Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samotni, pijący w sutannach - o alkoholizmie wśród księży

rozm. Jarosław Zalesiński
Wiedziałem, że choroba alkoholowa to piekło, ale nie przypuszczałem, że aż takie. Nie zdawałem też sobie sprawy z tego, jak wiele jest osób w sutannach, będących alkoholikami. Nie jest to oczywiście największym problemem Kościoła w Polsce, ale skala tego problemu jest duża - mówi Stanisław Zasadam autor książki "Wyznania księży alkoholików".

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

Co rozmowa, to inna dramatyczna ludzka historia w Pańskiej książce. Czy jednak Pańskich rozmówców, księży alkoholików, nie łączy jedno: głęboka samotność tych duchownych?
Na pewno uderza ich samotność, ale najbardziej uderzyło mnie co innego. Wiedziałem, że choroba alkoholowa to piekło, ale nie przypuszczałem, że aż takie. Nie zdawałem też sobie sprawy z tego, jak wiele jest osób w sutannach, będących alkoholikami. Nie jest to oczywiście największym problemem Kościoła w Polsce, ale skala tego problemu jest duża.

W Pana książce mówi się, że co dziesiąty kapłan ma problem z alkoholem.
To nie znaczy, że 10 proc. duchownych to alkoholicy. To ci, którzy piją zdecydowanie za dużo. Tylko część z tych 10 proc. to osoby z chorobą alkoholową.

Każdy alkoholik przechodzi przez piekło. Czy dla duchownego to doświadczenie jest jeszcze cięższe?
Kapłanowi jest trudniej przyznać się do problemu przed samym sobą, a zwłaszcza przed innymi ludźmi. Jest przecież kimś, kto ma uczyć, jak żyć dobrze. Oczywiście alkoholizm nie jest wadą moralną, ale księdzu, który uczy innych, trudno jest przyznać się przed sobą, że sam nie daje rady. A po drugie dużym ciężarem może być dla księdza alkoholika poczucie, że sprzeniewierzył się swojemu powołaniu.

Kapłanom trudniej przyznać się do choroby alkoholowej przed ludźmi - stąd może ich samotność?
Zdecydowanie tak. Ale jest też inny rodzaj samotności kapłańskiej, niezwiązanej z celibatem, bo kapłani wiedzą, na co się decydują, kiedy idą do seminarium. Chodzi o samotność, która czasami - mam nadzieję, że nieczęsto - dotyka człowieka na plebaniach czy w domach zakonnych. Zresztą - także we własnej rodzinie można czuć się bardzo samotnym. Niektórzy z moich bohaterów skarżyli się na taką właśnie samotność.

Pewnie tam, gdzie na plebanii nie ma żywych więzi między kapłanami.
Znam parafie, gdzie te więzi są bliskie, ale czasami ich nie ma. Może z winy proboszcza, ale może i z winy wikariuszy, młodych księży, którzy mogą traktować plebanię jak hotel, a nie jak dom.

Parokrotnie w Pańskiej książce powraca stwierdzenie, że kapłaństwo jest "zawodem" - w cudzysłowie, bo to przecież powołanie - podwyższonego ryzyka.
Tak twierdzą specjaliści. Terapeuci do grupy podwyższonego ryzyka zaliczają także zawody prawnika, nauczyciela czy lekarza. Chodzi o ludzi, którzy doradzają innym, jak żyć. Takie osoby często biorą na siebie trudne cudze problemy.

Księdza dotyczy to chyba szczególnie.
Oczywiście. Spowiedź objęta jest tajemnicą, więc księża nie mówią o tym, co słyszą w konfesjonale, ale mówią czasem, że są to bardzo trudne spotkania. A i poza konfesjonałem ludzie zwierzają się księżom z wielu dramatycznych życiowych problemów czy tragedii nawet. Czasem może to być trudne do udźwignięcia. Do tego dochodzi dzisiaj presja opinii publicznej i mediów.

Zwykle to najbliższe otoczenie zmusza kogoś cierpiącego na chorobę alkoholową do podjęcia terapii. Na kapłana jego najbliższe otoczenie zwykle nie wywiera takiej presji.
Jest to rzeczywiście większym problemem niż w "świeckim" świecie. W rodzinie zawsze znajdzie się ktoś, kto wywrze taką presję, bo też coraz powszechniejsza jest świadomość, że alkoholizm to choroba.

W Kościele tej świadomości nie ma?
Jest coraz większa. Kościół wykonuje przecież olbrzymią pracę trzeźwościową. Ale we własnych szeregach nie zawsze sobie z tym problemem radzi. Jeden z moich rozmówców mówił z żalem, że za mało jest jego zdaniem solidarności między księżmi. Solidarności i więzi. Inni duchowni nie powiedzą uzależnionemu: słuchaj, niedobrze jest z tobą, powinieneś wreszcie coś ze sobą zrobić. Dopiero kiedy problem dociera do biskupa, ten zazwyczaj wysyła takiego księdza na terapię. Ale biskup nie wie zawsze i wszystkiego o wszystkich księżach w diecezji.

Jeszcze trudniejsza sytuacja powstaje wówczas, gdy problem choroby alkoholowej dotyczy biskupa.
Każdy żyje w jakimś otoczeniu. Jeśli ktoś jest biskupem pomocniczym, ma swojego przełożonego w ordynariuszu. Biskup diecezjalny ma innych biskupów, a poza tym jest jeszcze nuncjusz i jest Kongregacja do spraw Biskupów w Watykanie. Można więc coś z tym problemem zrobić, także kiedy dotyczy księdza biskupa. Ale zwykle wszyscy mają poczucie, że biskupowi nie wypada zwrócić uwagi. Nie ma komu tego zrobić.

To, że osoba duchowna powinna być bez braków i słabości, w jeszcze większym stopniu dotyczy hierarchów.
Może to zresztą jest i dobre, bo wiąże się z odpowiednim do funkcji szacunkiem.

Jeden z Pańskich rozmówców stwierdził, że kiedy zdał sobie sprawę z tego, iż ksiądz jest takim samym człowiekiem jak wszyscy i nie musi być doskonały, było to ważnym momentem w jego terapii.
Można spotkać się z opiniami, że pewien istotny błąd popełnia się już na etapie formacji w seminariach duchownych. Za bardzo podkreśla się w rozmowach z klerykami, że są kimś stojącym jakby wyżej od innych. A oni i są, i nie są tacy. Są także zwykłymi ludźmi, takimi śmiertelnikami jak my.

Nie rozmawiamy o tym problemie ot tak sobie, tylko w kontekście ostatniego wydarzenia z udziałem księdza biskupa Jareckiego.
To wydarzenie na pewno nie zmniejszy problemu alkoholizmu wśród polskich duchownych, ale może zmienić sposób postępowania. Przede wszystkim otoczenie takiego uzależnionego kapłana stanie się bardziej wrażliwe na ten problem. Szkoda tylko, że w przypadku księdza biskupa Jareckiego zabrakło reakcji wcześniej.

Sam Pan przed chwilą powiedział, że w stosunku do księdza biskupa jest to trudne.
Bywa nawet gorzej. W książce opisuję sytuację, związaną z pewnym nieżyjącym już księdzem biskupem, kiedy to znajomi i także księża sami przynosili do pałacu biskupiego alkohol.

Sposób, w jaki ksiądz biskup Jarecki przyjął upublicznienie jego problemu, paradoksalnie, dla wielu osób jest budujący.
Żaden biskup nie przyznał się do tej pory tak otwarcie do swojego alkoholizmu, jak to zrobił ksiądz biskup Jarecki. Za to rzeczywiście należy mu się szacunek. Ja poznałem też księży, którzy przyznali się do tego problemu przed własnymi parafianami. I zawsze znajdowali zrozumienie i współczucie w dobrym tego słowa znaczeniu. Wierni kibicowali potem ich wychodzeniu z nałogu.

Choć wcześniej pewnie gotowi byli go potępiać.
Przyznanie się do nałogu, to przyznanie się do jakiejś słabości. Kiedy ktoś nie daje sobie z czymś rady, to jaka może być nasza reakcja? Chcemy podać rękę albo przynajmniej współczujemy i życzymy takiej osobie dobrze. Bo to przecież wielki osobisty dramat. Współczuję księdzu biskupowi Jareckiemu i trzymam za niego kciuki. Dowiedziałem się, że zgłosił się już na terapię. Życzę księdzu biskupowi powodzenia. Kto wie, może jeszcze odegra jakąś wspaniałą rolę w polskim Kościele, choćby w dziedzinie trzeźwości. Każdy może się uzależnić, ale ważne jest stanięcie w prawdzie o tym.

Może to być uzdrawiające i dla takiej osoby, i dla jej otoczenia.
Też tak myślę.

Stanisław Zasada jest autorem książki "Wyznania księży alkoholików", która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki