Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samorządowcy: "Nic o nas bez nas na opozycji". Najbardziej znane twarze polityki lokalnej firmują ruch niechętny polityce rządu [ROZMOWA]

Stanisław Balicki
Stanisław Balicki
Adam Jastrzębowski
Ruch Samorządowy „Tak! Dla Polski” został założony w Poznaniu przez ponad 300 osób, w tym m.in. prezydentów, burmistrzów i wójtów z całej Polski. Wśród uczestników poznańskiego zjazdu ze środy 15 grudnia byli też marszałkowie województw i starostowie powiatowi. Pomorze reprezentował silny „desant gdański”, m in. Aleksandra Dulkiewcz, Jacek Karnowski, który został szefem organizacji i Mieczysław Struk. O tym, czym jest inicjatywa ludzi, których łączy krytyka działań rządu, rozmawiamy z politologiem, prof. Rafałem Chwedorukiem.

Nową polityczną inicjatywę samorządowców firmują znane nazwiska prezydentów wielu wojewódzkich miast: Rafał Trzaskowski, Aleksandra Dulkiewicz, Jacek Sutryk i Jacek Jaśkowiak. To kolejna próba zorganizowanego wejścia na salony krajowej polityki ludzi z silnym lokalnym kapitałem wyborczym?

- Ten ruch jest elementem wewnętrznej rywalizacji w obozie liberalnym pomiędzy różnymi nurtami. Tak jak podziały w obozie rządzącym w pełnej krasie ujawniły się w ciągu ostatnich dwóch lat, tak wśród opozycji one nie przebiegają w poprzek prostych osi międzypartyjnych, ale widzimy je także wewnątrz. Ta sytuacja dotyczy też samej PO. To nie jest już tradycyjny podział na stoliku Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny, wiele się tam zmieniło i skomplikowało.

Nie wszyscy w obozie liberalnym z równie wielkim entuzjazmem przyjęli powrót Donalda Tuska do roli faktycznego decydenta. Zwłaszcza casus Rafała Trzaskowskiego i jego wysokiego wyniku w wyborach prezydenckich w skali ogólnokrajowej zwiększył pokusę szukania szerszej niż Platforma formuły, w której wciąż liberalny nurt opozycji byłby głównym, ale zdobyłby dodatkowe instrumenty rekrutacji nowych wyborców i pozyskiwania z czasem wpływów również w innych formacjach opozycyjnych.

Powstanie nowego stowarzyszenia samorządowców ogłasza w zasadzie ten sam skład założycieli, którzy we wrześniu ub. roku, jeszcze przed powrotem Donalda Tuska, powołali już w Gdańsku bliźniaczo podobną organizację, „Tak! Samorządy dla Polski”.

- Myślę, że ta rywalizacja po prostu trwa i co pewien czas oponenci Donalda Tuska wysyłają sygnały, że istnieją, nawet jeśli sytuacja nie pozwoli im kiedyś sięgnąć po pełnię władzy wśród opozycji. Samo wysyłanie sygnałów jest wzmacnianiem własnego potencjału, choćby w kontekście tego, że gdy wybory będą się zbliżać, rozpocznie się w polityce jej najtrudniejsza i, powiedziałbym, najmniej szlachetna część w postaci negocjacji „biorących” miejsc na listach.

Pamiętajmy, że silni, zwłaszcza na poziomie dużych miast, prezydenci, bez względu na skalę ich związków z Platformą, czy nawet formalnie ich brak, z reguły faktycznie stają się liderami lokalnej quasi-partii i stają przed pokusą zdyskontowania tego w polityce ogólnopolskiej. Jak zresztą pokazuje przykład niektórych z nich, wcale nie jest to tak proste, jak wynikałoby z wyników w wyborach samorządowych.

Być może ponowione wydarzenie założycielskie było odpowiedzią na powołane ostatnio przez Donalda Tuska liczne grono wiceprzewodniczących PO? W tej grupie nie znaleźli się samorządowcy partii silni w regionach.

- Z całym szacunkiem dla stanowisk wiceprzewodniczących w partiach, to nie są szczególnie istotne funkcje. Raczej widziałbym w tym reakcję na inny fakt. Zauważmy, że „efekt Tuska” był ograniczony w czasie i przestrzeni. Czasowo to było kilka miesięcy po powrocie Donalda Tuska.

W przestrzeni społecznej Tusk odzyskał bardzo dużą część wyborców deklarujących, ze nie będą głosowali na Platformę, chociaż uczynili to w ostatnich wyborach. Dotyczyło to szczególnie migracji do Szymona Hołowni. „Efekt Tuska” jednak wygasł. PO zatrzymała się w sondażach i to nieco poniżej poziomu z czasów Grzegorza Schetyny, jeśli chodzi o wynik w ostatnich wyborach. Ruch Hołowni przestał tonąć w sondażach i ustabilizował się na dwucyfrowym poziomie. Warto zauważyć, że politycy Europejskiej Partii Ludowej w wielu krajach Europy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mają poważne problemy: Niemcy, Austria, Bułgaria, kwestia TSUE... Wygląda to jak pewien element wewnętrznego przesilenia, moim zdaniem jest to odpowiedź na to, że Donald Tusk osiągnął swoje apogeum. Co mógł zrobić – zrobił, natomiast jeśli opozycja chce wygrać z PiSem, zdyskontować to, że rok temu partia rządząca straciła część wyborców i niecałe poparcie odbudowała, to nie da rady robić tego via Platforma i Donald Tusk.

Aktywność samorządowców traktowałbym tak: „bez nas i bez formuły ponadpartyjnej nie da rady wykonać następnego kroku” a nasze społeczeństwo jest przecież trochę antypolityczne i antypartyjne. Donald Tusk, jeśli będzie przygotowywał wspólne listy formacji opozycyjnych, to nie będzie zobligowany do uwzględnienia tylko czynników wewnętrznych w PO i u potencjalnych partyjnych koalicjantów. Będzie także musiał uwzględniać potężną siłę nacisku, jaką są samorządowcy i to z obszarów, które są bastionami Platformy Obywatelskiej, jak województwo pomorskie i każde miasto Trójmiasta. To reakcja na stagnację po wzrostach, po uratowaniu istnienia Platformy wiosennymi roszadami personalnymi.

Jednym z założycieli stowarzyszenia jest Mieczysław Struk, szef PO w regionie. Donald Tusk miał na to stanowisko innego kandydata.

- Tak to ironicznie w polityce bywa, staje się niemal regułą, że polityk wywodzący się z któregoś regionu w tym regionie nie jest koniecznie popularny. Powrót Donalda Tuska, tak jak był witany przez olbrzymią część bazy członkowskiej Platformy i wyborców z entuzjazmem, tak i jednocześnie nieco naruszył nieco ukształtowaną w ostatnich latach wewnątrzpartyjną hierarchię. To dla PO nie było łatwe. Partia ta, choć szykowała się do bycia partią władzy przez wiele lat, znalazła się w opozycji i przez pewien czas wydawało się, że zniknie po wyborach w 2015 roku. Ci, którzy w niej pozostali, znaleźli się w nowej sytuacji i jak sądzę, wielu z nich może odczuwać pewien żal o to, że w tych najtrudniejszych chwilach byli, działali, a tu nagle powraca Donald Tusk, a z nim pojawiają się politycy, którzy nie zawsze dotąd byli na pierwszym froncie walki, którzy w sposób nagły są awansowani. To budzi napięcia wewnętrzne.

Pamiętajmy, że liczba posłów z Platformy, bez względu na to, w jakiej konfiguracji ona wystartuje, czy będzie liderem koalicji, nie wzrośnie w stosunku do tego, co jest obecnie, choćby dlatego, ze trzeba się będzie nią dzielić z innymi podmiotami. Zakłócenie hierarchii wypracowanej w ostatnich latach musi budzić także poczucie niepokoju u wielu doświadczonych, wpływowych polityków w kontekście tego, co się stanie w sytuacji, w której wrócili ludzie Tuska a zarazem na listach wyborczych będzie bardzo wielu polityków innych formacji. Wystarczy sobie przypomnieć, jak duże dyskusje w Platformie wywołała sytuacja w Koalicji Europejskiej, gdzie z obecnej perspektywy jej wynik jawi się jako całkiem dobry, jak wiele napięcia wywołało to, że kilka mandatów wzięli rutynowani politycy SLD. Między innymi to stało się kanwą rozpadu KE. Teraz też mamy do czynienia z taką sytuacją, na swój sposób standardową w polityce.

Czyli nowe stowarzyszenie jest formą zaznaczenia terytorium i poszerzenia wpływów w warunkach kryzysu całej formacji opozycyjnej?

- W wymiarze makro to jest deklaracja tej części opozycji: Donald Tusk – tak, Platforma – tak, ale żeby wygrać wybory, to po prostu nie wystarczy. Wewnątrz obozu jest to przypomnienie obecnemu kierownictwu: nic o nas bez nas.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki