Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Snowkiting, sport dla miłośników mocnych wrażeń [ZDJĘCIA]

Tomasz Chudzyński
Panują nad mocą zimowego wichru, śmieją się i ścigają po adrenalinę na największym lodowisku w Polsce. Zawody snowkitingu na zamarzniętym Zalewie Wiślanym w Krynicy Morskiej.

Pędzący na nartach lub snowboardowej desce człowiek się męczy. Zwłaszcza gdy ciągnie go potężny latawiec zwany kajtem (spolszczone, angielskie słowo kite), a prędkość sięgająca nawet 80 km na godzinę wręcz wgniata w ziemię. Jednak na twarzy każdego zawodnika gości szeroki uśmiech, a o tym, że to niesamowita jazda, wskazuje uniesiony w górę kciuk.

Snowkiting to stosunkowo młody, ale za to bardzo dynamicznie rozwijający się sport. To jedna z wielu odmian sportów „latawcowych”. Jego wiosenno-letnia, wodna odmiana, kitesurfing ma szansę stać się wkrótce sportem olimpijskim. Innym rodzajem jest np. landkiting, w którym latawiec napędza mały kołowy pojazd.

- Pilotujesz latawiec, czujesz, że panujesz nad wiatrem, nad jego potęgą, mocą. To niezapomniane przeżycie, wielka adrenalina - mówi Artur Milarski, zawodnik snowkitingu ze Sztutowa.
- Poza tym może to być też ostry trening, po którym bolą wszystkie mięśnie.

ZOBACZ KONIECZNIE:

W czasie ostatnich zawodów na największej w Polsce zamarzniętej tafli, bo taką jest Zalew Wiślany, startowało 30 zawodników z całej Polski, a Jan Milarski (syn Artura) dostał statuetkę najmłodszego uczestnika imprezy. Sporty latawcowe są coraz bardziej popularne. Łączą dreszczyk emocji, z zabawą i rywalizacją oraz... biznesem. Żuławy i Mierzeja Wiślana, gdzie jest mnóstwo wody i prawie zawsze wieje, mogą wkrótce stać się krajową stolicą latawcowej rekreacji.

Kilkaset metrów od brzegu zamarzniętego Zalewu Wiślanego w Krynicy Morskiej widać malutkie postaci wielbicieli mocy wiatru i zimowego szaleństwa. Nad nimi unoszą się kolorowe, olbrzymie latawce. Jaskrawe barwy „kajtów” kontrastują ze stalowogranatowym tłem nieba. Miejsce startu do zawodów snow kite, wyścigu na 1 milę, tzw. long race czy wyścigu o puchar burmistrza Krynicy Morskiej, miasta gospodarza coraz popularniejszej imprezy, wyznaczają oflagowane słupki. Między nimi znajduje się licząca ponad 100 metrów linia mety i startu. By udział się liczył, trzeba ją przeciąć dokładnie między słupkami. Nad wszystkim czuwają sędziowie z barwnymi flagami. Każda ma inne znaczenie: dzięki nim zawodnicy wiedzą, że powinni zacząć przygotowania do startu (oznaczają trzy minuty do rozpoczęcia wyścigu, potem minutę, a zielona oznacza sam moment startu).

Już same przygotowania do zawodów snowkitingu mogą być widowiskowe. Kiedy zawodnik mija grupę kibiców, słychać szum nart oraz przyjemny dla ucha gwizd - to cieniutkie, lekkie, ale superwytrzymałe linki łączące latawiec i uprząż zawodnika tną z wielką prędkością powietrze. Elementy rozgrzewki stanowią m.in. powietrzne ewolucje - umiejętnie pilotowany latawiec jest w stanie wynieść człowieka wysoko w górę. Można wtedy pokazać swoje ekwilibrystyczne przygotowanie (tzw. freestyle hang time to jedna z konkurencji dyscyplin „kajtowych”).

Kiedy nastąpił sygnał do startu w wyścigach na jedną milę, do lodowo-wiatrowego pędu ruszyła ława zawodników. Pomknęli w głąb zamarzniętego Zalewu Wiślanego, a po kilkuset metrach zrobili techniczny nawrót. Przekraczając metę, unosili ręce w górę w geście triumfu. W ostatnią sobotę najlepszy w Krynicy Morskiej był Andrzej Stawicki. To znana i ceniona postać w świecie sportów wodnych. W latach 90. był reprezentantem Polski w windsurfingu i wielokrotnym medalistą w tej dyscyplinie.

- Jedni bardziej lubią prędkość, inni ewolucje - mówią snowkiterzy. - Najbardziej liczy się jednak dobra zabawa. Zawsze jest mnóstwo śmiechu.

Co ciekawe - o tym, że w Krynicy Morskiej i na Zalewie Wiślanym panują znakomite warunki do zaprzęgania wiatru do sportowo czy rekreacyjnej rywalizacji, wiadomo było już dawniej. Z żywiołu od lat korzystali tu żeglarze, a zimą... bojerowcy. To może trochę zapomniany obecnie sport, ale mamy i w tej formule zimowej rywalizacji swoje legendy. Zetknął się z nimi kryniczanin Marek Kacpura. W latach 80 uprawiał bojery, był w kadrze, wielokrotnie wygrywał. Bojery to małe, lekkie lodowe sanie z żaglem. Są bardzo szybkie - rozwijają prędkość nawet do 100 km/h. W Krynicy Morskiej odbywały się nawet mistrzostwa Europy w tej dyscyplinie - w 1977, 1978 i 1984 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki