Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śledztwo prokuratury ws. dokumentów psychiatrycznych ze szpitala przy ul. Polanki w Gdańsku

Anna Werońska
Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Gdyni zajęła się sprawą niezabezpieczonych kartotek leczenia psychiatrycznego byłych wojskowych w szpitalu Marynarki Wojennej przy ul. Polanki w Gdańsku. Dokumenty z imionami, nazwiskami, rozpoznaniami chorób i opiniami sądowo-psychiatrycznymi walały się po podłogach opuszczonej willi na terenie szpitala.

I choć z powodu fatalnego stanu technicznego budynku wstęp do dawnego oddziału był zabroniony, niejednokrotnie wchodzili do niego bezdomni czy fotograficy, którzy urządzali tam sesje zdjęciowe.
Na początku kwietnia, po naszej publikacji, sprawą zajął się pomorski lekarz wojewódzki, który zażądał od władz gdańskiego szpitala wyjaśnień.

Czytaj także: Gdańsk: Dokumenty psychiatryczne nie są chronione [ZDJĘCIA]

- Otrzymaliśmy odpowiedź, w której mowa jest między innymi o tym, że budynek, w którym się znajdowała dokumentacja, został opuszczony w 2002 roku i zgodnie z decyzją wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego wyłączono go z użytkowania i zabezpieczono przed osobami trzecimi - mówi Roman Nowak, rzecznik wojewody, i dodaje, że dla urzędu sprawa jest już zamknięta. Postępowaniem zajęła się bowiem Prokuratura Wojskowa, która jednak na razie nie chce ujawniać szczegółów sprawy.

- Zabezpieczyliśmy dokumenty, wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające. To początkowy etap, więc na razie nie udzielamy na ten temat informacji - mówi płk Dariusz Furmański, wojskowy prokurator garnizonowy.

Czytaj także: Gdańsk: Dlaczego dane pacjentów nie były chronione? Szpital musi wyjaśnić

Obecne władze szpitala przy ul. Polanki zaznaczają, że zrobiły, co mogły, i czekają na rozwój sytuacji. - Złożyliśmy już wszelkie możliwe wyjaśnienia w tej sprawie - zaznacza ppłk dr n. med. Dariusz Juszczak, który funkcję komendanta szpitala przejął kilka dni po ujawnieniu sprawy niezabezpieczenia tzw. danych wrażliwych. Poprzedni komendant kmdr n. med. Włodzimierz Żychliński nie uważał, by winę ponosił szpital.

- W żaden sposób nie czuję się za tę sytuację odpowiedzialny. Trudno, aby w gmachu wyłączonym z użytkowania chodzić i przeglądać wszystkie szuflady. Tych dokumentów faktycznie nie powinno tam być, ale to może być intryga, skąd pewność, że starej dokumentacji nie podłożyła nam konkurencja? - twierdził były komendant.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki