Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice dzieci z Pucka: Teraz chcemy odzyskać Olę, Daniela i Krzysia. Kim są Hanna i Daniel Elendowie? Szukamy odpowiedzi na pytanie

Aleksandra Dylejko, Piotr Niemkiewicz
Hanna i Daniel Elendowie na pogrzebie Klaudii. Dziewczynkę pochowano obok Kacpra, w Żarnowcu
Hanna i Daniel Elendowie na pogrzebie Klaudii. Dziewczynkę pochowano obok Kacpra, w Żarnowcu Roman Kościelniak
Troskliwe, choć nieporadne małżeństwo, które zawiódł system opieki? Nieszczęśliwi rodzice, których dzieci straciły życie przebywając w rodzinie zastępczej? Kim są Hanna i Daniel Elendowie - piszą Aleksandra Dylejko i Piotr Niemkiewicz.

W gdyńskim MOPS z troską patrzą na to, co będzie się działo w piątek, za tydzień, miesiąc, za pół roku... Radca Piotr Pawłowski liczy się z zamieszaniem, zainteresowaniem, nawet kłopotami, które się pojawią jutro, za rok czy trzy lata.

Hanna i Daniel Elendowie, choć przygotowywani, najprawdopodobniej nie zdają sobie sprawy z tego, jak się teraz zmieni ich życie.

Bo w piątek o godzinie 9 w Sądzie Rejonowym w Gdańsku rozpoczyna się proces Anny i Wiesława Cz., rodziców zastępczych z Pucka. Oboje oskarżeni są o znęcanie się nad dziećmi Elendów oraz pobicie ze skutkiem śmiertelnym trzyletniego Kacpra. Annie Cz. postawiono zarzut zabójstwa pięcioletniej Klaudii. On może spędzić w więzieniu od roku do 10 lat. Jej grozi nawet dożywocie.

Oskarżycielami posiłkowymi w tym procesie są Hanna i Daniel Elendowie, biologiczni rodzice zabitych dzieci. Ich pełnomocnikiem jest Piotr Pawłowski. Gdyński MOPS od miesiąca obejmuje małżonków wsparciem w środowisku.

W tej historii ważny jest telefon, bo za jego pośrednictwem dochodzi do punktów zwrotnych.

Franciszek Bronk, zastępca dyrektora MOPS w Gdyni ds. wsparcia rodziny: O tym, że Elendowie przeprowadzają się do Gdyni, ku mojemu zaskoczeniu, dowiedziałem się jakoś na początku lutego od dziennikarki ogólnopolskiej stacji telewizyjnej. Zadzwoniła, bo chciała się upewnić, że jak tu będą, obejmie ich nasz system pomocy.

Potwierdziłem, bo w myśl przepisów, wystarczy, że ktoś przebywa na danym terenie, by gmina miała obowiązek udzielenia mu wsparcia. Oczywiście, taka osoba musi jednak powiedzieć "przychodzę do was, by prosić o pomoc".

Hanna i Daniel Elendowie przyszli. A w zasadzie zostali przywiezieni, bo oboje pochodzą z Odargowa, małej wsi w gminie Krokowa. Ona ma lat 26, on 27. Oboje z połamanymi życiorysami, życiowo niezaradni, z zawodami zdobytymi w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym Zespołu Szkół Zawodowych w Wejherowie.

W czerwcu 2006 roku wzięli ślub, miesiąc później urodziła się Aleksandra. Potem na świat przyszli Klaudia (2007), Daniel (2008), Kacper (2009), Krzysztof (2011) i Marysia (2012).

Z każdym kolejnym porodem sytuacja w domu Elendów stawała się trudniejsza.

- Od 2009 roku byli pod naszą opieką - mówi Katarzyna Wojtowicz, asystentka rodziny z GOPS w Krokowej, która jako ostatnia pracowała tu z Elendami. - Jeszcze gdy mieli tylko trójkę dzieci, pan Daniel zwrócił się do nas o pomoc materialną, na zakup żywności. Gdy pociech przybywało, rosły potrzeby.

Ci, którzy Elendów z tamtych czasów znają osobiście lub teraz prześwietlają ich historię, by znaleźć powód, dla którego w styczniu 2012 roku odebrano im dzieci, co kilka miesięcy później doprowadziło do tragedii, mówią, że Hanna nie radziła sobie z opieką nad maluchami. Nie dbała o dom, nie miała poczucia, że by móc żyć, pewne czynności po prostu trzeba wykonać.

Ale od kogo miała się tej życiowej zaradności uczyć, skoro jej matka jest niepełnosprawna i przebywa w domu pomocy społecznej, a ją wychowywali dziadkowie? I kochali Hannę tak bardzo, że - by tylko było jej dobrze - wyręczali, w czym mogli. Kiedy więc po ślubie poszła na swoje, okazało się, że nie jest w stanie samodzielnie przygotować chociażby mleka dla dziecka. To Daniel był raczej tym, który uprał, ugotował, zajął się dziećmi. I do tego pracował jako piekarz.

Gdy stało się jasne, że zarabia za mało, by utrzymać rodzinę, zaczął sobie radzić, jak umiał. W 2010 roku za kradzież z włamaniem trafił na dwa lata do Zakładu Karnego w Ustce. A w domu pani Hanny zaczęło się dziać coraz gorzej.

W maju 2011 roku GOPS wysłał na pomoc asystenta. Gdy to okazało się za mało - zapewnił usługi opiekuńcze.
- W mojej obecności pani Hania robiła wszystko, czego ją uczyłam. Wychodziłam, a ona jakby zapomniała - Katarzyna Wojtowicz rozkłada ręce. - Każdego dnia powtarzałyśmy to samo. Mycie, sprzątanie, segregowanie prania, gotowanie. Robiła tylko to, co pokazałam jej palcem. Z własnej inicjatywy - nic.

- Sens pracy asystenta jest wtedy, gdy rodzina z nim współpracuje, a w tym przypadku trudno o tym mówić, bo asystentka wyręczała Elendów niemal we wszystkim - zauważa Gabriela Konarzewska, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku. - Czy mogła postąpić inaczej? Angażować się mniej? Dziś powiemy, że tak, ale na pewnym etapie pracy z rodziną, zwłaszcza taką, która ma trudności z przystosowaniem się do normalnego życia, może dojść do ubezwłasnowolnienia w systemie.

Skutek: brudne podłogi, klejące blaty, niepościelone łóżka, sterty nieupranej bielizny. - To, że pokoje były nieposprzątane, można jakoś zrozumieć, przecież tam była piątka dzieci - tłumaczą dziś w GOPS Krokowa, choć nie mogą przeboleć, że należący do wuja Hanny porządny dom jednorodzinny w krótkim czasie Elendowie doprowadzili do ruiny.

Dla dobra dzieci

Rano asystentka zastawała dzieci bez ubrań, kapci, pieluch. Sąsiadka mówi, że w ciągu dnia te starsze bawiły się, skacząc po parapetach. Cała piątka nie rozwijała się adekwatnie do wieku. Nie umiały samodzielnie jeść, powiedzieć, że chce im się siusiu. Ola opuszczała szkołę, bo albo Hanna zaspała, albo akurat wysłała ją na kilka dni do któregoś ze swoich znajomych.

- Miała dużą skłonność do oddawania dzieci pod opiekę innych - wspomina pani Katarzyna. - A to dziadkom, a to rodzicom chrzestnym, a to znajomym... Raz tacy opiekunowie zapytali nas, czy mogliby zatrzymać Olę, bo ona nie chce wracać do mamy.

Sytuacja nabrzmiała, gdy kilkumiesięczny wówczas Krzyś trafił do szpitala. Ale nie zawiozła go tam Hanna. Nie widziała potrzeby choćby odwiedzenia lekarza rodzinnego, mimo że synek gorączkował i miał duszności. O dziecko zatroszczyli się lokatorzy wynajmujący od Elendów mieszkanie w piwnicy.

- Można powiedzieć, że uratowali mu życie - zauważają dziś w GOPS. - Chłopczyk miał obustronne zapalenie płuc, spędził w szpitalu 12 dni. W obawie przed kolejnym takim zajściem złożyliśmy do sądu wniosek o ustalenie miejsca pobytu dzieci, Już wcześniej rodzina była objęta nadzorem kuratora.

W styczniu 2012 roku Elendom odebrano dzieci w trybie interwencyjnym. Nie z powodu biedy (Daniel odbywał wyrok, ale Hanna otrzymywała z GOPS wsparcie finansowe), nie z powodu nałogów rodziców, tylko na skutek niewydolności i nieporadności wychowawczej ich biologicznej matki.

Klaudia, Kacper, Krzyś, Daniel i Ola trafili do domu państwa Cz., do Pucka.

Hanna przeżywała huśtawkę nastrojów. W GOPS w Krokowej złożyła dwa oświadczenia: że chce się rozwieść z Danielem i że nie chce odzyskać dzieci, bo ma już tego wszystkiego dosyć. Żyła, jakby była sama. Zmieniała miejsce pobytu tak często, że GOPS zaczął tracić z nią kontakt. Odwiedzała dzieci w Pucku, ale daleko było do ideału.

Pobyt u Cz. jawił się więc jako najlepsze, co mogło małych Elendów spotkać. Przez pół roku nikt nie wiedział, przez co tak naprawdę przechodzili.

Aż do lipca, gdy pucka prokuratura podjęła śledztwo w sprawie śmierci trzyletniego Kacpra. Miał spaść ze schodów. Odniesione obrażenia wskazywały na przemoc, więc prokuratorzy nabrali podejrzeń, że skrzywdzone już dzieci Elendów, w domu państwa Cz. krzywdzone są jeszcze bardziej. Ale nikt nie zrobił nic, by im pomóc.

We wrześniu zmarła pięcioletnia Klaudia. Miała zachłysnąć się wodą podczas kąpieli w brodziku. Szybko okazało się, że jej śmierć to nie był wypadek.

Cz. zostali aresztowani. Ola, Daniel i Krzysztof trafili do rodziny zastępczej pod Kartuzami.

W Żarnowcu, obok Kacpra, pochowano Klaudię. Płaczących nad trumną Hannę i Daniela pokazały wszystkie telewizje i wszystkie gazety. Pytano, jak można było doprowadzić do takiej tragedii. Daniel zapowiadał, że zrobi wszystko, żeby odzyskać trójkę swoich dzieci.

A do pani Hanny, która zrezygnowała z proponowanej przez GOPS w Krokowej pomocy psychologicznej, zadzwonił Piotr Pawłowski, radca prawny związany wówczas z Pomorskim Centrum Psychotraumatologii, dziś z kancelarią Expert Odszkodowania.

Tak mówi o tamtym telefonie: - Pomoc poszkodowanym przestępstwem to moja specjalizacja. W fundacji, z którą współpracowałem jako wolontariusz, prowadziliśmy program pomocy takim osobom. Współpracownik miał telefon do pani Elend i zapytał, czy jestem zainteresowany tą sprawą. Wykręciłem jej numer, by porozmawiać i zapytać, czy chciałaby pomocy prawnej. Powiedziała, że tak, bo nie wie, co ma robić, jest zagubiona. Pojechałem do niej do Odargowa, potem do pana Daniela do Ustki - i tak się zaczęło.

Pawłowski jest pełnomocnikiem Elendów, zobowiązał się do świadczenia im wszelkiej możliwej pomocy prawnej.
- Będę z nimi tak długo, aż załatwimy wszystko, co musimy załatwić - mówi twardo.

Tymczasem już w listopadzie ubiegłego roku wojewoda pomorski, do którego podpisane przez panią Elend pełnomocnictwo dla radcy trafiło wraz ze złożonym przez Pawłowskiego wnioskiem o udzielenie informacji publicznej, zaniepokoił się treścią dokumentu. W piśmie do wójta Krokowej prosi o udzielenie Elendom bezpłatnej pomocy prawnej, bo "można przypuszczać, że na skutek braku odpowiedniej wiedzy prawnej zarówno p. Hanna jak i p. Daniel Elend nie działają na rzecz swojego najlepszego interesu prawnego.

Zakres udzielonego pełnomocnictwa upoważnia pełnomocnika i ustanowionych przez niego substytutów do odbioru wszelkich kwot pieniężnych przyznanych na (Hanny) rzecz".

Przeprowadzka

Pytania budzi też zasadność pobytu Hanny w Centrum Interwencji Kryzysowej w Gdańsku.
- Sam ją tam zawiozłem - potwierdza Pawłowski. - Powodem była sytuacja rodzinna pani Elend, która w Odargowie została sama. Mieszkała w domu należącym do członka rodziny, który zaczął stwarzać problemy. Pani Hania czuła, że nie jest bezpieczna. Skorzystałem więc z dobrego kontaktu z CIK i zadzwoniłem z pytaniem, czy by jej nie przyjęli. Była wtedy w bardzo poważnym kryzysie psychicznym.

Dziś Pawłowski przyznaje, że wie, że tak nie było, ale 6 listopada, gdy rankiem zabierał Hannę z Odargowa, taki był jego subiektywny punkt widzenia.

- Miałyśmy jechać do Pucka do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Od 7.30 u Hani była opiekunka, ja miałam przyjść o ósmej. Ale Hania zadzwoniła, żebym była później, bo nie jest gotowa. To mnie zaniepokoiło: co ma takiego do roboty, skoro jest opiekunka? Zjawiłam się więc wcześniej i jak się okazało, dobrze zrobiłam. Już gdy byłam w drodze, dzwoniła opiekunka: pytała, co robić, bo przyjechał prawnik. Chciałyśmy się dowiedzieć, jakie ma plany, gdzie Hania jedzie... Wrzucił jej rzeczy do jakiegoś worka, zabrał dziecko. To wyglądało jak porwanie, Hania tak szybko wyszła... Nawet się z dziadkiem nie pożegnała. Proszę sobie wyobrazić schorowanego 82-letniego mężczyznę, jak siedzi i płacze. Nikt Hani z tego domu nie wyrzucał, właściciela nawet tam wtedy nie było. Jesteśmy z nim w kontakcie, mamy oświadczenie że Hania może u niego mieszkać.

Dziś mieszka Agata, koleżanka Hani z podstawówki.

Przed faktem dokonanym

Krzysztof Sarzała z CIK mówi, że o tym, kogo dostaną pod opiekę i że w zasadzie ta opieka się nie należy, dowiedzieli się dopiero, gdy Hanna już była w hostelu CIK.

- Ciężko nam było powiedzieć, że zmieniamy zdanie i nie może zostać przyjęta - przyznaje. - Gdybyśmy od początku wiedzieli, jak sprawa wygląda, pewnie nie byłoby naszej interwencji. Mamy się zajmować nagłymi wydarzeniami, które wymagają szybkiej opieki psychologicznej czy prawnej. A tu stwierdziliśmy, że kryzys psychiczny pani Elend nie dotyczy, że nie wykazuje objawów zakłóconej równowagi emocjonalnej, funkcjonuje normalnie. Na początku nie chciała od nas w zasadzie niczego - tylko pomieszkać, zostać w Gdańsku. Pracownicy GOPS mówili nam, że to osoba niegodna zaufania, która sama nie potrafi nic zrobić przy dziecku. Po kilku tygodniach i ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że bardzo dobrze sobie radzi - dzieckiem opiekowała się sama - jeżeli postawi się jej twarde warunki. Zauważyliśmy, że potrafi i może, jeśli tylko wie, że musi, bo nikt nie odbiera jej prawa do samostanowienia. Oczywiście, potrzebuje dużo wsparcia, pomocy i życiowej mądrości, ale nie w takim zakresie, jak to nam przedstawiano.

W CIK z niepokojem obserwowali, jak do pani Hanny przywożono jedzenie i ubrania, jak przyjeżdżali dziennikarze, których przeganiano, jak bywała manipulowana i wykorzystywana. - Żal mi jej, bo to nie jest osoba, która umiałaby dać temu odpór - podkreśla Sarzała. - Nie jest w pełni samodzielna z racji wykształcenia czy trudnego środowiska, w którym się wychowała.

I, o czym nie wolno zapominać, w Trójmieście jest sama. Jedyna osoba, którą tu zna, to Piotr Pawłowski, a od niedawna asystentka gdyńskiego MOPS.

- "Po CIK" pani Hania stwierdziła, że chciałaby zacząć samodzielne życie - mówi Pawłowski. Wynajęto więc mieszkanie, w którym mieszka z mężem i ośmiomiesięczną córką Marysią.

Mieszkanie jest w Gdyni. Bo w Gdyni, jak mówi Pawłowski, jest najlepsza w Polsce pomoc społeczna, a Elendowie potrzebują wsparcia profesjonalistów, którzy pomogą im wyjść na życiową prostą.

Chcieliśmy ich odwiedzić. Porozmawiać, zobaczyć, jak sobie radzą w nowym miejscu. Odmówili. - Właściciel domu nie życzy sobie gości - tłumaczył Daniel. - Teraz o wszystkim mówi prawnik, do niego trzeba dzwonić.

A prawnik Elendów chroni. Przynajmniej do dzisiaj.

W marcu oboje podpisali kontrakt, na mocy którego zobowiązują się do udziału w projekcie "Rodzina Bliżej Siebie". Na razie plan minimum jako cel dla Hanny zakłada nauczenie się bycia dobrym rodzicem. Cel Daniela to nauka zawodu, który da szansę na pracę. Praktycznie codziennie spotyka się z nimi asystentka. Powoli staje się oczekiwanym gościem, który nie krytykuje i nie ocenia, a z którym szczerze i otwarcie mogą rozmawiać o wszystkim i szukać rozwiązania problemów.

Cel dalekosiężny, o którym mówi Piotr Pawłowski, to odbudowanie życia, umocowanie się w nim i nawiązanie nowej więzi z dziećmi, by mogły kiedyś do rodziców wrócić. Temu mają m.in. służyć spotkania w miejscach udostępnianych przez koordynatora pieczy zastępczej z Kartuz.

- Dzieci strasznie się boją kolejnego porzucenia przez opiekunów - mówi Gabriela Konarzewska. - Widać to podczas terapii: gdy opiekun znika z ich oczu, wynajdą powody, by sprawdzić, czy nowa "mama" na pewno jest za drzwiami i wróci z nimi do domu. Trudno nie oprzeć się refleksji, że rodzice naprawdę nie wiedzą, jaki los zgotowali dzieciom.

Wszystko, co najlepsze

Ten niewiele ponad miesiąc to dużo za mało, żeby powiedzieć, jak się potoczy w projekcie historia Elendów. Bo jak podkreśla Franciszek Bronk, to dopiero początek drogi, a czynnikiem, który zdecydowanie wpływa na ocenę sytuacji i możliwość ustalania i osiągania założonych celów, jest fakt , że oboje są życiowo niezaradni. Ze wstępnych analiz gdyńskiego MOPS wynika, że aktualnie, m.in. ze względu na pełną zależność finansową, nie są zdolni do samodzielnej egzystencji w dużym mieście.

- Niepokoję się, czy będą w stanie patrzeć w przyszłość w kategoriach przyczynowo-skutkowych - przyznaje. - Planowanie, realne myślenie o dalszej przyszłości może stanowić dla nich duży problem. Chcemy zbudować pozytywny kontekst na przyszłość, oferując najlepsze wsparcie, jakim dysponujemy.

Zadania nie ułatwia fakt, że wyrwani ze swojego naturalnego środowiska Elendowie startują w Gdyni od zera, i to pod każdym względem. Złożyli w MOPS oświadczenie, że obecnie nie potrzebują pomocy finansowej, pan Daniel znów nie ma pracy, mieszkają w wynajętym mieszkaniu, opiekują się ośmiomiesięczną córeczką.

Specjaliści zauważają, że być może poradziliby sobie lepiej, gdyby był ktoś z kręgu najbliższych, z kim byliby w głębokiej relacji, kto czuwałby nad tymi wszystkimi sprawami, z którymi być może nie będą sobie w stanie nigdy poradzić.

Na razie czuwa tylko jedna osoba.
Jak długo jeszcze będzie to robić?
I co się stanie, gdy jej zabraknie?

[email protected]
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki