Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Roman Rogocz był Kazimierzem Górskim gdańskiej Lechii

Paweł Stankiewicz
Roman Rogocz (czwarty od prawej).
Roman Rogocz (czwarty od prawej).
To był wspaniały człowiek. Prawdziwy lechista, który swoje życie poświęcił biało-zielonym. Zawsze pogodny, uśmiechnięty. To Roman Rogocz, który w czwartek odszedł od nas. Miał 86 lat.

Rogocz to bez dwóch zdań legenda Lechii. W 1948 roku awansował z biało--zielonymi pierwszy raz w historii do ekstraklasy. W krajowej elicie rozegrał 104 mecze i strzelił 29 goli. W sumie w barwach Lechii zaliczył 156 występów, w których zdobył aż 90 bramek. Po skończeniu kariery piłkarskiej pracował z młodzieżą Lechii, a później był trenerem pierwszego zespołu biało-zielonych. Poprowadził drużynę z ławki trenerskiej w 53 meczach, a w 1972 roku awansował z Lechią do drugiej ligi.

Dziś ciepło wspominają Rogocza jego wychowankowie i byli podopieczni, a obecnie także szkoleniowcy.

- Dla nas to zawsze był Pan Trener - mówi Jerzy Jastrzębowski. - I to bez względu na to, kiedy byśmy się nie spotkali. Jestem wyrazicielem naszej młodej generacji, którą wprowadzał do wielkiej piłki nożnej. Pamiętam nasz awans do II ligi w 1972 roku.

- Ciężko nam na sercu - nie ukrywa Józef Gładysz. - O naszym trenerze i wychowawcy można mówić tylko ciepłe słowa. Spotkałem się z trenerem Rogoczem, kiedy całą grupą zapisaliśmy się do Lechii. To było w 1964 roku. Zdobywaliśmy tytuły pod jego wodzą, a na mistrzostwach Polski juniorów w 1968 roku wprowadził nas do czołowej czwórki. W 1972 roku awansowaliśmy do II ligi, kiedy oparł pierwszy zespół Lechii na swoich wychowankach. Wtedy grali m.in.: Puszkarz, Jahn, Makowski, Głownia, Górski, Zaręba, Jastrzębowski, Szczęsny, Słabik. Nazwałbym Rogocza Kazimierzem Górskim gdańskiej Lechii. To człowiek, który nas kształtował, nie tylko jako piłkarzy, ale też jako ludzi.

Jak Rogocz zostanie zapamiętany?

- Jako człowiek bardzo pogodny - nie ukrywa Jastrzębowski. - Oddany temu, co robił. Zawsze miał dla nas czas, a na treningi przychodziło się z radością. Cieszył się autorytetem i był symbolem wielkiej Lechii. Pamiętam, jak przeżywał, kiedy w 1968 roku awansowaliśmy do finałów mistrzostw Polski juniorów. Mieliśmy zdobyć złoto, a skończyło się na czwartym miejscu.

- Zapamiętam go jako wspaniałego przyjaciela i dobrego człowieka. Był dla nas wzorem pod każdym względem. To był wielki człowiek, ale jednocześnie skromny - powiedział Gładysz.

- Jestem tak załamany, że ciężko mi coś powiedzieć - mówi ze łzami w oczach Roman Korynt, jego kolega z boiska. - To był fantastyczny zawodnik, świetny kolega, jeden z najwspanialszych piłkarzy. Był przykładem dla wszystkich. Nie palił, nie pił alkoholu, był prawdziwym wzorem sportowca.

Gładysz przypomina historię jednego z treningów w juniorach.

- Na głównej płycie trener Rogocz uczył uderzenia zewnętrzną częścią stopy. To były takie rogale, które on nazywał kufusami. To była jego mocna strona. Ustawił nas na rogu pola karnego, wszystko wyjaśnił i trzeba było trafić w okienko dalszego spojenia słupka z poprzeczką. Potem powiedział, że to nam pokaże i zawinął takiego zewnętrzniaka, że nikt by się nie powstydził. Piłka wylądowała w okienku, a w naszych oczach zyskał olbrzymi szacunek - opowiada Gładysz.

Pogrzeb Romana Rogocza odbędzie się na cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku we wtorek o godz. 12.30.

- Chcemy go także uhonorować na pierwszym meczu w Gdańsku - powiedział Michał Lewandowski, rzecznik prasowy Lechii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Roman Rogocz był Kazimierzem Górskim gdańskiej Lechii - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki