Swoją energią mogłaby obdarować kilkanaście innych osób. Ci, którzy ją znają, mówią, że nie widzieli jej jeszcze smutnej ani przygnębionej. Jest silna i twarda. I takie często grywa kobiety. Chodzi oczywiście o Sonię Bohosiewicz, która przyjechała na gdyński festiwal filmowy. I choć głównej roli nie grała, to i tak miała "mocne wejście". A to za sprawą występu w kilku głośnych ostatnio produkcjach.
- Zagrałam w "Obywatelu", miałam epizod w "Bogach", śpiewaną rolę w "Polskim gównie" i nieśpiewaną w "Fotografie" - śmieje się aktorka i dodaje, że marzy jej się przyjechanie do Gdyni z dużą rolą. - Towarzyszą temu inne emocje. Staje się wtedy w konkursowe szranki. Jest jakiś sparing, są oczekiwania, nadzieje - tłumaczy Sonia Bohosiewicz.
Zobacz także: 39 Festiwal Filmowy w Gdyni. Przyznano Złote Lwy! [RELACJA LIVE, ZDJĘCIA]
Na brak popularności narzekać jednak nie może. Oprócz ról kinowych, przyniosły ją Soni Bohosiewicz popularne seriale.
- Rozdzielam seriale od telenowel, bo to dwa różne gatunki. Seriale to czasami piękne filmy w odcinkach. Myślę tu o "Magdzie M.", "Usta Usta" czy "Aidzie". Zgodziłam się na zagranie w nich i jestem ze wszystkich tych rzeczy dumna - zaznacza, a nam zdradziła, jakie ma najbliższe plany, czy boi się łóżkowych scen i dlaczego... nigdy nie wyjdzie za Macieja Stuhra, z którym zagrała w pokazywanym na festiwalu "Obywatelu".
Wszystko zaczęło się w 2007 roku, w Gdyni. Nagroda za drugoplanową rolę w filmie "Rezerwat" rozkręciła Pani karierę. I mam wrażenie, że od tamtej pory ta passa cały czas trwa. Ale czy przyjemniej jest, kiedy na festiwal przyjeżdża się z jedną, główną rolą, jak w przypadku "Rezerwatu", czy z czterema, drugoplanowymi, jak w tym roku?
Zagrałam w "Obywatelu", miałam epizod w "Bogach" , śpiewaną rolę w "Polskim gównie" i nieśpiewaną w "Fotografie". A czy jest różnica, kiedy przyjeżdża się z jedną dużą rolą albo z czterema mniejszymi? Skłamałabym, mówiąc, że nie. Bo to naprawdę fajnie przyjechać z dużą rolą, ponieważ towarzyszą temu inne emocje. Staje się wtedy w konkursowe szranki. Jest jakiś sparing, są oczekiwania, nadzieje. Tego teraz nie było. Ale ja od czasu "Rezerwatu" przyjeżdżam na gdyński festiwal co roku, nawet jeśli nie ma filmu z moim udziałem. Bo to dla mnie wielkie święto kina. Miejsce spotkań z kolegami, wspólnych rozmów.
Poza festiwalem nie ma czasu na takie spotkania?
Nie, teraz czas nabrał strasznego tempa. Z planu na plan. Pracuje się szybko, żeby zmieścić się w filmowym budżecie. Nie ma czasu, żeby się zaprzyjaźnić, lepiej poznać na planie. Pobyć, odsłonić przed innymi własną wyobraźnię, a czasem, po prostu, najnormalniej na świecie się napić. Nie chciałabym oczywiście, żeby informacja o napiciu się była najważniejsza w kontekście festiwalu, ale to naprawdę święto kina. To możliwość obejrzenia polskich filmów, które czasami nam uciekają. I podyskutowania o nich z ludźmi, którzy są dla mnie ważnymi osobami.
Pani ma dobre relacje z ludźmi. Jest nie tylko przez kolegów z planu lubiana.
Każdy, kto mnie zna, wie, że jestem osobą bardzo towarzyską. I tego się trzymajmy.
W dwóch filmach - "Obywatelu" i "Fotografie" - gra Pani kobietę młodą i potem bardzo dojrzałą. Chcę zapytać o to, jak to jest, kiedy się za młodu widzi własną starość? Co prawda jest to starość ucharakteryzowana, ale jednak.
Wie Pani, o czym aktorzy marzą? O tym, żeby się zmieniać. Nieważne, czy to zmiana młodego w starego, czy człowieka w wampira. Ale my lubimy kreację. Takie aktorstwo najbardziej mnie interesuje. Nie chciałabym przez cały czas grać tej samej osoby wstawianej tylko w inne historie. Chcę, żeby moje bohaterki były inne. I są. Dziewczyna z "Rezerwatu" zupełnie nie przypomina Nataszy Blokus z "Wojny polsko-ruskiej". Inna jest matka z "Fotografa", której podmieniono dziecko i potem ją z tego powodu zastraszano czy ohydna esbeczka w "Obywatelu".
Skoro o "Obywatelu" mowa, rozmawiając z Maciejem Stuhrem, zażartowałam, że on już był dwa razy z Panią filmowo ożeniony (wcześniej w "Obławie"). I za każdym razem kiepsko na tym wychodził.
Maciek opowiedział mi tę anegdotę, podsumowując, że my jednak prywatnie nigdy nie powinniśmy zostać małżeństwem (śmiech). Ale w filmie możemy jeszcze się nieraz pobrać.
Nie boi się Pani seriali...
Rozdzielam seriale od telenowel, bo to dwa różne gatunki. Telenowele pisze się z dnia na dzień. I ktoś, kto jest aktorem, nie pracuje nad zbudowaniem postaci, nie wie nawet, jaki będzie finał. Zaskakuje go jakaś radosna twórczość scenarzysty. Telenowela to tylko wypowiadanie kwestii pisanych z dnia na dzień. I aktor, który wejdzie w tę konwencję, nie powinien się nawet specjalnie starać o budowanie postaci, bo poniesie fiasko i będzie zdruzgotany. I takich rzeczy boję się szalenie. Bo to jest wypowiadanie z ekranu nie tyle jakiejś prawdy, co prawduchy. To jest w stanie zniszczyć aktora i takich rzeczy robić bym nie chciała. Myślę, że mam na tyle delikatne wnętrze, że mogłoby mi to najnormalniej w świecie zaszkodzić. Ale już same seriale to inna bajka. To czasami piękne filmy w odcinkach. Myślę tu o "Magdzie M." "Usta Usta" czy "Aidzie". Zgodziłam się na zagranie w nich i jestem z wszystkich tych rzeczy dumna.
Pracuje Pani z aktorami z najwyższej polskiej półki: Maciejem Stuhrem, Marcinem Dorocińskim, Borysem Szycem.
Kiedy spotykam aktora na planie, to nie ma dla mnie znaczenia, czy jest to ktoś tak znany jak Borys Szyc, czy epizodzista o nic nie mówiącym nazwisku. Bo za każdym razem jest to dla mnie spotkanie z czyjąś wrażliwością, z jego patrzeniem na świat, z jego profesjonalizmem bądź nie. Czasami bywa na planie zabawnie, jak podczas pracy nad spektaklem Teatru Telewizji "Szkoła żon". Grałam tam z Jerzym Stuhrem, który mnie strasznie rozśmieszał swoją peruką. Robił to ewidentnie i podstępnie, żeby mnie ugotować. I udawało mu się za każdym razem.
Jakieś plany filmowe na przyszłość?
Wie pani, tyle mówię o filmach, w których teraz zagrałam, że nie pamiętam, w czym będę grać. W takim jestem tyglu. Ale to żart. Mam dwa scenariusze na biurku. Z filmami jest tak, że nawet jeśli aktor się zgodzi, to produkcja może nie dojść do skutku. Albo jak w przypadku "Obywatela" - czeka się cztery lata. Ten scenariusz przeczekał chorobę pana Jerzego i doczekał się jego powrotu. Ale ja rzadko odrzucam scenariusze. Mam wyjątkowe do nich szczęście i do reżyserów.
Czuje Pani tremę, oglądając siebie w łóżkowej sytuacji?
Eee, nie... Łóżkowa sytuacja to banał. W naszym zawodzie? Nasze ciało jest, po prostu, służebne i zagranie nagością nie jest takim specjalnym wyczynem. Oczywiście jeśli ktoś ma jakieś kompleksy, to musi je przełamać. I wtedy jest mu trudniej w łóżku na planie. Ale dużo bardziej zawstydzające jest obnażenie swoich własnych emocji, prawdziwego oblicza, którego się do tej pory nie pokazywało. Nagość w tej całej aktorskiej litanii jest chyba najprostsza.
Kabaret w Pani życiu to już zamknięta historia?
Nie występuję w nim od kilku lat. Ale nie odżegnuję się od kabaretu. Może jeszcze kiedyś wejdę na tę ścieżkę. Bo uwielbiam rozśmieszać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?