są niekompetentni?
To kompetentni ludzie, ale pamiętajmy, że nie mówimy o ekspertach od transportu, ale od konkurencji. Oni nie muszą się znać na transporcie, sprawdzają po prostu, czy pieniądze z Gdyni nie zachwiały konkurencją na rynku usług lotniczych w naszym regionie. Tylko to ich interesuje. Należałoby jednak zwrócić uwagę na pasywność naszych europosłów, którzy powinni byli w tej sprawie interweniować.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki