Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śledztwo ws. wyłudzenia dotacji przez Agro-North. Drugie dno marchewkowej zagadki

Tomasz Słomczyński
Opinia publiczna po raz pierwszy usłyszała o kłopotach firmy Agro-North  po "marchewkowej" akcji protestacyjnej przed Urzędem Skarbowym w Wejherowie
Opinia publiczna po raz pierwszy usłyszała o kłopotach firmy Agro-North po "marchewkowej" akcji protestacyjnej przed Urzędem Skarbowym w Wejherowie Archiwum/Joanna Kielas
W tle marchewki, można by rzec - w jej cieniu, ukrywa się śledztwo w sprawie, która może skompro- mitować służby, prokuraturę i rząd. Czy sprawa Agro-North daje wejrzenie w tzw. Układ Trójmiejski?

Naprawdę chcesz usłyszeć historię tak zwanego Układu Trójmiejskiego? Jeśli chcesz to zrozumieć, musisz słuchać w skupieniu. To wszystko jest dość skomplikowane. Bo to jest jak układanie dziecięcych puzzli, z których część się zagubiła. Wyobraź sobie postać z bajki, na przykład Kaczora Donalda. Masz ułożone jego nogi, ręce, brzuch, ale brakuje ci głowy. Z jednej strony jesteś pewien, że na brakującym puzzlu będzie głowa - bo co miałoby być? Ale nie wiesz, czy Kaczor ma czapkę, czy kapelusz.

W tej sprawie jest kilka puzzli zasadniczych. Na nich oprę swoją opowieść.

Puzzel pierwszy: donos na Agro-North

Trafił na biurko CBŚ prawdopodobnie w marcu 2012 roku. Zawierał jedno zdanie. Tak jakby napisało go dziecko, że grupa rolników z Andrzejem na czele wyłudziła jakieś pieniądze z unijnych dotacji. O tym, co działo się później, pisano już wiele razy, również u was, w "Dzienniku Bałtyckim".

Czytaj tu:

Pokrótce wyglądało to tak, że Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wstrzymała 76 mln zł dotacji, a Urząd Kontroli Skarbowej zajął majątek firmy. Wszystko dlatego, że po donosie, który znalazł się na biurku CBŚ, Prokuratura Okręgowa w Słupsku wszczęła śledztwo. Tylko wszczęła, a śledztwo było "w sprawie". Nikomu nie postawiono zarzutów, nie mówiąc o oskarżeniu. To jednak wystarczyło, żeby położyć firmę, która już stawała się jednym z większych producentów warzyw w Europie.

To są fakty. A teraz hipoteza: skąd wziął się donos? Nie wiadomo. Był anonimowy. To bardzo wygodne. Nie trzeba przed nikim się tłumaczyć, kto i dlaczego donosi. Równie dobrze sami policjanci mogli taki donos napisać.

Pytasz, dlaczego mieliby to robić? Fakt jest taki, że na upadku Agro-North skorzystała firma, która działa w tym samym regionie. Szybko i skutecznie pozbyła się konkurenta giganta, który wyrósł na jej podwórku.

Wyszło na jaw, że w ARiMR pracuje niejaki pan K., jest szefem komórki, która kontroluje dotacje, zaś w Urzędzie Kontroli Skarbowej pracuje żona pana K., jest szefową komórki odpowiedzialnej za kontrolowanie dotacji... Obydwoje nadzorowali czynności w sprawie Agro-North. Mamy więc takie puzzle wokół Agro-North: ARiMR, UKS - połączone ze sobą. Gdzieś obok, na razie niepołączony, leży puzzel z logo CBŚ.

Puzzel drugi: "Majami" składa doniesienie

Na pewno słyszałeś o byłym policjancie z ksywką "Majami", to jeden z przykrywkowców, czyli policjantów, którzy wnikali w grupy przestępcze, jako ich członkowie, żeby zbierać przeciwko nim materiał dowodowy. Czyli policyjna wtyka wśród bandytów. "Majami", jako były policjant, trafił do grona doradców Agro-North.

Przesłuchanie "Majamiego" w centrali ABW odbyło się 15 stycznia 2013 roku. Trwało dziesięć godzin. Odbywało się z udziałem psychologa.

Mówi się, że "Majami" złożył zawiadomienie, bo chciał się zemścić na kolegach z policji. Ale to nie tak, on sam temu zaprzecza. Mówi, że nie chciał szkodzić żadnej ze służb. Ale - jak mówi - nie mógł patrzeć, jak legitymacje niektórych policjantów służą do robienia bandyterki. Jedni mu wierzą, inni - nie.

No i mamy puzzel, na którym wiemy, co jest, ale nie wiemy, jak wygląda: nie wiadomo dokładnie, co zeznaje "Majami", nieznane są szczegóły, sam "Majami" twierdzi, że nie może zdradzić tajemnicy śledztwa. Znane są zarysy jego zawiadomienia. Dotyczy kilku obecnych [styczeń 2013 - red.] i byłych funkcjonariuszy CBŚ i CBA.

Wiadomo, że ABW przekazała materiały do Prokuratury Generalnej, ta zaś 29 stycznia 2013 roku, czyli dwa tygodnie po złożeniu przez "Majamiego" zawiadomienia, zleciła prowadzenie śledztwa Prokuraturze Apelacyjnej w Krakowie.

Prasa pisała, że przedmiotem śledztwa są zdarzenia, w których policjanci w Gdańsku ściągają haracze z burdeli, obstawiają dyskoteki, "chronią" biznesmenów, zapewniając im nietykalność ze strony policji. Że to może być afera, jakiej w policji jeszcze nie było ["Rzeczpospolita", kwiecień 2013 - red.]. Dodajmy, że wtedy o rolnikach z Agro-North w gazetach nie było ani słowa.

A teraz teza oparta na nieoficjalnych przeciekach: "Majami" doniósł o tym, że w Gdańsku działa układ, złożony z funkcjonariuszy CBŚ, CBA i urzędników. Że "chłopcy z Gdańska" przyjmują zlecenia. I nie chodzi tylko o obstawianie bramek w burdelach, jak wcześniej pisano. Że przyjmują zlecenia na wyniszczanie konkurencji. Jak ktoś jest niewygodny, to się go usuwa z pola widzenia. I nagle pojawia się niewygodne Agro-North, które trzeba usunąć z rynku. Dla chłopaków z Gdańska to zlecenie, jakich wiele.

Faktem jest, że po doniesieniu "Majamiego" do Krakowa jeździł Andrzej z Agro-North. I z pewnością nie opowiadał o dyskotekach i burdelach, bo nie miał o tym pojęcia. Zeznawał ze szczegółami o tym, jak urzędnicy, po donosie, po akcji CBŚ (najazd na firmę, zabranie całej dokumentacji), rozwalili jego firmę. Andrzej był głównym, choć niejedynym świadkiem, wprowadzonym przez "Majamiego" do protokołu, który swoimi zeznaniami potwierdzał jego rewelacje.

Ostatnio słyszy się na mieście, że "Majami" zwariował. Że jest bezdomnym, że śpi na Dworcu Centralnym w Warszawie. Że gada niestworzone rzeczy o układzie w Trójmieście. "Majami" nie zwariował, nie śpi na dworcu. Jasne, ten facet to może nie jest oaza spokoju, to nie jest pudelek, typ wyciszonego intelektualisty. Ale z pewnością nie jest wariatem i wie, co mówi. Ostatnio poddał się badaniu psychologicznemu, na prośbę prokuratora. Z opinii psychologa wynika, że co prawda "Majami" może mieć skłonności do konfabulacji, ale ostateczny wniosek jest jednoznaczny: jego zeznania są wiarygodne.

Sam zobacz: agenci ABW, wysłuchawszy "Majamiego", nie umarzają sprawy, a pewnie byłoby tak, gdyby zorientowali się, że mają do czynienia z wariatem. Przekazują ją do Prokuratury Generalnej. Ta z kolei wysyła akta do Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Kraków zleca czynności policjantom z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji w Warszawie. Natomiast wskazany przez "Majamiego" Andrzej jeździ potem do Krakowa i opowiada o sprawie Agro-North... Czy to wszystko wydarzyłoby się, gdyby uznano "Majamiego" za wariata?

A w Gdańsku tymczasem - panika. Faktem jest, że w kwietniu 2013 roku, dwa miesiące po złożeniu przez "Majamiego" zawiadomienia w ABW, odchodzi ze stanowiska Przemysław Zych, szef gdańskiej komórki CBŚ. Dwóch kolejnych funkcjonariuszy trafia na długotrwałe zwolnienia, na L4, jeden ląduje w szpitalu psychiatrycznym, inny "pozostaje w dyspozycji komendanta głównego policji".

Dwaj byli funkcjonariusze CBŚ mieli grozić "Majamiemu". Trzykrotnie, w kwietniu i maju zeszłego roku publicznie krzyczeli, że zginie, jeśli nie wycofa swoich zeznań. Dwukrotnie dzieje się to w Centrum Handlowym Klif w Gdyni i raz we Wrzeszczu na ulicy. Poza tym ktoś oblewa "Majamiemu" smołą samochód, ktoś przebija opony. "Majami" jednak zeznań nie wycofuje. O wszystkich tych zdarzeniach informuje prokuratora w Krakowie. Ten wydziela sprawę gróźb do odrębnego postępowania, w końcu stawia zarzuty byłemu funkcjonariuszowi CBŚ, kieruje sprawę do sądu w Gdyni. Jeszcze w czerwcu tego roku odbędą się pierwsze rozprawy, w których oskarżonym jest były funkcjonariusz CBŚ, o którym mówił w zeznaniach w Krakowie "Majami".

Gdyby był wariatem i sobie to wszystko wymyślił, to czy prokurator zdecydowałby się na sporządzenie aktu oskarżenia?
Tak czy inaczej "Majamiego" zastraszyć się nie udało. Ale przecież nie tylko on obciąża "chłopaków z Gdańska".

Jest jeszcze Andrzej.

Puzzel trzeci: kontratak Andrzeja

Andrzej postanawia tanio skóry nie sprzedać. Rozsypuje wywrotkę marchewek przed Urzędem Skarbowym w Wejherowie i w ten sposób ze sprawą trafia do mediów. To nie wszystko. Sam składa doniesienia do prokuratury. Jest ich wiele, dotyczą różnych nieprawidłowości, między innymi przekroczenia uprawnień i fałszowania dokumentów, a także bezprawnego przekazywania informacji i dokumentów między małżonkami K. [ARiMR i UKS - red.]. Pisze skargi, m.in. na CBŚ. Niektóre dokumenty trafiają na biurko prokuratora generalnego.

Zawiadomienia o przestępstwach, które pisze Andrzej, trafiają do prokuratury w Szczecinie, która wszczyna śledztwo [trwa ono do dzisiaj - red.]. Z miesiąca na miesiąc [lato 2013 - wiosna 2014 - red.] Andrzej staje się coraz bardziej skuteczny.

Puzzel czwarty: łapówka

Służbom trafiła się ta łapówka jak ślepej kurze ziarno. Pytanie tylko, czy ta kura była ślepa i czy nie trafiła w to ziarno, mierząc przedtem długo i precyzyjnie.

O tej łapówce ostatnio pisze się dużo, za każdym razem w tonie powątpiewającym. Krótko rzecz ujmując: na początku maja tego roku Andrzej wraz z innymi czterema mężczyznami trafił za kratki. Prokuratura uważa, że Andrzej ze swoim przyjacielem, też rolnikiem, Olkiem, chcieli wręczyć łapówkę dyrektorowi ARiMR w zamian za uruchomienie wstrzymanej wcześniej dotacji.

Czytaj więcej: Afera w ARiMR w Gdyni: Prawie 6 mln zł łapówki za setki milionów złotych subwencji?

Do tej akcji mieli wynająć tajemniczą postać, Tadeusza M.

Andrzej twierdzi, że od początku z jakimikolwiek podejrzanymi działaniami Tadeusza M. nie chciał mieć nic wspólnego.

Olek zaś twierdzi, że za namową owego Tadeusza M. pieniądze chcieli przekazać, żeby skompromitować dyrektora ARiMR. Zaraz po tym wręczeniu mieli zawiadomić CBA. Nie zdążyli. CBA wjechało do hotelowego pokoju przy przekazywaniu pieniędzy. Okazało się, że CBA wiedziało o tym, że do tego przekazania miało dojść. Teraz Olek musi udowodnić, że miał inne zamiary, niż na to wygląda, zaś Andrzej - że nie miał z tym nic wspólnego.

Sprawa łapówki jest dziwna. Andrzej miałby wręczać ją komuś, z kim jest w bezpardonowym konflikcie, na kogo wcześniej donosił do prokuratury, że rozwalił mu firmę? Byłby idiotą, gdyby sądził, że dyrektor nie jest w zainteresowaniu służb. Poza tym: miałby wręczać łapówkę za odblokowanie dotacji, której już nie chciał?

Inwestycja, która miała być finansowana z dotacji, dawno legła w gruzach, dlatego Andrzej wnioskował o cofnięcie tej dotacji, bo wiedział już, że nie da rady niczego wybudować. No i jeszcze postać Tadeusza M., jak się okazało, karanego kilkakrotnie za oszustwa. Skąd się wziął, kto go przysłał?

To będzie hipoteza, dość śmiała, przyznam, ale mówi się o niej na mieście coraz głośniej: od początku do końca mamy do czynienia z operacją CBA. Z jednej strony ustawiony był przyjmujący - czyli dyrektor gdyńskiego ARiMR, a z drugiej był prowokator pomysłodawca i wykonawca pomysłu wręczenia łapówki - czyli Tadeusz M. W myśl tej hipotezy Tadeusz M. to taki drugi "agent Tomek". Nieprawdopodobne? Mogłoby się takim wydawać, gdyby nie sprawa Sawickiej. Ale operacja z Sawicką wydarzyła się naprawdę, więc dlaczego historia nie miałaby się powtórzyć?

Dzisiaj, w czerwcu 2014 roku, sprawy mają się następująco: "Majamiego", co prawda, zastraszyć się nie dało, ale Andrzej siedzi za kratkami. O jego losie będzie teraz decydował prokurator Paweł Zmitrowicz.

Puzzel piąty: Andrzej za kratkami

Pora na przedstawienie osoby prokuratora Pawła Zmitrowicza. Jednak zanim wstąpi na scenę, uwaga porządkowa: najpierw, jak już wspomniałem, Prokuratura Okręgowa w Słupsku wszczęła śledztwo w sprawie wyłudzenia 128 mln dotacji. To było latem 2012 roku. Potem, już w 2013 roku, śledztwo trafia do Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, do jej wydziału z siedzibą w Sopocie.
Tego samego, który prowadzi sprawę Olewnika, i który stawiał zarzuty Jackowi Karnowskiemu. Tego samego, który po licznych kompromitacjach, jak nigdy, potrzebuje sukcesu.

Obecnie w Sopocie prowadzone są dwa odrębne śledztwa: "stare" - w sprawie wyłudzenia 128 mln łapówki z dotacji unijnych (od dwóch lat nikomu nie postawiono zarzutów) i "nowe" - przeciwko m.in. Andrzejowi za zlecenie łapówki. Obydwa śledztwa prowadzi ten sam prokurator, Paweł Zmitrowicz.

Wśród skarg, które pisał Andrzej jeszcze przed zatrzymaniem, są również i takie, które dotyczą nieprawidłowości w śledztwie prowadzonym przez Zmitrowicza - bezprawnego włączenia do akt pewnych dokumentów, potem ich ukrywania. Dochodzi do tego, że Andrzej składa w tej sprawie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Można powiedzieć w uproszczeniu, że donosi prokuratorowi generalnemu o bezprawnych działaniach służb i samego Zmitrowicza.

Po zatrzymaniu Andrzeja w sprawie łapówki następuje zwrot akcji. Dziś Paweł Zmitrowicz może wnioskować o uchylenie Andrzejowi aresztu lub nie. Może zezwolić mu na widzenie lub nie. Może go przesłuchiwać, zadawać pytania. Może spowodować, że Andrzej będzie siedział w celi z przestępcą podatkowym lub z zabójcą. Takie są fakty.

Andrzej siedzi w celi z oskarżonym o zabójstwo.

Być może Andrzej z Olkiem rzeczywiście chcieli dać łapówkę dyrektorowi ARiMR, być może wcześniej wyłudzili dotację, jak twierdzi prokuratura. Kto chce, niech wierzy.

Ale jest też taka hipoteza: Prokuratura na coś czeka. Gdyby Andrzej przyznał się do wyłudzenia 128 mln zł dotacji, wiele spraw by się wyprostowało. Okazałoby się, że działania ARiMR, UKS, CBŚ, Prokuratury Okręgowej w Słupsku i na koniec - Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku były od początku słuszne i zasadne. W końcu, po dwóch latach można by mu postawić zarzuty o wyłudzenie dotacji. I co, być może - najważniejsze: Andrzej straciłby wiarygodność jako ten, który w Krakowie potwierdzał zeznania "Majamiego".

Ale Andrzej - jak na razie, nie przyznaje się do wyłudzenia dotacji unijnych. Chyba że w areszcie dzieje się coś, o czym nie wiadomo.

Puzzel szósty: megaafera

A teraz wyobraźmy sobie sytuację, że Andrzej zostaje prawomocnie oczyszczony z podejrzeń i zarzutów. Składa wtedy pozew o odszkodowanie. Załącza do niego kwoty wskazujące, ile stracił. To nie jest zadośćuczynienie za szkody moralne. To prosty rachunek: "poprzez działania urzędników i służb straciłem 250 mln zł, bo tyle była warta moja firma, i mam na to dokumenty".

Sądowi nie pozostanie nic innego, jak tylko zasądzić odszkodowanie od Skarbu Państwa, a zapłaci za to podatnik. Dodajmy do tego śledztwo wszczęte po zawiadomieniu "Majamiego", gdzie Andrzej obciąża urzędników... Wyłoni się obraz państwa, które działa jak bandyta. Pojawią się kolejni "złamani" biznesmeni ze swoimi roszczeniami kierowanymi do Skarbu Państwa. Jakie to będą kwoty?

Czytałem, że sprawa Agro-North może rozsadzić Platformę. Po infoaferze, po Amber Gold opinia publiczna kolejnej megaafery Platformie by nie odpuściła. Opozycja kąsałaby śmiertelnie. Tym bardziej że prawdopodobnie ktoś "politycznie" wspierał całą akcję przeciwko Agro-North i Andrzejowi. Tak duże operacje jak ta muszą mieć odpowiednie zaplecze.

Komentarze prokuratorów

1. W czerwcu 2013 roku prokurator Jacek Korycki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku, informował o śledztwie w sprawie wyłudzenia 128 mln zł. - Cała sprawa ma charakter wielowątkowy i wymaga przeprowadzenia olbrzymiej ilości czynności procesowych i pozaprocesowych. Trudno powiedzieć, jaki będzie sposób zakończenia tego śledztwa. To wszystko, co mogę na ten temat powiedzieć, ze względu na niejawność sprawy.
2. W maju 2014 roku prokurator Mariusz Marciniak, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku (przejęła sprawę wyłudzenia i wszczęła drugie śledztwo, w sprawie łapówki), rozesłał do dziennikarzy oświadczenie, w którym pisze o zatrzymaniu pięciu mężczyzn, podejrzanych o próbę wręczenia łapówki. Czytamy: "Postępowanie [w sprawie łapówki - red.] ma związek z innym śledztwem, dotyczącym podejrzenia oszustwa, (...) polegającego na wprowadzaniu do obiegu gospodarczego poświadczającej nieprawdę dokumentacji spółki A.-N., wskutek czego ARiMR została doprowadzona do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości, w wysokości nie mniejszej niż 128 mln zł.
3. W czerwcu 2014 roku, w odpowiedzi na nasze pytania, prokurator Mariusz Marciniak napisał: "Dotychczasowe ustalenia śledztwa wskazują, że (…) Andrzej (...) zlecił wręczenie korzyści majątkowej dyrektorowi ARiMR w Gdyni, a realizującymi to zlecenie byli trzej inni podejrzani (...)".
Poprosiłem o komentarz do twierdzenia, że absurdalna jest teza, żeby Andrzej próbował wręczyć tę łapówkę. Prokurator Mariusz Marciniak odpowiedział: "Odmawiam komentarza do stwierdzeń o ewentualnej absurdalności tez o zleceniu przez (…) Andrzeja (…) wręczenia korzyści majątkowej dyrektorowi ARiMR w Gdyni".
4. Prokuratura Apelacyjna w Szczecinie prowadzi śledztwo po doniesieniu Andrzeja, w sprawie nieprawidłowości urzędników w postępowaniu wobec Agro-North. Zapytaliśmy o to postępowanie, odpowiedzi jednak nie uzyskaliśmy.

Śledztwa

Wokół sprawy Agro-North prowadzonych jest kilka śledztw, w różnych prokuraturach, m.in.

  • Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku prowadzi śledztwa w sprawie wyłudzenia przez Agro-North dotacji w wys. 128 mln zł oraz przeciwko m.in. Andrzejowi - w związku z zarzutem próby wręczenia łapówki dyrektorowi ARiMR.
  • Prokuratura Apelacyjna w Szczecinie prowadzi dwa śledztwa w sprawie nieprawidłowości, jakich mieli się dopuścić urzędnicy wobec firmy Agro-North.
  • Prokuratura Apelacyjna w Krakowie prowadzi śledztwo w sprawie nadużyć w gdańskim CBŚ - w związku z doniesieniami "Majamiego". Wątek Agro-North został z tej sprawy wyłączony i trafił do Szczecina.

W śledztwie gdańskim Andrzej jest "podejrzany", zaś w śledztwie szczecińskim ma status "pokrzywdzonego".

Artykuł został napisany na podstawie rozmów z kilkoma osobami, które zastrzegły anonimowość. W tekście starałem się oddzielić hipotezy od faktów, zaś same fakty potwierdzałem w dostępnych dokumentach i w oficjalnych komunikatach z sądu i prokuratur.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki