18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Gwiazdowski: Wybieramy polityków, którzy nie dadzą się odepchnąć od żłoba ROZMOWA

rozm. Tomasz Słomczyński
Lucyna Nenow/archiwum PP
Z dr. Robertem Gwiazdowskim, prezydentem Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Tomasz Słomczyński.

Przy okazji afery taśmowej w PO po raz kolejny dowiadujemy się o czymś, o czym wszyscy wiemy, a za każdym razem nas to bulwersuje. Mam na myśli handel stanowiskami w spółkach Skarbu Państwa. Niedawno zaś mieliśmy okazję przekonać się o nepotyzmie w agencjach rządowych. Jak temu zaradzić?

Sprywatyzować. Innego rozwiązania nie ma, wszystkie inne rozwiązania będą udawaniem. Dla ludzi oczywiste jest, że odbywa się obsadzanie stanowisk według klucza partyjnego. A to, że właśnie teraz wybuchła afera, to efekt tego, że odwróciły się trendy PR-owskie. Premier coraz gorzej daje sobie radę z mediami, więc teraz media na niego wsiadły. Jeszcze kilka lat temu premier był teflonowy... Tak czy inaczej, najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji jest prywatyzacja. W prywatnej spółce nikt się mnie nie czepia, czy ja u siebie zatrudniam córkę, żonę kolegi albo kogoś jeszcze innego... To moja prywatna sprawa. Z drugiej strony, prywatny przedsiębiorca nie będzie dokładał do interesu, to znaczy nie zatrudni durnia. A niestety, w spółkach Skarbu Państwa to się zdarza.

Stosowanym często kontrargumentem przeciwko prywatyzacji jest przekonanie, że władza publiczna jako właściciel spółki ochroni interesy obywatela.

Ha ha. A niby dlaczego miałoby tak być? Proszę mi podać choć jeden przykład, że tak było.

Nie podejmuję się... Przywołuję pewną retorykę, która się pojawia przy okazji dyskusji o prywatyzacji w Polsce.

Retorykę dostosowuje się do sytuacji. Jak pan stara się dziecko przekonać do tego, żeby zjadło niedobre lekarstwo, to również używa pan jakiejś retoryki. I wszyscy ci zwolennicy państwowych przedsiębiorstw, którym głównie zależy na tym, żeby mogli w tych przedsiębiorstwach umieszczać swoich kolesi, używają tego typu retoryki, bo przecież nie mogą powiedzieć, że chodzi im o kolesi.

Jeszcze wysuwany jest taki argument: nie możemy prywatyzować branż tak zwanych strategicznych, bo przyjdą Niemcy albo Rosjanie i nas wykupią, pozbawiając nasz kraj bezpieczeństwa i niezależności, na przykład w sprawach energetyki.

A czy Niemcy mają jakiś państwowy koncern naftowy? Nie mają. No to my musimy mieć dwa. Amerykanie mają? Nie mają. To nie jest tak, że urzędnicy państwowi muszą się zachowywać jak właściciele. Państwo, pełniąc funkcję regulatora, może spokojnie chronić interesy obywatela i nie musi umieszczać swoich ludzi w samych spółkach.

Obywatele kupują taką retorykę, z której wynika, że polityk w spółce będzie dbać o interesy obywatela?

Nie. Każdy wie, jak to działa. Problem polega tylko na tym, że czasami mniej, czasami więcej mówi się o tym w mediach. To jest bardziej problem mediów niż ludzi. Bo ludzie wiedzą, że politycy zawsze będą swoje lody kręcić.

Wierzy Pan w to, że któraś z partii politycznych sama się pozbawi tego przysłowiowego żłoba, przy którym stoi?

Absolutnie nie wierzę.

To kto ma polityków tego żłoba pozbawić?

Obywatele, którzy wybiorą kogoś, kto w końcu tę prywatyzację przeprowadzi.

Ale obywatele mogą wybierać tylko polityków, a ci, jak już powiedzieliśmy, nie będą zainteresowani taką prywatyzacją.

Dlatego, niestety, pozostajemy w zamkniętym kręgu, z którego nie jesteśmy w stanie się wyrwać - dopóty, dopóki nie nadejdzie taka katastrofa, jaka się przydarzyła naszej gospodarce w 1988 roku, kiedy komuniści musieli zrezygnować z obsadzania wszystkich stanowisk swoimi ludźmi. Prędzej czy później przyjdzie taki czas, kiedy nie będzie już z czego dokładać.

Myśli Pan, że scenariusz takiej katastrofy gospodarczej, jak ta z 1988 roku, jest realny?

Gdybyśmy w 2005 roku mówili, że w Grecji różnie może być, to ludzie pukaliby się w czoło. A jednak się wydarzyło. Gdybyśmy dzisiaj mówili, że za pięć lat wydarzy się w Polsce katastrofa jak ta z 1988 roku, to pewnie ludzie pukaliby się w czoło. Przy czym - ja nie mówię, że do takiej katastrofy dojdzie, ale mówię, że jest możliwa. Im więcej politycy będą robić głupot, im więcej będzie niejasnych, zupełnie niepotrzebnych historii, jakich teraz jesteśmy świadkami, tym większe prawdopodobieństwo, że ten scenariusz się wydarzy. Przy czym sprzedane stanowiska w KGHM to jest stosunkowo niewielka szkoda. Dużo większą szkodą są źle pobudowane autostrady, obudowane jakimiś ekranami dźwiękoszczelnymi, które nie wiadomo, po co w ogóle są, źle prowadzona jedna czy druga budowa... To są rzeczy poważniejsze od handlu stanowiskami w KGHM.
[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki