Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samowola nadmorskich inwestorów wymknęła się spod kontroli

Łukasz Kłos
Tomasz Bołt
Z ochroną walorów przyrodniczych Wybrzeża jest problem. Południowy brzeg Bałtyku nie ma bowiem takich ikon natury, jak chociażby żubry dla Puszczy Białowieskiej czy niedźwiedzie dla Karpat. Jednymi z najcenniejszych gatunków są tu zmieraczki (kilkunastomilimetrowe skorupiaki żerujące na piaszczystych plażach), niepozorne astry solne (objęte ochroną ścisłą) czy unikatowe - na skalę całej Europy! - choć niewidoczne z brzegu łąki podmorskie Zatoki Puckiej.

Odwiedzając polskie Wybrzeże - Puck, Hel, Jastrzębią Górę, Ustkę czy Mielno - często nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo polskie Wybrzeże jest cenione na świecie. Nieprzeciętne walory widokowe zostały wyróżnione m.in. przez „National Geographic” (ujęcie Mierzei Helskiej i Wiślanej wśród 15 najpiękniejszych cypli świata). Bałtyckie plaże rekomendowane są jako jedne z najatrakcyjniejszych w Europie (poleca np. TripAdvisor - jeden z największych portali podróżniczych na świecie - i zestawia z tymi z hiszpańskiej Ibizy, portugalskiej Algarve czy tureckiego Bodrum). Do tego doliczyć należy takie perełki, jak unikalne w swym charakterze, nadmorskie Karwień- skie Błota - bodajże ostatniej wsi w Europie, z zachowanym planem zabudowy w tzw. rzędówkę bagienną.

A jednak z opublikowanego właśnie raportu Najwyższej Izby Kontroli wyłania się obraz gospodarowania tym polskim dobrem narodowym w dzikim stylu. Gospodarowania ignorującego nie tylko potrzebę ochrony środowiska naturalnego, ale też niejednokrotnie powszechne przepisy prawa czy wymogi racjonalnego zarządzania powierzonym majątkiem. Rezultaty kontroli NIK szokują tym bardziej, że dotyczą działalności organów samorządowych - urzędów gmin i starostw powiatowych. Izba przyglądała się, jak wygląda nadzór samorządów nad inwestycjami w pasie nadbrzeżnym nadbałtyckich miejscowości turystycznych. Kontrolerzy przez trzy miesiące sprawdzali, jak wygląda w praktyce planowanie przestrzenne, nadzór budowlany oraz gospodarowanie nieruchomościami w pasie nadbrzeżnym.

***

Uwagę zwraca już pierwsza konkluzja raportu NIK: gminy masowo nie sporządzają miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Wedle wyliczeń NIK aż dla 77 proc. obszarów kontrolowanych gmin nie były one ustanowione. Oznacza to że wszelkie inwestycje rozpatrywane są indywidualnie, ad hoc, co najwyżej w oparciu o ogólne zapisy lokalnych studiów uwarunkowań. Wójtowie tłumaczą ten fakt „znikomym zainteresowaniem ekonomicznym obszarami nadmorskimi”. A jednocześnie część z wójtów, przecząc tej argumentacji, na potęgę wydawała decyzje o warunkach zabudowy. Zresztą bardzo często dotyczące obiektów wypoczynkowo-gastronomicznych.

Brak miejscowych planów zagospodarowania w istocie oddaje w ręce wójtów pełną władzę nad ładem przestrzennym gminy. Tyle że wójtowie co trzeciej, badanej przez NIK, decyzji nie uzgodnili - mimo ustawowego obowiązku! - z właściwym urzędem morskim. Nieprawidłowości doszukano się także w procedurze wydawania pozwoleń na budowę przez starostwa powiatowe. W tym przypadku ponad 60 proc. decyzji starostów nie było uzgadnianych z urzędami morskimi w Gdyni, Słupsku czy Szczecinie.

Samorządowcy przekonywali inspektorów, że winne takiej skali zaniedbań mają być... mapy urzędów morskich. A konkretnie nieczytelne oznaczenie stref przybrzeżnych, w których to właśnie inwestycje muszą być konsultowane z administracją morską.

***

Kolejne ustalenia Najwyższej Izby Kontroli obnażają nieporadność organów samorządowych nawet w podstawowych kwestiach. - Kontrolowane urzędy nie miały wiedzy o nieruchomościach zlokalizowanych w pasie nadbrzeżnym, pomimo że obszar ten ma szczególne znaczenie dla ich funkcjonowania i rozwoju - głosi jedna z głównych konkluzji raportu NIK.

Kontrolerzy potwierdzili to, co miejscowi przyznają po cichu od lat: że tutejszym inwestorom bardziej opłaca się stawiać samowole i płacić symboliczne (w skali zysków) kary, niż przechodzić przez skomplikowany proces wydania pozwolenia budowlanego. Samowolom sprzyjają także przepisy, które nie pozwalają powtórnie karać za raz stwierdzone naruszenie. W efekcie pas nadbrzeżny zastawiany jest „budami”, w których interes kwitnie, bądź domkami letniskowymi stawianymi w przypadkowych miejscach - tak jak w gminie Krokowa, w Karwieńskich Błotach. Skala naruszeń prawa budowlanego jest tam bezprecedensowa. NIK naliczyła tam aż 500 samowoli budowlanych.

Kolejną „ciekawostką” jest dom postawiony do góry nogami z Mielna - konkurent szymbarskiego pierwowzoru. Jak ustalili kontrolerzy NIK, posadowiony został wbrew wydanym uzgodnieniom.

***

Inna rzecz, że do niektórych interesów robionych na gminnych nieruchomościach dopłacali wszyscy podatnicy. Wójtowie, mimo uchwalonych minimalnych stawek dzierżawy, hojnie (i zgodnie z przepisami) przyznawali upusty. Szczególny przypadek zanotowany został w gminie wiejskiej Puck, gdzie wskutek zaniżania czynszu dzierżawnego - tylko dla jednego ośrodka wypoczynkowego - do samorządowej kasy nie wpłynęło ponad 1,5 mln złotych w ciągu ostatniej dekady. Stawka czynszu była sześciokrotnie niższa od obowiązującej tu minimalnej stawki dzierżawy. Za trzyhektarową działkę z budynkiem wczasowym dzierżawca płacił 20 tys. zł netto rocznie. Wójt tłumaczył, że powodem zaniżenia stawek było zobligowanie inwestora w umowie do przeprowadzenia kompleksowej modernizacji obiektu, w tym m. in. naprawy drogi dojazdowej, wykonania ogrodzenia, modernizacji budynku głównego, remontu istniejących domków, czy wykonania kortu tenisowego. Nic z tego jednak nie powstało. Dlaczego? Tego wójt nie potrafił już wyjaśnić.

***

O tym, jakie konsekwencje niesie za sobą brak skutecznego nadzoru nad zagospodarowaniem nadbrzeżnych terenów dobitnie pokazuje przykład Półwyspu Helskiego. Kilka lat temu głośno zrobiło się o nadzwyczajnej „zaradności” grupy przedsiębiorców prowadzących ośrodki kempingowe między Władysławowem a Jastar- nią. Okazało się, że część z nich wykorzystywała dla swojego zarobku publiczną część brzegu, zawłaszczając ogólnodostępną plaży. Zdarzały się nawet przypadki, gdy prywatni przedsiębiorcy pobierali opłaty od szkółek sportowych za podnajem publicznej plaży. Mało tego, co bardziej śmiali weszli w Zatokę Pucką z ciężkim sprzętem, by wydrzeć dodatkowy pas lądu. W skrajnych przypadkach przesunięto linię brzegową o kilkadziesiąt metrów w głąb morza. Wszystko to kosztem ekosystemu unikalnego na skalę europejską.

- Wielkie fadromy wjeżdżały w płytką wodę i szorując łychą po dnie zagarniały z dna piach jak leci, aż pod brzeg - opowiadał nam jeden ze świadków procederu.

Wkrótce pięciu z przedsiębiorców odpowie za swoją działalność przed sądem. W ubiegłym roku prokuratura oskarżyła ich o „wyrządzenie szkód w środowisku wielkich rozmiarów”. Przez blisko rok sąd zapoznawał się z aktami sprawy. Proces rozpocząć ma się pod koniec kwietnia.

***

Tymczasem nie tak dawno zespół naukowców PAN i UG pod kierunkiem prof. dr. hab. Jana Węsławskiego w jednym z raportów ostrzegał, że dużo większe szkody w środowisku niż sami turyści wyrządzają inwestorzy, przygotowujący i przekształcający teren w celu turystycznego wykorzystania.

- Rozwijający się w niekontrolowany sposób przemysł turystyczny podcina gałąź, na której siedzi. Konieczny jest kompleksowy plan rozwoju turystyki - przestrzegali naukowcy, podkreślając, że kluczową rolę w tym względzie mają do odegrania władze lokalne poszczególnych gmin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki