- Urazy w żużlu były, są i będą - tłumaczy Stanisław Chomski, trener Renault Zdunek Wybrzeża, który wprowadził gdański zespół do ekstraligi. - Bezpieczeństwo wzrasta: stosuje się dmuchane bandy, przykłada się większą uwagę do budowy torów. Wypadki są jednak specyfiką tej dyscypliny. W momencie zahaczenia przeciwnika nie ma gdzie uciec. Stąd zapewne to, że upadki przytrafiają się z większą częstotliwością niż w innych sportach motorowych. Zależy przecież, jak spojrzy się na te dane statystyczne. Patrząc na ogół sportów motocyklowych liczba 83 wypadków może wydawać się mała. W stosunku do liczby startujących zawodników robi już jednak wrażenie.
Bardzo poważnie wyglądające wypadki czasami przynoszą mniej szkód dla zdrowia uczestniczących w nich zawodników, niż te z pozoru błahe. To bywa mylące dla kibiców śledzących rywalizację. Żużlowcy to twardzi sportowcy i niejeden z nich ryzykując pogłębienie się urazu maksymalnie skraca okres zalecanej rehabilitacji. W minionym sezonie najwięcej tych poważnych wypadków kończyło się złamaniami obojczyka. Doświadczyli tego chociażby Tai Woffinden (wypadek 1 czerwca w Cardiff, odnowienie kontuzji 21 września w Sztokholmie), Sebastian Ułamek (9 sierpnia oprócz złamania obojczyka doznał w Anglii złamania trzech żeber), czy Chris Harris (29 lipca w Anglii). Częste wśród czołowych żużlowców było także złamanie łopatki. Z tą kontuzją musieli sobie radzić: Darcy Ward (4 maja w Goeteborgu), Matej Kus (12 czerwca w Pradze) i Andreas Jonsson (29 czerwca w Kopenhadze).
- Bardziej interesująca wydaje się być statystyka upadków - wyjaśnia trener Chomski. - Ich konsekwencje są widoczne czasami długo po zawodach. Ryzyko podejmowane przez żużlowców może wynikać z podniesienia poziomu adrenaliny. Na pewno więcej upadków mają zawodnicy młodego pokolenia. Taki Tomasz Gollob nie wjedzie już przecież tam, gdzie wjechałby jeszcze kilka lat temu.
Wspomniany Gollob 21 września podczas Grand Prix Skandynawii uległ wypadkowi - najechał na niego Woffinden. Polak nabawił się wówczas złamania siódmego kręgu szyjnego i wstrząśnienia mózgu. Bardzo źle swój start 5 lipca w lidze angielskiej wspominać będzie także Chris Holder. Australijczyk w wyniku upadku doznał złamania biodra, kości przedramienia oraz pięty.
Pecha miał także Emil Sajfutdinow. Rosjanin 24 czerwca w Częstochowie uczestniczył w groźnie wyglądającym upadku. Skończyło się "tylko" na złamaniu kości śródstopia. 1 września upadł także podczas ligowego meczu w Toruniu. Stwierdzono u niego urazy mięśniowe w ręce. Sezon skończył się dla niego przedwcześnie.
Szybciej pozbierał się za to Nicki Pedersen. Duńczyk 4 maja w Goeteborgu doznał złamania ręki, a 1 czerwca w Cardiff naciągnął jeszcze więzadła w kontuzjowanym nadgarstku.
- Dmuchane bandy z jednej strony mogą powodować u zawodników większe poczucie bezpieczeństwa, ale z drugiej strony są niebezpieczne, jeśli się o nie zahaczy kierownicą. Wówczas momentalnie odbija motocykl. Nie zmienia to jednak faktu, że dmuchane bandy są zdecydowanie lepsze niż stosowane kiedyś drewniane, czy z metalowej siatki - dodaje Stanisław Chomski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?