Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Więckiewicz: Wąsy, które mogą otworzyć drzwi do Hollywood

Ryszarda Wojciechowska
Czy rola Wałęsy otworzy aktorowi drzwi do Hollywood?
Czy rola Wałęsy otworzy aktorowi drzwi do Hollywood? P. ŚWIDERSKI
Jesień będzie należała do tego jednego aktora - bo wszyscy czekają na to, jak wypadnie na ekranie, nie tylko jako Lech Wałęsa. O rolach Roberta Więckiewicza pisze Ryszarda Wojciechowska

Mówią, że to będzie jego rok. Rok więckiewiczowski. Najpierw zobaczymy go jako Lecha Wałęsę, potem jako... Adolfa Hitlera w "AmbaSSadzie", by wreszcie przyjrzeć mu się w "Pod Mocnym Aniołem". Robert Więckiewicz dla wielu dziś to genialny aktor i genialnie... zapracowany.

Zrobi się szum i wrzawa

Jeszcze jest wokół niego cicho. Ale ci, którzy się filmem interesują, wiedzą, że to cisza przed burzą. Za kilka tygodni wszystkie światła kamer będą skierowane na niego. Zrobi się szum i wrzawa. Bo Robert Więckiewicz jako filmowy Wałęsa nie tylko będzie wzbudzać ogromne zainteresowanie, ale też wielkie emocje. Jednych zachwyci, innych rozdrażni. Przy takim bohaterze filmowym, to nieuniknione.

Już dawno żadna rola nie rozpalała tak mocno polskiej widowni jak rola filmowego Wałęsy. Najpierw z napięciem oczekiwano - kto zagra. Media i fora internetowe prowadziły własne, wirtualne castingi. Spekulacjom nie było końca. Kiedy już okazało się, że Wałęsą będzie Więckiewicz, komentowano: - No dobrze, a kto miałby zagrać, jeśli nie on?
I zagrał fenomenalnie. Jest bardziej Wałęsą niż jego bohater - słychać było na planie. Dla Janusza Głowackiego - pisarza i scenarzysty "Wałęsy. Człowieka z nadziei", Więckiewicz to "prawdziwy" Lech. Głowacki stwierdził, że aktor Wałęsę wyczuł i poczuł.

Widzowie - za, a nawet przeciw

Ale do premiery jeszcze trochę czasu. Ta światowa planowana jest na początku września podczas festiwalu w Wenecji, a polska pod koniec września. Ale internauci już dzielą się emocjami. Są zwolennicy i przeciwnicy roli, a tym samym również aktora. Jestem za, a nawet przeciw - niektórzy dowcipkują, komentując to, że Więckiewicz stał się filmowym Wałęsą. Ale nie brakuje też wpisów typu - po co mu to? To te bardziej oględne.

Na razie aktor milczy. Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć, pytany o tę rolę, powiedział: - Nie wiem, czy będzie najtrudniejsza, ale z pewnością będzie trudna. Przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze - bohater jest współczesny, żyjący. Po drugie - to jeden z najbardziej znanych Polaków i sądzę, że w Polsce jest kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt milionów "ekspertów" od Wałęsy i pewnie każdy z nich zechce mieć swoje zdanie.
Jedno nie ulega wątpliwości - to najlepszy i najbardziej wzięty aktor swojego pokolenia. I całkiem nieźle "zarządzający" swoją karierą. Nie bez udziału żony, która jest jego menedżerką.

U boku bardziej znanych

I pomyśleć, że jeszcze jakieś dziesięć lat temu na hasło: Robert Więckiewicz mógł paść odzew: - A kto to jest?
Bo aktor na swoje duże role filmowe, od dyplomu w szkole aktorskiej czekał kilkanaście lat. Można go nawet nazwać późnym debiutantem. Bo nie licząc serialowych ogonów, zadebiutował jako trzydziestoparolatek. Ale najpierw dał się poznać w aktorskiej drobnicy, co mu zresztą dobrze zrobiło, bo w tych niewielkich rólkach twórcy dostrzegli jego wielki potencjał.
Takim punktem zwrotnym była dla niego rola w filmie Juliusza Machulskiego "Vinci". Grał tam u boku Borysa Szyca, chociaż to raczej Szyc grał przy nim. Bo Więckiewicz - można powiedzieć - "skradł" wtedy film. Cwaniaczkiem Cumą z "Vinci" wypłynął więc na szerokie wody. Ale to gangster Blacha z serialu "Odwróceni" i filmu "Świadek koronny" dał mu prawdziwie rozpoznawalną twarz.

Jednak potem potrzebował paru lat, żeby odkleić od siebie ten komediowo - gangsterski wizerunek. I żeby sobie - jak żartowano - nieźle teraz pogrywać u takich reżyserów jak Agnieszka Holland, Marek Koterski czy wreszcie Andrzej Wajda.
W drzwiach do Hollywood

Juliusz Machulski powiedział, że Więckiewicz po filmie "W ciemności" włożył nogę w drzwi z napisem Hollywood. Teraz przed światową premierą "Wałęsy. Człowieka z nadziei" padają pytania - czy ten film otworzy mu te drzwi na dobre?
W każdym razie trwają spekulacje na temat tego, że "Wałęsa..." będzie polskim kandydatem do Oscara. On sam te marzenia kwituje z humorem, że może jak będą potrzebowali jakiegoś ukraińskiego pasterza, to wtedy do niego zadzwonią.
Tak czy inaczej, nie ma wątpliwości, że aktor ma pozycję jeśli nie idola, to na pewno zawodowca na szczycie. Świadczy o tym choćby liczba produkcji filmowych w ostatnich latach z jego udziałem: "Różyczka", "Kołysanka", "Wymyk", "Trick", "Baby są jakieś inne"...

Reżyser Greg Zgliński rolę Alfreda w "Wymyku" pisał tylko dla niego, ze świadomością, że albo zagra Więc-kiewicz albo... nikt inny. Agnieszka Holland po zdjęciach do "W ciemności" powiedziała, że to polski Sean Penn. Są tacy, którzy mówią, że to jednak polska wersja młodszego Roberta de Niro. Że potrafi jak ten wielki aktor hollywoodzki zagrać komediowo i dramatycznie.

Filmoznawca Krzysztof Kornacki charakteryzuje jego aktorstwo tak: - Więckiewicz broni się tym, że jest ekstrawertyczny, gwałtowny w swoich reakcjach. Działa na zasadzie silnika - jest cichy, ale jednocześnie potrafi wybuchnąć. Taki brutalny ekstrawertyk, który zagarnia cały ekran. Jeśli się przyjrzeć jego rolom w "Świadku koronnym" czy "Wszystko będzie dobrze", gdzie gra trenera pijaczka, to na ekranie widzimy takiego chłopa z gębą, żeby nie powiedzieć z niewyparzonym ryjem.

Daleko od celebry

Skoro już o urodę aktora zahaczyliśmy, to tu zdania są podzielone. Dla jednych jest brzydki jak noc, dla innych seksowny, z nieodpartym czarem. No i ten głos - słychać zachwyty.
Sam Więckiewicz ma do tych porównań spory dystans. O swoim głosie mówi, że to aksamit leciutko przetarty papierem ściernym. O urodzie, że niezbyt nachalna. Nie zżyma się na pytania o bliznę na twarzy i mówi, że jej nie zamierza zlikwidować, bo to najfajniejsze, co ma.

Nie jest na pewno typem celebryty. Niechętnie udziela wywiadów, nie bierze udziału w telewizyjnych show, nie sprzedał swojej twarzy jakiejś nachalnej reklamie. Ale i on nie uniknął klasycznego magla i zainteresowania jego życiem prywatnym. Przed paroma miesiącami tabloidy i portale internetowe pisały o kryzysie w jego małżeństwie, o tym, że miał odejść od żony i powrócić. Potem ucichło szczęśliwie.

A potem Hitler

Na zainteresowanie mediów jest już skazany. Bo kiedy już opadnie medialny kurz po filmie "Wałęsa. Człowiek z nadziei", do kin wejdzie "AmbaSSada" Juliusza Machulskiego, w której Więckiewicz zagra Adolfa Hitlera. Kolejna rola z wąsami - można by powiedzieć. Obok niego w roli Ribbentropa - Nergal. Więc cicho wokół filmu nie będzie.
Prawdę powiedziawszy Machulski ma słabość do Więckiewicza, bo to już kolejny raz kiedy go obsadza w swojej produkcji. Zaczęło się od "Pieniądze to nie wszystko", gdzie aktor zagrał kominiarza. A reżyserowi wybór podpowiedziała Stanisława Celińska, mówiąc, że w jej teatrze jest taki fajny, utalentowany człowiek. Potem już był "Vinci", "Ile waży Koń Trojański", "Kołysanka", no i teraz "AmbaSSada".

W przyszłym roku jest z kolei spodziewana premiera kolejnego filmu z jego udziałem - "Pod Mocnym Aniołem" na podstawie prozy Jerzego Pilcha, w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Więckiewicz gra człowieka na krawędzi, pisarza alkoholika. Już teraz wyrokuje się, że przy takim tercecie: Więckiewicz, Smarzowski, Pilch, to musi być hit.
Sam Robert Więckiewicz w wywiadach mówi o dystansie do własnej kariery i popularności. Cytuje Marka Kondrata - że nie ma nic gorszego, niż aktor anonimowy. Ale też dodaje: - Ten zawód jest dla ludzi. A popularność to duży bonus.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki