Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok kampanii, wyborów i tego, co nastąpi po nich

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
68. posiedzenie Sejmu
68. posiedzenie Sejmu fot. Adam Jankowski
Kiedy jest okazja, to każdy argument jest przydatny, żeby „dowalić” rywalowi politycznemu, bez względu na jakiekolwiek racjonalne argumenty o słuszności, czy też niesłuszności takich działań - mówi dr hab. Jarosław Nocoń, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego.

Czarnym łabędziem nazywa się nieprzewidziane zdarzenia. Czy wybuch wojny na Ukrainie był takim zdarzeniem dla polskiej polityki w roku 2022? Obserwowaliśmy efekt tzw. integracji wokół flagi polskiej sceny politycznej?

Kompromis związany z solidarnością z zaatakowaną Ukrainą miał oczywiście miejsce, choć moim zdaniem był on dosyć płytki. Na politykach wymusiły go poniekąd postawy społeczne. Ten kompromis nie wynikał z głębokiej strategii wszystkich środowisk - tak mi się wydaje. I odmienną motywację miały tu prawicowe ugrupowania, nieco odmienną liberalne, jeszcze inną lewicowe.

Dość płynnie i szybko obserwowaliśmy przejście do określania oponentów politycznych mianem „prorosyjskich”, jak np. Janusz Kowalski określił Donalda Tuska…

Kiedy jest okazja, to każdy argument jest przydatny, żeby „dowalić” rywalowi politycznemu, bez względu na jakiekolwiek racjonalne argumenty słuszności, czy też niesłuszności takich działań. To jest już cecha naszych elit.

Wybory parlamentarne będą najważniejszym wydarzeniem w przyszłym roku? Czy raczej to, co nastąpi po nich… Prezydent Andrzej Duda odegra tu ważną rolę?

Najważniejsze wydarzenia roku będą się wiązały z wyborami, to oczywiste. Po pierwsze z przygotowaniem do wyborów, czyli ze wszelkimi zmianami dotyczącymi ordynacji wyborczej, które Prawo i Sprawiedliwość wdraża lub planuje wdrożyć. Kalendarz wyborczy jest nieubłagany, ale z drugiej strony „pragmatyzm” parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości pokazał nie raz, że oni radzą sobie z takimi wyzwaniami. Sam przebieg wyborów też będzie bardzo ciekawy - nie należy wykluczać, że będą używane pewne mechanizmy, które… powiedzmy będą podejrzane z perspektywy transparentności demokratycznej. Takie zakusy miało już Prawo i Sprawiedliwość już w poprzednich wyborach, w czasie covidu. Większość ekspertów była zgodna, że propozycja wyborów kopertowych przy udziale Poczty Polskiej, była niezgodna z konstytucją. Można się spodziewać, że wykorzystując swoją dominującą pozycję, że partia rządząca będzie chciała mechanizmy „optymalizujące” wynik wyborczy zastosować. Bardzo ciekawy również jestem, co się będzie działo po wyborach, w zależności oczywiście od wyniku wyborczego. Zakładając pozytywny dla obecnej opozycji wynik, nie będzie łatwym zadaniem stworzyć trwałą, solidną i spójną koalicję, bo Prawo i Sprawiedliwość, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nawet jeżeli przegra te wybory, to będzie solidnym przeciwnikiem na opozycji i nie będzie łatwo z nim grać. Ale nie zapominajmy i o tym, co przed wyborami…

Też będzie ciekawie...

Im bliżej wyborów, tym bardziej obóz władzy będzie się „rozłaził”. W zeszłym roku mieliśmy anihilację obozu Gowina i częściowe jego wchłonięcie przez PiS. Nieco inną strategię przyjęła Solidarna Polska ze Zbigniewem Ziobrą, która próbuje być wyrazista przed wyborami, coraz bardziej wchodząc w konflikty ze swoim wielkim sojusznikiem. I skoro dotychczas się to sprawdziło to też zadziała im bliżej będzie wyborów. Prezydent Andrzej Duda staje się bardziej niezależny, a przynajmniej próbuje budować wizerunek coraz bardziej niezależnego i można powiedzieć, szachuje w tej chwili obóz rządowy. W kampanii przedwyborczej, która trwa, widać po stronie obozu władzy działania, które skierowane na aktywizację ludzi starszych, z mniejszych miejscowości, czyli z reguły rezerwuaru wyborców tej partii. Skłonienie elektoratu do udziału w wyborach, de facto propagujące frekwencję, są zgodne z duchem demokracji. Owszem, są one niewątpliwie korzystne z perspektywy oczekiwań tylko jednego obozu politycznego, ale mieszczą się w ramach szerokiego rozumienia gry demokratycznej. Jednak podejrzewam determinacja obozu rządzącego żeby zostać przy władzy, by utrzymać swoje wpływy, może być tak duża, że, w zależności od wyników sondaży, będą mogli sięgnąć po działania, które poza ramy tej gry będą wykraczały.

To spójrzmy na sondaże. One różnią się wynikami w zależności od zamawiającego, natomiast PiS raczej utrzymuje fotel lidera. Niemniej najważniejsze pytanie jest o trendy z tych sondaży dziś wynikające…

Prawidłowości socjologiczne, badania politologiczne mówią właśnie o tym, żeby się przy ocenie sondaży kierować trendami wskazującymi na zwiększające lub zmniejszające się szanse poszczególnych ugrupowań na wyborczy sukces. Ale wiemy też z naszego doświadczenia, że wspomniane wyżej „czarne łabędzie”, wygenerowane specjalnie konflikty tuż przed wyborami albo nawet w ich trakcie mogą aktywizować określone grupy społeczne, przechylając szalę poszczególnych ugrupowań o 2, 3 proc. na jedną, bądź drugą stronę. I to może zdecydować o wyniku wyborów, a nawet kształcie nowych koalicji. Załóżmy, że obecna opozycja wygra wybory. Być może będzie to najłatwiejszy krok. Bo władzę trzeba utrzymać: utworzyć rząd i sprawnie funkcjonować.

Kiedy się porównuje polską politykę krajową z odpowiednikami demokratycznych państw zachodnich, to trudno znaleźć tak długo utrzymujący się pojedynek nazwisk decydujących o kształcie dyskursu politycznego. Kaczyński versus Tusk - nie dziwi to pana?

Mamy wyraźne badania, które pokazują, że obywatele są raczej zmęczeni tym konfliktem, twarzami w nim uczestniczącymi. Choćby poparcie dla Szymona Hołowni wskazuje, że jest miejsce na nowego gracza, na nowego wyrazistego aktora. Można by sądzić, że takim graczem perspektywicznym byłby Rafał Trzaskowski, który kapitał polityczny ma dość duży. Pewne siły odśrodkowe działają w ugrupowaniu rządzącym, mam na myśli Prawo i Sprawiedliwość. Ale jednak struktura zarządzania tą partią ma taki charakter, że bez słowa Jarosława Kaczyńskiego jako lidera, albo bez namaszczenia następcy przez szefa PiS, trudno jest mówić o kimś nowym, mogącym przejąć stery. Na dzień dzisiejszy nie widzę takiej postaci.

Mówił pan o Szymonie Hołowni ale jego ugrupowanie Polska 2050 to niecałe 10 proc. poparcia dziś...

Jestem sceptyczny jeśli chodzi o szanse Polski 2050 i jej lidera Szymona Hołowni, choć nie przez sondaże. Widzę tu pewne analogie do Nowoczesnej Ryszarda Petru, ugrupowań Janusza Palikota, Korwina Mikkego, czy Pawła Kukiza. Te przykłady dokładnie pokazują, że jednak brak osadzenia w strukturach, przede wszystkim brak finansowania z budżetu powodują, że takie ugrupowania, mające być „alternatywną siłą” bardzo szybko padają łupem starych, wyrachowanych graczy politycznych, mających doświadczenie w trwałych działaniach politycznych. Przykładem jest PSL, który dzięki skuteczności, trwałości, sprawności struktur terenowych, mimo że sondaże wciąż ich nie doszacowują, to gdy przychodzi dzień wyborów, to niemal zawsze PSL-owi zapewniają utrzymanie w Sejmie. Hołownia to nowy gracz, korzysta ze pewnej premii. Jednak na scenie politycznej istnieje krótko. I dopiero zobaczymy, jak sobie poradzi wśród zawodowców.

Czy sytuacja gospodarcza Polski może wywołać przepływ elektoratów między ugrupowaniami, czy mamy tu jednak do czynienia z solidnym zabetonowaniem?

Wydaje się, że obecnie to właśnie kryzys gospodarczy w największym stopniu wpływa na sondaże. Co tu dużo mówić, inflacja wyłożyła już niejeden rząd. Oczywiście mamy zmęczenie konfliktem PO z PiS i w pewien sposób głównymi jego aktorami. Natomiast kryzys w największej mierze destabilizuje, demotywuje elektorat PiS-u. I mimo dosyć wygodnej wymówki w postaci konfliktu zbrojnego i wywołanego nim kryzysu energetycznego, ani rząd, ani politycy PiS-u nie brzmią przekonująco, wiarygodnie mówiąc o stanie gospodarki. Wręcz przeciwnie. Opozycja dość dobrze to rozgrywa i wydaje mi się, że jest to jeden prawdziwie uzasadniony argument do tego, żeby skłonić obywateli do myślenia o zmianie układu politycznego.

Próbowałem wysondować zdolności koalicyjne PiS względem poszczególnych ugrupowań opozycyjnych. I Artur Dziambor z Konfederacji, Marek Rutka z Nowej Lewicy zdecydowanie zaprzeczali. Z drugiej strony nie ma i chyba nie będzie tematu wspólnych list opozycyjnych…

To naturalne przed wyborami - nie stawia się na konia, który nie jest faworytem wyścigu, albo który startuje jako potencjalny przegrany. Natomiast wynik wyborczy może zweryfikować różnego rodzaju intencje i deklaracje. Jeżeli się okaże, że Prawo i Sprawiedliwość jest wygranym, to pewnie łatwiej będzie przekonać się przedstawicielom pewnych partii, także ich wyborcom do założenia, że nawet współrządzenie z kimś, kto do tej pory nie był dobrze oceniany, że takie dojście do władzy, daje szansę realizacji swoich postulatów. Przerabialiśmy to chociażby z Kukizem, który był przeciw, ale trochę za, czy z Gowinem, który miał miękki kręgosłup i popierał różne ustawy, choć niechętnie. Polityka to sztuka kompromisów. A możliwość, wizja przejęcia sterów władzy i wpływów z pewnością jest bardzo skutecznym środkiem przekonywującym do współpracy nawet z największym, dotychczasowym przeciwnikiem.

Miejsca w spółkach państwowych również...

Wiadomo, że chodzi o pewne profity, ale w polityce główną rolę odgrywa możliwość realizacji swojego programu, o to, by być skutecznym. Wbrew utartemu stereotypowi większość ludzi nie jest w polityce dla pieniędzy, ale dla działania i realizacji celów, które zapewnia tylko przejęcie władzy.

Kampania przedwyborcza będzie brutalna? Będzie komisja weryfikacyjna w sprawie polityki energetycznej PO/PSL czy wystąpienia Tuska w mediach społecznościowych w różnych sprawach? Inna jakość niż w poprzedniej kampanii?

Już w poprzedniej było brutalnie. Politykom opłaca się być „wyrazistym”. Mówiliśmy już o wiceministrze Januszu Kowalskim. I w młodym pokoleniu polityków coraz więcej jest takich, którzy budują swoją karierę polityczną na wyrazistości. Wedle zasady, nieważne, czy mówią źle, czy dobrze, ale ważne, żeby mówili. To powoduje brutalizację języka debaty i innych chwytów politycznych. Prawda jest taka, że społeczeństwo taki typ uprawiania polityki w pewien sposób wynagradza. Obywatele głosują nie dlatego, że dany polityk jest postrzegany jako ich reprezentant, ale dlatego, że jest postrzegany jako ten, który skutecznie „dołoży” tym, których nie lubią. Taka negatywna motywacja, ten typ działania politycznego zagościła na dobre w naszej polityce. Nie widzę na razie trendu zmieniającego ten stan, zmierzającego do zachowywania norm przyzwoitości w debacie, racjonalności w argumentacji. Kultura polityczna generalnie stała się nieopłacalna.

Wspominał pan, że obywatele są nawalanką polityczną zmęczeni. Jednak końca polaryzacji nie widać. Raczej żadna z przegranych stron nie pogodzi się z rezultatem jesiennych wyborów. Pytanie jest o społeczne koszty takiego obrazu polityki...

Trudno jest przewidywać aż tak daleko. Jednak kilka głównych zagrożeń wynikających z pogłębiania konfliktów politycznych wskazać można. Chodzi o stosunek do Unii Europejskiej, wizję Solidarnej Polski, częściowo PiS, przedstawiającej Wspólnotę jako zagrożenie dla naszego państwa. W dłuższym okresie tego typu narracja może zmienić nastawienie Polaków do UE, zakwestionować nasze uczestnictwo w europejskim projekcie. A to moim zdaniem jest wbrew polskiej racji stanu. Zagrożenie można też potencjalnie wiązać z drugą stroną dyskursu. Gdyby sobie wyobrazić, że wybory wygrywa koalicja obecnych ugrupowań opozycyjnych, a do rządu wchodzą osoby mające radykalne plany eliminacji wpływów PiS w polityce, takie działania zapowiada m.in. Donald Tusk, to spory polityczne będą przenosić się na grunt prawny. A to oznaczać może mobilizowanie elektoratów i generowanie kolejnych, nowych konfliktów. Dwa mało pozytywne scenariusze dla Polski. Ale z drugiej strony może to jest dobry moment, by wśród polityków znaleźć podstawowych graczy, którzy ustalą zasady gry, których fundament byłby niepodważalny. Np. kwestii obronności, naszego uczestnictwa w sojuszach, czy poszanowania kultury politycznej nie tykamy. Byłbym wielkim zwolennikiem takiego rozwiązania. Natomiast przesłanek, perspektyw, żeby mogło do tego dojść, niestety nie widzę. Z historii wiemy, że najbardziej integruje nas wspólny wróg zewnętrzny, ale scenariusza wojny nikt normalny nie chce. Musiałby chyba pokazać się „czarny łabędź”, jako nadzieja dla budowania polskiej wspólnoty narodowej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki