Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmigłowce na skraju możliwości?

M. Węsierski, M. Pacyno
O życiu rannych często decydują minuty. Na zdjęciu podniebni ratownicy podczas jednej z akcji w Tczewie
O życiu rannych często decydują minuty. Na zdjęciu podniebni ratownicy podczas jednej z akcji w Tczewie Zbigniew Brucki
Powiat bytowski jest na skraju zasięgu helikopterów medycznych startujących z Gdańska - tak twierdzi Zbigniew Binczyk, dyrektor Szpitala Powiatu Bytowskiego. - To bzdura - odpowiada Robert Gałązkowski, dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Trwa ostry spór.

Podniebni ratownicy wprost oskarżają bytowski szpital o nieudolność i przeszkadzanie w ratowaniu życia ośmioletniego Huberta z Głodowa pod Miastkiem, któremu siewnik zmasakrował rękę.

- Mamy problem z uzyskiwaniem pomocy od Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, bo ich śmigłowce dolatują do nas na skraju zasięgu - ripostuje Zbigniew Binczyk, dyrektor bytowskiego szpitala.

- Kilka lat temu musieliśmy wieźć chłopaka z urazem kręgosłupa aż do Kościerzyny, bo helikopter nie doleciałby na miejsce. Po prostu zabrakłoby mu paliwa. Podobnie było z wypadkiem pod Miastkiem, bo tamte rejony znajdują się na całkowitym skraju wyczerpania baków w helikopterach - dodaje.

W ten sposób dyrektor broni się, bo akcji ratowania Huberta na pewno nie pomogła, a wręcz zaszkodziła, awaria masztu radiowego przy miasteckim pionie szpitalnym. Załoga karetki z chłopcem na pokładzie nie mogła się porozumieć z helikopterem. Antena nie działa do dziś, a szefowie pogotowia lotniczego są wściekli na dyrektora Binczyka.

- Niech nie wygaduje bzdur i niech się nie wykręca. Mógłbym bez problemu wypunktować wszystkie ich błędy - podsumowuje szpital w Bytowie Robert Gałązkowski. - Powiadomili nas dopiero po godzinie trwania akcji ratunkowej. Później nie można się było z nimi połączyć, bo maszt nie działał, co jest absurdem w cywilizowanym kraju. Musieliśmy rozmawiać przez prywatne komórki. O zasięg naszych baków niech się dyrektor nie martwi. Jest dostateczny. Niech się lepiej zajmie organizacją pracy i stanem technicznym szpitalnych urządzeń.
- Przeleciałem helikopterem prawie całą Polskę na jednym baku, więc niech dyrektor nie gada, że z Gdańska do Bytowa, albo do Miastka nie dolecimy. To bzdura - denerwuje się Zbigniew Żyła, dyrektor medyczny Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

- Patrząc na działania bytowskiego szpitala, możemy mu tylko doradzić, żeby jeszcze, oprócz masztu radiowego, wyłączył inne urządzenia ratujące życie. Po co one takiemu szpitalowi? - pyta ironicznie.

Binczyk się broni. - Mówiłem o lataniu na skraju zasięgu, co często kończy się przymusowym transportowaniem pacjenta karetką. Obaj panowie dobrze znają ten problem. Mówiłem o tym na spotkaniu u wojewody i przy najbliższej okazji wrócę do tematu, skoro tak się teraz wypierają - kończy dyrektor szpitala.

Strony jeszcze nie rozstrzygnęły konfliktu, a już w ostatnią niedzielę znowu był potrzebny śmigłowiec. W Pomysku Wielkim pod Bytowem kobieta tnąca drewno piłą tarczową omal nie ucięła sobie obu rąk.

- Piła najpierw wciągnęła jej ubranie i dłoń. Chciała ją wyrwać i przecięła też dłoń drugiej ręki - mówi Lech Wiszniowski, zastępca dyrektora Szpitala Powiatu Bytowskiego.
Pomogła szybka akcja ratunkowa z użyciem śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Pacjentka trafiła do Szczecina, gdzie przeprowadzono skomplikowaną operację w Klinice Chirurgii Ręki i Chirurgii Ogólnej Pomorskiej Akademii Medycznej.

- Rany były poważne, ale operacja udała się nam w stu procentach. Jedna z rąk niebawem odzyska sprawność, a druga będzie wymagała dłuższej rehabilitacji. Amputacja jej jednak nie grozi. W środę wypisujemy pacjentkę do domu - informuje prof. Andrzej Żyluk ze szczecińskiej kliniki. - Niestety, nie udało się nam uratować dłoni Huberta. Nie pozostało nic innego jak amputacja.

Nadzieja na zmiany
W województwie pomorskim na palcach jednej ręki można policzyć lądowiska dla helikopterów ratowniczych. - W sumie wszystkie wymogi spełnia tylko lądowisko przy szpitalu na gdańskiej Zaspie.

Jest jeszcze Elbląg, ale to już w innym województwie - nie pozostawia złudzeń Zbigniew Żyła, dyrektor medyczny Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w Warszawie.
Pozostałe lądowiska są w opłakanym stanie. Teoretycznie w ogóle nie powinny istnieć, a szpitalne oddziały ratunkowe nie powinny otrzymywać na nie dofinansowania.

- Na szczęście jest plan ratunkowy, bo Ministerstwo Infrastruktury będzie miało pulę pieniędzy na dostosowanie do wymogów około 200 lądowisk w Polsce - dodaje Żyła.
Dyrektorzy szpitali już odbywają w tej sprawie spotkania w urzędach marszałkowskich.

- Przedstawiamy swoje potrzeby i oczekiwania. Liczymy, że uda się nam naprawić lądowisko w Bytowie - mówi Zbigniew Binczyk, dyrektor Szpitala Powiatu Bytowskiego.
Podobne nadzieje mają dyrektorzy pozostałych szpitali, a także straż pożarna i policja, bo dofinansowania z unijnego programu Infrastruktura i Środowisko dotykają szeroko pojętego ratownictwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki