Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sopot: Rodzice zbudowali swoim dzieciom domek na drzewie. Po trzech latach atrakcja zaczęła przeszkadzać administracji osiedla

Stanisław Balicki
Stanisław Balicki
Dzieci z osiedla PSM "Kolejarz" w Sopocie bronią swojego domku na drzewie
Dzieci z osiedla PSM "Kolejarz" w Sopocie bronią swojego domku na drzewie S. Balicki
Dzieci z jednego z sopockich osiedli chcą, żeby ich podwórkowa atrakcja została. Administracja osiedla zamierza zlikwidować domek na drzewie, bo nie uzgodniono z nią jego budowy i może być niebezpieczny. Rodzice woleliby razem ze spółdzielnią rozwiązać problem, a dzieci nie rozumieją, czemu dorośli nie potrafią się dogadać.

AKTUALIZACJA 6. października, godz. 15.00 - Domek na drzewie został rozebrany. Rodzice dzieci zamierzają zgłosić sprawę na policję.

Dzieci na kameralnym osiedlu zbudowanym w latach 60., w Sopocie przy ul. Okrzei, nie mają wiele atrakcji na swoim podwórku. 3 lata temu rodziny z dziećmi skrzyknęły się i zbudowały swoim pociechom atrakcję, domek na drzewie. Jego historia, oczami dziecka, przedstawia się następująco:

- To było tak, że na początku zbudowaliśmy, później bawiliśmy się i było fajnie, ale oni rozmontowali dach, potem drabinkę - opowiada 9-letni Mieszko. - Potem ktoś opowiadał, że woda rozlana na podłodze i potem chcieli rozmontować domek. Teraz mówią, że zniszczą ten domek, żeby nie było. A na wiosnę, jak wymyślimy coś, to oni zbudują. Ja tak sobie myślę, że zniszczą ten domek, poczekają do wiosny, żeby każdy zapomniał i nie zrobią nic - martwi się.

Rzeczywiście, „oni”, czyli administracja Pracowniczej Spółdzielni Mieszkaniowej „Kolejarz”, zamierzają rozebrać dziecięcą atrakcję.

- Domek został zbudowany bez wiedzy i zgody administracji osiedla - mówi nam Tomasz Szcześniak, kierownik administracji osiedla „Sopot” PSM „Kolejarz”. - Jest to samowola budowlana, nie spełnia standardów bezpieczeństwa. Przez co najmniej 2 lata nie był konserwowany. Materiały, z których był zbudowany, są przegniłe, zagrzybione, spróchniałe. Ten obiekt stwarza zagrożenie dla osób z niego korzystających - twierdzi.

Jakiś czas temu dzieci, z pomocą rodziców, zorganizowały nawet protest. Namalowały transparent, było spotkanie z kierownikiem.

- Dzieci nie mają prawa do słowa według mnie - mówi 12-letni Maciek, który razem z Mieszkiem i paroma innymi dziećmi zaangażował się w obronę ich miejsca na drzewie. - Mówili, że właśnie wstawią nam jakąś małą huśtawkę na 2 osoby zamiast domku, ale my się nie zgodziliśmy. Miał być nowy domek na wiosnę, ale też myślę, że poczekają sobie, aż zapomnimy i będzie po domku - dodaje.

Osiedlowy konflikt o podwórkową atrakcję eskaluje szczególnie w ostatnim roku. Domek początkowo nie przeszkadzał spółdzielni. Uzupełniał skromne wyposażenie podwórka.

- Mamy tu jednak ubogo, jeśli chodzi o różne atrakcje dla dzieci, jeśli chcą zlikwidować, to powinni zaproponować, że postawią nowy, zgodny z zasadami bhp... a wyszła jakaś taka wielka afera - opowiada pani Joanna, mama Mieszka. - Na początku wszystkim się podobało, sąsiedzi mówili, że super, fajnie, a później nie wiadomo skąd, może wnuczki powyrastały, przestały się bawić i domek zaczął przeszkadzać. Dobrze by było, jakbyśmy tu mogli coś więcej uzyskać od spółdzielni jeśli chodzi o atrakcje dla dzieci. Nie ma ich aż tak dużo, jedna huśtawka i jedna zjeżdżalnia to za mało - dodaje.

Jeszcze niedawno urządzenie osiedlowego podwórka było bogatsze. Jednak, jak opowiadają rodzice, gdy coś się popsuło, nie było naprawiane, tylko chowane w osiedlowym magazynku, jak jedna z huśtawek. Zapytaliśmy o to kierownika osiedla.

- Nie jesteśmy bogatą administracją, na tyle ile możemy, dbamy - mówi nam Tomasz Szcześniak, który jest zaskoczony historią z huśtawką. - Nic nie wiem na ten temat - deklaruje i tłumaczy, że kierownikiem tutaj jest od niedawna.

Jednak to właśnie on decydował o rozebraniu dachu nad domkiem. Bez zadaszenia jego konstrukcja zaczęła nasiąkać deszczówką.

- Proponowałem wymianę podłogi, bo gdy zdemontowali dach, podłoga zaczęła nasiąkać - opowiada pan Piotr, tata Maćka. - Tymczasem to był właśnie pretekst, żeby go zlikwidować - podejrzewa.

- To nie jest prawda. Dach został zdemontowany, ponieważ była to konstrukcja oparta na gałęziach, luźna. Mogła w każdej chwili spaść, na przykład jak były silne wiatry, więc, żeby nie czekać na nieszczęście, zdemontowaliśmy go - twierdzi kierownik administracji osiedla.

Rodzice i dzieci, mimo zdjętego dachu, dbają o platformę na drzewie wzbudzającą niechęć administracji.

- Naprawialiśmy, ale go nie chcą. Bo niby tam rozwalone jest, woda się nalewa i mówią że tam jest pleśń, ale to nie prawda - uważa Mieszko, który nie rozumie, dlaczego dorośli nie mogą się porozumieć w tej ważnej dla dzieci z podwórka sprawie.

Maciek też ma żal do osiedlowej władzy, która chce im zabrać domek. - Nie wiem dlaczego, bo uważają się za lepszych, możliwe że mądrzejszych, możliwe... Raz rozmawiałem o domku z jednym panem i jak mówiłem do niego, to on się patrzył w niebo i w ogóle miał taką twarz, jakby to go nie obchodziło, co mówię - opowiada.

Domek nie podoba się też części mieszkańców osiedla, którym przeszkadza hałas na podwórku. Czas pandemii przyzwyczaił ich do ciszy i spokoju.

- Jest to wygodne dla niektórych starszych osób. Dzieci niech siedzą w domu, przed komputerami, z telefonami. Na dworze jest cisza, spokój, po co hałasy, po co dzieci mają biegać, dlaczego mają spędzać czas pod ich oknami - opowiada nam pani Natalia, mama Maćka. Dodatkowo z powodu obostrzeń pandemicznych została zamknięta osiedlowa świetlica, która już 2 lata stoi pusta, choć w spółdzielni zatrudniona jest osoba, która powinna organizować jej pracę. - Wiemy że taki etat jest, ale ja widziałam tę panią dwa lata temu ostatnio. Nie możemy z klubu korzystać, bo dzieci zrobią bałagan, bo jest pandemia... Można za to zrobić zebranie rady osiedla, dyskutować, ale dzieci nie mogą tam być. Ostatnio na radzie osiedla, gdzie zapadła decyzja, by zlikwidować domek a świetlicę z powodu covida zamknąć, było 10 osób - mówi pani Natalia.

Wyrok na domek zapadł, spółdzielnia jest nieugięta.

- My, jako administracja, zarządzamy tym terenem. Lokatorzy nie wystąpili z prośbą o zgodę na wybudowanie takiej konstrukcji - mówi administrator.

- My ich utrzymujemy, z naszych pieniędzy dostają pensje, wynagrodzenia, są dla nas, nie odwrotnie - denerwuje się pan Piotr, który chce odnowić z innymi ojcami z osiedla domek. - Zróbmy to wspólnymi siłami albo pozwólcie nam to zrobić na nasz koszt. Jednak słyszymy „nie, bo nie”. Bo trzeba było zgłosić projekt, uzgodnić to z nami, bo przepisy, ale nie wiadomo konkretnie jakie, zostały złamane - opowiada o próbach rozmów ze spółdzielnią. - Niby mówili, że coś postawią, ale żadnej takiej propozycji na 100 procent nie było. Ojcowe by pomogli, razem byśmy to zrobili, na to reakcji nie było - dodaje pani Natalia. - Albo wstawią na wiosnę jakąś huśtawkę i co, będzie nowe, ale niefajne, nie takie jak chcemy - mówi nam Maciek, ich syn. Z Mieszkiem i innymi dziećmi chcą swojego domku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki