Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica rzezi wołyńskiej. 70 lat po "krwawej niedzieli" obudziły się demony przeszłości

Marek Adamkowicz
11 lipca, początek wakacji. Dla Kresowian, zwłaszcza Wołyniaków, to data, która nie kojarzy się z letnią beztroską. Równo 70 lat temu ukraińscy nacjonaliści przeprowadzili zakrojoną na szeroką skalę akcję mordowania Polaków. Napadano na wioski, nie oszczędzając kościołów, w których ludzie modlili się na niedzielnych mszach św.

Dzisiaj 11 lipca 1943 r. to symbol całej rzezi wołyńskiej - ludobójstwa, jak nazywają ją jedni, albo czystki etnicznej, noszącej znamiona ludobójstwa, jak mówią inni. Za sprawą okrągłej rocznicy obudziły się demony przeszłości. Wyliczane są bestialstwa, jakich dopuściło się OUN-UPA, padają żądania, aby naród ukraiński rozliczył się ze swoją przeszłością i potępił zbrodnie, dokonane na Wołyniu.

Pośród pełnych emocji wystąpień, których apogeum przypada właśnie dzisiaj, warto raz jeszcze wsłuchać się w głos hierarchów polskich i ukraińskich.

W przededniu 70. rocznicy "krwawej niedzieli" metropolita kijowsko-halicki ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego abp większy Światosław Szewczuk, metropolita przemyski obrządku łacińskiego i przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik, metropolita lwowski, przewodniczący Konferencji Episkopatu Rzymskokatolickiego Ukrainy abp Mieczysław Mokrzycki oraz metropolita przemysko-warszawski Kościoła bizantyjsko-ukraińskiego abp Jan Martyniak wystosowali wspólny list w sprawie rzezi wołyńskiej.

To lektura, która w tym szczególnym dniu powinna być obowiązkowa. A rozpoczyna się ona od słów Ojca św. Jana Pawła II: "Niech dzięki oczyszczeniu pamięci historycznej wszyscy będą gotowi stawiać wyżej to, co jednoczy, niż to, co dzieli".

- Wiemy, że chrześcijańska ocena zbrodni wołyńskiej domaga się od nas jednoznacznego potępienia i przeproszenia za nią. Uważamy bowiem, że ani przemoc, ani czystki etniczne nigdy nie mogą być metodą rozwiązywania konfliktów między sąsiadującymi ludami czy narodami, ani usprawiedliwione racją polityczną, ekonomiczną czy religijną - napisali hierarchowie, dodając, że: "obiektywne poznanie faktów oraz ukazanie rozmiarów tragedii i dramatów przeszłości staje się dzisiaj pilną sprawą historyków i specjalistów, bo tylko poznanie prawdy historycznej wyciszyć może narosłe wokół tej sprawy emocje. Apelujemy więc do polskich i ukraińskich naukowców o dalsze badania oparte na źródłach i o współdziałanie w wyjaśnianiu okoliczności tych przerażających zbrodni, jak również sporządzenie listy imion wszystkich, którzy ucierpieli. Widzimy też potrzebę godnego upamiętnienia ofiar w miejscach ich śmierci i największego cierpienia".

Słowa duchownych potwierdzają badania, przeprowadzone niedawno przez CBOS. Wykazały one, że domagając się od Ukraińców pamięci o ofiarach UPA, sami mamy do nadrobienia wiele zaległości:

  • aż 47 proc. badanych zadeklarowało, że nie wie ani kto był sprawcą zbrodni wołyńskiej, ani kto był jej ofiarą,
  • natomiast 7 proc. ankietowanych stwierdziło, że rzeź wołyńska to zbrodnia dokonana na Polakach przez Niemców lub Rosjan.

Wedle tych samych badań, wspólna przeszłość Polaków i Ukraińców postrzegana jest raczej jako potencjalna przyczyna konfliktu niż podstawa, na której można budować dobre sąsiedztwo. Ponad połowa respondentów (54 proc.) wyraża opinię, że wspólne doświadczenia z przeszłości są tym, co dzieli oba narody, zaś tylko jedna czwarta (24 proc.) jest zdania, że historia łączy Polaków i Ukraińców.

Prof. Igor Hałagida, historyk z Uniwersytetu Gdańskiego, uważa za paradoks, że Polakom łatwiej było po wojnie pojednać się z Niemcami, którzy wymordowali nieporównywalnie więcej ludzi i doprowadzili do gigantycznych zniszczeń, niż z Ukraińcami, z którymi przez wieki mieliśmy wspólną historię.

Z drugiej strony rację ma również prof. Adam Daniel Rotfeld, współprzewodniczący Polsko-Rosyjskiej Komisji do Spraw Trudnych, wskazując, że relacje Polaków z poszczególnymi sąsiadami są rozmaite i nie ma tutaj sztancy. Jest za to dobry przykład, a za taki uchodzi list biskupów polskich do niemieckich z 1965 r., w którym padły znamienne słowa: "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie".

Wypowiedziane zaledwie 20 lat po najtragiczniejszej z wojen dla wielu były wstrząsem. Dzisiaj podkreśla się, że były one spojrzeniem wybiegającym poza horyzont. Dlatego, przypominając słowa orędzia biskupów polskich i niemieckich, należy podążać drogą dialogu - rozmawiać, pokazywać i przekonywać. To proces, który nie ma końca.

Zdaniem prof. Rotfelda obecne stosunki polsko-ukraińskie są tak dobre, że nie należy zwlekać z rozliczaniem przeszłości. Przypomina też, że relacje polsko-niemieckie zaczęły się poprawiać od momentu, kiedy Niemcy uznali, że to były ich zbrodnie, co nie znaczy, że następne pokolenie też tak będzie uważać.

Wymagając takich "ćwiczeń z pamięci" od innych, zacznijmy jednak od siebie, żeby nigdy więcej nie powtórzyła się sytuacja z pewnym posłem SLD (nazwisko litościwie przemilczamy), który stwierdził, że powstanie warszawskie wybuchło w 1988 r., a stan wojenny wprowadzono rok później.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki