Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sławomir Neumann: Lepiej wysłać karetkę o jeden raz za dużo niż o jeden raz za mało

rozm. Ryszarda Wojciechowska
Sławomir Neumann
Sławomir Neumann Archiwum PP
Z wiceministrem zdrowia Sławomirem Neumannem rozmawia Ryszarda Wojciechowska.

"Trudno się pogodzić z tak niepotrzebną śmiercią" - mówił Pan w radiu. W przypadku takiego dramatu jak śmierć dwuletniej dziewczynki, takie tłumaczenie to za mało.
Ale jeszcze jest za wcześnie, żeby ferować jakiekolwiek wyroki. To dziecko na pewno trafiło do lekarzy specjalistów, którzy mieli wiedzę i sprzęt, umożliwiający zdiagnozowanie choroby. Było też leczone. I nagle coś nawaliło. Nie wiem, czy w samym systemie ratowniczym, czy był to błąd lekarski. Do tego trzeba podejść spokojnie, bez nadmiernych emocji. Tak, żeby podobny przypadek już się nie powtórzył. Bo to naprawdę była bezsensowna śmierć, z którą trudno się pogodzić. To dziecko nie odeszło z powodu nieuleczalnej choroby, z którą medycyna nie potrafi sobie poradzić, tylko przez zaniedbanie, błąd, który musimy wyeliminować.

A może przez słabość systemu ratowniczego? Mówią o tym sami politycy, przerzucając się przykładami, że tam kogoś nie przyjęto, tu kogoś odesłano z kwitkiem, bo się oszczędza.
Miliony ludzi leczą się w ciągu roku. I zdarzają się różne przypadki. Ale z tak dramatycznego, jak ten, o którym mówimy, trudno natychmiast wyciągać jednoznaczne wnioski. Ja w tej chwili nie odważyłbym się powiedzieć, kto zawinił. Bo nie wiem. Przestrzegam przed uogólnianiem wszystkiego na podstawie jednej tragedii. Można oczywiście walnąć pięścią w stół i powiedzieć - zmienimy tego albo tamtego człowieka, wyrzucamy ten albo tamten przepis. Sugerując, że od tego będziemy zdrowsi. Ale to byłoby oszustwo. Sprawa jest bardziej skomplikowana niż niektórzy politycy chcieliby. A tymczasem oni jeszcze podgrzewają emocje. Mimo, iż sprawę już bada prokuratura. Jest też prowadzona drobiazgowa kontrola.

Leszek Miller twierdzi, że minister Bartosz Arłukowicz powinien czuć się "odpowiedzialny" i złożyć dymisję.
A to już czysta polityka w zachowaniu opozycji. To nie jest pochylanie się nad losem i tragedią tej rodziny, tylko zwykłe wykorzystywanie nieszczęścia do walki politycznej. Chcę powiedzieć nie tylko panu Millerowi, że minister Arłukowicz ani nie leczył tego dziecka, ani nie był dyspozytorem w tym pogotowiu czy lekarzem w szpitalu.

Ale minister Arłukowicz "leczy" służbę zdrowia. I z tej odpowiedzialności nie został przez nas zwolniony.
Dziecko było pod opieką specjalistów. Inna sprawa, że gdyby każdy wykonywał swoją pracę jak należy, to takie dramaty by się nie zdarzały. Oczywiście ministra zdrowia można oskarżyć o śmierć każdego pacjenta. To najprostsze w polityce. Ale jak na razie nikt z tych oskarżających nie zaproponował innego rozwiązania, poza jednym - zmiana ministra. Na pewno stało się coś złego. I trzeba szukać przyczyny tego nieszczęścia. Musimy ją znaleźć. A na to trzeba czasu. Nie da się czegokolwiek ocenić bez dostępu i odpowiedniej oceny wszelkich danych, informacji, dokumentacji.

Ale może Pan z czystym sumieniem powiedzieć, że w systemie ratowniczym, nic rzeczywiście nie szwankuje?
Trzeba go udoskonalać. Na pewno. Ale nie chciałbym, żebyśmy stracili z oczu te dziesiątki tysięcy ludzi uratowanych przez ten system. Na podstawie jednego przypadku, nawet tak dramatycznego, nie można potępiać w czambuł całego ratownictwa, które jest naprawdę w Polsce dobrze wyposażone. Być może błąd popełnił lekarz albo dyspozytor. Może tu w grę wchodzi brak empatii czy współczucia.

A może empatii brakuje jednak systemowi?
Nie wykluczam tego. I nie mówię, że jest idealny. Tyle, że on pochłania miliardy złotych. Mamy świetnie wyposażone karetki pogotowia, śmigłowce ratownicze.

Tyle, że się ich czasami do ludzi nie wysyła.
Czasami się nie wysyła. Dlatego lepiej jechać o jeden raz za dużo, niż o jeden raz za mało.

Rodzice innych dzieci są nie tylko bardzo poruszeni, ale też przestraszeni. Jak by ich Pan uspokoił?

Nie ma tu dobrej odpowiedzi. Zastanawialiśmy się , jak powinien zachować się człowiek podczas takiej rozmowy z dyspozytorem pogotowia. Przecież mama tej dziewczynki tłumaczyła bardzo spokojnym głosem, co się dzieje z dzieckiem. I to nie zadziałało. A tak przecież zalecamy. Może gdyby była bardziej rozhisteryzowana czy nawet agresywna, wymusiłaby przyjazd? Dlatego trzeba to wszystko drobiazgowo zbadać na każdym etapie.

[email protected]

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki