Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Służby w Polsce inwigilują obywateli bez żadnej kontroli? Jest projekt ustawy ograniczającej te działania!

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
123rf
Trzeba naprawdę niewiele, by anonimowy funkcjonariusz jednej z dziewięciu działających w Polsce służb poznał twoje najskrytsze tajemnice. Dowiedział się, z rozmowy z ukochaną przez ciebie osobą, jakie pozycje seksualne preferujesz. Co sądzisz o szefie. O tym, że miałeś biegunkę i jak zareagowałeś na informację, że ten niewielki guzek pod pachą to rak. A potem tylko dwie minuty mu wystarczą, by nie prosząc kogokolwiek o zgodę mógł sprawdzić twoją lokalizację w ciągu ostatnich 12 miesięcy. I nie jest to świat "Roku 1984" Orwella. To Polska, rok 2021.

Mariusz Gierszewski, dziennikarz dawniej Radia Zet, obecnie publikujący w Wirtualnej Polsce, o podsłuchu dowiedział się przez przypadek. - To było zrządzenie losu - mówi.

W 2014 r. rozpracowywano grupę z Gorzowa Wlkp. podejrzewaną o oszustwa podatkowe. W sądzie okazało się, że w ramach śledztwa podsłuchiwano telefon ówczesnego rzecznika CBA i z rozpędu objęto inwigilacją kilkadziesiąt osób, które miał zapisane w kontaktach: min. polityków, adwokatów, dziennikarzy, w tym Mariusza Gierszewskiego. A potem poszło to dalej, przez pączkowanie, bo zaczęto podsłuchiwać także kolejnych, Bogu ducha winnych obywateli, którzy kontaktowali się z osobami zapisanymi w telefonie rzecznika. W przypadku Gierszewskiego było to następnych trzydzieści osób, w tym np. lutnik, któremu oddawał gitarę do naprawy.

Dziennikarz wraz z politykiem, byłym ministrem i koordynatorką wolontariatu w Greenpeace wzięli udział w konferencji z udziałem rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, inaugurującej kampanię Fundacji Panoptykon „Nikt ci nie powie, kiedy będą cię podglądać”. Opowiedzieli, jak to jest być inwigilowanym.

- Najbardziej zdenerwowały mnie argumenty przedstawione sądowi, by otrzymać zgodę na podsłuch założony na moim numerze - mówi Janusz Kaczmarek, b. minister spraw wewnętrznych i administracji, który był podsłuchiwany w 2007 r. jako prokurator generalny, w ramach operacji politycznej, która miała usunąć z rządu Andrzeja Leppera. -  Przy czym sądowi nie przekazano informacji, że dotyczy to telefonu Janusza Kaczmarka, ale podano jedynie numer oraz informację, że używa go członek zorganizowanej grupy przestępczej, handlujący narkotykami, zajmujący się porwaniami dla okupu i zabójstwami na zlecenie! Sędzia nie znał mojego nazwiska, jednak osoby występujące do sądu ewidentnie je znały. Sąd kłamstwa nie zweryfikował, tylko wydał zgodę, na podstawie takiego uzasadnienia.

Ewelina Kycia z Grenpeace doświadczyła działań służb podczas Szczytu Klimatycznego w Katowicach w 2018 r. - Organizowaliśmy centrum klimatyczne, były pokazy filmów, legalne działania - wspomina. - Zawsze ktoś za mną był, przez dwa tygodnie, do sklepu, do domu chodziło przynajmniej dwóch mężczyzn ze słuchawką w uchu. Koleżanka szła z rzeczami do prania, a oni też szli za nią.

Pod koniec szczytu przedstawiciele Greenpeace zostali zaproszeni do małej prywatnej szkoły w Gliwicach, by poprowadzić lekcje z dziećmi o klimacie. Za aktywistami do szkoły wtargnęli dwaj policjanci. Dyrektor placówki, który ich wylegitymował, poprosił mężczyzn o opuszczenie szkoły. - Wracałyśmy przejęte, w stresie - mówi koordynatorka wolontariatu.

Później w swoich samochodach działacze Greenpeace znaleźli jakieś dziwne urządzenia. Zgłosili to na policję, z obawy, że ktoś mógł podłożyć im bomby. Okazało się, że są to trackery, czyli niewielkie lokalizatory GPS, założone przez służby.

Dlaczego poddano ich tak ścisłej kontroli? - Wytłumaczenia nie było - twierdzi koordynatorka wolontariatu.

Ryszard Petru, były już polityk i szef Nowoczesnej o tym, że podczas protestów w obronie sądów w lipcu 2017 roku każdy jego ruch był pod kontrolą służb, dowiedział się od dziennikarzy. Tropiono go także w restauracji, gdzie jadł obiad oraz w drodze do siedziby partii. Przed sądem policjanci argumentowali, że "chroniono życie i zdrowie polityków". Sąd podzielił tę opinie. - Nie rozumiem na jakiej podstawie służby specjalne mają śledzić szefa partii politycznej? - zastanawia się Ryszard Petru. I sam odpowiada, że chyba tylko w celu znalezienia tzw. haków.

Kiedy pytam posła Marka Biernackiego, byłego ministra sprawiedliwości, czy był podsłuchiwany, pada krótka odpowiedź: -   Zakładam, że będąc w komisji ds. służb specjalnych powinienem być objęty kontrola kontrwywiadowczą. A po chwili przerwy: - W sposób niezgodny z prawem też jestem inwigilowany.

Dziewięć służb i obywatel

Aż dziewięć instytucji - od CBA, ABW, przez Agencję Wywiadu, Straż Graniczną, Krajową Administrację Skarbową, Żandarmerię Wojskową aż po służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Wywiadu Wojskowego - może prowadzić tzw. czynności operacyjno-rozpoznawcze, co oznacza także zakładanie podsłuchów.  

Nie mogą im odmówić operatorzy telekomunikacyjni.  Służby także - choć oficjalnie się do tego nie przyznały - korzystają z niewykrywalnego, zacierającego po sobie ślady, systemu Pegasus. Dzięki temu mogą przejąć kontrolę nad telefonami i komputerami. Z informacji Fundacji Panoptycon wynika, że w 2019 r. służby 1,35 miliona razy pobrały informacje o tym, gdzie byliśmy w ciągu ostatniego roku i do kogo w tym czasie dzwoniliśmy. Oficjalnie wiadomo, że w 2019 r. policja założyła 8065 podsłuchów, ale tylko 16 proc. z nich pozwoliło na uzyskanie dowodów do procesu karnego. A co z pozostałymi podsłuchami? Kogo dotyczyły? Co się dzieje z nagranymi rozmowami?

Ekspert ds. bezpieczeństwa: System Pegasus „może wszystko”, jest stosowany do inwigilacji obywateli i dziennikarzy

- Brak kontroli nad służbami nie jest abstrakcją - twierdzi Wojciech Klicki, prawnik z Fundacji Panoptykon. - Powszechnie wydaje się, że nie jest to problem przeciętnego obywatela. Inwigilowani są politycy, dziennikarze, ale to może być każdy z nas.
Przedstawiciele fundacji postawili sobie za cel zburzyć mur myślenia "ja nie mam nic do ukrycia, więc mnie to nie dotyczy". Bo bardzo łatwo stać się przypadkowym celem, siadając np. przy podsłuchiwanej osobie w samolocie lub dzwoniąc w prywatnej sprawie do osoby będącej na celowniku służb.

Dr Janusz Kaczmarek prowadzi na ten temat wykład dla studentów. Na początku pyta, czy ważniejsze są prawa i wolności osobiste zagwarantowane w Konstytucji, czy raczej nieograniczona możliwość podsłuchiwania dla służb, by zwalczać przestępczość i gromadzić dowody.

Studenci zwykle odpowiadają, że nie mają nic przeciwko podsłuchom. Większość powtarza narrację służb - skoro nie mamy nic do ukrycia, to mogą nas słuchać.

Wówczas wykładowca zadaje kolejne pytanie - a co, jeśli rozmawiacie ze swoim lekarzem i opowiadacie mu o swojej dermatologicznej wrażliwej chorobie, której nikt nie widzi?  

Inna sprawa - mówi podczas wykładu - przez telefon wyrażacie emocje, ból, używacie brzydkie wyrazy. Albo z partnerem, partnerką rozmawiacie o szczegółach życia intymnego. Nagle się okazuje, że tej rozmowy słucha funkcjonariusz. I jej nagranie albo zniknie, albo gdzieś się pojawi.

- I wtedy słyszę od studentów, no, tego byśmy nie chcieli - twierdzi dr Kaczmarek. - Bo ich rozmowy nie muszą pozostać w zaciszu akt. Gdzieś mogą wypłynąć.

- Może to być wykorzystywane do szantażu? - pytam.

Może - odpowiada były szef MSWiA. - Trzeba przełamać stereotyp wpojony ludziom, którzy dopiero później, po przedstawieniu argumentów, zaczynają myśleć. Tłumaczę studentom, że podsłuch nie ogranicza się tylko do telefonu. Może to być podsłuch pokojowy i kamerka, umieszczona w naszej sypialni. Cieszą was różne rzeczy, które wspólnie z partnerem czy partnerką robicie. I co? Ktoś to ogląda? A trzeba pamiętać, że jeśli służby chcą podsłuchać, nie unikniesz tego.

Mariusz Gierszewski, pytany w spocie nagranym przez Fundację Panoptycon o skuteczną ochronę przed podsłuchami, przypomina zasłyszaną sytuację z Trójmiasta, kiedy to adwokat chcący porozmawiać bezpiecznie z klientem, wchodził wraz z nim do morza w slipkach. Był to najskuteczniejszy sposób, by nie naruszyć tajemnicy adwokackiej.

Czy uda się okiełznać Pegaza?

- To jedno z największych zaniedbań polskiej transformacji - tak Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar mówi o wielkich uprawnieniach służb do zbierania informacji o obywatelach i braku nad tym kontroli.

Stąd projekt rzecznika, by powołać niezależną instytucję, która będzie badać jakie informacje i na jakiej podstawie służby zbierają o obywatelach. Projekt nosi nazwę „Okiełznać Pegaza”, która nawiązuje do wspomnianego już programu Pegasus. Podczas poniedziałkowej konferencji Adam Bodnar przedstawił wzór listu wysyłanego przez fikcyjną Agencję Bezpieczeństwa, informującego "Jana Kowalskiego", że np. w 2019 r. była wobec niego na przełomie listopada i grudnia prowadzona kontrola operacyjna. Wojciech Klicki przypomniał, że podobne rozwiązania stosowane są już w innych krajach demokratycznych, np. w Niemczech.

- Przed laty próbowano stworzyć ustawę o pracy operacyjnej dotyczącą wszystkich służb. Jedną wspólną - przypomina Janusz Kaczmarek. - Chcieliśmy wprowadzić gwarancje związane z podsłuchem procesowym także do podsłuchu operacyjnego. Bo w podsłuchu   procesowym są już zabezpieczenia, że obywatel dowie się, czy był podsłuchiwany i czy było to legalna, a w podsłuchu operacyjnym człowiek nie ma żadnych praw.

Inna sprawa, że zgoda sądu na podsłuch, jak było przed czternastoma laty w przypadku byłego szefa resortu spraw wewnętrznych pomówionego o "zabójstwa na zlecenie", może być podjęta na podstawie niepełnych lub wręcz fałszywych przesłanek.

Marek Biernacki, były minister sprawiedliwości, pytany o znane mu przypadki nadużycia podsłuchów operacyjnych, rozkłada ręce. - Jest to wiedza ograniczona, a my możemy mówić jedynie o głośnych sprawach, które oparły się o sądy - tłumaczy. - Trzeba pamiętać, że obecnie weszły nowe technologie operacyjne, takie jak np. system Pegasus, uważany za jeden z lepszych systemów informatycznych służących do inwigilacji. Według Kanadyjczyków jest on stosowany w Polsce.

Marek Biernacki przypomina, że kiedy sejmowa komisja służb specjalnych zadała pytanie o kupno systemu Pegasus, padła odpowiedź, że służby o czynnościach operacyjnych nie rozmawiają. - Jeśli takie informacje nie zostają przekazane posłom, którzy są zobowiązani do zachowania tajemnicy państwowej i służbowej, oznacza to brak jakiejkolwiek kontroli nad działaniami służb - stwierdza poseł PSL-KP. - Trzeba wypracować nową metodę tej kontroli. Podkreślam, że nie ogranicza to możliwości działania służb, sprawiając jedynie, że są one zmuszane do używania innych metod przy zbieraniu materiałów dowodowych. Służby jednak przyzwyczaiły się, że jest podsłuch i jeśli ktoś coś powie, będzie sprawa. Tymczasem ludzie mogą mówić wszystko. A tu zdarza się, że ktoś, kto porozmawia z tzw. figurantem (osobą będącą obiektem zainteresowania służb specjalnych), zostaje wezwany nagle na przesłuchanie. I wszczyna się kolejną sprawę. Jest to także niewspółmierna wiedza o obywatelu, pozwalająca na jego zastraszanie.

Trzeba pamiętać, że jeśli taki przeciętny obywatel znajdzie się przypadkowo w miejscu zasięgu Pegasusa, to może być inwigilowany - mówi Marek Biernacki. - W sytuacji, gdy ten system nie będzie kontrolowany, mogą pojawić się nadużycia. Problem ten dotyczy nie tylko polityków, VIP-ów, osób w coś zamieszanych. Może on dotyczyć wielu przypadkowych ludzi. Pojawia się także kwestia podprowadzenia kogoś pod figuranta. Wystarczy, że figurant, będący także współpracownikiem służb, podejdzie specjalnie do takiej osoby, to będzie ona przez tydzień, dwa tygodnie inwigilowana. Mamy też całą, niechronioną sferę internetu. Monitoringu. Można się włamać na komputer i wykorzystać go do inwigilacji. Możliwości te stosowane są nie tylko przez służby, dlatego konieczne jest jak najszybsze uregulowanie prawne tych kwestii.

Uśpiona ustawa

Dlatego oprócz kampanii Fundacji Panoptykon i pomysłu RPO, by stworzyć niezależną instytucję, badającą informacje zbierane przez służby o obywatelach, tworzony jest obecnie projekt ustawy "podsłuchowej".

Przygotowany przez Marka Biernackiego projekt nowelizacji ustawy o policji i innych ustaw obejmuje działania wszystkich polskich służb - policji, CBA, Straży Granicznej, Żandarmerii Wojskowej, Krajowej Administracji Skarbowej, Służby Ochrony Państwa, ABW i Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

Zasady są bardzo przejrzyste. Albo osoba, wobec której stosuje się kontrolę operacyjną dowiaduje się o niej po pół roku, albo - jeśli ujawnienie informacji o jej stosowaniu narażałoby lub mogło narazić ważny interes publiczny - organ zarządzający kontrolę może wystąpić do sądu okręgowego z wnioskiem o zarządzenie utrzymania tej informacji w tajemnicy na okres nie dłuższy niż 10 lat. Wyjątki dotyczą m.in. Służby Ochrony Państwa, gdzie dodatkowo osobie, wobec której kontrola operacyjna była stosowana, nie udostępnia się materiałów zgromadzonych podczas trwania tej kontroli, a także Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

W tych dwóch przypadkach nie ma obowiązku informowania o zakończeniu kontroli operacyjnej nawet po jej zakończeniu, a "organ zarządzający kontrolę, jeśli ujawnienie informacji o jej stosowaniu mogłoby być przydatne w działaniach prowadzonych w związku z bezpieczeństwem państwa, może wystąpić do sądu okręgowego z wnioskiem o wyrażenie zgody na ujawnienie tej informacji, w sposób zachowujący w tajemnicy organ zarządzający kontrolę." Oznacza to, że w przypadku przestępczości zorganizowanej lub szpiegostwa informacje te nie muszą być ujawniane.

W przypadku ostatniego projektu ważne też jest, że albo prokuratura składa akt oskarżenia, albo sama ujawnia fakt prowadzenia kontroli operacyjnej. Pozwala to uniknąć patologicznej sytuacji, gdy sprawy ciągną się w nieskończoność, a ludzi trzyma się w aresztach.

Projekt został złożony jeszcze w poprzedniej kadencji, kiedy Marek Biernacki był posłem Platformy Obywatelskiej. Wówczas został uśpiony. Dziś nadszedł czas na jego przebudzenie.

Wiemy, że projekt nie ma szans w Sejmie, więc zależy nam, by nowelizację uchwalił Senat - mówi Marek Biernacki. - Mam nadzieję, że zostanie przyjęty, zapewne z poprawkami i wtedy będzie musiał się nim zająć Sejm. Spodziewamy się dyskusji. I wcale nie jest powiedziane, że nie zostanie przyjęty. Wiadomo, że Solidarna Polska się pod nim nie podpisze, ale co do Porozumienia nie byłbym już taki pewny. Ponadto projekt ten wpisuje się w ogólnoświatowe trendy. Wprowadzając przed laty kontrolę nad podsłuchem procesowym, słyszałem, że sparaliżuje ona pracę służb. Okazało się, że nie tylko nie sparaliżowała, ale także poprawiła skuteczność działania tychże służb dzięki zastosowaniu innych metod w technikach operacyjnych.

Jak podkreśla były szef resortu sprawiedliwości, część z tych technologii nie jest w ogóle zdefiniowana. Na przykład nie jest doprecyzowane, czym jest wejście na naszą pocztę, kontrola korespondencji czy smsów.

- Mamy także do czynienia z nową formą szpiegostwa, np. agenturą wpływu - twierdzi Biernacki. - Kwestia ta wymaga na pewno publicznej debaty i stworzenia definicji, potrzebnych także służbom. Wiadomo, że podsłuchy telefoniczne są najłatwiejsze do zdefiniowania i zarejestrowania. Oczywiście wszystko można zamotać, ale będzie to już na granicy litery prawa.

I wówczas, nawet jeśli funkcjonariusz w dwie minuty zechce sprawdzić, gdzie byliśmy w ciągu ostatnich miesięcy, będziemy mieli szansę się dowiedzieć, do czego mu to było potrzebne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki