Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupsk: Fałszywi policjanci z CBŚ napadali i okradali domy

Hubert Bierndgarski
Archiwum PP
Przed Sądem Okręgowym w Słupsku toczy się proces pięciu osób, które oskarżono o kradzieże, napady z bronią w ręku oraz brutalne napaści na swoje ofiary. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że trzej mężczyźni, którzy bezpośrednio brali udział w napadach, przebierali się za funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego. To właśnie pod przykrywką policyjnych akcji okradali swoje ofiary.

Cztery osoby przyznały się już do zarzucanych im czynów. Wszystkim grozi od 2 do 15 lat pozbawienia wolności. Wyrok w tej sprawie powinien zapaść w marcu tego roku.

- W toku trwającego przez pięć miesięcy śledztwa, prowadzonego przez Centralne Biuro Śledcze pod nadzorem naszej prokuratury, zebrano materiał dowodowy pozwalający na sporządzenie aktu oskarżenia przeciwko pięciu osobom: Tomaszowi D., Emilowi K., Andrzejowi R. oraz Kindze B. i Martynie Ś., które przekazywały informacje o majątku ofiar - mówi Jacek Korycki, rzecznik słupskiej Prokuratury Okręgowej.

W sierpniu 2011 roku trzej mężczyźni przebrani za funkcjonariuszy dostali się do domu Tomasza G. i Ilony S. ze Słupska. (Tomasz G. jest obecnie oskarżycielem posiłkowym w sprawie). Pod drzwiami pojawili się około 8 rano. Wszyscy mieli na sobie policyjne kamizelki z napisem CBŚ oraz kominiarki. W dłoniach trzymali broń. Po wejściu do domu skrępowali dorosłe osoby. Straszyli ich bronią i nakazali milczenie.

- Jednocześnie mówili, że w drodze jest już prokurator, który wyjaśni nam przyczyny najścia - mówiła podczas przesłuchania w sądzie pokrzywdzona Ilona S. - Nakazali nam patrzeć na ścianę. W tym czasie przeszukiwali nasze mieszkanie. Nie chcieli powiedzieć, dlaczego jesteśmy zatrzymani. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to złodzieje.

Pokrzywdzona w sądzie powiedziała, że dopiero po wyjściu złodziei ich córka, której nakazano nie wychodzić z własnego pokoju, zadzwoniła do rodziny. Najszybciej pojawił się ojciec Tomasza G. To on przezornie zadzwonił na komisariat i zapytał, czy pod danym adresem była policyjna interwencja. Zdziwiło go bowiem, że policjanci bardzo szybko zniknęli z domu i nikt już tego miejsca nie pilnuje.

- Na komisariacie powiedziano nam, że żadnej interwencji w tym domu nie było. Dopiero wtedy przekonaliśmy się, że był to napad - dodała w sądzie pokrzywdzona.

Podczas akcji w Słupsku z domu skradziono złoto i sprzęt elektroniczny na kwotę kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Kolejny atak fałszywych funkcjonariuszy CBŚ miał miejsce trzy miesiące później w miejscowości Borzytuchom (powiat bytowski). Ta akcja skończyła się jednak wpadką złodziei. Wszystko przez ich chciwość.

Napastnicy wybrali sobie spokojny, jednorodzinny dom na jednej z uliczek Borzytuchomia. To było idealne miejsce na kradzież, bo budynek stał na uboczu. Mężczyźni przebrani za funkcjonariuszy CBŚ nad ranem zaczęli dobijać się do domu. Zdziwili się, kiedy znajdująca się w środku kobieta odmówiła im otwarcia drzwi. Po chwili odjechali. Kobieta natychmiast zadzwoniła na policję. Wtedy okazało się, że policja nie prowadzi w tym miejscu żadnych działań operacyjnych.

- Kobieta zadzwoniła na komisariat i opowiedziała o grupie policjantów, którzy chcieli wejść do jej mieszkania - mówił w czasie sądowego przesłuchania funkcjonariuszy operacyjny policji z Komendy Policji w Bytowie. - Na miejscu znaleźliśmy faktycznie kilka śladów wokół domu oraz ślady pojazdu, którym przyjechali mężczyźni. Teren był jednak grząski i nie udało się nam pobrać żadnych śladów.

Fałszywi policjanci pewni, że nikt ich nie widział, przyjechali ponownie do swojej ofiary następnego dnia. Tym razem jednak wpadli w policyjną zasadzkę. Na początku tłumaczyli się, że przyjechali do lasu pobiegać. Sytuacja zmieniła się, kiedy przeszukano ich pojazd. W samochodzie z kradzionymi tablicami rejestracyjnymi znaleziono kamizelki taktyczne, pistolet gazowy, dwie atrapy krótkiej broni, paralizator, miotacz gazu i pałkę teleskopową.

Dwóch napastników zostało aresztowanych i cały czas przebywają w areszcie. Pozostali odpowiadają przed sądem z wolnej stopy. Jeden z oskarżonych, jak okazało się na sali sądowej, jest studentem prawa. Z ustaleń prokuratury wynika, że napadów dokonywali mężczyźni. Natomiast kobiety miały ich podwozić na miejsce przestępstwa i transportować później łupy.
Warto dodać, że dwóm z napastników zarzucono dodatkowo rozbój na Pawle B. w Rumi w dniu 1 września 2011 r. Napastnicy na tyle nastraszyli Pawła B., że udało im się dokonać kradzieży mienia wartości 844 zł.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki