Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzekomy syn Karola Wojtyły: esbecka "sprawa bez przyszłości", którą odgrzano po dziesięcioleciach

Dorota Abramowicz
www.fundacja-asa.pl
W międzynarodowej operacji "Triangolo" , której elementem było spreparowanie przez SB pamiętników rzekomej kochanki papieża, uczestniczyły wywiady czterech państw - mówi dr Marek Lasota, dyrektor krakowskiego IPN.

Po kilkudziesięciu latach, za sprawą niszowej, antyklerykalnej fundacji wraca wymyślona przez esbeków historia rzekomej "rodziny" młodego Karola Wojtyły. Nie zadziwia to Pana?
Dziwi, że ktoś jeszcze próbuje odgrzewać tamtą esbecką prowokację. Choć sprawa wydaje się całkiem absurdalna, pewnie nieprzypadkowo wygrzebano ją w przededniu kanonizacji Jana Pawła II, by zdezawuować tę postać. Zadziwia też, że istnieją jeszcze ludzie, którzy liczą na tak daleko idącą łatwowierność Polaków.

Zawsze tak było. Przejrzałam stare doniesienia na ten temat i wpisy w internecie. Nawet po śmierci papieża pojawiały się komentarze sugerujące, że "nie był takim świętym, bo miał rodzinę".
To chyba leży w naszej polskiej naturze. Jeśli mamy do czynienia z postacią wybitną, to od razu pojawiają się tacy, którzy chcą to zburzyć. Hejterzy, czyli internauci wyrażający na każdym kroku swoją nienawiść do wszystkich i wszystkiego, są wszędzie, nie przepuszczą żadnej okazji. Powiem szczerze - od momentu, kiedy zrozumiałem, na czym polega to zjawisko, postanowiłem nie przywiązywać do niego żadnej wagi.

A jednak są tacy, którzy im wierzą...
Wierzą tak samo w "pamiętnik" Ireny Kinaszewskiej, jak inni, którzy ufają warsztatowo sprawnemu pisarzowi, publikującemu powieść "Kod Leonarda". Jeżeli są czytelnicy traktujący treść tej powieści jako prawdę objawioną, to czemu się dziwić, że są ludzie wierzący w historyjkę stworzoną przez Służbę Bezpieczeństwa.

Czy była to poważna operacja?

Bardzo poważna, najprawdopodobniej (zachowały się szczątkowe, potwierdzające tę tezę dokumenty) o wymiarze międzynarodowym. Uczestniczyli w niej, oprócz naszej Służby Bezpieczeństwa, także pracownicy radzieckiego KGB, niemieckiej Stasi oraz węgierskiej Państwowej Służby Bezpieczeństwa AVSZ. Operację związaną z osobą papieża Jana Pawła II nazwano "Triangolo", od włoskiego "trójkąta". Jej celem było zbieranie informacji, które mogły podważyć autorytet papieża. Polskim odpryskiem była prowokacja, zorganizowana w lutym 1983 roku, przed drugą pielgrzymką Jana Pawła II do Polski.

Czy ówczesne polskie władze aż tak obawiały się wizyty papieża?
Pamiętajmy, że miała się ona odbyć w warunkach stanu wojennego. W niektórych dokumentach można odnaleźć ślad lęku, jaki u władz wywoływała pielgrzymka polskiego papieża. W tak zwanym Archiwum Mitrochina, czyli w zbiorze 300 tysięcy dokumentów wywiezionych przez archiwistę KGB Wasilija Mitrochina w 1992 roku na Zachód, znaleziono wiele materiałów poświęconych Polsce, w tym prowokacjom przeciw księżom, z Karolem Wojtyłą włącznie. Zacytowano tam także wypowiedziane na początku 1983 roku słowa generała Czesława Kiszczaka. Wyraził on nadzieję, że "Pan Bóg skróci pontyfikat" i do czerwcowej pielgrzymki jednak nie dojdzie.

Wróćmy do esbeckiej prowokacji. Kto nią kierował?
Kapitan SB Grzegorz Piotrowski, ten sam, który później uczestniczył w zabójstwie księdza Popiełuszki. Jej przebieg był następujący - do drzwi księdza Andrzeja Bardeckiego, asystenta kościelnego "Tygodnika Powszechnego" i wieloletniego przyjaciela Karola Wojtyły, zapukały dwie kobiety, które przedstawiły się gospodyni jako pracownice opieki społecznej. Księdza Bardeckiego w domu nie było, a kobiety wmówiły gospodyni, że są wolontariuszkami, które organizują pomoc dla ofiar stanu wojennego. Tak naprawdę były to jednak funkcjonariuszki krakowskiej SB, Barbara Szydłowska oraz Barbara Borowiec. Nawiasem mówiąc, obie do dziś żyją i mają się dobrze. Dotarł do nich reporter, późniejszy producent telewizyjny, Maciej Gawlikowski.

Żałowały tego, co zrobiły?
Jedna z pań sprawiała wrażenie skruszonej, druga - nie.

Gospodyni wpuściła je do mieszkania?
Wpuściła. Jedna z nich, pod pretekstem skorzystania z toalety, weszła do łazienki i otworzyła okno, by - co zapisano później w dokumentach SB, "technika mogła wejść do mieszkania". Druga podrzuciła w mieszkaniu ukryte w paczce z żywnością kompromitujące materiały, czyli sfabrykowane pamiętniki Ireny Kinaszewskiej, które odnalezione "przypadkowo" przez milicję - miały wpłynąć na papieża.

W jaki sposób?
Chociażby powstrzymując go przed tym, by podczas wizyty w Polsce nie mówił tego, co chciał powiedzieć.

Skąd w tym wszystkim wzięła się Irena Kinaszewska?

Musimy się cofnąć do lat 60. XX wieku, gdy Irena Kinaszewska, zatrudniona jako sekretarka w "Tygodniku Powszechnym", pracowała przy nagrywaniu i przepisywaniu homilii Karola Wojtyły. W tym czasie była już po rozwodzie, samotnie wychowywała syna. W "Tygodniku Powszechnym" znalazła pomoc i opiekę ze strony księdza Bardeckiego. Bezpieka, szukająca agentów w środowisku Kościoła, próbowała ją zwerbować i osaczyć.

Dlaczego samotna sekretarka wzbudziła zainteresowanie bezpieki?
Wykorzystano meldunki dwóch agentów (nie byli to redaktorzy, ale pracownicy techniczni) działających w redakcji "Tygodnika Powszechnego". Pisali oni, że Kinaszewska chodzi po redakcji i opowiada, jakie to dobre ma relacje z arcybiskupem, a potem kardynałem Wojtyłą. Istotnie, Wojtyła, widząc, w jak trudnym położeniu jest samotna matka, wychowująca w pojedynkę syna Adama, starał się jej pomagać. Pomógł jej znaleźć pracę, dawał do przepisywania swoje prace... Taki był Karol Wojtyła. Nie widział w drugiej osobie kobiety czy mężczyzny, tylko człowieka, któremu trzeba pomóc.

Za to agenci mieli kosmate myśli...

Informacje o rozanielonej Kinaszewskiej, opowiadającej wszem i wobec o splendorze, jaki na nią spłynął, szybko dotarły do SB. Postanowiono zbadać, czy coś jest na rzeczy. Założono pani Irenie podsłuch, śledzono ją.

I co?

Akcja zakończyła się raportem, z którego nic nie wynikło. Nie znaleziono żadnych informacji mogących skompromitować Wojtyłę. Nic nie wypłynęło. W końcu ich szef stwierdził, że absurdem jest dalsze śledzenie Kinaszewskiej. "Sprawa bez przyszłości" - napisał w raporcie.

A jednak tę "sprawę bez przyszłości" wygrzebano na początku lat 80. XX wieku.
Prawdopodobnie zrobiono to na rozkaz Moskwy, której zależało na zniszczeniu papieskiego autorytetu. W układance z tamtego okresu jest jeszcze jeden element - wizyta agenta w domu Kinaszewskiej. Mężczyzna ów, znajomy gospodyni, ponoć spił ją, dodając równocześnie do alkoholu narkotyk. Skierował rozmowę na papieża, wypytując o prywatne wątki znajomości. I choć było wiadomo, że żadnych rewelacji z tego nie będzie, być może wykorzystano fragmenty tej rozmowy przy preparowaniu fałszywego pamiętnika. Esbecy napisali go na maszynie, którą wcześniej posługiwała się Kinaszewska. A potem podrzucili do księdza Bardeckiego. Wszystko, na pozór, było dopięte na ostatni guzik. U księdza pojawia się milicja, znajduje pamiętnik... Zadziałała jednak ręka Pana Boga.

Dlaczego prowokacja się nie powiodła?

Grzegorz Piotrowski, czekający na koniec działań dwóch funkcjonariuszek w krakowskim hotelu Holiday Inn, pewnie z ulgą przyjął wieści o powodzeniu akcji. Zorganizował więc dla swojej ekipy zakrapianą imprezę w hotelowym pokoju, postawił kobietom kolację. Z tej radości towarzystwo kompletnie się spiło. A potem Piotrowski postanowił odwieźć panie swoim samochodem. I tak w nocy 2 lutego 1983 roku na ul. Marszałka Koniewa (dziś Armii Krajowej) prowadzony przez niego fiat 125p wjechał w słup. Trzeba było wezwać drogówkę, pogotowie... Wie pani, że nawet pamiętam tamten wypadek? Po Krakowie rozeszła się wieść, że pijany ubek rozbił samochód pod Holiday Inn. W ten sposób główny wykonawca zniszczył całą akcję. Funkcjonariusze zostali zdekonspirowani.

Co się stało z fałszywym pamiętnikiem?

Ks. Andrzej Bardecki był podejrzliwym człowiekiem. Miał świadomość, że od dawna zaciska się wokół niego pętla - śledziła go SB, w 1977 roku został pobity przez "nieznanych sprawców". Kiedy więc wrócił do domu i usłyszał o wizycie nieznajomych kobiet, dokładnie sprawdził, czy czegoś mu nie podrzucono. Znalazł "pamiętnik" i go spalił. Czyn w pełni zrozumiały, choć z punktu widzenia historyka mogę dziś powiedzieć - niestety. A kilka lat później minister spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, Krzysztof Kozłowski, jako pierwszy ujawnił tę prowokację.

Nadal jednak niszowe pisma antyklerykalne i anonimowi internauci rozpowszechniają fragmenty spreparowanego pamiętnika Ireny Kinaszewskiej. Czy to oznacza, że stworzono więcej egzemplarzy podróbki?

W archiwach nic nie znaleźliśmy. Być może prawdziwi autorzy "pamiętnika" wynieśli go wcześniej. Być może nie jest również przypadkiem, że ówczesny szef akcji Grzegorz Piotrowski i inni funkcjonariusze IV Departamentu współpracowali z tygodnikiem, który publikował owe rewelacje. Tak czy inaczej, pojawienie się lubelskiego plakatu przypomina próbę odgrzania wygrzebanych ze śmietnika kotletów. To prymitywne działanie. Albo ktoś jest na tyle głupi, że myśli, iż społeczeństwo uwierzy w prawdziwość esbeckiej prowokacji, albo sam w nią uwierzył.


[email protected]

Dr Marek Lasota - publicysta, dyrektor krakowskiego IPN, badał inwigilację Kościoła w czasach PRL. Autor m.in. publikacji "Donos na Wojtyłę. Karol Wojtyła w teczkach bezpieki", "Kościół katolicki w czasach komunistycznej dyktatury " i "Wojtyła na podsłuchu", zawierającej nieznane homilie Karola Wojtyły nagrywane i spisywane przez funkcjonariuszy SB.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki