Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spór o Krym między Rosja i Ukraina ma także wątek tatarski

Marek Adamkowicz
Brygada tatarska podczas pracy w lesie, 1950 r. 14-letni Nariman Gafarov, najmłodszy, stoi drugi z prawej
Brygada tatarska podczas pracy w lesie, 1950 r. 14-letni Nariman Gafarov, najmłodszy, stoi drugi z prawej Ze zbiorów Muzeum II Wojny Światowej
Agata Abramowicz z Muzeum II Wojny Światowej dokumentowała historię Tatarów krymskich. W związku z trwającym na Ukrainie konfliktem powróciła sprawa tragedii sprzed 70 lat.

Po codziennych relacjach z kijowskiego Majdanu przyszła pora na Krym. W depeszach nieustannie powraca pytanie, czy region - republika autonomiczna w ramach państwa ukraińskiego - powróci do Rosji. Słowo "powróci" jest tu zresztą kluczowe. Do 1954 roku Krym był częścią Rosyjskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Rosjanie z takiego rozwiązania byliby zadowoleni, Ukraińcy niekoniecznie. Ale jest jeszcze społeczność, która o ewentualnym życiu w ramach państwa rosyjskiego myśli z obawą - to Tatarzy, którzy niegdyś byli panami tej ziemi.

Ich losy dokumentowała Agata Abramowicz z Muzeum II Wojny Światowej. Kilkakrotnie odwiedziła półwysep, żeby na potrzeby gdańskiej placówki zebrać relacje świadków.

- Tatarzy krymscy to jeden z najbardziej poszkodowanych przez Stalina narodów - opowiada. - O ile innym społecznościom udało się po jego śmierci wrócić do w miarę normalnego życia, to Tatarzy czekali na to aż do lat 90.

Wszyscy jesteście wrogami!

Najbardziej dotkliwy cios spadł na krymskich Tatarów w maju 1944 roku. W ciągu zaledwie dwóch dni niemal wszyscy, którzy w tym czasie przebywali na Krymie, zostali deportowani w głąb ZSRR. Powód? Współpraca z Niemcami.

- Krym w czasie wojny był pod okupacją, ale na współpracę z Niemcami poszło stosunkowo niewielu - wyjaśnia Agata Abramowicz. - Zarzut o kolaborację był tylko pretekstem do deportacji, które się odbywały według scenariusza znanego z wysiedleń na polskich Kresach: najście o świcie domu przez żołnierzy czy enkawudzistów, pół godziny na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy i podróż bydlęcym pociągiem na miejsce zesłania.

W sumie do opuszczenia domów zmuszono około 190 tys. osób, głównie kobiety, starców i dzieci. Młodsi mężczyźni byli w tym czasie na froncie. Z około 140 tys. walczących w Armii Czerwonej poległo niemal 60 tys.

Nie zmienia to faktu, że faktycznie byli też tacy, którzy wybrali Hitlera. Z nich to sformowano m.in. bataliony pomocnicze, podległe Ludolfowi von Avenslebenowi, odpowiedzialnemu za masowe zbrodnie na Pomorzu jesienią 1939 roku.

Większość deportowanych trafiła do Uzbekistanu. Pracowali przy wyrębie lasu, budowie dróg i kolei, na polach sowchozów i kołchozów. Zazwyczaj w skrajnie trudnych warunkach. Znaczna część wywiezionych zmarła z głodu i chorób w pierwszych miesiącach.

- To historie znane z opowieści polskich sybiraków - wskazuje muzealniczka. - Zresztą na zesłaniu Polacy spotykali się z Tatarami.
To niejedyny wspólny mianownik w losach naszych narodów. W przeprowadzenie akcji deportacyjnej Tatarów, podobnie zresztą jak wywózki Czeczenów czy Inguszów, zaangażowany był m.in. gen. Iwan Sierow, człowiek, który w 1945 roku aresztował 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego.

Rugi ruskie

Krym to jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na świecie. Przez tysiące lat jego historię pisały kolejne nacje. Półwysep jest kojarzony ze starożytną Taurydą i miejscem, z którego Argonauci wyruszyli po złote runo. Znaleźć tu można ślady Greków, Gotów, Bułgarów, Niemców, Ormian czy Karaimów. Oczywiście, także Tatarów, którzy od XV do XVIII w. władali Chanatem Krymskim.

Rzeczpospolita wielokrotnie musiała odpierać najazdy z tej strony, ale nierzadko szukała tu również pomocy. Chanat upadł pod naporem Rosji, natomiast od czasu wojny krymskiej z lat 1854-1856 świat Tatarów zaczął gwałtownie się kurczyć. Emigracja i przymusowe przesiedlenia szły w parze z osadnictwem, głównie rosyjskim. Do tego trzeba dodać straty, jakie przyniosły wojna domowa i rządy bolszewików po jej zakończeniu. To, co ocalało, zniszczono po 1944 roku.

- Równolegle z deportacjami przeprowadzono akcję niszczenia tatarskich pamiątek - tłumaczy Agata Abramowicz. - Zrównano z ziemią wioski i cmentarze, spalono księgi. Straty był ogromne. Wszystko po to żeby Tatarzy nie mieli dokąd wracać.

Przez kolejne lata nie było zresztą na to pozwolenia. Wprawdzie po śmierci Stalina nastąpiła odwilż i poluźnienie gorsetu polityki państwa względem mniejszości narodowych w ZSRR, ale z Tatarów nie zdjęto odium zdrajców, chociaż zabiegali oni o przywrócenie dobrego imienia. Zabiegali też o zgodę na powrót na Krym. W latach 60. i 70. część próbowała zresztą na własną rękę przenieść się w rodzinne strony. Znowu zostali deportowani...

Symbolem walki o prawa człowieka jest Mustafa Dżemilew, dysydent z czasów ZSRR. Kilkakrotnie skazywano go na karę więzienia za "szerzenie poglądów kwestionujących ład radziecki". Jego działalność na rzecz repatriacji Tatarów została doceniana przez ONZ, która w 1998 roku przyznała mu prestiżową Nagrodę Nansena.

Szansa na powrót pojawiła się za Gorbaczowa - wraz z rozpadem Związku Radzieckiego i ogłoszeniem niepodległości przez Ukrainę. Tatarzy z niej skorzystali, choć nie wszyscy. Z różnych względów, zazwyczaj rodzinnych, część z nich została z dala od Krymu.

Zachwaty w cieniu Floty Czarnomorskiej

Tym, co wyróżnia przesiedleńców, są przedsiębiorczość i duch wspólnoty. W nowych realiach Tatarzy potrafili się zorganizować politycznie, ale też dorobili się własnych majątków. Ich reprezentację stanowi Kurułtaj (parlament krymskotatarski), zaś władzę wykonawczą sprawuje Medżlis, na czele którego stał przez 20 lat Mustafa Dżemilew.

Mimo determinacji w niwelowaniu skutków deportacji do dziś wiele spraw pozostało nierozwiązanych. Podstawowa to zwrot mienia. Tatarzy, którzy zdecydowali się na powrót do kraju, nowe życie zaczynają dosłownie od zera - na surowym korzeniu. Ratunkiem są tzw. zachwaty, czyli zajmowanie państwowej ziemi, by poprzez zasiedzenie zdobyć do niej prawo własności. Dowodem na to, że nieruchomość ma "właściciela", nierzadko są byle jak zbudowane domki czy wręcz wychodki... Nie zmienia to faktu, że wiele osiedli tatarskich jest pozbawionych tak podstawowych rzeczy jak prąd czy woda. I chociaż władze od lat zapowiadają poprawę losu Tatarów, to do tej pory kończyło się na obietnicach.

- Ci, którzy wzięli sprawy we własne ręce, pokazali, że potrafią ciężko pracować - mówi pani Agata. - Wystarczy spojrzeć na prowadzone przez Tatarów knajpki, których nie brakuje w miejscowościach turystycznych. Swoją gościnnością zjednują klientów.

Prawdziwym wyzwaniem pozostaje zachowanie kultury i języka, zwłaszcza wśród Tatarów, którzy nie wrócili ze zsyłki. W młodszych pokoleniach zanika jego znajomość na rzecz uzbeckiego czy rosyjskiego. Inna sprawa, że presji ze strony Rosjan społeczność tatarska podlega również na Krymie.

Trudno jednak się temu dziwić, zważywszy na proporcje. Rosjanie stanowią około 60 proc. mieszkańców republiki, podczas gdy Ukraińców jest około 25 proc., a Tatarów, w przybliżeniu, 12 proc. Do tego historia tego regionu jest dla Rosjan powodem do dumy narodowej. Legendę, jaka otacza obronę Sewastopola przed wojskami francuskimi i brytyjskimi w czasie wojny krymskiej, można porównać do sławy towarzyszącej bitwie z Napoleonem pod Borodino. Do tego dochodzi jeszcze wspomnienie zaciętych walk, jakie o Półwysep Krymski toczyły się w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

- Sewastopol to miejsce, w którym bodaj najbardziej widać tę rosyjską dumę - ocenia muzealniczka. - Jednocześnie wyczuwa się nostalgię za czasami ZSRR, kiedy Rosja była prawdziwym mocarstwem.

Paradoksalnie z tą samą epoką łączy się włączenie Krymu w skład Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Dokonano tego w 1954 roku, dla uczczenia 300 rocznicy ugody perejsławskiej, której skutki do dziś są odczuwane na Ukrainie. Na podstawie tejże ugody Kozacy zaporoscy przeszli pod zwierzchnictwo Moskwy, co pogłębiło różnice między Ukrainą wschodnią a zachodnią.

Kiedy upadał Związek Radziecki, pojawiły się głosy nawołujące do powrotu Krymu w granice Rosji. Wtedy udało się osiągnąć kompromis, zostawiając półwysep w ramach państwa ukraińskiego, jako republikę autonomiczną z bazą rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Toczący się od miesięcy konflikt o władzę w Kijowie spowodował, że pomysł odżył i jest o nim coraz głośniej. Nie można wykluczyć, że zostanie on zrealizowany, a to dla Tatarów oznaczałoby zmianę zasadniczą.

- Obecnie są oni, wraz z Rosjanami, mniejszością w państwie ukraińskim. Po zmianie granic ich sąsiedzi - Rosjanie staliby się większością - tłumaczy Agata Abramowicz.

Agata Abramowicz

Z wykształcenia historyk i historyk sztuki. Pracuje w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, na potrzeby którego zbiera m.in. relacje świadków z lat wojny. Wspomnienia Tatarów posłużą do przygotowania części wystawy stałej, pokazującej deportacje ludności dokonywane zarówno przez Trzecią Rzeszę, jak i przez ZSRR.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki