Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmiertelny wypadek w Cedrach Wielkich. "Wszyscy jesteśmy winni, bo nie reagowaliśmy" [ZDJĘCIA]

Agata Cymanowska, Irena Łaszyn
"Ola wiele razy się skarżyła na bezmyślnych kierowców. Byłam świadkiem, jak dzwoniła na policję. Bała się o dzieci idące do szkoły"
"Ola wiele razy się skarżyła na bezmyślnych kierowców. Byłam świadkiem, jak dzwoniła na policję. Bała się o dzieci idące do szkoły" Przemek Świderski
Wieś twierdzi, że to dramat trzech rodzin: Kobiety, która zginęła, kobiety, która walczy o życie, i mężczyzny, który ten wypadek spowodował. Przeczytajcie o tragedii w Cedrach Wielkich.

Tragedia rozegrała się we wtorek, 20 sierpnia, tuż przed godziną 21. Rozpędzona toyota staranowała bramę, wjechała na prywatną posesję, prosto w stojące tam kobiety. Obie się znalazły na masce wozu, który potem uderzył jeszcze w altanę i ścianę szczytową budynku gospodarczego. Starsza, 37-letnia Aleksandra, zginęła na miejscu. Młodsza, 28-letnia Małgorzata, w ciężkim stanie została przetransportowana śmigłowcem do szpitala w Gdańsku. Jej narzeczony zdążył w ostatniej chwili odskoczyć…

Sprawca to 40-letni sąsiad, Leszek N., inwalida z amputowaną nogą. Pijany, miał 2 promile alkoholu we krwi. Na temat dwóch młodych mężczyzn, którzy też byli w aucie, ani policjanci, ani sąsiedzi nie chcą się wypowiadać.
- Gdzieś zniknęli - mówi ostrożnie mieszkanka Cedrów Wielkich. - Myślę, że im też nie jest lekko, chociaż to nie oni siedzieli za kierownicą.

Wieś jest w szoku, do dziś nie może się pozbierać.

- To tragedia nas wszystkich - tłumaczy inna mieszkanka. - Wszyscy jesteśmy w żałobie. Ale nasz ból jest niczym w porównaniu z tym, którego doświadczają bliscy Oli i Małgosi. Jedna osierociła dwie córki, druga walczy o życie, przeszła kilka operacji. Za parę tygodni miała wziąć ślub, poszły pierwsze zapowiedzi…

Sąsiadka Pierwsza: - Modlimy się o zdrowie Małgosi i o spokój duszy Oli. Odmawiamy różaniec. Płaczemy.
Sąsiadka Druga: - Modlimy się i przeklinamy. Nie możemy się z tym pogodzić. Oli mąż jest kierowcą, o śmierci żony dowiedział się w trasie. Co ten Leszek narobił?!
Sąsiadka Trzecia: - To tragedia trzech rodzin. Rodziny Oli, rodziny Małgosi i rodziny Leszka. On też ma dzieci. Pomyśleliście o jego bliskich? Sądzicie, że nie cierpią?

* * *
Już we wtorek Leszek N. trafił na pruszczańską komendę, do policyjnej izby zatrzymań. W środę został przesłuchany. Przyznał się do winy.

W czwartek prokurator postawił mu zarzut z art. 177, par. 1 i 2 k.k., w powiązaniu z art. 178 k.k. Mężczyzna odpowie za spowodowanie w stanie nietrzeźwości wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Grozi mu za to do 12 lat więzienia.
W piątek Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe zdecydował o jego tymczasowym aresztowaniu na trzy miesiące. W sobotę odbył się pogrzeb pani Oli.

* * *
Kościół pw. św. Aniołów Stróżów w Cedrach Wielkich, godz. 11. Zaczyna się msza żałobna. Przy wejściu płatki białych kwiatów, dookoła kilkusetosobowy tłum. Szczelnie wypełnia plac przed świątynią. Wszyscy w czerni.
- Nigdy nie wiemy, kiedy jest chwila pierwsza, kiedy ostatnia - mówi ks. Leszek Laskowski. - Niech to zdarzenie skłoni nas do refleksji nad naszym sumieniem i postępowaniem.

Poczet sztandarowy z Zespołu Szkół w Cedrach Wielkich, w którym pracowała pani Ola. Rodzina, sąsiedzi, uczniowie, nauczyciele, współpracownicy, przyjaciele.
Przyjaciółka Ela: - Na krześle w szkole nadal leżą rzeczy, które we wtorek zostawiła. Nawet zapomnianych kanapek nie potrafimy wyrzucić.

Elżbieta Prymaczek z Urzędu Gminy w Cedrach Wielkich: - Była taka radosna. Gdy świeciło słońce, cieszyła się, że świeci. Gdy padał deszcz, cieszyła się, że pada.

Ksiądz proboszcz: - Wciąż ją widzę, jak stoi w kościele. Tam, przy wejściu, z lewej strony. To było jej miejsce. Ola nigdy nie siadała. Była dobrą parafianką, wiara zajmowała ważne miejsce w jej życiu.
Marek Uzarek, dyrektor Zespołu Szkół w Cedrach Wielkich: - Umiała się cieszyć każdym dniem. I umiała mówić otwarcie o tym, co ją boli.

Karolina Lidke, była nauczycielka ze szkoły w Giemlicach: - Kiedyś razem pracowałyśmy. Nasze córki siedziały w jednej ławce. Wciąż jest w mojej pamięci.

Pani Aleksandra spoczęła na cmentarzu w Trutnowach. Sąsiedzi mówią, że nie ma dnia, by ktoś nie modlił się przy jej grobie.

* * *
Ulica Pionierów Żuław, przy której doszło do tragedii, nie ma chodników. Na całej jezdni obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h, ale samochody gnają w tę i we w tę, nadal nikt przepisów nie przestrzega.
- Za dnia to jeszcze nic - twierdzi mieszkanka wsi. - Trzeba tu być wieczorem, żeby się przekonać, co się dzieje. Małolaty, bez uprawnień, pędzą na motorynkach. Podpici mężczyźni, klienci pobliskich sklepów z alkoholem, siadają za kierownicę bez zahamowań. Włączają głośną muzykę. Popisują się. Nikt tego nie kontroluje. Policja udaje, że nie widzi. A właściwie, to udaje, że jest. Po godz. 22 żadnego policjanta w Cedrach nie uświadczysz.

Pani Elżbieta, przyjaciółka pani Aleksandry: - Ola wiele razy się skarżyła na bezmyślnych kierowców. Byłam świadkiem, jak dzwoniła na policję. Bała się o dzieci idące do szkoły i o własną rodzinę, bo ona zawsze o wszystkich się troszczyła. Na te sygnały nikt nie reagował.

Marek Uzarek, dyrektor Zespołu Szkół w Cedrach Wielkich, w którym pracowała pani Ola: - Tak, pani Ola często opowiadała o młodych ludziach, którzy wieczorami szaleją na skuterach. Ona widziała problem, którego inni nie dostrzegali. I nagle sama stała się ofiarą. Teraz myślę, że my wszyscy jesteśmy winni jej śmierci, bo działaliśmy mało zdecydowanie. My, jako szkoła, jako lokalna społeczność, jako sąsiad, jako sąsiadka. Dlaczego nic z tym nie zrobiliśmy? Dlaczego musiało dojść do tej strasznej tragedii, żeby podniósł się rwetes?

Pani Ola pracowała jako sprzątaczka, ale czuła się za szkołę odpowiedzialna. Mieszkała niedaleko. Zdarzało się, że zrywała się o drugiej- trzeciej w nocy i pędziła do budynku, bo słyszała wyjący alarm. Niestety, byli absolwenci sprawiali kłopoty.
- Czasami łapaliśmy się za głowę, gdy widzieliśmy pobojowisko i porozbijane butelki koło szkoły - opowiadają pracownicy.

Dyrektor Uzarek przyznaje, że jest społeczne przyzwolenie na te szaleńcze jazdy i na picie.
- Teraz pytamy, dlaczego nikt nie reagował - mówi. - Ale czy ktoś z nas zadał sobie pytanie: Co JA z tym zrobiłem? Dlaczego, gdy widziałem nieprawidłowości, nie wziąłem telefonu i nie zadzwoniłem tam, gdzie trzeba? Skąd ta znieczulica? To się dzieje przecież nie tylko w Cedrach Wielkich. Takie zjawisko występuje także w Gdańsku, w Sopocie i w każdej innej miejscowości.
Asp. sztab. Marzena Szwed-Sobańska, rzecznik KPP w Pruszczu Gdańskim: - Jeżeli była podstawa do tego, aby niesfornego kierowcę ukarać za popełnione przestępstwo lub wykroczenie, policjanci to robili. W policyjnym systemie informatycznym w ciągu ostatnich trzech miesięcy (taki okres sprawdziłam) nie odnotowano jednak żadnych zgłoszeń ze strony tragicznie zmarłej mieszkanki Cedrów Wielkich.

Oprócz wyznaczonych służb w porze nocnej dla policjantów z Komisariatu Policji w Cedrach Wielkich (rejon gminy Cedry Wielkie i Suchy Dąb) są też służby nocne z ramienia KPP w Pruszczu Gd. Funkcjonariusze mają obowiązek reagować na zgłoszenia.

Mieszkanka Cedrów Wielkich: - To my wiemy, że mają obowiązek. Problem w tym, że telefony od nas lekceważyli.

* * *
Z listu do redakcji: "Muszą Państwo wiedzieć, że mężczyzna, który zabił tę kobietę, nie dość, że był pijany, to jeszcze nie posiadał prawa jazdy. Zostało mu zabrane, ponieważ spowodował wypadek".

Policjant: Prawo jazdy zostało zabrane w 2008 roku, za jazdę w stanie nietrzeźwym. Po roku je odzyskał.
Sąsiadka: - Czy taki inwalida z protezą, zamiast nogi, powinien w ogóle prowadzić?
Policjant: - Miał specjalnie przystosowany samochód, z automatyczną skrzynią biegów.
Dziennikarka: - Czy pan Leszek często pił?
Ekspedientka z miejscowego sklepu: - Ja tam nie mam alkomatu, nie potrafię stwierdzić.
Urzędniczka z gminy: - W ewidencji Komisji ds. Rozwiązywania Problemów Alkoholowych nie figurował.
Sąsiadka: - To bardzo porządna, wręcz bogobojna rodzina.
Nauczyciel: - Człowiek jest dobry i zły. Człowiek jest w kratkę, jak pisał ksiądz Jan Twardowski. Pamiętajmy, że synowie sprawcy będą się uczyć w tej samej szkole, co córka pani Oli. Dzieci nie są niczemu winne. Wyciszmy emocje.

* * *
Emocje trudno okiełznać. Internet huczy od plotek i wzajemnych oskarżeń. Jedni piszą o nieodpowiedzialnych kierowcach, którzy po pijanemu siadają za kierownicę. Inni - o bezradności policji, jeszcze inni - kwestionują umiejętności służb, które przyjeżdżają na miejsce wypadku. Reanimację pani Oli prowadziła pielęgniarka z sąsiedztwa. To ona, przy pomocy innej kobiety, usiłowała panią Aleksandrę ratować. Taki sygnał trafił też do naszej redakcji: "Strażacy ochotnicy, którzy przyjechali na miejsce wypadku, nawet nie umieli obsłużyć sprzętu ratowniczego, spowalniali akcję. To skandal!".

Edward Woźniak, komendant gminny Ochotniczych Straży Pożarnych w Cedrach Wielkich, twierdzi, że oskarżeń nie rozumie.
- Na miejscu wypadku byliśmy pierwsi - mówi. - Już trwała reanimacja 37-letniej kobiety. Ja też ją prowadziłem. Czułem, że ją tracimy. Tam niewiele można było zrobić…

Woźniak podkreśla, że nie są zawodowcami, są zwyczajnymi ludźmi. Większość pracuje w polu, nie wszyscy mają przeszkolenie KPP (kwalifikowana pierwsza pomoc). Ale są na każde wezwanie, niekiedy wyjeżdżają do różnych zdarzeń 2-3 razy w ciągu dnia.

Mł. bryg. Adam Jastrzębski, zastępca komendanta powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Pruszczu Gdańskim i strażak, który był na miejscu, stają w obronie ochotników.
- Widziała pani kiedyś taki wypadek? - pyta strażak. - Trzeba to zobaczyć, żeby zrozumieć. To trudne nawet dla zawodowców, zwłaszcza gdy na miejscu są bliscy ofiar. To się zdarzyło na prywatnej posesji, na oczach rodziny. Krew, krzyk, płacz...
Zastępca komendanta: - Ochotnicy są pierwsi na miejscu, uratowali już niejedno życie. Im wypada dziękować, nie można bezpodstawnie oskarżać. Gdybym od nich oczekiwał, że będą ratownikami medycznymi, już dziś musiałbym szukać nowych ochotników.

* * *
Pani Małgorzata jest po kolejnej operacji. Jej stan lekarze określają jako stabilny. Bliscy i przyjaciele wciąż przy niej czuwają. Apel o krew 0 Rh plus, przeszedł najśmielsze oczekiwania. Siostra Małgorzaty, Joanna, napisała na Facebooku: "W imieniu swoim i całej rodziny chciałam bardzo serdecznie podziękować wszystkim za okazaną pomoc w tak trudnym momencie. Krwi jest tak dużo, że z pewnością uratujemy życie wielu innych osób. Jestem przekonana, że niebawem Gosia będzie mogła podziękować wszystkim osobiście".

Mieszkańcy Cedrów Wielkich wciąż modlą się w tej intencji.

[email protected]
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki