Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Solidarność chce startować w wyborach samorządowych

Tomasz Słomczyński
Piotr Krzyżanowski
Czy związkowcy z Solidarności zasiądą w samorządowych fotelach radnych, prezydentów czy burmistrzów? Wiele wskazuje na to, że może się tak stać. W ostatni piątek, na zebraniu delegatów "S" w Łodzi, szef związku Piotr Duda zapowiedział, że będzie namawiał członków NSZZ Solidarność do startu w wyborach samorządowych.

Postanowiliśmy więc sprawdzić, czy w Trójmieście związkowcy szykują się już do wyborczego wyścigu i jak zostaną przyjęci przez bardziej doświadczonych samorządowców, którzy aktualnie sprawują mandaty radnych i konstruują listy kandydatów do zbliżających się wyborów.

Jak się okazuje, na razie nic nie wskazuje na to, żeby samorządy miały przeżyć wyborcze oblężenie ze strony Solidarności. - Nie notuję jakiejś wzmożonej ilości zapytań, telefonów, z których wynikałoby, że ktoś z naszych związkowców chciałby kandydować - przyznaje Krzysztof Dośla, przewodniczący Regionu Gdańskiego NSZZ Solidarność. I dodaje: - Z tego, co się orientuję, żaden z moich najbliższych współpracowników nie wyrażał chęci startowania w wyborach.

Czytaj także: Komentarz redaktora naczelnego: Mają prawo do kandydowania

Małe zainteresowanie samych związkowców nie oznacza jednak, że pomysł Piotra Dudy jest nietrafiony. Wręcz przeciwnie - jak mówi szef "S" z Gdańska - dobrze byłoby, gdyby związkowcy weszli do struktur lokalnej władzy.
- Nie ulega wątpliwości, że samorząd lokalny staje się coraz istotniejszym pracodawcą w naszej rzeczywistości i w strukturach samorządu brakuje czasem spojrzenia bardziej prospołecznego, propracowniczego.

Sama Solidarność jednak nie będzie tworzyć list wyborczych, nie będzie prowadzić kampanii wyborczej dla "swoich" kandydatów. Piotr Duda miał na myśli sytuację, w której działacze "S" mieliby startować w wyborach z list innych ugrupowań. Czy to oznacza, że związkowcy, którzy chcieliby wejść do samorządu, znajdą się na partyjnych listach wyborczych?

- Tak - potwierdza to Krzysztof Dośla. I dodaje: - Albo na listach poszczególnych samorządowych ugrupowań lokalnych.
- Czy w związku z tym Solidarność będzie wydawała jakieś rekomendacje, z których list, jakich partii związkowiec może ubiegać się o mandat radnego, a z których nie?

- Nie będzie takich rekomendacji - odpowiada szef gdańskiej Solidarności. Jego zdaniem, takie rekomendacje nie byłyby potrzebne: - W naszym związku są dorośli ludzie, zakładam, że jeśli ktoś jest osobą poważną i chce być w Solidarności, to nie będzie kandydował z list ugrupowań, których poglądy są całkowicie sprzeczne z naszymi.

W tej sytuacji nasuwa się pytanie: Na których listach wyborczych swoje miejsce znajdą członkowie "S" (o ile zdecydują się kandydować)? Oczywiste jest, że mogą próbować ulokować się na listach Prawa i Sprawiedliwości. Ale czy tylko? Okazuje się, że nie.

Adam Bień, radny Gdyni (Samorządność), mówi, że jest otwarty na różne inicjatywy, w różnych obszarach.
- Nie widzę przeszkód, żeby osoby z doświadczeniem związkowym mogły startować z naszych list, jeśli będą się identyfikowały z naszym programem. To jest kwestia otwarta, jednak o tym, kogo wstawiamy na listę, zdecyduje klub z panem prezydentem [Wojciechem Szczurkiem - red.]. Kandydatura związkowca byłaby do rozważenia, jeśli ideologicznie nie jest to obca dla nas opcja, na przykład działacz Ruchu Palikota...

Zapytaliśmy więc: - "Ciążenie" związku Solidarność w stronę Prawa i Sprawiedliwości nie jest tajemnicą. Nie boi się pan, że ludzie z "S" będą w takich obywatelskich inicjatywach, jak gdyńska Samorządność, wzmacniali opcję prawicową?
- W miarę możliwości staramy się podziałów politycznych nie przenosić na grunt samorządu, choć oczywiście one istnieją. Taki kandydat musiałby rokować, że będzie lojalny wobec naszego środowiska. A ze związkowcami z "S" mieliśmy jak na razie dobre doświadczenia. Większość naszych członków wywodzi się z korzeni solidarnościowych.

Wydaje się, że o ile związkowcom może być "po drodze" z inicjatywami obywatelskimi, to najdalej będzie im do partii lewicowych.
Radna z Gdańska, Jolanta Banach z SLD, uważa, że głos związkowców w mediach jest pomijany, oni sami zaś są dyskredytowani. Dlatego powinni zwiększyć swoją obecność w wybieralnych organach władzy, na przykład w samorządzie.
- Pani mówi o związkowcach ogólnie, ja jednak pytam o działaczy NSZZ Solidarność, który to związek raczej nie podziela poglądów lewicowych, przynajmniej w kwestiach światopoglądu. Czy mimo to mógłby związkowiec z "S" znaleźć się na waszych listach? - dociekam.

Jolanta Banach: - Samorząd nie rozstrzyga o sprawach światopoglądowych, rozstrzyga natomiast o sprawach niezmiernie ważnych społecznie. Jeżeli chodzi o płaszczyznę społeczną, to z wielką radością widziałabym kandydatów Solidarności, gdyby chcieli kandydować na listach centrolewicowych.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki