Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samorządowcy chcą odpraw po przegranych wyborach. Głos ZA I PRZECIW

Jarosław Zalesiński
Związek Miast Polskich postuluje przywileje dla burmistrzów, wójtów i prezydentów po przegranych wyborach, by ułatwić im powrót do zawodu.

Specjalne przywileje dla wójtów, burmistrzów i prezydentów, którzy po dwóch czy trzech kadencjach mają problemy z powrotem do zawodowego życia? Taki postulat zgłaszają samorządowcy, skupieni w Związku Miast Polskich.

- Dwie i więcej kadencji na funkcji burmistrza to niewątpliwie nie tylko odejście od zawodu (proszę sobie wyobrazić lekarza albo nauczyciela, który po takim czasie wraca do zawodu…), ale także spore obciążenie - przekonuje Andrzej Porawski, dyrektor Biura Związku Miast Polskich. - Władza lokalna to nie są jakieś szczególne przywileje. No i dotyczą nas ograniczenia wynikające z ustawy tak zwanej antykorupcyjnej, mówiącej o zatrudnieniu w swojej gminie.

Ustawa antykorupcyjna określa, że polityk nie może przez rok od końca jego kadencji zostać zatrudniony w przedsiębiorstwie, którego dotyczyły podejmowane przez tego polityka decyzje.

- W małych miejscowościach wójt podejmuje decyzje w stosunku do większości podmiotów gospodarczych - zwraca uwagę prof. Jerzy Regulski, współtwórca reformy samorządowej w Polsce. - I w nich zatrudnienia taki wójt nie znajdzie.

Zdaniem prof. Regulskiego, gdyby ułatwić samorządowcom odchodzenie z pełnionych przez nich przez wiele lat funkcji, poprawiłaby się dzięki temu rotacja osób w administracji publicznej.

Internauci nie mają jednak wątpliwości - w sondażu na naszej stronie internetowej 96 proc. wypowiadających się było przeciwnych jakimkolwiek formom specjalnych "odpraw" dla polityków lokalnych, którzy przez kilka kadencji pełnią jakieś funkcje w samorządach.

Z prof. Jerzym Regulskim, współtwórcą reformy samorządowej, rozmawia Jarosław Zalesiński
Jest Pan przeciwnikiem ustawowego określania liczby kadencji, jakie pełnić może wójt czy prezydent?
Tak, jestem temu przeciwny.

A jest Pan za tym, żeby ułatwiać sytuację tych samorządowców, którzy po dwóch czy trzech kadencjach tracą funkcję? Postuluje to Związek Miast Polskich.

Uważam, że to realny problem. Jeżeli ktoś funkcjonuje w samorządzie przez dłuższy czas, jego powrót do zawodu jest bardzo trudny.

Bo traci kontakt z zawodem?

To jedno. A po drugie, takiej osoby dotyczą ograniczenia ustawowe, zakazujące podejmowania pracy w przedsiębiorstwach, w stosunku do których taka osoba podjęła jakąś administracyjną decyzję.

Zakaz obowiązuje przez rok.
Tak, ale w małych miejscowościach wójt podejmuje decyzje w stosunku do większości podmiotów gospodarczych. Takich podmiotów w małych miejscowościach nie ma zresztą zbyt wiele. I w nich zatrudnienia taki wójt nie znajdzie.

Czyli taki wójt ani nie wróci do zawodu, ani nie znajdzie nowego zajęcia.

Dlatego jest to realny problem. A chodzi o to, żeby np. poszerzać możliwości powrotu do zawodu, tak żeby nasz przysłowiowy wójt nie musiał zostawać zawodowym politykiem do końca swojego życia. Jeśli nie będzie miał dokąd odejść, może powstać groźna sytuacja, w której będzie walczył o utrzymanie swojego stołka, niezależnie od swoich osiągnięć.

To faktycznie niezdrowe.
Trzeba umożliwić przepływ osób. Ludzie powinni podejmować funkcje w administracji publicznej i po jakimś czasie odchodzić z niej.

To uzasadnieniem ma być sytuacja życiowa naszego przysłowiowego wójta czy też jakość funkcjonowania administracji?
Liczy się i personalna, życiowa sytuacja tych ludzi, ale z punktu widzenia interesu społecznego ważne jest także utrzymanie w administracji publicznej pewnej rotacji. A politycy samorządowi będą łatwiej odchodzić ze swoich funkcji, zmiany będą się łatwiej dokonywać, jeżeli ci ludzie będą mogli wrócić do zawodu, a nie do końca życia być wójtem.

Jak wobec tego taka forma życiowych ułatwień miałaby wyglądać?
Nie mam żadnej gotowej koncepcji. Mówię jedynie, że istnieje taki problem, nad którym trzeba się zastanowić, a jak go rozwiązać - pojęcia nie mam. Nie zastanawiałem się nad tym, nie mam też potrzebnych na ten temat informacji. Chodzi jednak o to, by ten temat potraktować poważnie, a nie jedynie go spychać. Są samorządowcy, którzy pełnią funkcję 8 albo 12 lat. Są w tym czasie wyjęci ze swego zawodu, bo sprawują funkcję publiczną. I co wtedy?

Na Pomorzu znalazłby Pan profesor niemało samorządowców, którzy pełnią swoje funkcje nawet dłużej niż osiem czy 12 lat.
Średnia długość sprawowania funkcji wynosi na pewno ponad dwie kadencje.

Czy jednym z powodów "spychania" problemu nie jest to, że w odbiorze społecznym postulat zapewnienia długowiecznym samorządowcom miękkiego lądowania po utraceniu funkcji byłby odbierany bardzo negatywnie?
Ale wyobraża Pan sobie powrót do zawodu lekarza, który nie praktykował przez 12 lat? Przecież taki człowiek nie będzie już miał możliwości pracować jako lekarz. Albo nauczyciel, który przez tyle lat nie uczył w szkole.

Ludzie takie postulaty odbiorą jednak jedynie jako sięganie przez władzę po kolejne przywileje.
Wszystko zależy od tego, jak to zostanie przedstawione. Ja uważam, że jest to kwestia, nad którą trzeba się poważnie zastanowić. A odbiór społeczny będzie zależał od tego, w jaki sposób przedstawią ten problem media i w jaki sposób będzie on atakowany.

Trzeba by Pana zdaniem tak ten postulat przedstawiać, że nie jest to sięganie po kolejny przywilej?
Chodzi w tym o refleksję nad sytuacją ludzi, którzy poświęcili swój zawód dla dobra wspólnego. Dlatego trzeba ten problem jakoś załatwić.

Ale w powszechnym przekonaniu władza to przywileje, a nie służba dobru wspólnemu.
Władza daje pewne przywileje, ale praca wójta czy burmistrza jest bardzo odpowiedzialna i ciężka, jeśli chce się ją wykonywać dobrze. To nie jest łatwy kawałek chleba.

Może jednak ograniczyć liczbę kadencji. To także spowoduje rotację w administracji.
To byłoby ograniczaniem praw obywatelskich. Jestem temu zdecydowanie przeciwny.

Ile zarabia twój prezydent, burmistrz, wójt? Zobacz RANKING

GŁOS PRZECIW

Demoralizujące i niesprawiedliwe

Paweł Soloch, ekspert Instytutu Sobieskiego:
W mojej opinii są to pomysły nieuczciwe i bezczelne. Dobrze znam środowisko samorządowe - urzędnicy samorządowi naprawdę sobie nie żałują wynagrodzeń i rozmaitych przywilejów, zwłaszcza na prowincji. A to byłby kolejny, niebagatelny przywilej. Wybór kariery samorządowej - czy to wybieralnej, czy urzędniczej, jest świadomym wyborem kariery zawodowej i wybierający ją może się liczyć z ewentualnością utraty pracy po jakimś czasie. Nie potrafię uwierzyć, że na przykład burmistrz po dwóch czy trzech kadencjach jest w gorszej sytuacji od nauczycielki nauczania początkowego czy urzędnika bankowego tracących pracę po dziesięciu czy piętnastu latach. Klasa urzędnicza nie powinna być klasą faraońską, uprzywilejowaną w porównaniu z resztą obywateli. Takie zabezpieczenie pogłębiałoby jeszcze podział na "my" i "oni" i tak już dotkliwy w naszym społeczeństwie, byłoby i demoralizujące, i niesprawiedliwe. Oczywiście pomysły tego rodzaju nie są polską egzotyką. Pamiętam, że o bardzo podobnie skonstruowany system zabezpieczeń walczyli samorządowcy we Francji, a mają je m.in. w Niemczech i w Danii. Ale są to kraje nieporównywalnie bogatsze od Polski, z o wiele bardziej rozbudowanymi i hojnymi świadczeniami dla "zwykłych" bezrobotnych. Fundowanie takich przywilejów u nas byłoby skandalem.

GŁOS ZA

Odchodzimy od zawodu

Andrzej Porawski, dyrektor biura związku miast polskich
Dwie i więcej kadencji na funkcji burmistrza to niewątpliwie nie tylko odejście od zawodu, ale także spore obciążenie. Władza lokalna to nie są jakieś szczególne przywileje (nie ma różnic podatkowych, ulg itp.), ale spora odpowiedzialność jednoosobowa (budżet gminy to od kilkudziesięciu milionów do kilku miliardów rocznie). Spore obciążenie stanowią relacje z obywatelami, nierzadko trudne, a nawet konfliktowe. No i ograniczenia z ustawy tzw. antykorupcyjnej, dotyczące zatrudnienia w swojej gminie.
Ograniczenie liczby kadencji, chętnie utożsamiane przez niektórych polityków z lokalnymi układami, nie ma żadnego uzasadnienia. Takie rozwiązanie stosuje się wobec osób, które nie są poddane kontroli społecznej. Dotyczy to na przykład prezydenta państwa, nad którym nie ma już żadnych organów przedstawicielskich. Podobne ograniczenia stosuje się w instytucjach, gdzie także nie ma tej kontroli (choćby w zakonach klauzurowych).
W przypadku wójtów i burmistrzów byłoby to nieuzasadnione ograniczenie podstawowych praw obywatelskich.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki