Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skasować bandytów przed EURO 2012

Tomasz Słomczyński
Poskromienie kibiców przed Euro 2012 o jedno z najważniejszych zadań, jakie czeka przed turniejem Polskę.
Poskromienie kibiców przed Euro 2012 o jedno z najważniejszych zadań, jakie czeka przed turniejem Polskę. Archiwum
O chuliganach zagrażających turniejowi EURO 2012 pisze Tomasz Słomczyński. Czy problem uda się rozwiązać i bandyci znikną ze stadionów?

Adam Wysocki wrócił z Londynu. Jako szef zabezpieczenia meczów Lechii Gdańsk brał udział w szkoleniu. Opowiada o meczu Arsenalu Londyn. - Zaczęli do siebie "fuckować". Tam to jest odbierane jako nie wiadomo jakie chuligaństwo - opowiada.

Adam Wysocki relacjonuje z zaangażowaniem:
- Od razu było przy nich trzech stewardów. Rozpoczęli negocjacje. Szybko się zorientowali, że nie ma sensu rozmawiać. Wystarczył nieznaczny ruch ręką. Na miejscu pojawili się policjanci. Wyprowadzili gości. I to jest jedna z różnic między Lechią i Arsenalem.
Na Arsenalu w trakcie meczu są policjanci. Żeby nie prowokować mają schowany mundur, ochraniacze, cały rynsztunek pod żółtymi jaskrawymi kurtkami. Jest ich 10, na meczu podwyższonego ryzyka - 14. Stadion Arsenalu mieści 60 tysięcy kibiców. Kiedy są potrzebni - wystarczy ruch ręki.

Adam Klimowicz i Marcin Jadwiszczok działają w Stowarzyszeniu Kibiców Lechii Gdańsk "Lwy Północy".
- Przyjechali do nas Anglicy. Wychodzili z rumieńcami na twarzy. Mówili: "nie idźcie w tą stronę, w jaką my poszliśmy". Byli zaskoczeni naszymi oprawami meczów. Race, śpiewy, flagi. Byli w szoku. Dziś przyjeżdżają do nas, żeby zobaczyć, jak się kibicuje. To jest turystyka stadionowa. To dla nich atrakcja.

20 lat temu angielscy kibice byli niebezpieczni. Dziś to już przeszłość. Ale Adam Wysocki uważa, że wcale nie musimy kopiować wzorców angielskich, o których tyle się w mediach mówi.

- Żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Trzeba szukać złotego środka. Żeby było bezpiecznie, ale też żeby nie stracić tego, co mamy. Czyli fantastycznej atmosfery na stadionie - mówi Jadwiszczok.
- Tym bardziej że jaki jest poziom naszej piłki, to wiemy - dodaje Klimowicz. - Ludzie przychodzą na mecz również po to, żeby uczestniczyć w widowisku. Nie zapominajmy o tym.

Kibic nie jest aniołkiem, to prawda - przyznają. Ale - zastrzegają, nikt nie mówi o tych, którzy demolują stadion. To nie kibice. Kibice to ci, którzy śpiewają, skandują, noszą barwy klubowe i sprawiają, że mecz jest wydarzeniem, nawet jeśli na murawie niewiele się dzieje. A że słownictwo nieparlamentarne?

- Jasne, że można zakazać wszystkiego. Będzie spokojnie, kulturalnie. Tak jak w Anglii.

- Nie wiem, jak oni to zrobili, ale na trybunach Arsenalu nikt nie pali. Jest zakaz, wszyscy go przestrzegają - mówi Adam Wysocki. - W przerwie wszyscy karnie idą do wyznaczonego miejsca zapalić papierosa.

Adam Wysocki podziela zdanie kibiców ze stowarzyszenia Lwy Północy; podziwia pracę kolegów z Wysp, ale przyznaje, że w Polsce nie musimy powielać tego wzorca. Sam jest kibicem Lechii. - Trybuna Arsenalu zachowuje się, jakby to było kino, nie mecz. Największe wykroczenie to jak ktoś kogoś wyzwie, obrazi. Spokój, cisza, nikt nie krzyczy, nikt nie śpiewa... O racy nie ma mowy.
Nie wierzył angielskim specjalistom:

- Jak zabezpieczone jest wyjście ze stadionu? - pytał.
- Nie jest zabezpieczone - odpowiedzieli.
Poszedł zobaczyć. Ludzie wyszli ze stadionu, wmieszali się w tłum - i już. Bez kordonów ochrony, eskorty policji. Tak po prostu.
Cisza, spokój. Nie ma burd, ale nie ma też piłkarskiego święta po wygranym meczu.

Na szkoleniu w Londynie byli nasi policjanci z komend wojewódzkich. - Surowo ich ocenili tamtejsi specjaliści. Główny zarzut: brak właściwej komunikacji. Policjanci nie potrafią rozmawiać z kibicami.
Klimowicz i Jadwiszczok potakują, sypią przykładami jak z rękawa:

- Wychodzimy z meczu, cieszymy się, ktoś odpala racę. Śpiewy. Wjeżdża ochrona, kibica rzucają na ziemię, dwuletni zakaz stadionowy w najlepszym wypadku.

W 2005 roku Adam Wysocki wybrał się z synem na mecz z Arką.

- Zbiórka przy Maksie na Politechnice. Wsiedliśmy do kolejki. Nie było żadnych burd. Jedziemy, wysiadamy w Redłowie. Tam policja spycha nas w stronę placu Górnośląskiego. Dlaczego? Bez słowa wytłumaczenia. Na placu dowiadujemy się, że nie wejdziemy na mecz. Dlaczego? Bez słowa wytłumaczenia. Nie wejdziemy i już. Ktoś tam się denerwuje. Policja napiera. Pojawiają się sikawki, gaz łzawiący, lecą kamienie.

Wysocki ze swoim synem musiał uciekać, jak wielu innych kibiców Lechii.
Nie można było przed wejściem do kolejki, jeszcze w Gdańsku poinformować, że nie wpuszczą nas na stadion? Prosta sprawa, ludzie rozeszliby się, nie byłoby żadnej zadymy. Kiedy cofają sprzed stadionu, łatwo sprowokować tłum.

Sto kilkanaście zatrzymanych osób dostało wtedy zakaz stadionowy na dwa lata.

- Zmieniło się wiele od tamtego czasu. Dziś już policja wie, że musi usiąść do stołu z kibicami, że są to pełnoprawni partnerzy - mówi Adam Wysocki.

- My nie mówimy melomanom, jaki ma być wystrój filharmonii - dodaje Jadwiszczok. - Chcemy tylko współdecydować o naszym klubie i atmosferze na stadionie. Jako długoletni kibice znamy nasze potrzeby jak nikt inny.

I nie chodzi tu o głaskanie pseudokibiców, tego nikt nie chce. Tu chodzi o profesjonalizm w zarządzaniu klubem i w zabezpieczaniu imprez.

Ostatnie wydarzenia w Kownie, potem na Legii, spowodowały, że ostatnio po raz kolejny zrobiło się głośno o pseudokibicach.

- Absolutnie nie powinno do tego dojść. Nie ma wytłumaczenia. - Tak Klimowicz i Jadwiszczok komentują incydent. - No właśnie: incydent, bo to był jednak incydent - mówią.
Chodzi o to, że kibic - znany stołecznym policjantom i na trybunach Legii, niejaki "Staruch", uderzył piłkarza.

- Nie powinien znaleźć się na murawie - komentuje Adam Wysocki i zastrzega, że sprawy dokładnie nie zna.

- Ale prawda jest taka, że piłkarze podeszli do trybuny kibiców, wiadomo, emocje, przegrane w żenujący sposób spotkanie. Poleciało parę obelg w stronę piłkarzy. Ci nie pozostali im dłużni, męska wymiana zdań. Zagotował się jeden z nich, wszedł do tunelu, gdzie piłkarze opuszczali boisko i szturchnął obrońcę Legii. Czyli: dwóch facetów się posprzeczało. To wszystko. Czy to jest temat na pierwszą stronę ogólnopolskiej gazety? - pyta retorycznie Klimowicz. I dodaje: - Z tego, co mi wiadomo, stowarzyszenie kibiców Legii zorganizowało spotkanie pojednawcze, przeprosili się i pogodzili.

No i jeszcze sprawa Kowna. Zdaniem Wysockiego zabezpieczenie takiego wyjazdu powinno się zacząć od dokładnego rozpracowania grupy - kto, z jakich klubów kupił bilety. Czy są to kluby zaprzyjaźnione czy zwaśnione? Czy możliwa jest bójka między naszymi kibicami? I dalej: jakie są nastroje na Litwie? Czy możliwe są hasła antypolskie? Jak przygotowane są służby litewskie? Co się mówi o Polsce i Polakach? Jak bardzo nagłaśniany jest spór o polskie szkoły i język polski?

- Zabezpieczenie meczu to nie tylko ustawienie policjantów i ochroniarzy na miejscu - podsumowuje szef zabezpieczenia meczów Lechii.

Z relacji na forach wynika, że zadyma rozpoczęła się po tym, jak w stronę polskich kibiców, ze strony litewskich ochroniarzy, zaczęły padać hasła antypolskie.

Z tego, co mówią - zarówno szef zabezpieczenia, jak i sami kibice - porządek na meczu to delikatna sprawa. Złożona. Adam Wysocki:

- Podam przykład. Na jednym z meczów kibice wywiesili transparent z okazji 17 września: "Czwarty rozbiór Polski". Przyszedł pan, działacz z PZPN, i mówi do mnie: "Ściągać". Ja mówię, że tego nie zrobię, bo będzie awantura. Poszedł do policji. Mówi: "Ściągać". A policjant do niego: "Przykuję pana do siebie kajdankami i wejdziemy razem w tłum ściągnąć transparent. Chce pan tego?". Dopiero wtedy pan działacz zrezygnował z tego pomysłu.

Adam Klimowicz: - Ostatnio na wyjeździe na Lecha mogło być gorąco. Ktoś zaczął się awanturować, gospodarze zbyt wolno wpuszczali na sektor gości.

Zanim pojawił się policjant albo ochroniarz, zanim zaczął szarpać, wyciągać z tłumu, był na miejscu człowiek z "Lwów Północy", organizatora wyjazdu gdańskich kibiców do Poznania. - "Wyluzuj chłopie...", powiedział. "Sorry, trochę się zagotowałem", usłyszał od nerwowego kolegi. I po sprawie.
A mogło dojść do burdy, było blisko. Media podchwyciłyby doniesienia o pseudokibicach. Napisano by, że do Euro 2012 coraz bliżej, a nikt nic nie robi ze stadionowymi bandytami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki