Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozpoczął się proces o 9,5 mln zł dla dzieci skazanego w „procesie marynarzy”

wie
W środę 29 stycznia 2020 r. przed sądem w Gdańsku rozpoczęła się sprawa o ok. 9,5 mln zł zadośćuczynienia i odszkodowania ze Skarbu Państwa
W środę 29 stycznia 2020 r. przed sądem w Gdańsku rozpoczęła się sprawa o ok. 9,5 mln zł zadośćuczynienia i odszkodowania ze Skarbu Państwa Przemysław Świderski
Ponad 5 lat za kratami spędził w stalinowskim więzieniu Jan Zbonik, który po zwolnieniu do domu zmarł zaledwie w wieku 54 lat. Za kratami był bity, torturowany i trzymany w karcerze, a wszystko to przyczyniło się do jego przedwczesnej śmierci – przekonują pełnomocnicy dzieci ostatecznie uniewinnionego w 1990 roku mężczyzny skazanego w głośnym „procesie marynarzy”. Sprawa o ok. 9,5 mln zł zadośćuczynienia i odszkodowania ze Skarbu Państwa rozpoczęła się w środę 29 stycznia 2020 r. przed sądem w Gdańsku.

Notę biograficzną na temat Jana Zbonika otrzymaliśmy na kilka dni przed zaplanowaną na środę 29 stycznia 2020 r. rozprawą z Kancelarii Radcy Prawnego Anny Bufnal reprezentującej wiekowych dziś syna i córkę mężczyzny. Wynika z niej, że w latach 1920-1939 J. Zbonik służył w wojsku (zdobywając odznaczenia m.in. Brązowy Krzyż Zasługi, Medal Niepodległości, Medal za Wojnę 1918 r., Medal za Długoletnią Służbę, Medal Wolności i Zwycięstwa). Później wstąpił do tajnej organizacji o kryptonimie Semper Fidelis Victoria, dowodzonej przez majora Stanisława Pietrasiewicza (ps. „Orlicz”, „Orski”), będącej komórką organizacyjną (Okręg XII Gdańsk-Morski) ogólnopolskiego ruchu niepodległościowego o nazwie Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, gdzie działał na rzecz niepodległościowego bytu Państwa Polskiego. Właśnie w związku z przynależnością do tajnego zrzeszenia, został aresztowany w marcu 1946 roku, a wyrokiem wydanym niespełna rok później skazany na 10 lat pozbawienia wolności oraz dodatkową karę pozbawienia praw publicznych i obywatelskich praw honorowych przez okres 5 lat, a także przepadek całego mienia. Ostatecznie za kratami, dzięki amnestii, spędził ponad 5 lat, bo równe 1841 dni – niewiele ponad połowę pierwotnego wyroku. Jak jednak tłumaczą prawnicy, na przedwczesną śmierć J. Zbonika w wieku 54 lat, w 1954 roku - kilka lat po zwolnieniu do domu - wpłynęły warunki izolacji i śledztwa.

(…) znęcali się nad nim w formie fizycznej i psychicznej w celu zniszczenia jego woli, w szczególności poprzez długotrwałe, wielogodzinne, wielokrotne przesłuchania o różnych porach doby w tym głównie w porze nocnej połączonych z groźbami i zadawaniem tortur: pozbawianiem snu i jedzenia, biciem i zastraszaniem na różny sposób (…)

- czytamy w cytowanym we wniosku o zadośćuczynienie i odszkodowanie wyroku, którym ostatecznie Sąd Marynarki Wojennej w Gdyni w 1990 roku uniewinnił Jana Zbonika. Jak się również dowiadujemy, mężczyzna, który nie wiedział czy kiedykolwiek wróci do rodziny ani czy przeżyje, „był tak dotkliwie bity po twarzy, że w pewnym momencie wbito mu w oczodół okulary, które nosił, co spowodowało trwałe uszkodzenie oka i konieczność wykonania skomplikowanej operacji. Dodatkowo ojca wnioskodawców umieszczano w tzw. karcerze, czyli bardzo ciasnym, przeważnie betonowym i zimnym pomieszczeniu, pełniącym funkcję izolatki. Tam stosowano wobec niego kolejną torturę, polegającą na skrępowaniu go w ten sposób, by na jego głowę spadały krople wody, co po pewnym czasie powodowało bardzo duży dyskomfort."

- Dochodzimy zadośćuczynienia, czyli rekompensaty za krzywdę, którą doznał Jan Zbonik przez 5 lat pozbawienia wolności. Podnosimy rozmiar jego cierpienia, podnosimy okoliczności jego represjonowania również przez ówczesne władze polskie i to wszystko sąd powinien wziąć pod uwagę - mówiła dziennikarzom poza salą rozprawa radca prawna Katarzyna Szybowska z Kancelarii Radcy Prawnego Anny Bufnal. Tłumaczyła, że w latach dziewięćdziesiątych rodzina marynarza otrzymała jedynie rekompensatę związaną z jego - utraconymi ze względu na uwięzienie – zarobkami. To niewielki ułamek kwoty 9,5 mln zł, której dziś domagają się pełnomocnicy.

- Mama prosiła, żebym siedziała w oknie i dawała znaki, żeby nikt do nas nie wchodził – zeznała na temat sytuacji tuż po aresztowaniu ojca, 86-letnia córka mężczyzny, dziś emerytka. Na pierwszej rozprawie 29 stycznia 2020 r. mówiła też, że organizacja, w której działał ojciec była tajna, a po jego zatrzymaniu agenci Urzędu Bezpieczeństwa siedzieli w korytarzu mieszkania przez wiele dni oczekując na gości. Zaznaczyła, że zwłaszcza po śmierci ojca sytuacja materialna rodziny była bardzo trudna, a ona dwukrotnie nie dostała się na studia, mimo zdania egzaminów. - Odpisano mi, że nie ma dla mnie miejsca na żadnej uczelni w Polsce – mówiła łamiącym się głosem.

Wspominała też o problemach ojca ze zdrowiem już po opuszczeniu więzienia: dolegliwościach żołądkowych, kłopotach ze wzrokiem. W jej relacji mężczyzna stał się małomówny, a wcześniej o jedynej wizycie w zakładzie karnym, w której uczestniczyła powiedziała: - Był wychudzony.

- Byłem świadkiem jak więźniowie byli zaprzęgnięci do wozu załadowanego kamieniami – relacjonował z kolei 76-letni dziś syn mężczyzny (dziś również emeryt), opisując wstrząsający widok, jaki zastał w 1949 roku w zakładzie karnym, gdzie przebywał ojciec. Opowiedział też o swojej reakcji na pytanie jednej z przedszkolnych opiekunek na temat doświadczenia wizyty, co skończyło się jego relegowaniem z placówki w wieku 6 lat: - Złapałem kałamarz i wyrżnąłem w [portret] Stalina, który spadł.

- Ojciec harował od rana do północy, żeby tylko wynagrodzić swoim dzieciom i żonie te trudy, które musieliśmy znosić – mówił na temat sytuacji po zwolnieniu ojca do domu i zastrzegł, że był on stale nieobecny lub przemęczony, a dzieci cieszyły się gdy miały okazję zagrać z nim w szachy. - Zabrano mu co najmniej 25 lat życia – twierdził.

Jan Zbonik zmarł na raka mózgu, a rodzina jego chorobę łączy z faktem, że w zakładzie karnym umieszczany był w karcerze w takiej pozycji, że woda kapała mu na głowę (co było elementem tortury). - Ja potrzebowałem ojca, dla mnie był wszystkim, autorytetem największym. Niestety go nie miałem – zastrzegł syn.

Sędzia Magdalena Kierszka z Sądu Okręgowego w Gdańsku, zapowiedziała poproszenie onkologa o ocenę czy tortura przy pomocy kropel wody mogła spowodować raka. Kolejny termin rozprawy wyznaczony został na marzec 2020 r.

POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki