Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandal w sprawie Budżetu Obywatelskiego w Gdańsku: będzie dogłosowanie

wie
Spotkanie władz Gdańska z wnioskodawcami projektów Budżetu Obywatelskiego 2018 [6.11.2017]
Spotkanie władz Gdańska z wnioskodawcami projektów Budżetu Obywatelskiego 2018 [6.11.2017] Piotr Hukało
Jedna czwarta głosujących w Budżecie Obywatelskim w Gdańsku 2018 została źle zliczona. Urzędnicy z magistratu spotkali się z autorami projektów (tzw. wnioskodawcami) zgłaszanych pod głosowanie by zaradzić powstałemu kryzysowi. Pojawiły się pytania o to, kto poniesie koszty „dogrywki” i czy za zamieszanie zapłacić mają gdańscy podatnicy. Prezydent zapowiedział „dogłosowanie”.

- Spotykamy się dzisiaj bo mamy wspólny kłopot – powiedziała na wstępie Aleksandra Dulkiewicz, wiceprezydent Gdańska ds. polityki gospodarczej. Nawiązując do skandalu związanego z faktem, że działacze inicjatywy Rowerowa Metropolia ogłosili, że część głosów w gdańskim budżecie obywatelskim „zniknęła”.

Czytaj:Gdańsk: „Zniknęły” tysiące głosów w gdańskim Budżecie Obywatelskim – twierdzą aktywiści

Około 200 osób spotkało się w poniedziałek w Europejskim Centrum Solidarności by dyskutować o tym jak wybrnąć z patowej sytuacji. Jak mantra powtarzane były słowa o „wyborze mniejszego zła” i pytania o koszty ewentualnej „dogrywki”.

Kamil Orzechowski i Ewa Pawłowska
z firmy IMPLYWEB opowiadali o błędzie, który zafałszował wyniki wrześniowego głosowania. Więcej na ten temat pisaliśmy kilka dni temu.

Czytaj: Zniknęło tysiące głosów w Budżecie Obywatelskim w Gdańsku. Wniosek do Komisji Rewizyjnej

- Czy na slajdach nie zapomnieliście jednego słowa - „przepraszam”? - pytał jeden z wnioskodawców, który jako nauczyciel informatyki wskazywał, że nieprzetestowanie systemu zliczającego głosy dotyczące rozdysponowania 14 milionów złotych to amatorszczyzna, która powinna dyskwalifikować osoby odpowiedzialne za przetestowania programu.

- Jest o jeden test za mało – przyznała Pawłowska, która raz jeszcze przeprosiła gdańszczan i autorów projektów.

- Między pierwszym projektem, który przeszedł, a moim, który przegrał jest 40 punktów różnicy. To chyba bardzo mało – mówił Krzysztof Karczewski – autor projektu z Dolnego Wrzeszcza, którego realizacja kosztowała by 400 tysięcy złotych z 14 milionów złotych puli.

Pytano, m.in. o to w jakich dzielnicach było najwięcej prawdopodobnie przekłamanych głosów i czy urzędnicy są w stanie precyzyjnie wskazać osoby, których głosy mogły nie zostać właściwie zliczone. Pojawiły się również pytania o weryfikację osób, które nie są zameldowane w Gdańsku – chodziło o to by wykluczyć manipulacje głosami przez dopuszczenie do głosowania osób, które faktycznie w mieście nie mieszkają.

- Budżet obywatelski polega na relacji między mieszkańcami i władzami, opierających się m.in. właśnie na zaufaniu – tłumaczył miejski radny Piotr Borawski.

- Gdzie można się zapoznać z listą numerów ID poszczególnych wniosków? – pytał Roger Jackowski z Rowerowej Metropolii, a urzędnicy zapewnili, że kiedy otrzymają listę od olsztyńskiej firmy zamieszczą ją na stronie gdansk.pl. Działacz pytał też, kiedy magistrat otrzymał od IMPLYWEB-u pełną bazę danych z danymi wrażliwymi. Usłyszał, że zostały one przekazane, ale nie poznał terminu, kiedy to się stało. Dowiedział się również, że firma wciąż dysponuje tymi informacjami, gdzie są m.in. numery telefonów, numery PESEL, nazwiskami itp. Nie poznał również terminu, kiedy te dane będą usunięte.

- Przy otwarciu okna do głosowania pojawiał się komunikat o tym, że głosowanie jest monitorowane przez organizatora. Czy ja mam rozumieć, że nikt tego nie monitorował? - pytał kolejny wnioskodawca i usłyszał, że monitoring dotyczył jedynie niektórych aspektów (np. tego czy z jednego numeru IP nie oddawano zbyt wielu głosów). Inna kobieta pytała o koszt naprawy błędów i o to, kto ten koszt wynikający z niekompetencji firmy poniesie. - Dlaczego to my gdańszczanie mamy płacić za błędy jakiejś firmy? - pytał jeden z mieszkańców wskazując, że pieniądze z budżetu miasta pochodzą z podatków, więc obawia się, że to mieszkańcy poniosą koszty ewentualnej powtórki głosowania lub „dogłosowania” (czyli umożliwienia osobom, których głosy mogły nie zostać właściwie zliczone ponownego oddania „brakujących” głosów). Usłyszał, że olsztyńska firma nie jest ubezpieczona na wypadek podobnych sytuacji.

- Problem jest wspólny – przekonywała wiceprezydent Aleksandra Dulkiewicz.

Z kolei Maciej Sandecki, jeden z wnioskodawców - powołując się na rozmowy ze znajomymi informatykami – twierdził, że informacje o niewłaściwie zliczonych głosach można „odzyskać” w oparciu o dane z systemu.

Wątpliwości budził również fakt, że z jednego numeru telefonicznego głosować mogły maksymalnie 3 osoby i przy ewentualnym „dogłosowywaniu” przesłanie SMS-a może być nieskuteczne bo informacja nie trafi do osób, które rzeczywiście głosowały. Urzędnicy zaś zapowiedzieli, że o liczbie takich kłopotliwych przypadków poinformują we wtorek.

Wybrać „mniejsze zło”

Pomysły na rozwiązanie są dwa: powtórka głosowania lub „dogłosowanie”. Jeden z dzielnicowych radnych wskazywał, że z jego telefonu – oprócz niego głosowały jeszcze 2 inne osoby, których nazwisk dziś już nawet nie pamięta.

- Nikt nie pytał nas wnioskodawców, którą firmę wybrać, a teraz kiedy pojawił się problem to problem jest wspólny. Jako politolog mam duży problem z tym „dogłosowaniem” - tłumaczył Szymon Andrzejewski, który wskazywał, że osoby mogące ponownie oddać głosy mogą sugerować się znanymi już wynikami projektów i swoje głosy rozdysponowywać sugerując się prawdopodobieństwem ich zwycięstwa i realizacji. - Wiem, że teraz dobrych rozwiązań już nie ma – zastrzegł.

- Ponowna kampania wyborcza generuje dużo czasu, duże koszty – przekonywał optując za dogłosowaniem twórca zwycięskiego projekty z Dolnego Wrzeszcza. Pytał również jednak co jeśli ewentualne dogłosowanie sprawi, że finalnie projekt ogłoszony jako zwycięski przegra.

- Czy miasto może upublicznić całą treść umowy pomiędzy miastem i firmą IMPLYWEB? - pytał Jackowski wskazując, że za chwilę władze mogą stanąć przed dylematem wyboru strategii wybrnięcia z kryzysu – chociażby decyzję czy „dogłosować”, czy powtórzyć głosowanie.

Mateusz Błażewicz apelował by zebrani byli solidarni i nie dali się „wmanewrować” w sytuację gdy to oni mieliby na miejscu decydować co dalej robić. Proponował również by zrealizować wszystkie projekty, które zostały już ogłoszone jako zwycięskie.

- Ile kosztuje zaufanie mieszkańców do miasta? - pytała radna PO Emilia Lodzińska – wnioskodawca projektu z Dolnego Wrzeszcza, która poparła Błażewicza i chce by ewentualne dogłosowanie mogło jedynie dać szansę realizacji dodatkowym projektom, którym głosów zabrakło.

Radna ze Śródmieścia opowiadała o tym, że straciła wiarę w Budżet Obywatelski i wskazywała na to, że nadszarpniętą wiarę będzie bardzo trudno odzyskać. Mówiła, że ma małe dzieci i czuje, że marnuje czas próbując naprawić nie swoje błędy. - Wielu moich znajomych mówi, że już nie zagłosuje – powiedziała.

- Urzędnicy sugerowali albo wręcz wymuszali wpisywanie wyższych kosztów projektów – mówił Arkadiusz Kowalina, radny Górnego Wrzeszcza, który przekonywał, że kosztorys jego projektu to zawierał kwotę 40 tys. zł, ale urzędnicy naciskali by zmienił kwotę na 90 tys. zł. To właśnie w zawyżaniu kosztów dopatrywał się powodów porażki niektórych projektów (zdarzało się, że np. w dzielnicach wygrywały te mniej popularne i „tańsze” - choć zdobywały mniej głosów znajdowały się na nie pieniądze z puli).

Wiceprezydent Dulkiewicz przekonywała z kolei, że to dość powszechny problem wynikający z częstego niedoszacowania projektów przez ich autorów.

Pojawiały się pomysły by sfinansować realizację wszystkich projektów bowiem będą one służyć wszystkim gdańszczanom.

- Odrzućmy wszystkie projekty dotyczące infrastruktury! Te rzeczy są obowiązkiem i kompetencją miasta, a pieniądze z budżetu obywatelskiego powinny iść na projekty społeczne – przekonywał jeden z gości czym wzbudził gorące reakcje osób przeciwnych takiemu rozwiązaniu.

Krzysztof Nowotarski z magistratu proponuje „dogłosowanie”, ale chce też by niezależnie od jego wyniku zrealizować te projekty, które już zostały ogłoszone jako zwycięskie.

- Decyzję musi podjąć miasto czyli prezydent, ale gdybym ją podjął bez tego spotkania ogłosilibyście, że jestem dyktatorem – powiedział na zakończenie prezydent Paweł Adamowicz, który wskazywał, że najistotniejszy jest dla niego głos inicjatorów projektów – z oczywistych względów najbardziej zaangażowanych w budżet obywatelski. Przekonywał, że winny jest nie ludzki błąd, a błąd maszyny – komputera. Zastrzegł, że do 14 milionów złotych miasto jest gotowe dołożyć „nie więcej niż 2 mln zł”. Opowiedział się po stronie „dogłosowania” i powiedział, że realizacja wszystkich projektów kosztowała by 49 mln zł, a pomysł określił jako „utopijny”. Przekonywał, że była to „wpadka”, z której wyjdziemy zwycięsko.

I zastrzegając, że po oddaniu dodatkowych głosów przez 11 tysięcy potencjalnie „źle policzonych” gdańszczan wyniki zostaną zliczone na nowo, dodał: - Proszę państwa, ktoś musi z tego ogniska ten gorący kartofel wyciągnąć.

ZOBACZ FILM: NASZ REPORTER SPRAWDZA SWOJE GŁOSY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki