Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ściągnij apkę, ratuj życie! Bohaterowie mimo woli

Źródło LUX MED, opracowanie PPG
Na zdjęciu: 7-letni Maksymilian. Jego mama zawdzięcza mu życie
Na zdjęciu: 7-letni Maksymilian. Jego mama zawdzięcza mu życie Paweł Chwał
Dramatyczne chwile rozegrały się dwa lata temu nad Jeziorem Skąpym w gm. Karsin. Gdyby nie szybka reakcja i opanowanie Jolanty Zwary zapewne nie udałoby się uniknąć najgorszego. Niedawno kobieta w obecności sołtysów i radnych otrzymała podziękowania.

O wielkim szczęściu może mówić jeden z wędkarzy, mieszkaniec okolic Osowa, który udał się na ryby. Kiedy przechodził z rowerem przez taflę lodu, ta nagle załamała się pod wędkarzem. Mężczyzna pogrążył się w lodowatej wodzie i tylko cudem udało mu się wypłynąć na powierzchnię. Całą tę dramatyczną sytuację widzieli z daleka Jolanta i Wiesław Zwarowie, mieszkańcy Karsina, którzy wraz z synem spacerowali tego dnia brzegiem jeziora.

Nie zważając na grożące mu niebezpieczeństwo, pan Wiesław pospieszył na ratunek tonącemu. Kiedy dobiegł na miejsce zdarzenia, położył się na lód i zaczął czołgać się w kierunku tonącego wędkarza. Niestety okazało się, że tafla lodowa prawdopodobnie została podmyta przez podwodny dopływ rzeczny, co spowodowało, że lód w tym miejscu był cieńszy i załamał się również pod ratującym.

Sytuacja stała się wręcz dramatyczna. Obaj mężczyźni z trudem utrzymywali się na powierzchni wody. Pani Jolanta nie widząc innego wyjścia z sytuacji, wysłała dziecko po samochodową linę holowniczą, za pomocą której - z wielkim wysiłkiem - po chwili wyciągnęła obu mężczyzn na brzeg. Tylko opanowanie i błyskawiczna akcja kobiety pozwoliły uniknąć tragedii.

Czytaj również: Ściągnij apkę, ratuj życie (cz.5)! Chory z przepracowania? Dbaj o kręgosłup! [PORADNIK]

Nastolatek na medal

Zatrzaskujące się pneumatyczne drzwi uwięziły nogę pasażerki. Kobieta straciła równowagę, upadła twarzą prosto na chodnik. Autobus już ruszał. Całe zdarzenie widział Artur Kupczyk. Chłopak z dwójką kolegów czekał na parkingu pobliskiego sklepu na znajomych. - Upadek wyglądał przerażająco - mówi.

Pasażerka mocno krwawiła z dużej rany na czole i w okolicach nosa. Miała poobijaną, obtartą twarz. Była w szoku. Nie na wszystkich zrobiło to jednak wrażenie. Prócz nastolatków innych chętnych do udzielania pomocy nie było. - Kierowca pytał tylko, czy może wreszcie jechać, bo mu się spieszy - przypomina sobie Artur. - Po chwili rzeczywiście dodał gazu i odjechał.
Chłopak znalazł telefon kobiety. Zadzwonił po jej męża. I po pogotowie. - Chusteczkami higienicznymi tamowaliśmy krwawienie. Pani wyglądała tak, jakby w każdej chwili mogła stracić przytomność. Wiedziałem, że nie możemy do tego dopuścić. Cały czas do niej mówiliśmy, żeby nie zamykała oczu - opowiada nastolatek.

- Czuwali przy mnie i tamowali krew z rany aż do przyjazdu karetki - mówi Krystyna Łabno. - Temu chłopcu będę wdzięczna do końca życia. Słyszałam, że instruował kolegów, jak mają mi pomagać - dodaje kobieta. O postawie Artura Kupczyka i jego kolegów nikt by się nie dowiedział, gdyby nie mąż poszkodowanej. Krzysztof Łabno wysłał e-mail do Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Tarnowie, gdzie uczy się 19-latek. - Jesteśmy dumni, że nasz uczeń wykazał się taką odpowiedzialnością i odwagą - mówi Gabriela Bazia, pedagog szkolny. - Artur wiedział, jak się zachować w razie wypadku, bo w szkole miał szkolenie z pierwszej pomocy. - Przydało się - uśmiecha się chłopak i skromnie dodaje: - To przesada, że uratowałem pani Krystynie życie. Ja jej tylko pomogłem.

Czytaj również: Ściągnij apkę, ratuj życie (cz.1). Wypadek w drodze na wakacje. Jak postępować? [PORADNIK]

Kierowca autobusu MPK z Rzeszowa uratowała pasażera

Przez 15 minut reanimowała 22-letniego mężczyznę. Ratownik nie ma wątpliwości: tylko dzięki temu przeżył.
Była 5.55 rano. Na pętli w Rogoźnicy do autobusu linii 54 wsiadł młody mężczyzna. Usiadł na tylnym siedzeniu. Trzy minuty później osunął się na ziemię, uderzył głową o podłogę i przestał oddychać. Joanna Mendrala, kierowca autobusu, ruszyła mu na pomoc: - Krzyczałam, żeby otworzył oczy, klepałam po policzkach, ale nie reagował. Błyskawicznie rozerwałam mu kurtkę i zaczęłam reanimację. Było mi ciężko, ale nie przestawałam do przyjazdu karetki, bo wiedziałam, że te minuty są najważniejsze. Przy ratownikach chłopakowi wrócił oddech.

- Od momentu zatrzymania krążenia do śmierci pnia mózgu mijają 4 minuty. Ta pani utrzymała krążenie pacjenta. To dzięki niej przewieźliśmy do szpitala człowieka z przywróconą akcją serca i własnym oddechem - mówi Przemysław Chmaj, ratownik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie.

Wyciągnął z wody tonące dzieci

Nikodem Jędryczko rzucił się na pomoc dwóm tonącym chłopcom. Ryzykując życie, wyciągnął ich z zamarzniętego stawu. A potem... bez słowa odjechał. - Zimno mi było! - rozbroił nas swoim tłumaczeniem.

Jest 20 stycznia, po godz. 15. Jedzie ze znajomymi autem. W Wawrowie pod Gorzowem przy zamarzniętym stawie z jadącego z przeciwka samochodu wyskakuje człowiek.

Krzyczy: - Dzieciaki się topią! Pan Nikodem wysiada z auta, w biegu zapina wszystkie kieszenie w kurtce (z telefonem, dokumentami, pieniędzmi) i próbuje z innym świadkiem dramatu wejść na lód. Ale wszystko trzeszczy, więc... kładzie się na lód, a potem powoli czołga się do tonących. Jest źle. Jeden chłopiec trzyma się krawędzi lodu. Drugi, dużo słabszy, trzyma się pierwszego i krzyczy, że nie ma sił.

Pan Nikodem każe im się uspokoić. - Adrenalina jest taka, że w tym momencie nie czuję zimna - wspomina. Jedną ręką łapie pierwszego chłopca za kaptur i nadludzką siłą wyciąga go z wody.
Do dziś nie wie, jak dał radę. Drugi chłopiec, ten w wodzie, znów krzyczy, że nie da już rady. - Masz dać!!! - krzyczy na niego 36-latek. Ale sam nie potrafi go sięgnąć.

Opada z sił, czuje, że lód pod nim pęka, a ramiona ma już w wodzie. Prosi gapiów o kij. Ktoś rzuca drąg, dosięga nim dziecko i razem wydostają się na brzeg.

- Nie wiem, ile to trwało. Minutę? Dwie? Było mi przeraźliwie zimno. Czułem, że odzież już na mnie zamarza. Wskoczyłem więc szybko do samochodu przyjaciół, włączyli ogrzewanie i odwieźli mnie do domu. Poza tym wiedziałem, że dzieciakami ktoś się zaopiekował, byłem pewny, że będzie z nimi dobrze. Też mam dziecko, 6-letniego syna. Gdyby cokolwiek złego mu się działo, chciałbym, by ktoś zareagował jak ja.

Czytaj także: Ściągnij apkę, ratuj życie (cz.2). Bezpieczeństwo nad wodą [PORADNIK]

Dzielny 7-latek

Anna nie pamięta dokładnie, dlaczego samochód, którym jechała razem z dwójką dzieci do Pilzna, nagle znalazł się na przeciwległym pasie ruchu. Przestraszona odbiła w prawo, ale zrobiła to tak gwałtownie, że auto wylądowało w przydrożnym rowie.

Półprzytomna kobieta w zaawansowanej ciąży nie była w stanie sama wydostać się z samochodu. Życie zawdzięcza 7-letniemu synowi. Maks odsunął szybę i wyczołgał się na zewnątrz. Wybiegł na drogę i zaczął zatrzymywać jadące samochody. - Z relacji świadków wiem, że syn w całej tej stresującej sytuacji zachowywał się niezwykle profesjonalnie. Jednemu z kierowców kazał biec do uwięzionej mamy, drugiemu - dzwonić po pogotowie. Chłopiec i jego 4-letnia siostra wyszli z wypadku bez szwanku. Mama została zabrana karetką do szpitala, gdzie po kilku godzinach urodziła Milenkę.
- Maksymilian jest rezolutnym chłopcem. Mówiliśmy mu nieraz z mężem, jak należy zachować się podczas wypadku, oglądał o tym programy w telewizji, ale nie przypuszczałam nawet, że kiedyś mu się to przyda. Jestem z niego bardzo dumna.

Błyskawiczna akcja policjanta

Sierżant Piotr Jasiński był w drodze z Koźla do Pawłowiczek. W radiowozie otrzymał zgłoszenie od dyżurnego: pali się mieszkanie przy ulicy Wyzwolenia. Przyspieszył i po chwili był już pod blokiem. Straż dopiero nadjeżdżała. Wbiegł do kamienicy. Wyprowadzał przerażonych ludzi przed blok. - Kiedy stanąłem pod klatką, spojrzałem w okno, z którego powoli unosił się dym. Powiedziałem po cichu: "Boże, tam jest kobieta" - wspomina.

Nie zastanawiał się ani sekundy. Wbiegł na drugie piętro. Drzwi do mieszkania, w którym uwięzieni byli lokatorzy, choć lekko uchylone, nie dały się otworzyć. Policjant wyważył je barkiem. W środku na wybawcę czekała matka z 3-letnim dzieckiem.
Sierżant Jasiński znalazł koc, zmoczył go wodą i nałożył małemu Danielowi na głowę. Dzięki temu chłopiec się nie zaczadził. Na klatce schodowej w tym czasie było już jak w piekle. Cała trójka wyskoczyła na korytarz i biegła schodami na dół. Udało się. Pani Edyta, matka trzyletniego Daniela, jest wdzięczna policjantowi za ratunek.

Aplikację Pierwsza Pomoc można pobrać bezpłatnie ze sklepów z aplikacjami oraz wysyłając bezpłatny sms o treści POMOC na numer 80888.

czytaj też: Ściągnij apkę, ratuj życie! Bezpieczeństwo w górach [część 4]. Dom nie zawsze bezpieczny [WIDEO]

Ściągnij aplikację:

Partnerzy akcji:

[b]Treści, za które warto zapłacić!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki