18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słabe Państwo. Afera Amber Gold: Milewski, Majstrowicz i Lipski - spaleni ku uciesze

Tomasz Słomczyński
To, że wymiar sprawiedliwości potrzebuje głębokich reform przyznają i prawnicy i politycy
To, że wymiar sprawiedliwości potrzebuje głębokich reform przyznają i prawnicy i politycy
W sprawie takiej jak Amber Gold okazuje się, że nasz wymiar sprawiedliwości nie sprawdza się systemowo, tymczasem widowiskowo ukarano jego pojedynczych przedstawicieli.

Od momentu wybuchu afery Amber Gold jasne było, że ktoś poniesie karę. Przez kilka pierwszych tygodni nie wiadomo było, kto to będzie. Ludzie przed telewizorami czekali, napięcie rosło.

Porównanie do publicznej egzekucji palenia na stosie, nasuwa się samo. Potrzebne było widowisko tak, żeby każdy zbulwersowany obywatel mógł odetchnąć w zadowoleniu, że sprawiedliwości stało się zadość.
Stosy były już ułożone, trzeba było tylko wprowadzić skazanego. Media podkładały ogień.

I tak spalono sędziego Milewskiego, prokurator Majstrowicz i kuratora Lipskiego.
Dogasają już węgle. Jeśli ktoś myśli, że płonące stosy zmienią Polskę na lepsze, jest głupcem.

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

Płonie sędzia Milewski

Na pierwszym stosie spłonął prezes Sądu Okręgowego Ryszard Milewski. Za to, że w sposób niegodny rozmawiał z pracownikiem kancelarii premiera. To znaczy - z dziennikarzem, który się za takiego pracownika podawał. Wyszło na jaw, że sędzią i sądem można sterować zza biurka w Warszawie. Dowód? Nagranie, które wszyscy słyszeliśmy. Co na to Milewski? Mówi, że nagranie jest zmontowane. Fakt, nie słyszeliśmy oryginału. Milewski: "Posłuchajcie oryginału, rozmowa przebiegała inaczej!". Nie posłuchaliśmy oryginału, gawiedzi wystarczyło to, co podali na tacy dziennikarze - prowokatorzy. Sędziom też to wystarczyło - Krajowa Rada Sądownictwa wyrok wydała, Milewski powędrował na stos.

Tymczasem w zgiełku zgromadzonego wokół ognia tłumu niknie głos Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia", które jako jedno z niewielu, zdecydowanie potępiając zachowanie Milewskiego, zadaje sobie pytanie: Dlaczego sędzia zachował się tak, a nie inaczej? Czy tylko dlatego, że jest człowiekiem o nie dość twardym kręgosłupie? Czy może dlatego, że funkcjonuje w złym, wadliwym systemie, który dopuszcza polityczne naciski na tych, którzy wymierzają sprawiedliwość?
Bartłomiej Przymusiński jest rzecznikiem prasowym sędziowskiego samorządu zawodowego. Wypowiedział się po ujawnieniu tzw. dziennikarskiej prowokacji:

- Zgodnie z obowiązującymi przepisami, prezes sądu w zakresie administracji sądowej podlega ministrowi sprawiedliwości, również prezesa sądu apelacyjnego oraz okręgowego powołuje minister sprawiedliwości, po zasięgnięciu niewiążącej go opinii zgromadzeń (m.in. Krajowej Rady Sądownictwa - przyp. red.). Minister sprawiedliwości, którym od wielu lat pozostaje polityk, będący przedstawicielem aktualnie rządzącej partii, ma decydujący głos w przedmiocie wyboru prezesa, co w oczywisty sposób podważa niezależność sądów. Wątpliwości budzą również inne rozwiązania w zakresie nadzoru nad sądami, przyjęte w ostatnim roku przez Sejm, przeciwko którym protestowaliśmy. Rozwiązania te, tj. wprowadzenie ocen okresowych sędziów i przekazanie części uprawnień z zakresu kierowania sądem dyrektorom sądów, zwiększają arsenał możliwych środków nacisku na sędziów. Uważamy, iż należy niezwłocznie podjąć prace legislacyjne nad zmianą w prawie o ustroju sądów powszechnych.
Minister Jarosław Gowin, jako jeden z nielicznych wsłuchał się w głos sędziów z samorządu, i odpowiedział im:
- To prawda, że wymiar sprawiedliwości potrzebuje głębokich reform. Część środowiska sędziowskiego chce, aby pełną kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości sprawowali sami sędziowie. Tak daleko idących rozwiązań nie ma w żadnym kraju europejskim. Ja na takie rozwiązania nie zgadzam się ani jako minister sprawiedliwości, ani jako obywatel. Sędziowie są niezawiśli w orzekaniu, i w tej sferze nie można zaakceptować żadnych nacisków, natomiast musi istnieć jakaś forma społecznej kontroli nad sprawnością postępowania.

Dwa stanowiska, wydawałoby się sprzeczne. I jeden szczegół: sędziowie nie chcą "politycznej" kontroli, minister zaś mówi o konieczności społecznej kontroli. Czy to są pojęcia tożsame?
Takich niuansów gawiedź nie wyłapuje. Zastanawianie się nad tym jest nudne i nużące. Lepiej grzać się w atrakcyjnym cieple płonącego stosu.

Płonie prokurator Majstrowicz

Na drugim stosie spłonęła prokurator rejonowa z Gdańska Wrzeszcza Marzanna Majstrowicz. Za to, że zawiesiła śledztwo w sprawie Amber Gold, nie sporządziła planu czynności śledczych i nie była obecna w sądzie, kiedy decydowano o losach śledztwa. Poza tym nie czytała akt i nie zna prawa bankowego.

Wśród tych, którzy patrzyli na płonącą śledczą, w bezpiecznej odległości stał inny śledczy - Witold Niesiołowski. Kiedyś z Wrzeszcza, teraz z Gdyni. Ten sam, który kierował prokuraturą, gdy ta najpierw odmówiła wszczęcia tego śledztwa, potem je umorzyła. Do dziś stoi tak, że płomienie go nie dosięgają.

Wracając jednak do samej Majstrowicz i jej winy, jaką jest zawieszenie śledztwa: gdyby karać za to prokuratorów w tym kraju, to stosy paliłyby się w każdym mieście powiatowym. Tak twierdzi Jacek Skała, rzecznik prokuratorskiego samorządu. Przypomnijmy - kiedy Majstrowicz zaczynała pracę we Wrzeszczu, śledztwo było w toku, następnie zlecono biegłym wykonanie opinii i stało się jasne, że potrwa to długie miesiące, więc śledztwo zawieszono.

- To jest powszechnie stosowana praktyka, tysiące spraw zawiesza się ze względu na długie oczekiwanie na opinię biegłych. Robi się tak z uwagi na statystyki. Po prostu postępowanie zawieszone nie psuje statystyk, natomiast psuje je postępowanie w toku, które przez wiele miesięcy "zalega". Jest ciśnienie z góry, płynące z samej Prokuratury Generalnej, żeby statystyki nie wykazywały postępowań, które trwają miesiącami albo latami. A tyle, niestety, trzeba czekać na opinię biegłego. I dzieje się tak ze względów finansowych.

Pieniądze, które może biegłemu zaproponować prokurator, są tak marne, że specjalista nie będzie pracował szybko, wykona opinię w wolnej chwili. Takie są realia rynku.

- Dwa, trzy lata czekam na opinię biegłego w sprawie błędu lekarskiego - mówi anonimowa śledcza z Gdańska. - W tym czasie rodzina czeka na wynik mojego śledztwa. Nie może uzyskać odszkodowania. Żyje w nędzy. A ja, wybierając biegłego, wybieram ofertę najtańszą. Muszę odrzucić droższe oferty, w których biegli deklarują, że wydadzą opinię za miesiąc. Zawieszam śledztwo i czekam latami...

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Inni śledczy, zawsze anonimowo, potwierdzają że na opinie biegłych czeka się latami.
A prok. Jacek Skała przekonuje, że prokurator generalny, który stał się sędzią w tej sprawie, wie doskonale, że śledztwa z tych względów powszechnie są zawieszane w całej Polsce. Wie też, że Majstrowicz nie miała wpływu na zawieszenie śledztwa, nawet jakby chciała, to i tak nie miała prawa zmienić takiej decyzji swojego podwładnego, niezależnego z definicji prokuratora prowadzącego. Że nie miała obowiązku sporządzania planu śledztwa i obecności w sądzie.

- Mówi się, że nie czytała akt... W prokuraturze rejonowej są setki spraw, setki tysięcy stron akt. To tak jakby zarzucać dyrektorce szkoły, że nie czyta prac domowych swoich uczniów - mówi anonimowy prokurator z Wrzeszcza. Zresztą, sama Majstrowicz utrzymuje, że akta czytała. - Ale nie potrafiłam ich z pamięci cytować, kiedy zostałam o to poproszona - mówi odnosząc się do tego, jak wyglądało spotkanie w Krajowej Radzie Prokuratury, gdzie odbywał się sąd nad jej zawodową przyszłością.

Tak czy inaczej, pani prokurator spłonęła, a ustawa o prokuraturze, pisana u schyłku stanu wojennego, w 1985 roku, nadal obowiązuje. Bo nowa Polska nie dorobiła się nowego prawa. Ale kogo to jeszcze obchodzi? Kogo obchodzi, że środowisko prokuratorów przestało już owijać słowa w bawełnę: - Wszystko wskazuje na to, że prokuratorzy (głównie Marzanna Majstrowicz - przyp. red.) mają zostać "kozłem ofiarnym", a wieszczenie ich odpowiedzialności dyscyplinarnej ma na celu przykrycie poważnych niedomagań systemowych, z którymi boryka się prokuratura - nie dość głośno grzmi Jacek Skała nie mogąc się przebić przez wrzaski rozentuzjazmowanego tłumu ludzi podziwiających płonące stosy.

Płonie kurator Lipski

Na trzecim stosie spłonął kurator zawodowy Marek Lipski. Za napisanie sprawozdania dla sądu, z którego wynikało, że Marcin P. spłacił oszukanych przez siebie ludzi, podczas gdy w rzeczywistości ich nie spłacił. To miało być przyczyną łagodnego potraktowania późniejszego szefa Amber Gold przez sąd, który wtedy wydał kolejny wyrok w zawieszeniu.

Tytułem wstępu: sprawozdanie kuratora zawierało tylko kilka (z wymaganych kilkuset) dowodów wpłat na konta pokrzywdzonych. A jednak sędzia uwierzyła kuratorowi. Po prostu "klepnęła" wyprodukowany dokument bez zastanowienia. A miała jeszcze sześć miesięcy na rozwianie wątpliwości. Tylko, że te się nie pojawiły. Sędziowie w takich przypadkach zwyczajowo "klepią" podsuwane im dokumenty.

Teraz oddajmy głos płonącemu na stosie, który przed laty uwierzył Marcinowi P. Nie zweryfikował informacji o tym, że oszukani przez niego ludzie zostali spłaceni:
- Jak miałem to zweryfikować? To był bodajże wtorek, w piątek upływał okres próby (Marcina P.). Po tym czasie nie wolno mi wykonać już żadnych czynności. Jak w tym czasie miałem zweryfikować kilkaset przelewów, kiedy nie mam dostępu do tajemnicy bankowej?
Można przecież zapytać samych pokrzywdzonych - chciałoby się powiedzieć.
- I zlecić jedynej sekretarce przydzielonej do kilkuosobowego zespołu kuratorów, by ustaliła adresy kilkuset osób, przygotowała zindywidualizowane pisma i rozesłała je. Pomijając fakt, że na odpowiedzi czekałbym w najlepszym razie kilka tygodni, to samo wyprodukowanie pism trwałoby z miesiąc.

Można przecież samemu przygotować pisma - chciałoby się powiedzieć.
- Przy tym obłożeniu obowiązkami, jakie mają kuratorzy, to nierealne. Na przykład w czerwcu miałem 120 spraw dozorowych z rejonu Dolnego Miasta, Oruni i całej gminy Przywidz. Do tego jest zawsze niemała pula wywiadów zlecanych przez inne instytucje, w tym sądy.

Za komentarz do słów kuratora niech posłuży przepis: ministerialne rozporządzenie mówi, że kurator zawodowy miesięcznie może mieć ogółem 95 dozorów. Nie więcej.

Łącznie spraw może mieć 120. A średnio w okręgu gdańskim ma ich 160. Przepis nie jest przestrzegany praktycznie nigdzie. Bo realia są takie: kuratorzy w gdańskim sądzie dzielą się biurkiem, komputerem, sekretarką. Nie mają gdzie i jak porozmawiać z osobami, które dzięki nim mają być zresocjalizowane, albo z ich ofiarami. W zatłoczonym sądowym pokoju muszą zadawać pytania: "Kiedy panią zgwałcił? Jak to zrobił?".

Od roku w Gdańsku nie utworzono żadnego nowego etatu kuratorskiego.

Idąc dalej: więzienia są przepełnione, ekspert w tej dziedzinie, Paweł Moczydłowski, wieszczy burzę, która niebawem przejdzie przez polskie kryminały. Przeludnienie, największe w Unii Europejskiej, jest nie do wytrzymania. Co z tym zrobić? Budować kolejne więzienia? Wskazuje inne rozwiązanie, stosowane powszechnie w krajach europejskich: kary nieizolacyjne, czyli odbywane na wolności, pod okiem kuratora... Ale zaraz potem Moczydłowski dodaje: - Praca kuratorów to jest fikcja. System dozoru, który formalnie mają oni pełnić, po prostu nie istnieje.

Błędy nie wzięły się znikąd

Opadł już popiół po spalonych stosach. Czy winni ponieśli zasłużoną karę? W dużej mierze - tak. Piszący te słowa daleki jest od stawania w ich obronie. Nie ma jednak złudzeń, że ich błędy nie wzięły się znikąd. A skąd?
No właśnie. Odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać. Nie rozchodzić się do domu, do swoich spraw, po zakończeniu efektownego widowiska. Bo samo widowisko niczego nie zmieni.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki