Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samar czeka na życie. O wojnie w Syrii opowiada Maciej Moskwa (ZDJĘCIA, FILMY)

Tomasz Słomczyński
Siłę towarzyszy broni widać na pogrzebie. Jest głośno, raz po raz rozlegają się salwy. Śmierć męczennika - szachida jest ważniejsza od innych
Siłę towarzyszy broni widać na pogrzebie. Jest głośno, raz po raz rozlegają się salwy. Śmierć męczennika - szachida jest ważniejsza od innych Maciej Moskwa/Testigo Documentary
Kiedy umiera szachid, śmierć jest ważniejsza, gdy umierają pochowani w kryptach cywile, nikt na to nie zwróci uwagi. Maciej Moskwa, fotograf z Gdańska spędził trzy tygodnie w ogarniętej wojną Syrii. Jego opowieści o tym, jak wygląda prawdziwy obraz wojny wysłuchał Tomasz Słomczyński.

Do Syrii można bez problemu przedostać się przez granicę z Turcją. Jest tu duży ruch. Przekraczają ją dżihadyści, którzy chcą walczyć dla idei. Niektórzy wierzą, że właśnie rozpoczęła się ostateczna bitwa, a jej zakończenie ma przynieść zwycięstwo islamu. Tak ma być napisane w Koranie. Inni to zwyczajni najemnicy z państw muzułmańskich, którzy trudnią się wojennym rzemiosłem. A jeszcze inni przyjeżdżają do Syrii z Europy na wakacje z bronią.

Słyszałem nieraz historie o grupie Amerykanów i Brytyjczyków, którzy najpierw w Turcji zakupili broń, potem przekroczyli granicę i przyłączyli się do katiby - jednego z oddziałów. To jakaś straszna zabawa - strzelanie do ludzi, urlop na prawdziwej wojnie. Inna historia: dwóch Finów szkoliło rewolucjonistów ze strzelania z karabinu snajperskiego. Nie wiadomo, skąd się tam wzięli, nikt o to nie pytał, rzecz jasna.

W internecie znaleźć można filmy z linii frontu, ich współautorką jest Dana Bakdones. Zobaczcie i przeczytajcie opowieść Macieja Moskwy z kilku tygodni spędzonych w Syrii!

***

Szacuje się, że od początku wojny do Syrii trafiło od 2 do 5,5 tys. przyjezdnych osób, które walczą po stronie rewolucjonistów. W tej grupie liczbę Europejczyków szacuje się na 135-590 osób (wg International Centre for the Study of Radicalisation ).

***

Antakya to przygraniczna miejscowość. Fixerów możesz poznać po tym, że siedzą w lepszych restauracjach i kawiarniach, przed nimi laptopy, kamery, aparaty, elektronika. Współpracują z zachodnimi mediami. Organizują pobyt dziennikarzom, są odpowiedzialni za transport, tłumacza, nocleg. A dziennikarze działają tam w różnoraki sposób. Niektórzy wiozą ze sobą po kilka hełmów i kamizelek kuloodpornych. Potem rozdają je walczącym. Ich hełmy są wyposażone w małe kamery - w ten sposób można uzyskać unikalny materiał z pierwszej linii frontu. Raczej za to się nie płaci, nie robi się cyrku. Nie dopuszcza się do sytuacji, w której stanie kolejka dzieciaków, które będą gotowe na robienie filmów dla pieniędzy, ryzykując życiem.

Na zdjęciu jest katiba - oddział rewolucjonistów. Najczęściej są to ludzie, którzy do wybuchu wojny wykonywali różne zawody, byli rolnikami, informatykami, sklepikarzami. To często uciekinierzy z wojsk rządowych, albo ludzie, którzy stracili rodziny. Są również katiby "brodatych", czyli dżihadystów. To już wyszkoleni żołnierze. W katibach spotykasz różnych ludzi, którzy walczą kierując się różnymi motywacjami.

***

Prowincja Idlib to tereny w większości wyzwolone przez bojowników, jednak pozostają tam bazy, w których utrzymują się wojska rządowe. I wojna w tych miejscach ma charakter wojny pozycyjnej. Często bojownicy muszą sami zapłacić za amunicję, którą wystrzelają. Głównie dlatego ich ataki są krótkie. Byłem świadkiem sytuacji, w których rewolucjoniści umawiają się "na bitwę", jadą zorganizowanym transportem. Każdy ma jeden, dwa zakupione magazynki, bo akurat tyle kasy zdołał wysupłać. Na miejscu odda parę serii, i już, po całym ataku, wraca w bezpieczne miejsce do picia herbaty, do innych zajęć. Zdarza się, że do żony, do dzieci, do swojej pracy.

Wieczorami niektórzy bojownicy spotykają się w tzw. Centrach Medialnych - a tam: niekończące się ilości cukru i papierosów, opowieści, przeglądanie filmików. Bo teraz robi się na linii frontu filmiki. Robią je dziennikarze-amatorzy, którzy stali się nimi z racji tego, że posiadali akurat jakiś sprzęt.

W Centrach Medialnych spotykają się aktywiści, dziennikarze i rewolucjoniści, tam mają dostęp do internetu. Mogą pogadać, przejrzeć net, samemu wrzucić coś do sieci, zorientować się, co się dzieje w innych katibach.

***

Siedzenie przy kawie lub herbacie nie znaczy jednak, że ta wojna nie jest niebezpieczna, że nie giną na niej ludzie. Owszem, giną. Mahmoud, aktywista i operator kamery zbierający materiały dla Centrum Medialnego, zaproponował mi wyjazd "na bitwę". Odmówiłem. Oni pojechali.

Mohles przed wojną zajmował się produkcją mozaik, bardzo popularnego wystroju wnętrza w Syrii. Nie znałem go dobrze, nie był moim przyjacielem, raczej kolejną twarzą, która pojawiała się w Centrum Medialnym.

Wrócili z bitwy po pięciu godzinach, bez Mohlesa. Wtedy zobaczyłem filmik, na którym było widać jak umierał.

Tych filmików jest tam cała masa. Wszystkie są złej jakości, widać na nich nerwowość, bo ludzie tam nie nagrywają przyjęć urodzinowych, tylko śmierć. Są bardzo drastyczne, pełno w nich zmasakrowanych ciał. To jest chore, jak wojna znieczula na takie "produkcje". Potem był pogrzeb Mohlesa. Na takim pogrzebie jest głośno, strzelają z karabinów (na zdjęciu). Z drugiej strony - jest tam również żal i rozpacz rodziny - przecież umarł człowiek, ojciec, mąż. Ale ta śmierć jest inna. Widać było ogromną siłę towarzyszy broni - bo umarł szachid, męczennik! Taka śmierć jest ważniejsza od innych.

***

Miasto Saraqeb, wizyta w Centrum Aktywistów, miejsce jakich wiele, pełno działaczy i bojowników. Pierwszy raz słyszę, jak ktoś głośno narzeka na praktyki islamistów. Rozmawiam z aktywistami, którzy zżymają się na łamanie praw człowieka. W ostrych słowach krytykują prawo szariatu, przemoc. No bo jak można wymierzać kary cielesne za palenie papierosów? Moi rozmówcy są bardzo krytyczni wobec islamskiego porządku, są światli, opowiadają się za demokracją.

Potem, tego samego dnia, jadę na spotkanie z islamistą. Opowiada mi o przyszłości Syrii - kraju wyznaniowego. Twierdzi, że jeśli Syryjczycy nie będą chcieli państwa islamskiego, to go nie będzie. Ale zawsze tacy jak on będą spieszyć z pomocą innym muzułmanom. Uśmiecha się cynicznie. Czuję, że według tego "równania" wystarczy jedna prośba o pomoc, by wprowadzić szariat w całym kraju.
Po spotkaniu wracam na miejsce, do Centrum Aktywistów. Na środku dziedzińca, przywiązany do filara dwunastoletni na oko chłopak. Płacze. Ma ręce skute łańcuchem, skórzane kajdany, zaklejoną plastrem twarz. Jest pobity. Wokół niego stoją niedawni przeciwnicy przemocy.

Z początku myślę, że odgrywają jakąś scenkę, że to jakiś cyrk, wszystko jest tak nieprawdopodobne. A jednak dzieje się naprawdę. Oni go bili. Ci sami, którzy kilka godzin wcześniej tak wyraźnie protestowali przeciwko prawie szariatu.

Chwytam odruchowo za aparat. "Bez zdjęć" - krzyczą.

Tłumaczą, że to zły chłopak, bo pobił kobiety, mówią, że respektują prawa człowieka, ale muszą tak postępować. Wypuścili go. Żegnali mnie z cynicznym uśmiechem.

Później dowiedziałem się, że rzeczywiście chłopak pobił swoją matkę i jeszcze inną kobietę.

***

Często wspominam o kimś, kogo nazywam aktywistą. Jest to człowiek zaangażowany w rewolucję, ale taki, który nie chce chwycić za broń. Ktoś taki krzyczy na ulicach, prowadzi blogi, strony www, utrzymuje kontakty z mediami zachodnimi, organizacjami pomocowymi. Aktywiści czasem działają w ramach organizacji, czasem zupełnie spontanicznie, w pojedynkę. I trzeba jeszcze dodać, że aktywizm nie narodził się podczas rewolucji, tylko trwał tu przez lata trwania reżimu.

Na zdjęciu jest Dana Bakdones. Reprezentuje młode pokolenie aktywistów i części kobiet syryjskich. Jej rewolucja to też sprzeciw wobec tradycyjnej obyczajowości.

Urodziła się w Arabii Saudyjskiej. Do 20 roku nosiła hidżab, który zrzuciła na początku Arabskiej Wiosny. Wtedy opublikowała swoje zdjęcie z odsłoniętą głową, trzyma na nim w ręku paszport. "Zrzuciłam hidżab, bo przez dwadzieścia lat nie mogłam poczuć wiatru we włosach" - mniej więcej tak podpisała to zdjęcie. Sprawa zrobiła się dość głośna, odbiła się w Syrii szerokim echem.

Przed wojną zajmowała się dziećmi, pomagała bezdomnym. Dziś jest wędrującą rewolucjonistką. Wędrującą również po części dlatego, że po zrzuceniu hidżabu nie ma już powrotu do tradycyjnego domu.

Zajmuje się dystrybucją książeczki, ulotki w zasadzie, w której mówi się o poszanowaniu praw mniejszości i o prawach cywili w czasie wojny. Wraz z przyjaciółką - dziennikarką radiową, dociera na linię frontu.

Robi tam filmy. Marzy o tym, żeby Syria była "zielona" po rewolucji, marzy o świeckim państwie, o społeczeństwie obywatelskim.
Maciek pokazuje w internecie filmy z linii frontu, ich współautorką jest Dana Bakdones.

***

Przed wojną jedną z atrakcji turystycznych w Syrii były ruiny z okresu bizantyjskiego, tzw. martwe miasta. Dziś rodziny uchodźców mieszkają tam w grobowcach, kryptach pod ziemią albo przystosowują do zamieszkania to, co jest na powierzchni ziemi.

Mieszkańcy tych ruin byli wcześniej odwiedzani przez dziennikarzy, ale nigdy nic z tego nie wynikło, żadnej pomocy nie otrzymali. Czasem tylko ludzie z okolicy chleb przynieśli, ale dla wszystkich i tak nie starczyło.

Spotkałem tam dziewczynkę o imieniu Samar. Miała charakterystyczny ślad na policzku, jakby znamię. To objaw przenoszonej przez owady choroby - leiszmaniozy.

W syryjskich szpitalach nie ma na to leków.
Zrobiłem zdjęcie, potem skontaktowałem się z Polską Akcją Humanitarną. Dotarli dokładnie w to miejsce. Ludzie ci wtedy po raz pierwszy otrzymali pomoc. Ale PAH lekarstw nie miała, bo nie mogła mieć. Dopiero wtedy Samar została zapisana, zanotowano fakt, że są jej potrzebne leki na leiszmaniozę.

Postać skórna tej choroby wygląda tak, że są to rany przypominające trąd, następuje gnicie tkanki, nieleczona leiszmanioza atakuje organy wewnętrzne, i w efekcie grozi śmiercią. Zanim to nastąpi, twarz się deformuje, a człowiek powoli zamienia się w potwora.
Samar czeka. Leki oznaczają dla niej życie. Mają zostać jej dostarczone najbliższym transportem PAH. Już od siedmiu miesięcy nie jest leczona.

***

Polska Akcja Humanitarna zamierza dotrzeć z pomocą do Syrii w maju. Samar wtedy dostanie lekarstwa. Jednakże pracownicy PAH nie mogą niczego obiecać, zagwarantować. To, czy wyjadą do Syrii, zależy od wielu czynników, między innymi od tego, czy znajdą się na to pieniądze."Zrobimy wszystko, żeby się to udało" - zapewniają

***

I w takich warunkach ludzie nie tylko umierają, ale również się rodzą.
Wchodzę do jakiejś ruiny, widzę wycieńczoną kobietę, obok niej leży owinięte w kocyk maleńkie dziecko. Okazuje się, że urodziło się dzień wcześniej. Zawieźli tę kobietę do wsi, ktoś tam ten poród odebrał. Akuszerka miała wenflon, wężyk, igłę i pojemnik glukozy - najprawdopodobniej z jakichś darów. Matce w połogu, już po wszystkim, wręczono to wszystko. Kiedy zobaczyłem ją tak leżącą, miała to przy sobie, jednak nikt nie potrafił podłączyć tych urządzeń i zaaplikować glukozy.

Pokazali mi wtedy też, czym karmią noworodka. To była jakaś nalewka na ziarnach, rozwodniony olej. Matka nie miała pokarmu, nie było też mleka w proszku.

Mieliśmy szczęście. Znalazł się w pobliżu farmaceuta. Następnego dnia przyjechaliśmy z nim, podłączył jej wenflon, zaaplikował glukozę.
Udało nam się kupić dwutygodniowy zapas mleka i zostawić tej rodzinie, z obietnicą, że jeśli się uda, to przyniesiemy więcej. Ale takich rodzin są tam setki, tysiące.

***

Media filtrują informacje i pokazują tylko spektakl - widzimy w serwisach informacyjnych strzelających do siebie mężczyzn. Ale nie pokazują prawdziwego oblicza wojny, tych ludzi, którzy są najbardziej narażeni, najbardziej bezbronni. Ta dziewczynka - Samar, i to dopiero co narodzone dziecko, to jest prawdziwy obraz wojny.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki