Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzecznik praw dziecka: Zastanówmy się, co zrobić, żeby dzieci były szczęśliwsze

Dorota Abramowicz
Marek Michalak: Dorosłym się wydaje, że słuchają dzieci, a faktycznie mówią im tylko, co mają robić
Marek Michalak: Dorosłym się wydaje, że słuchają dzieci, a faktycznie mówią im tylko, co mają robić Paweł Relikowski
Prawie 90 procent nastolatków mówi, że dorośli ich nie słuchają, tylko komunikują im, co mają robić. A przecież prawo do wyrażania swojego zdania jest w tym wieku czymś najważniejszym. Oni muszą czuć się podmiotami - mówi rzecznik praw dziecka, Marek Michalak.

W pogotowiu opiekuńczym w Gdańsku doszło do tragedii. Dwunastoletni chłopiec, zabrany dziewięć miesięcy wcześniej z rodzinnego domu, popełnił samobójstwo. Będzie Pan reagował w tej sprawie?
Mówimy o historii bardzo smutnej i z pewnością wymagającej dokładnej analizy. Wystąpiłem już do służb wojewody pomorskiego o przeprowadzenie kompleksowej kontroli i powiadomienie mnie o jej wynikach. Będziemy ten przypadek analizować także w szerszym kontekście. Na pewno zapoznam się z tym, co ustali prokurator. Aktualnie bardzo trudno powiedzieć coś więcej, bo nie wiemy zbyt wiele. Osobne ustalenia robią też służby Urzędu Miasta. Poddam analizie te wszystkie raporty i ustalenia. Jeśli uznam, że jest taka konieczność, skieruję do Gdańska dodatkową kontrolę z biura rzecznika praw dziecka.

Czytaj więcej o tragicznej śmierci 12-latka w pogotowiu opiekuńczym

Co roku samobójczą śmiercią umiera około trzystu dzieci w Polsce, od dwóch i pół do pięciu tysięcy podejmuje próby samobójcze. Czy można jakoś powstrzymać tę koszmarną epidemię?
Każdy pojedynczy przypadek samobójstwa dziecka to wielka tragedia, która nie powinna mieć miejsca. Jako rzecznik od dawna wskazuję na wiele problemów dnia codziennego, m.in. zaburzone relacje, brak poświęcanego czasu, przedmiotowe traktowanie, agresję i przemoc czy niedostateczny dostęp do opieki specjalistycznej, np. psychiatrycznej. W skali kraju jest ona daleko niezadowalająca. Lekarzy psychiatrów mamy jak na lekarstwo. Trzeba zwrócić uwagę też na uwarunkowania środowiskowe. W dużych miastach jest nieco łatwiej dostać się do psychiatry, ale całkiem niedawno, w jednym z województw, nie można było, z powodu braku specjalistów, uruchomić nawet jednego oddziału stacjonarnego. Był też problem z obsadzeniem konsultantów wojewódzkich w dziedzinie psychiatrii dziecięcej.

Czytaj też: Śmierć 12-latka. Żeby ta tragedia nie nakręcała kolejnych

Dlaczego tak się dzieje?
Brakuje ludzi zainteresowanych tym zawodem. Psychiatria dziecięca, podobnie jak większość specjalności pediatrycznych, jest niedoszacowana, co powoduje, że lekarze nie są zainteresowani specjalizacją, a szpitale otwieraniem oddziałów dla dzieci i młodzieży. Konsekwentnie w tym temacie biję na alarm.

Nie każde dziecko, które podejmuje próbę samobójczą, jest dzieckiem chorym psychicznie. Od dyrektora szpitala psychiatrycznego na gdańskim Srebrzysku usłyszałam, że nawet u 90 proc. dzieci trafiających na oddział, często po próbach odebrania sobie życia, diagnozuje się zaburzenia zachowania i emocji. Te dzieci nie powinny w ogóle trafiać do szpitali!
Wielokrotnie interweniowałem w tej sprawie, korzystając z uprawnień rzecznika praw dziecka. Kierowałem wystąpienia generalne do właściwych szefów resortów rządowych, a ostatnio też do marszałków województw. Pytałem o rodzinną pieczę zastępczą i placówki opiekuńczo-terapeutyczne, które powinny zapewnić pomoc dzieciom z zaburzeniami zachowania.

Przetrzymywanie dzieci, które nie są chore, na oddziałach psychiatrycznych jest niehumanitarne i pozbawione sensu. Z drugiej strony pogotowie opiekuńcze, które jest placówką z założenia interwencyjną, także nie jest chyba najlepszym rozwiązaniem... To co można było zrobić z takim dzieckiem jak Marek?
Pogotowie opiekuńcze jest czymś przejściowym. Z zasady pobyt w nim nie powinien przekroczyć pół roku.

Marek był tam prawie dziewięć miesięcy...

Jak to wyglądało w tej konkretnej sytuacji, zostanie sprawdzone podczas procedury kontrolnej. Zbadamy, jakie były wskazania, co z nich wynikało, którzy specjaliści się w tej sprawie wypowiadali. Z tych informacji będziemy formułować wnioski. Wracając do pani pierwszego pytania - najpierw trzeba maksymalnie wesprzeć rodzinę biologiczną. Po to ustanowiono m.in. asystenta rodziny, by w tym pomagał. Fachową pomocą dziecko mogą otoczyć również zawodowe specjalistyczne rodziny, ale tych rodzin nie ma i nie ma chęci ich zakładania. Niestety brakuje również placówek opiekuńczo-terapeutycznych. Ich funkcjonowanie w dużym stopniu zależy od samorządów wojewódzkich, stąd mój apel do marszałków o przeanalizowanie sytuacji na swoim terenie i zastanowienie się, jak można ten problem rozwiązać. Nie ma żadnego uzasadnienia, aby dzieci np. z Dolnego Śląska musiały przebywać w takiej placówce na Pomorzu, daleko od rodzinnego domu. Dzieci powinny zostać skierowane do ośrodka znajdującego się możliwie najbliżej miejsca zamieszkania, tak aby mieć łatwy kontakt z rodziną biologiczną. To też jest bardzo ważne.

Od rodziny wiem, że Marek bardzo cierpiał z powodu braku kontaktu z matką...
Absolutnie to rozumiem, przecież rodzice są dla dziecka osobami najbliższymi. Jeśli sąd nie zakazał spotykania się z rodziną biologiczną, to kontakty powinny być nie tylko umożliwiane, ale wręcz stymulowane przez placówkę. Każda placówka ma wręcz obowiązek utrzymywania kontaktów z rodziną. Dobre relacje rodzinne trzeba podtrzymywać.

W tym roku minie dziesięć lat od śmierci czternastoletniej Ani, która odebrała sobie życie po molestowaniu przez kolegów w gdańskim gimnazjum. Teraz zginęło kolejne dziecko. Czyżby nie wyciągnięto wniosków z tamtej tragedii?
Wydaje się, że są to dwie różne sprawy. W przypadku z 2006 r. istotny wpływ na przebieg zdarzeń miały działania grupy rówieśniczej. Dziś, do zakończenia śledztwa, niewiele możemy powiedzieć na temat przyczyn samobójstwa chłopca. Jedynym wspólnym punktem w obu przypadkach jest śmierć dziecka.

Ta śmierć wpisuje się jednak drugi raz w tematy poruszane w ogólnopolskiej dyskusji z udziałem polityków. Przed dziesięcioma laty była to kwestia przemocy rówieśniczej w gimnazjach, dziś słychać wezwania padające m.in. z ust wiceministra sprawiedliwości, by z powodu biedy nie odbierać dzieci rodzicom.
Pełna zgoda - wyłącznie z powodu ubóstwa absolutnie nie wolno zabierać dziecka z rodziny. Odwrotnie, należy udzielić rodzinie potrzebnego wsparcia. Żaden sąd nie powinien kierować się tylko i wyłącznie kwestią zamożności rodziców przy podejmowaniu decyzji. Musi istnieć bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa dziecka, jego życia, zdrowia lub istotne zaniedbania. W przypadku dwunastolatka nie pojawiła się do tej pory żadna informacja potwierdzająca fakt, że postanowienie sądu o umieszczeniu chłopca w pogotowiu opiekuńczym wynikało z niezamożności matki. Będę oczywiście czytał akta sądowe i dokładnie analizował podstawy decyzji sądu, ale na razie nic na to nie wskazuje. Zresztą uważam, że w Polsce nie ma zjawiska odbierania dzieci tylko i wyłącznie z powodu ubóstwa rodziców. Nie wykluczam kategorycznie jednostkowej sytuacji, ale badając przypadki, które zgłaszane są do biura rzecznika praw dziecka, z praktyki mojego urzędu nie mogę potwierdzić takiej tezy. Powtarzam - względy socjalne nie mogą być jedyną przesłanką.

Co my, dorośli, powinniśmy zrobić, by dzieci nie uciekały od życia?
Postawmy pytanie w inny sposób - co możemy zrobić, aby dzieci były szczęśliwsze? Przede wszystkim przestańmy traktować je jak przedmioty, rozstawiając jedynie po kątach. Wsłuchujmy się w ich głos, wysłuchujmy ich zdania. Młodzi ludzie sami się o to upominają. W hierarchii praw dziecka nie ustawiają wcale na pierwszych miejscach prawa do opieki, zdrowia czy edukacji. I to nie dlatego, że nie są to prawa dla nich ważne, ale dlatego, że czują, iż są one zabezpieczone.

To co jest dla nich najważniejsze?
Prawo do wyrażania własnego zdania. Prawie 90 proc. nastolatków mówi: nie słuchacie nas, dorośli. To znaczy wam się wydaje, że słuchacie, ale tak naprawdę komunikujecie nam jedynie, co mamy zrobić. Prawdziwy dialog z dzieckiem na pewno ułatwiłby wzajemne relacje. Łatwiej porozumieć się, wiedząc, co druga osoba myśli, czuje. Trzeba dać dziecku szansę na różnych płaszczyznach - w domu, w szkole, w szpitalu, przed sądem. To są miejsca, gdzie różne decyzje dotyczące dzieci są podejmowanie. One muszą czuć się podmiotami. Mówiliśmy też o tym, że coraz więcej dzieci ma problem z zaburzeniami zachowania. Ma to także związek z brakiem czasu. Dorośli często nie rozmawiają, nie słuchają, nie budują prawidłowych relacji, które pozwalają na stworzenie prawidłowej osobowości i poczucia bezpieczeństwa młodego człowieka o stabilnej osobowości.

Smutne...
Mam nadzieję, że tak dramatyczne wydarzenia jak opisywane w ostatnim tygodniu przez „Dziennik Bałtycki” zmuszą wiele osób do refleksji. Może i ten artykuł przekona kogoś, by popatrzeć trochę inaczej na swojego dziecko, które cicho cierpi, mając poczucie, że jest piątym kołem u wozu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki