Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera książki o "Nikosiu". Data premiery, fragment, gdzie kupić, cena. To jedna z najbardziej wyczekiwanych książek tego roku

Agnieszka Kostuch
Agnieszka Kostuch
Edyta Skotarczak poinformowała, że premiera książki „NIKOŚ” – Ruletka życia” odbędzie się 18.08. Tylko u nas pierwszy fragment.

Edyta Skotarczak: książka o Nikosiu. Kiedy premiera?

Kilka tygodni temu Edyta Skotarczak, w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim, ujawniła, że przygotowuje się do wydania książki o swoim mężu, Nikodemie. W piątek, 27.05. przekazała, że data premiery zbliża się wielkimi krokami.

- Mogę już oficjalnie ogłosić, że premiera książki „Nikodem Skotarczak „NIKOŚ” - Ruletka życia” odbędzie się 18 sierpnia tego roku. Książka jest unikatowym produktem zawierającym około 80 szt. kolorowych, nigdzie niepublikowanych, ciekawych zdjęć. Znajdą się tam też niezwykłe listy, które pisał do mnie mój mąż.

Zobacz też: Żona Nikodema Skotarczaka, Edyta Skotarczak, wydaje książkę. Znamy pierwsze szczegóły

Żona Nikodema Skotarczaka poinformowała, że właśnie ruszyła przedsprzedaż. Na każdego, kto zdecyduje się na zakup książki przedpremierowo, czekają promocje i niespodzianki. Wysyłka będzie realizowana w kolejności zamówień.

- Pierwsze 500 osób, które zdecyduje się kupić książkę w przedsprzedaży, będzie miało szansę otrzymać spersonalizowaną dedykację. Kolejne 3 tys. dostanie mój autograf. Poza tym książka będzie w promocyjnej cenie, a także zostanie dostarczona za darmo na terenie całego kraju. Dostałam sporo pytań o możliwość zakupu z zagranicy. Będzie taka szansa – w tym przypadku trzeba będzie doliczyć koszt przesyłki do danego kraju. Mam jeszcze jedną niespodziankę, którą otrzyma każdy czytelnik po zakupie mojej książki w czasie przedsprzedaży.

Edyta Skotarczak powiedziała też, że nie przewiduje spotkań autorskich, dlatego będzie to jedyna szansa, by zdobyć książkę z autografem i dedykacją. By skorzystać z takiej okazji, trzeba się będzie pospieszyć, a także w trakcie dokonywania zakupu, dopisać informację o chęci otrzymania dedykacji.

Edyta Skotarczak wydaje książkę o Nikodemie Skotarczaku. Co znajdzie się w „Ruletce życia”?

Żona Nikosia uchyliła rąbka tajemnicy i zdradziła, co będzie można znaleźć w „Ruletce życia”.

-Książka jest swego rodzaju pamiętnikiem. Przedstawiłam w niej zarówno naszą wspólną historię, jak i życie rodzinne. Nie zabraknie też perypetii Nikodema, których byłam świadkiem, a także historii z jego życia, o których mi opowiadał. Na dowód tego, że są one prawdziwe, dołączyłam niepublikowane dotąd zdjęcia oraz listy, które pisał do mnie Nikodem. Czytelnik będzie miał szansę poznać zupełnie innego „Nikosia” niż takiego, którego w sposób kłamliwy próbują od kilku lat przedstawiać opinii publicznej pojedyncze osoby.

Edyta Skotarczak ujawniła, że kilka lat temu ostrzegano ją przed tym, by nie wydawać książki o mężu. Postanowiła jednak zrobić inaczej.

-Pewien znany trójmiejski mecenas ze „stowarzyszenia” zwanego potocznie tzw. „układem gdańskim” ostrzegał, a właściwie przekazywał mi „dobrą radę”, abym czasem nie wpadła na pomysł napisania książki o życiu z Nikosiem… Pomyślałam sobie, że skoro Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym krajem, w którym wyznawane są wartości europejskie, obywatele mają swoje konstytucyjne prawa, a właśnie w Gdańsku jest tak wiele osób głośno mówiących o Konstytucji RP, to w sumie, dlaczego by nie korzystać w pełni z przysługujących mi praw i nie napisać książki. To jeszcze bardziej zmotywowało mnie, żeby to zrobić.

Jeszcze nie tak dawno, na banerach reklamowych w kilku miastach Polski można było zobaczyć napis „Król Wybrzeża powrócił” reklamujący pewien „film” z wyjątkowo kłamliwymi treściami, a mający jakoby nawiązywać do osoby mojego męża Nikodema Skotarczaka ps. „Nikoś”. Stało się tak, że sami inspiratorzy filmu wywołali „Nikosia” i „Król Wybrzeża” faktycznie powraca, tylko w prawdziwej odsłonie. To jest trochę tak jak z wywoływaniem duchów. Niektórzy nieświadomie wywołują duchy, nie zdając sobie sprawy z tego, jakie mogą być konsekwencje takich działań…

Książkę Edyty Skotarczak można zakupić online poprzez jej oficjalną stronę internetową
www.edytaskotarczak.com lub przez Allegro. Na tę chwilą nie przewidziano sprzedaży stacjonarnej.

Zobacz też:24. Rocznica śmierci Nikodema Skotarczaka. Jak zginął Nikoś? Edyta Skotarczak przerwała milczenie

Książka „Nikodem Skotarczak „NIKOŚ” - Ruletka życia”: wstęp

Drogi Czytelniku.

Trzymasz w ręku książkę, która rodziła się w moich myślach przez kilka lat.

Jest to zbiór fragmentów moich osobistych przeżyć i doświadczeń od momentu, kiedy stałam się pełnoletnia. Piszę o tym, jak w skrócie wyglądało moje życie, zanim poznałam Nikosia, oraz jak potoczyły się nasze losy i zdarzenia przez okres 7 lat wspólnego życia. Chcę również niejako przybliżyć obraz naszego zwykłego, codziennego życia.

Opisuję postać człowieka, którego okrzyknięto medialnie „ojcem chrzestnym” gdańskiej mafii. Tak naprawdę „Nikoś” – oprócz tego, że miał wielką charyzmę, nietuzinkowy charakter, smykałkę do zarabiania pieniędzy, mnóstwo nieszablonowych pomysłów i łatwość nawiązywania kontaktów – był jak każdy z nas normalnym człowiekiem, który chciał być po swojemu szczęśliwy, który jak każdy z nas miał uczucia, jak również swoje smutki i zmartwienia, marzenia i ciekawe przemyślenia.

W książce staram się zachować czasową chronologię zdarzeń. Nie opisuję żadnych plotek, a jedynie to, co widziałam na własne oczy, lub to, co opowiadał mi mój mąż.

Warto mieć na uwadze, że w latach 90. nie było Internetu, gdzie można byłoby pozyskiwać informacje na temat różnych osób, ich powiązań czy zdarzeń, tak jak ma to miejsce dzisiaj, w ogólnodostępnej przestrzeni wirtualnej. W tamtym czasie wszystkie relacje międzyludzkie bazowały na żywym osobistym kontakcie, na tym, co ktoś powiedział, przez co trudno było te informacje zweryfikować w rzeczywistym czasie, kto jest kim naprawdę i czym się zajmuje.

Dopiero oś czasu odkrywa wszystko – ściąga ludziom maski z twarzy i pokazuje ich prawdziwe oblicza. Potrzeba czasu, aby pewne rzeczy ułożyły się w całość, aby wyłonił się z tego obraz, o co naprawdę w tym wszystkim chodziło.

To, czy lektura tej książki wyda się Tobie ciekawa, zależeć będzie od tego, czego się po niej spodziewasz. Na pewno znajdą się w niej wątki i treści nikomu wcześniej nieznane i zarazem momentami szokujące i zaskakujące…

W książce zawarte są również fragmenty listów Nikodema, które do mnie pisał, na potwierdzenie autentyczności różnych opisanych przeze mnie sytuacji i faktów z naszego wspólnego życia. Są ponadto niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia.

Przeżyte sytuacje jasno mi zobrazowały, że w tym specyficznym środowisku, w którym musiałam niejako na uboczu egzystować, nie ma żadnego kodeksu honorowego, nie działa też zasada zaufania, a osoby słowne i szlachetne można policzyć na palcach jednej ręki.

Z racji wielu nieprawdziwych treści, które „krążą” w przestrzeni publicznej od wielu lat na temat Nikosia, a w ostatnim czasie również na mój temat – a wynikających często z braku rzetelności niektórych dziennikarzy – byłam poniekąd zmuszona odnieść się do fałszywych informacji zaśmiecających i zakłamujących przestrzeń medialną. Dlatego też powstała ta książka, która, mam nadzieję, raz na zawsze utnie spekulacje i zakończy rozpowszechnianie kłamstw na nasz temat.

Zawsze wychodziłam z założenia, że prawda sama się obroni, ale pod jednym warunkiem – musi być przedstawiona druga wersja wydarzeń, uwzględniająca punkt widzenia drugiej strony. Nie należy sądzić wyłącznie na podstawie małego wycinka rzeczywistości naszego wspólnego życia, o jakim opowiadają ludzie nam obcy, a często nieprzyjaźni lub zazdrośni. Trzeba opowiedzieć całość, by ukazać całą złożoność różnych sytuacji w tej historii występujących. Dlatego każdy samodzielnie i trzeźwo myślący, inteligentny czytelnik tej książki może wyrobić sobie własną opinię na tematy i wydarzenia, które są w niej zawarte.

Dynamika rozwoju wątków w tej książce momentami może się różnić, ponieważ pisałam poszczególne jej fragmenty w różnym czasie i chowałam do szuflady, czekając, aż nadejdzie odpowiedni moment na ich publikację.

Opisałam tę naszą historię, będąc oczywiście świadomą swoich pisarskich ograniczeń. Uważam jednak, iż nikt inny nie byłby w stanie spisać dokładniej ode mnie tego wszystkiego, co nas, mnie osobiście, spotkało i dotknęło w życiu – co czułam i myślałam w czasie tych lat, które spędziłam u boku charyzmatycznego człowieka, jakim był mój mąż Nikodem.

„Nikodem Skotarczak „NIKOŚ” - Ruletka życia”. Fragment rozdziału „Gang w potrzasku"

Pogoda tego dnia była słoneczna. Przed południem wspólnie z Nikodemem pojechaliśmy na krakowskie Stare Miasto. Jeździliśmy wtedy czerwoną Corvettą Cabrio. Kiedy dojechaliśmy do centrum, samochód zaparkowaliśmy przy Akademii Sztuk Pięknych, nieopodal Rynku Kleparskiego.

Nikodem jak zwykle poszedł do budki telefonicznej gdzieś zadzwonić, trzymając w ręku swój pomiętolony notes z numerami telefonów do swoich znajomych. Zawsze korzystał z budek znajdujących się w różnych miejscach miasta, a ja w tym czasie zazwyczaj robiłam zakupy spożywcze. Tego dnia po zakupach poszliśmy jeszcze na spacer po starym mieście, a potem postanowiliśmy zjeść po dewolaju z frytkami i surówką wiosenną w naszym ulubionym barze Bistro na ulicy Siennej.

Po kilku godzinach spędzonych w centrum Krakowa wracaliśmy do domu. Jechaliśmy dwupasmową trasą w kierunku Zakopanego, zmierzając na Kliny, do dzielnicy domów jednorodzinnych, gdzie wtedy mieszkaliśmy. Prowadził Nikodem.

Oboje byliśmy w doskonałych humorach. Jadąc tak sobie spokojnie i pnąc się pod górę, na wysokości Borka Fałęckiego, naprzeciwko kościoła pw. Matki Bożej Zwycięskiej, zobaczyliśmy zaparkowane po prawej stronie auta policyjne i stojących obok policjantów. Stali na skrzyżowaniu i wyrywkowo zatrzymywali pojazdy do kontroli. Jechaliśmy wtedy spokojnie naszą corvettą z otwartym dachem, przez co samochód rzucał się w oczy.

W którymś momencie nagle zauważyliśmy, jak z policyjnej nysy w ekspresowym tempie wyskakuje jeszcze jeden policjant i zamaszystym krokiem biegnie w naszą stronę z wyciągniętą komicznie ręką. Do tego gwałtownie wymachuje swoim policyjnym lizakiem, wskazując nam miejsce na poboczu.

Nikodem, jak to zobaczył, automatycznie wcisnął gaz do dechy. Zamiast się zatrzymać, pomknęliśmy po prostu przed siebie prosto w kierunku Zakopanego. Natychmiast w pościg za nami ruszyły dwa policyjne auta, które z włączonymi silnikami stały zaparkowane na poboczu. Stary polonez i duży Fiat 125p.

Sytuacja była poważna, ale zarazem na tyle kuriozalna i zabawna, że w trakcie tej ucieczki oboje śmialiśmy się na cały głos. Kiedy odwróciłam się do tyłu, by sprawdzić, w jakiej odległości od nas są radiowozy, widziałam, że ścigającym nas policjantom z nerwów dosłownie oczy wylatywały z orbit. Robili wszystko, aby przyspieszyć swoimi policyjnymi wozami, kołysząc się to do przodu, to do tyłu. My w tym czasie zdążyliśmy już znacznie oddalić się, z każdą sekundą coraz bliżsi temu, by zgubić cały pościg.

Ale był taki moment tuż za zjazdem z górki, gdy znaleźliśmy się w niewidocznym dla goniących punkcie. Mówię do Nikodema: „skręć natychmiast w prawo w boczną uliczkę, nie zobaczą nas i zgubimy ich”. Nikoś posłuchał i skręcił. Byliśmy już niewidoczni dla policji, ale jechaliśmy bardzo szybko i gdy Nikodem zrobił zbyt gwałtowny skręt kierownicą, samochód wpadł w poślizg. Ostro uderzył w drzewo przednią stroną błotnika pojazdu, auto zatrzęsło się, ale na szczęście Nikoś dodał gazu i wyprowadził samochód na prostą.

Byliśmy wciąż w ruchu, Nikodem pędził jak oszalały. Powiedziałam mu, żeby się uspokoił i zwolnił, bo zwracamy na siebie uwagę podwójnie: nie dość, że nietypowym wyglądem auta i prędkością jazdy, a teraz dodatkowo wgniecionym błotnikiem.

Zwolnił więc i wypuścił z ust powietrze, mówiąc do mnie: „udało się”. Po kilku kilometrach spokojnej już jazdy zauważyłam po drodze jakiś dom z otwartym pustym garażem. Mówię do niego: „Popatrz, to jest znak. Skręć tam i wjedź do tego garażu”.
Nikodem, nie pytając nikogo o pozwolenie, wjechał z drogi asfaltowej na czyjąś posesję, wprost do otwartego garażu. Wyglądało to tak, jakby wjeżdżał do siebie. Po chwili zaparkował samochód. Wysiedliśmy, po czym „Nikoś” zamknął dwuskrzydłowe drewniane drzwi garażowe.

Cały komizm tego zdarzenia polegał na tym, iż właściciele posesji siedzieli sobie spokojnie w tym czasie w ogródku pod parasolem, przy chłodzących napojach, i z uwagą śledzili sytuację rozgrywającą się na ich oczach. W sumie była to dosyć nietypowa scena...
Podeszliśmy wprost do nich, do ogrodu. Nikodem od razu zaczął tłumaczyć siedzącemu tam mężczyźnie w sile wieku, że niedaleko stąd mieliśmy małą stłuczkę, uderzyliśmy w drzewo i że nie możemy dalej jechać rozbitym autem. A to jest drogie auto i nie chce ryzykować zwiększenia uszkodzeń. Facet przyglądał się nam z zaciekawieniem, z lekkim uśmiechem na twarzy.

Nikodem przedstawił się Marek Jankowski. Powiedział, że jest obywatelem Niemiec i że jutro przyśle mechanika po samochód, a tymczasem gotów jest zapłacić za garażowanie. Wyciągnął z kieszeni zwinięty duży plik banknotów, odliczył pokaźną sumkę i wręczył mężczyźnie do ręki.

Ten na widok pieniędzy uśmiechnął się szeroko i powiedział: „Nie ma sprawy, auto może stać tyle, ile szanowny pan sobie życzy”. Spisaliśmy dokładny adres tego domu na kartce, Nikodem powiedział, że jutro ktoś podjedzie z mechanikiem po auto.

Pożegnawszy się poszliśmy piechotą na przystanek autobusowy.

Ten dzień był bardzo upalny i słoneczny, do tego ekstremalne wrażenia spowodowały, że pot lał się nam dosłownie po plecach. Byliśmy jednak szczęśliwi, że jesteśmy razem i że udało nam się uciec z obławy.

Na przystanku nie czekaliśmy zbyt długo. Podjechał miejski autobus, wsiedliśmy i pojechaliśmy do centrum Krakowa. Usiedliśmy osobno, aby nie wzbudzać ewentualnych podejrzeń, nie wiedząc przecież, jaki będzie dalszy rozwój sytuacji.

Przejeżdżaliśmy obok kościoła w Borku Fałęckim, skąd wcześniej uciekaliśmy przed pościgiem policyjnym, a gdzie nadal widoczna była blokada policyjna na skrzyżowaniu. Tym razem zatrzymywano już wszystkie jadące auta w obie strony. Mieliśmy szczęście, bo naszego autobusu nie skontrolowano. Policjant tylko machnął ręką kierowcy, żeby ten jechał dalej. Odetchnęliśmy z ulgą.

W tamtych czasach nie było telefonów komórkowych i nie było możliwości szybkiego skontaktowania się w razie potrzeby, więc pojechaliśmy w ciemno prosto do naszej znajomej, do jej mieszkania w centrum Krakowa. Nikodem poprosił mnie, abym sama pojechała do naszego domu na Klinach i poczekała tam na jego oczekiwanych akurat w tym dniu gości. Wymyślił, że następnie wszyscy razem przyjedziemy do niego do centrum Krakowa. Poinstruował mnie: „Bądź ostrożna i czujna, jeśli zobaczysz, że coś jest nie tak po drodze, to nie podjeżdżaj pod dom”, tylko wróć do mnie.

Najpierw pojechałam do swojego taty pożyczyć od niego samochód, Mercedesa 124 Kombi, którego dostał kilka miesięcy wcześniej od Nikodema. Powiedziałam mu, że potrzebuję pożyczyć go na parę godzin. Następnie udałam się do domu na Kliny, jadąc tym razem zupełnie inną drogą od strony dzielnicy Kurdwanowa. Nikogo podejrzanego w okolicy nie zauważyłam, dlatego spokojnie weszłam do domu, chociaż zastanowiło mnie przez chwilę, dlaczego mój wilczur tak mocno szczeka na mój widok, a nigdy wcześniej tego nie robił. Jego zachowanie mnie zastanowiło.

I wtedy naszła mnie intuicyjna, choć irracjonalna myśl, że coś tu jednak nie gra. Ogarnięta nagłym lękiem dostałam gęsiej skórki na całym ciele. Postanowiłam natychmiast wyjść z domu.

Pies Tarzan czekał pod drzwiami na wycieraczce i cały czas strasznie ujadał. Schyliłam się do niego i pogłaskałam go po grzbiecie, próbując uspokoić, ale on nadal szczekał bez opamiętania, jakby chciał mi coś powiedzieć...

Wsiadłam pośpiesznie do samochodu i pojechałam w kierunku Zakopianki, gdzie przy kościele pw. Matki Bożej Zwycięskiej nadal była ustawiona blokada policyjna. Chciałam pojechać prosto do Nikodema do centrum Krakowa i powiedzieć mu, co się dzieje. Tuż przed samym skrzyżowaniem zatrzymała mnie policja do kontroli.

Policjant poprosił grzecznie, abym wyszła z auta, po czym powiedział do mnie: „Jest pani zatrzymana do wyjaśnienia, na okoliczność pobytu w domu przy ulicy Fiderkiewicza”. Potem poprosił mnie o wejście do suki policyjnej.

Po chwili otwierają się drzwi policyjnej nyski, a ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu moim oczom ukazuje się skuty w kajdanki i siedzący z posępną miną jeden z gości Nikodema, który miał tego dnia przyjechać do niego. Był to znany trójmiejski biznesmen, wtedy jeden z najbogatszych Polaków...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki