Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spór o katastrofę. Wrak Frankena i scenariusze - najczarniejszy i ten w wersji light

Tomasz Chudzyński
Nurkowie Fundacji Mare i Instytutu Morskiego w Gdańsku ocenili stan wraku Frankena w 2018 r.
Nurkowie Fundacji Mare i Instytutu Morskiego w Gdańsku ocenili stan wraku Frankena w 2018 r. Michał Procajało
Jak wynika z ustaleń naukowców, w rejonie Bałtyku leży od 8 do 10 tysięcy wraków, z czego minimum 100 z nich to tzw. wraki o wysokim priorytecie.

Tony paliwa mogą zalegać w rdzewiejącym na dnie Zatoki Gdańskiej wraku tankowca Franken. To źródło potencjalnej katastrofy ekologicznej?

- To krytyczna wizja, ale należy ją traktować poważnie - mówi Olga Sarna z Fundacji Mare.

Był prawdziwym gigantem, długim na niemal 180 metrów i szerokim na 22,1 metra. Gdyby umieścić go na gdańskiej Starówce to zająłby cały Długi Targ. Dziś wrak tankowca Franken rozpada się na dnie Zatoki Gdańskiej.

Statek ten poszedł na dno 8 kwietnia 1945 roku, zatopiony przez lotnictwo radzieckie. Spoczywa na dnie w okolicach Helu, na głębokości około 70 metrów. Pod koniec wojny jego misją było m.in. zaopatrywanie ciężkiego krążownika niemieckiej Kriegsmarinie, Prinz Eugen. Był jednym z pięciu bliźniaczych okrętów zaopatrzeniowych niemieckiej Kriegsmarine, razem z Dithmarschen, Altmark, Ermland, Nordmark. W ostatniej fazie wojny Franken stacjonował na Zatoce Gdańskiej, głównie na redzie Gdyni lub Helu.

Czytaj także: Podwodne sekrety Bałtyku [ROZMOWA]

Frankena, choć był lekko uzbrojony, nie należy traktować jako okrętu wojennego, który siał postrach na morzach w czasie II wojny światowej. Natomiast jego wrak, kilkadziesiąt lat po zniszczeniu przez sowieckich lotników, może stwarzać realne zagrożenie.

Wizja krytyczna

- Wiemy, że w momencie zatonięcia, na statku było ok. 2,7 tys. ton (nie licząc paliwa koniecznego do ruchu statku) - mówi Olga Sarna z Fundacji Mare, zajmującej się m.in. ochroną ekosystemów morskich. - Z dokumentacji fotograficznej i filmowej zebranej w czasie ekspedycji badawczej w 2018 roku wynika, że w zbiornikach, które wyglądają na szczelne, mogłoby zmieścić się 4 tys. 608 ton różnego rodzaju paliw. Prawie połowa objętości pięciu zbiorników Frankena jest nadal zamknięta, bez dostępu z zewnątrz. Mają one pojemność od 573 ton do 1 tys. 221 ton. Możliwe, że w każdym z nich zalegają paliwa.

Ekspertyza Fundacji Mare mówi, że na skutek korozji wraku, co roku z kadłuba Frankena ubywa od 0,06 do 0,14 mm stali. Po 74 latach zalegania na dnie z kadłuba wraku ubyło już ok. 7 mm stali, co oznacza, że Franken jest na granicy zawalenia się. Rozpad wraku mógłby doprowadzić do niekontrolowanego, nagłego wyciek całego paliwa, prosto do Zatoki Gdańskiej. Również rozszczelnienie choćby jednego ze zbiorników może potencjalnie spowodować skażenie wody i plaż w rejonie Zatoki Gdańskiej.

Najwyższa Izba Kontroli o wrakach zatopionych w Bałtyku. Będzie kontrola. Stuttgart i Franken zagrożeniem dla Bałtyku?

Zaznaczmy, ropa naftowa i pochodzące z jej przetwarzania paliwa dzielą się, m.in. ze względu na gęstość, na paliwa ciężkie, średnie i lekkie. Tankowiec Franken mógł mieć na pokładzie typy ciężkie i lekkie. - Paliwo ciężkie (np służący do napędu silników okrętowych mazut) rozleje się po morskim dnie i będzie tam zalegał w dość „zwartej” plamie, powodując miejscowe, poważnie skażenia, np wywołując 100 proc. śmiertelności organizmów w osadach dennych. Natomiast na plażach się nie znajdzie - tłumaczy Olga Sarna. - Paliwa lekkie natomiast, mogą „pójść” do góry, na powierzchnię morza. Biorąc pod uwagę prądy na Zatoce Gdańskiej, plama ta może popłynąć w kierunku plaż. Potrzebowalibyśmy kilku lat, by skażenie zneutralizować. W tym czasie nie byłoby mowy o ruchu turystycznym, nie mówiąc już o tym, że straty we florze i faunie byłyby nieodwracalne. To krytyczna wizja, ale należy ją traktować poważnie.

Franken jednak bezpieczny?

Wrakiem niemieckiego tankowca z czasów II wojny światowej zajęła się m.in. Najwyższa Izba Kontroli. Raport z kwietnia tego roku zatytułowany jest wymownie „Śmierć drzemiąca na dnie Bałtyku” .

Jednak inaczej na sprawę wraku patrzy Urząd Morski w Gdyni, który „nadzoruje” zalegającego na dnie Frankena.

- Wszystkie zebrane do tej pory materiały świadczą o dużo mniejszym, niż pierwotnie przypuszczano zagrożeniu dla środowiska morskiego ze strony tego obiektu - czytamy w raporcie Urzędu Morskiego w Gdyni, który powstał w odpowiedzi na materiał NIK, który zatytułowano „Franken- zagrożenia i stan faktyczny”.

- Katastroficzne scenariusze związane z dużym rozlewem na skutek rozpadu skorodowanego wraku Franken nie znajdują potwierdzenia. We wraku nie ma już tzw. paliwa lekkiego, które mogłoby w dużej ilości zostać uwolnione i wypłynąć na powierzchnię morza. Ponadto (nawet przy takim scenariuszu) Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa jest przygotowana organizacyjnie i sprzętowo do poradzenia sobie ze znacznie większym rozlewem (rzędu 10 000 ton) niż potencjalnie mogący wystąpić w przypadku wraku Franken. Uprzedzając medialne informacje o potencjalnej katastrofie ekologicznej należy podkreślić, że nie grozi nam z tego powodu zamknięcie plaż w sezonie letnim.

Analiza Urzędu Morskiego w Gdyni wskazuje, że m.in. oceny Fundacji Mare o ilości paliw we wraku Frankena są błędne.

- Ilości te są szacowane na podstawie hipotez - głównie w oparciu o informacje zawarte w przechwyconym meldunku z 29 marca 1945 r. i dokumentacji stoczniowej jednostki, z których wynika, że w zbiornikach mogło znajdować się około 3000 ton paliwa różnego rodzaju - czytamy w raporcie Urzędu Morskiego.

Nie uwzględnia się w ostatecznym rozrachunku niemieckich działań taktycznych w okresie kolejnych dziesięciu dni, do chwili zatopienia jednostki. W tym okresie paliwo i inne zaopatrzenie było wydawane na inne jednostki niemieckie operujące w rejonie Zatoki Gdańskiej. Ponadto zatopieniu Frankena przez lotnictwo radzieckie towarzyszyły dramatyczne okoliczności. Na skutek kolejnych eksplozji radzieckich bomb i amunicji znajdującej się wewnątrz transportowca, doszło do rozerwania i przełamania kadłuba, rozszczelnienia zbiorników i potężnego rozlewu paliwa lekkiego na powierzchni morza (widać go m.in. na fotografiach wykonanych w czasie nalotu - red.). Rozlew ten, objęty widocznym z obszaru całej Zatoki Gdańskiej pożarem, jak wynika ze zdjęć, płonął jeszcze przez ponad dobę lub dłużej. W efekcie nie wiadomo, ile paliwa uległo rozlaniu i spaleniu już w momencie zatopienia, a ile pozostało i uwalniało się stopniowo do środowiska przez okres powojenny oraz ile wreszcie pozostaje we wraku do dziś. Kolejne badania w tym temacie wskazują, że potencjalnie, o ile zbiorniki są w dalszym ciągu szczelne, co budzi poważne wątpliwości ekspertów, maksymalna ilość paliwa wewnątrz lub wokół wraku była szacowana pomiędzy 700 do 1500 ton, z większym prawdopodobieństwem na ilość rzędu kilkuset ton. Z czego, jak wiemy, zdecydowana większość uległa spaleniu podczas zatopienia.

Dużo wraków

Jak wynika z ustaleń naukowców, w rejonie Bałtyku leży od 8 do 10 tysięcy wraków, z czego minimum 100 z nich to tzw. wraki o wysokim priorytecie, w których znajdują się znaczne ilości paliw. Zagrożenie skażeniem wód i wybrzeży dostrzega coraz więcej państw. W basenie Morza Bałtyckiego, finansowane z budżetów rządowych programy „zarządzania” niebezpiecznymi wrakami wprowadziły m.in. Finlandia i Szwecja. - Zagrożenia stwarzane przez wraki, w których znajduje się ropa to na przykład stopniowy wyciek substancji, który w małych ilościach może utrzymywać się przez lata i pozostać niezauważony. Istnieją również wraki, które, z uwagi na korozję, powoli się rozsypują, co może poskutkować nagłym uwolnieniem ropy - mówi Jorma Rytkönen z Fińskiego Instytutu Ochrony Środowiska, przewodniczący powołanej w 2013 roku przez Komisję Helsińską grupy Helcom Submerged (jej zadaniem jest poszerzanie i aktualizacja wiedzy o niebezpiecznych obiektach zatopionych w Bałtyku oraz ocena związanego z nimi zagrożenia dla środowiska morskiego).

Czytaj także: Wrak samolotu Douglas A-20 wydobyto z dna Bałtyku. Jest już w porcie Marynarki Wojennej [ZDJĘCIA]

Finowie m.in. aktualizują bazę danych dotyczącą wraków, dokonują oceny ryzyka wydobycia z nich paliwa oraz tworzą nowe, innowacyjne metody oczyszczania podmorskich szczątków. Finlandia prowadziła operację oczyszczania m.in. wraku jednostki Park Victory. Trwała aż 7 lat - od 1994 do 2000 roku. Nurkowie schodzili wówczas pod wodę 1400 razy, a jednostki do odzyskiwania oleju pracowały łącznie przez ponad 5 tysięcy godzin. Prowadzone były także liczne badania na innych wrakach w wodach tego kraju - między innymi na wraku Coolaroo, który zatonął w 1961 roku. Co ciekawe, na wraku tym nie znaleziono zalegającego paliwa. Natomiast na wraku Brita Dan prace wydobywcze trwały zaledwie dwa tygodnie, a w ich rezultacie wypompowano blisko 20 ton ciężkiego paliwa. W Szwecji krajowy program wrakowy koordynowany jest przez Szwedzką Agencję ds. Gospodarki Morskiej i Gospodarki Wodnej. Tzw. SWAM koordynuje badania i oczyszczanie wraków z substancji ropopochodnych oraz sieci, a także program oceny ryzyka i rekultywacji niebezpiecznych dla środowiska wraków statków. W Polsce za likwidację zagrożeń i zanieczyszczeń olejowych i chemicznych środowiska morskiego odpowiada Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa (SAR), dysponująca odpowiednimi jednostkami. Natomiast plan operacji usuwania zanieczyszczeń musi być zatwierdzony przez właściwy dla danego akwenu urząd morski. W 2018 r. powołany został przez Marka Gróbarczyka, ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej zespół zajmujący się gromadzeniem informacji o wraku Frankena i rekomendujący działania dotyczące tego obiektu. -Urząd Morski w Gdyni od wielu lat prowadzi badania i monitoring miejsc potencjalnych zanieczyszczeń pochodzących z wraków statków pozostawionych na dnie Bałtyku w wyniku działań wojennych - informuje instytucja w Gdyni. - Monitoring ten obejmuje cotygodniowy zwiad lotniczy, analizę zdjęć satelitarnych, w ramach programu Clean Sea Net, a także badania na miejscu w zakresie zmian zachodzących w danym wraku i pojawiania się plam ropopochodnych na powierzchni wody. Zbierane są także wszelkie przydatne informacje o zagrożeniach od użytkowników morza (rybaków, marynarzy, nurków), o które w dalszym ciągu prosimy, i za które jesteśmy wdzięczni. Na wypadek sytuacji awaryjnej przygotowane są także procedury i sprzęt do zapobiegania rozprzestrzeniania się i do usuwania skutków potencjalnych rozlewów.

Niemniej Fundacja Mare i Instytut Morski w Gdańsku (jednostka naukowo-badawcza) we współpracy z międzynarodowym gronem ekspertów rozpoczyna pracę nad Ogólną Metodologią Oczyszczania Wraków na Bałtyku. - Polska, idąc za przykładem fińskim i szwedzkim, powinna jak najszybciej rozpocząć prace nad wprowadzeniem programu zarządzania wrakami - mówi Olga Sarna. - Pozwoli to chronić środowisko naturalne, ale także znacząco obniżyć koszty całego przedsięwzięcia.

Zobacz także: Gdańsk. Marszałek Struk pisze list do ministra Gróbarczyka w sprawie zatopionego wraku Frankena. "To tykająca bomba ekologiczna”

Finanse są bardzo ważnym aspektem oczyszczania wraków z groźnych paliw, począwszy od wstępnych, podwodnych prac rozpoznawczych, przez operację wypompowania paliwa, zakończywszy na utylizacji wydobytych materiałów. Koszty takiej operacji, wg wyliczeń Olgi Sarny, w zależności o trudności prac, rozciągają się od 5 do 20 mln euro. Problemem są także przepisy - na kim spoczywa odpowiedzialność za szczątki zniszczonych jednostek zalegających na dnie mórz. Zwyczajowo wraki „należą” do kraju, w którego wodach terytorialnych spoczywają. Z kolei Międzynarodowa Konwencja o Usuwaniu Wraków, podpisana w Nairobi w 2007 r., nakłada obowiązek usuwania i oczyszczania wraków leżących poza morzem terytorialnym na armatorów. W praktyce jednak sytuacja jest bardziej skomplikowana. Większość międzynarodowych umów dotyczy jednostek prywatnych, używanych do celów komercyjnych i nie ma zastosowania dla wraków wojennych. Kwestia tego, kto jest odpowiedzialny za zatopione wraki z II wojny światowej wciąż jest tematem dyskusji. - Staramy się lobbować w Niemczech, by nasi zachodni sąsiedzi zaangażowali się w kwestię oczyszczania wraków, które w czasie II wojny światowej zatonęły pod niemiecką banderą - zaznacza Olga Sarna. - Wydaje nam się, że np. za Frankena powinni poczuć się odpowiedzialni.

Co dalej z Frankenem

Frankenowi, a także wrakowi innego zatopionego w czasie II wojny światowej statku niemieckiego Stuttgart, Fundacja Mare nadała wspomniany już status priorytetowy. - Ze spoczywającego na dnie Zatoki Puckiej Stuttgarta stopniowy wyciek paliwa rozpoczął się już w 1999 roku - mówi działaczka Fundacji Mare. - Wrak oraz skażony obszar wokół, są objęte badaniami prowadzonymi przez Uniwersytet Medyczny w Gdańsku oraz Instytut Morski w Gdańsku. Wyniki z 2015 r. mówią, że obszar skażenia, przez 16 lat od odnotowania wycieku, powiększył się pięciokrotnie i wynosi aż 415 tys. metrów kwadratowych. Stan środowiska morskiego w bezpośrednim sąsiedztwie wraku można określić jako lokalną katastrofę ekologiczną. Badania przeprowadzone w obszarze skażenia wykazały postępującą degradację środowiska i stale rosnącą strefę skażenia. Na wraku w momencie zatonięcia znajdowało się maksymalnie ok. 300 ton paliwa.

- Paliwo ciężkie rozlane i uwięzione w osadach dennych, nie stanowi istotnego zagrożenia dla środowiska, poza obszarem występowania rozlewu - odpowiada z kolei raport Urzędu Morskiego w Gdyni. - Badania jakości wody w rejonie rozlewów z czasów II wojny światowej nie wykazują zanieczyszczeń w toni wodnej w rejonie zalegania wraków. Substancje ropopochodne związane w dnie, są nierozpuszczalne i pokryte osadami, ulegają powolnemu rozkładowi.

Przedstawiciele Fundacji Mare i Instytutu Morskiego w Gdańsku podkreślają, że jednoznaczną odpowiedź na to, czy wrak Frankena jest groźny, dałyby specjalistyczne, podmorskie prace. Nurkowie Fundacji i Instytutu schodzili do wraku w zeszłym roku, ale, jak podkreślają, na szczegółowe prace nie mieli zgody Urzędu Morskiego.

-Istnieje pilna potrzeba dokładnego oszacowania ryzyka skażenia oraz stanu wraku. Obecnie należy traktować Frankena jako wrak stwarzający największe ryzyko rozlewu substancji ropopochodnych - mówi Benedykt Hac z IM w Gdańsku. - Wydobycie paliwa z wraków jest możliwe, technologia jest powszechnie dostępna - dodaje Olga Sarna. - W przypadku Frankena, z uwagi na to, że w ładowniach wraku spodziewać się należy sporej ilości materiałów wybuchowych, pocisków, koszt operacji oczyszczania byłby znaczny, sięgający nawet kilkunastu mln euro. Niemniej zadanie to należy podjąć. Przyznam, że jesteśmy z Urzędem Morskim na linii lekkiego sporu o to, jakie zagrożenie ze sobą niesie wrak Frankena. Dlatego potrzebujemy szczegółowych, podwodnych badań wraku, oceny zagrożenia. Być może w jego zbiornikach nic nie ma. Jeśli jest odwrotnie, to mamy realny scenariusz skażenia wód i nadmorskich plaż.

Przegląd najważniejszych wydarzeń ostatnich dni:

POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki