Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandaliczne decyzje trenerów żeńskich sztafet

Adam Suska
Do zarzutu pijaństwa w pionie szkoleniowym Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, dochodzą koterie. Kilka dni po odnalezieniu na trawniku w wiosce olimpijskiej odpowiadającego za szkolenie wiceprezesa związku pijanego Jerzego Sudoła, trenerzy żeńskich sztafet wycofali ze składów trójmiejskie biegaczki, Martę Jeschke i Agnieszkę Karpiesiuk, wstawiając na ich miejsce słabsze zawodniczki.

Dzięki biegnącej na ostatniej zmianie w eliminacjach Jeschke nasza sztafeta z siódmym czasem (43,47) awansowała do finału. W nim Polki miały powalczyć o szóstą lokatę, która pozwoliłaby im zachować olimpijskie stypendia.

Trener Cuch na ostatnim treningu wycofał ze składu Jeschke (najlepszy jej tegoroczny wynik na 100 m - 11,57) i zastąpił niedoświadczoną Joanną Kocielnik (11,69). Efekt był taki, że sprinterka Orła Warszawa wybiegła zbyt wcześnie, przekroczyła strefę zmian i polska sztafeta, mimo minięcia linii mety na szóstej pozycji, została zdyskwalifikowana. Protest kierownictwa polskiej ekipy lekkoatletycznej, złożony w tej sprawie, został odrzucony.

- Stało się! Mądry Polak po szkodzie. Wiem, że nie powinno się zmieniać koni, ale niekiedy warto ryzykować. Przedobrzyłem... Chciałem, by to szóste miejsce, które było w zasięgu zawodniczek, zostało pewnie wywalczone. Niestety, nie udało się - tłumaczył swoją decyzję trener Cuch. Biegnące na trzech pierwszych zmianach Polki oraz wycofana Jeschke były kompletnie załamane. Przez łzy wraziły tylko dezaprobatę wobec decyzji trenera, któremu dotąd bezgranicznie ufały.

Z naszych informacji wynika, że trener Cuch kierował się innymi przesłankami. Zaryzykował zmianę zawodniczki, bo chciał swojej zawodniczce (Kocielnik) zapewnić stypendium.
- Nie powiedział mi dlaczego mnie wycofuje, ale tak to odebrałam, bo oboje są z Warszawy - mówi nam rozżalona i zaskoczona decyzją trenera Jeschke.

Jej zmienniczka nie biegała w tym roku w składzie reprezentacyjnej sztafety i rzadko trenowała przekazywanie pałeczki. W finale zawaliła zmianę z Dorotą Jędrusińską. Polki zostały zdyskwalifikowane i nie dostaną stypendium.

- Gdybym biegła na ostatniej zmianie, myślę że nie doszłoby do dyskwalifikacji. Zajęlibyśmy prawdopodobnie czwarte lub piąte miejsce, choć medal też był w naszym zasięgu - uważa sprinterka SKLA.

Jej przypadek nie był jedynym przykładem skandalicznej decyzji trenera polskich sztafet w Pekinie. Edward Bugała do eliminacji 4x400 m nie wystawił Agnieszki Karpiesiuk (AZS AWFiS Gdańsk - w tym roku na 400 m - 52,45), zastępując ją Joanną Wójcik (AZS Kraków - 52,52). Zdecydował też się na wystawienie Grażyny Prokopek, choć ta zgłaszała kontuzję ścięgna Achillesa. Pobiegła na tzw. blokadzie, a Polki nie zdołały zakwalifikować się do finału.

Trójmiejskie biegaczki Jeschke i Karpiesiuk trenują pod okiem tego samego szkoleniowca Sławomira Nowaka. Ten zaś, choć do igrzysk w Pekinie doprowadził jeszcze 7-boistkę Kamilę Chudzik, nie otrzymał z PZLA akredytacji trenerskiej. Pojechał na wniosek Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Mieszkał poza wioską olimpijską i być może to był prawdziwy powód wycofania jego zawodniczek ze sztafet?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki