Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sezon na trocie nad Słupią. Czas na ryby

Ziemowit Dziadoń
Wędkarze wyruszają nad Słupię - pisze Ziemowit Dziadoń

Wreszcie nadszedł ten dzień, gdy pobudka o czwartej nad ranem może oznaczać tylko jedno: jedziemy na trocie! Styczniowy poranek w miarę ciepły - okolice zera, co nieźle wróży na resztę dnia. Przypominam sobie te wyprawy, kiedy przy dwudziestostopniowym mrozie marzło wszystko - żyłka, kołowrotki, ręce, nosy i - co najgorsze - wędkarski duch... Bo ile by pochwalnie nie pisać o ekstremalnych połowach w różnych miejscach i różnych porach, to jednak ludzka natura jest ułomna - i czasem ciało bierze górę nad duchem...

Doczekały się nasze trociówki wreszcie tej wyprawy, starannie pielęgnowane przez całą jesień, nieskażone polowaniem na szczupaka czy sandacza... Świt o siódmej, słońce wzejdzie trzy kwadranse później - przed ósmą trzeba być nad Słupią. Jak zwykle, Tomasz zapomina nastawić budzik, więc po kontrolnym telefonie, delektując się w myślach paniczną miotaniną mojego przyjaciela, pakującego w pośpiechu kompletnie nieprzydatne nad rzeką rzeczy, zajeżdżam po niego i - ruszamy!

Tomasz coś mamrocze o herbacie, że termos został w kuchni, ale co tam termos - twardym trzeba być, nie miękkim!

Dwie godziny później jesteśmy na drodze ze Słupska do Ustki i zjeżdżamy na polny trakt prowadzący nad Słupię koło Włynkówka. Cóż, nad rzeką jednak bywa chłodniej niż w mieście - termometr pokazuje już minus 3. Ale zapominamy o chłodzie, bo słyszymy szum wody na przełomach i oczyma wyobraźni widzimy stojące w prądzie kelty, wymęczone po tarle i powoli spływające do morza...

Czytaj także: Wędkarze obawiają się o populację troci w Słupi

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Czapki na głowy, rękawice - po co rękawice? - tylko przeszkadzają... Zestawy pomontowane, przez zmarzniętą łąkę idziemy - nie, biegniemy już prawie! - w kierunku nadbrzeżnych drzew. Sporo się zmieniło - powalone drzewo gdzieś zniknęło, pojawiła się za to jakaś kamienna opaska, bardziej ostroga czy coś w rodzaju główki (na Słupi główka!). Woda szaleńczo się tu kotłuje, wymarzone miejsce na precyzyjny rzut karlinką.

Zapinamy przynęty - ja karlinkę właśnie, Tomasz wielgaśnego woblera (duża przynęta - duża ryba. Ech, żeby to było takie proste!) w barwach strażackiej czerwieni. Pierwszy rzut, drugi, trzeci - nic... Dziwne byłoby, gdyby stało się inaczej. Pamiętamy, że kłusownicy zrobili tu już, co swoje - i nieprędko się to pewnie zmieni, więc ryb jest mniej, niż powinno. Mimo wszystko trochę nam łyso, tym bardziej że facet po drugiej stronie pokazuje nam trotkę, tak gdzieś 70-centymetrową...

Był tu wcześniej i obłowił ten kawałek rzeki bardzo sumiennie, więc przemieszczamy się w stronę Bydlina. Wędkarzy sporo, Tomasz zrzędzi coś o niesprawiedliwości, że my musimy z Gdańska taki kawał przyjeżdżać, a oni jak po swoje przychodzą. Milknie, gdy widzi rejestracje: Warszawa, Białystok, Kielce...

Zmieniam karlinkę na seledynowego woblera i rzucam w kierunku spienionego bystrza pod przeciwnym brzegiem. Ściągam przynętę w poprzek wartkiego nurtu - i nagle wędzisko drży w dłoni, a kołowrotek niepewnie terkoce...

Zacięcie było odruchowe, odruchowa była zapewne reakcja ryby na drugim końcu wędki: gwałtowny odjazd pod prąd i ucieczka pod nawis przy brzegu. Ściągam powoli żyłkę, podkręcam hamulec i zaczynam trochę na siłę holować rybę. Przemyka mi przez głowę myśl, że troć niewymiarowa będzie, bo niewaleczna zbytnio, a i za łatwo się ją holuje.
Ryba była wymiarowa jak najbardziej, może dlatego, że wymiaru ochronnego nie posiadała - tęczak, uciekinier z jakiejś hodowli.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Słysząc szyderczy rechot Tomasza za plecami, uwolniłem pstrąga i, puszczając mimo uszu zgryźliwe docinki o nowej definicji troci, zmieniłem przynętę na pomarańczową wirówkę. Polazłem kilkadziesiąt metrów dalej, w stronę mostu.

Ledwo wykonałem pierwszy rzut, gdy usłyszałem trzask łamanych gałęzi i ryk Tomasza:
- Jest, jest! Mam ją!

Wędzisko było wygięte w pałąk, a Tomasz... wisiał na wodą, zahaczony ręką za pień powalonego drzewa i zakotwiczony stopą w jego korzeniach. Zawziętość w oczach mojego kolegi wskazywała, że gotów jest nawet zanurkować - a rybie nie odpuści!

Rzuciłem swoją wędkę i chwyciłem nieszczęśnika za kołnierz i z niemałym trudem wyciągnąłem na brzeg. Sapnął z wdzięcznością i, trzymając teraz kij oburącz, zaczął pompować. W rzece się zakotłowało i tuż pod naszymi stopami wyskoczyła pionową świecą dorodna troć. Dech mi zaparło - to był potwór ponadmetrowy! Gwałtownie zluzowana żyłka zaśpiewała ponownie, gdy Tomasz ściągnął jej nadmiar.

- Cholera, mogłem wziąć muchówkę - zajęczał. Spojrzałem na kołowrotek: jasne, w porannym pośpiechu zabrał nie to, co trzeba... Oczywiście - nie honor było się przyznać, więc dopiero teraz zobaczyłem, że żyłka - żyłeczka właściwie, o grubości zaledwie 0,20 mm, to ta sama, z którą polowaliśmy latem na okonie, leszcze i płocie... Jakim cudem znalazła się na spinningowym kołowrotku - to wie jeden Pan Bóg... bo Tomasz chyba nie.

Walka zakończyła się tak, jak skończyć się musiała, i dramat ten trwał nawet krócej, niż się spodziewałem. Sponiewierana, wytarmoszona żyłka pękła, pozostawiając właściciela w nieutulonym żalu, ryba dostała od losu jeszcze jedną szansę - bo ani chybi poszłaby na patelnię! - rzeka zyskała kolejnego woblerka, a ja... no cóż, ja solidarnie (ale nieszczerze...) połączyłem się z Tomaszem w żałobie, bo to była jego największa troć, jaką miał na haku.
Mówiąc prawdę, to była jego j e d y n a troć...

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki