Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sieć sklepów Bomi na Pomorzu. Tysiące ludzi może stracić pracę

Anna Mizera
Blisko 3 tys. pracowników Bomi jest niepewnych swojej przyszłości. Dziś podczas Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy ma zapaść decyzja, jakie kroki podejmie spółka odnośnie do zawarcia układu z wierzycielami. Bomi we wtorek w gdańskim sądzie złożyła wniosek o upadłość.

- Dziś zarząd milczy. Ale w trakcie Walnego Zgromadzenia albo tuż po zakończeniu wystosuję notkę, abyście byli państwo na bieżąco poinformowani - mówiła wczoraj Karolina Maria Siudyła, odpowiedzialna za kontakt z mediami. - Poza sprawami zawartymi w porządku obrad na pewno zostanie też podjęta sprawa dotycząca dokapitalizowania spółki - podkreśla.

Zobacz także: Upadłość Hydrobudowy. Podwykonawcy Trasy Słowackiego czują się oszukani

Jak zaznaczył podczas środowej konferencji prasowej prezes spółki Witold Jesionowski, rozpoczęcie przez sąd postępowania w sprawie układu z wierzycielami, o które wystąpiono we wtorek, daje szansę na dokapitalizowanie spółki. Według niego, na pewno znaleźliby się akcjonariusze zainteresowani tym, by w jakiś sposób firmie pomóc.

Piotr Dziabas, współzałożyciel Bomi: Nadal opłaca się robić delikatesy

Na rezultaty dzisiejszych rozmów z niecierpliwością czeka nie tylko zarząd. Z niemniejszym napięciem na wieści wyczekują pracownicy, a tych Bomi zatrudnia prawie 3 tys., z czego aż 30 procent pracuje na Pomorzu. - Jeżeli wszystko będzie zmierzało w kierunku upadłości likwidacyjnej, to na Wybrzeżu to będzie druga stocznia - mówił w środę Jesionowski, a w czwartek na pytania o zwolnienia odpowiadał: - Wszystkie dalsze kroki w tej kwestii zależą od decyzji sądu w sprawie możliwości zawarcia układu. Pracownicy są informowani o sytuacji.

Sami pracownicy sieci są podzieleni co do jej oceny.
- Powiedziano nam, że sklepu nie zamkną i nie powinniśmy się martwić o pracę. Nowe dostawy wkrótce ponoć będą- mówiła wczoraj ekspedientka w delikatesach Bomi w Gdańsku.

Innego zdania była zaś kasjerka w sąsiednim sklepie tej sieci. - Totalna plajta. Klienci wolą chodzić do innych sieci, bo u nas na półkach nic już nie ma - mówiła wczoraj pani Anna. - Na zebraniu powiedzieli nam, że jest upadłość. Czy nas zwolnią, dowiemy się po zebraniu w Warszawie, czyli dziś jakoś po godz. 11.

Część z pracowników przyznaje, że już ogląda się za inną pracą. - Jak likwidowali stocznię, też na początku nikt nie wierzył. Ja tam wolę już teraz szukać czegoś innego, bo jak potem na rynek trafi 3 tys. ludzi, to ja pracy nie dostanę - mówiła nam wczoraj pani Dorota z delikatesów Bomi.

Trudna sytuacja finansowa sieci przekłada się też na odbiór jej przez klientów. Od pewnego czasu za zakupy nie mogą już płacić kartą, bo - jak informują ogłoszenia w sklepach - "w związku z pracami serwisowymi terminale są nieczynne". Pojawiły się nawet pogłoski, że w niektórych supermarketach świeży asortyment sprzedawany jest (ze względów oszczędnościowych?) z wyłączonych lad chłodniczych. Tymczasem Sanepid stanowczo dementuje te plotki.

- W wyniku przeprowadzanych kontroli sanitarnych w sklepach sieci Bomi nie stwierdzono przechowywania żywności w niewłaściwych warunkach - podkreśla dr Halina Bona, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku. Dyrektor zaznacza również, że od początku roku służby sanitarne nie odebrały od konsumentów sygnałów o niewłaściwych warunkach ekspozycji i sprzedaży wyrobów wymagających przechowywania w warunkach chłodniczych.

Jakie znaczenie ma dzisiejsze walne zgromadzenie? Zdaniem osób powiązanych ze spółką, kluczowe znaczenie miało przede wszystkim wtorkowe ogłoszenie tzw. postępowania ugodowego w upadłości, bo to ostatnia - w dodatku wygodna - deska ratunku. - To gra, w której bankom mówi się "Stop! Wstrzymajcie się, bo jak utopicie Bomi, to możecie stracić swoje pieniądze". Dostawców przekonuje się, by zredukowali swoje żądania do 70 proc. wartości zobowiązań, strasząc, że inaczej nic nie dostaną. A inwestorów przekonuje, by nadal darzyli sieć zaufaniem i ochoczo kupili akcje z kolejnego pakietu wartego 40 mln zł - komentuje sytuację Bomi nasz rozmówca. (Wsp. ŁK)

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki